Spodziewaj się niespodziewanego cz.23

Obudziłam się w nocy, po kolejnym z serii koszmarów, które mnie nawiedzały. Nawet nie chciałam przypominać sobie, co dokładnie mi się śniło, bo na samą myśl, dostawałam gęsiej skórki. Podniosłam się z łóżka i odsłoniłam rolety. Świtało już, a słońce wyłaniało się zza horyzontu. Na dworze było tak spokojnie, ten widok dodawał mi siły.

Chwila po chwili wracała mi świadomość. Świadomość tego, co wczoraj usłyszałam z ust własnej matki. Nie wiedziałam już co jest gorsze: sen czy rzeczywistość? Jak ja mam żyć w tak chorym i sztucznie wyprodukowanym układzie? Tak, był on wyprodukowany. Stworzony specjalnie, na potrzeby zaistniałej sytuacji. Nie wiem czy była tam choć najmniejsza cząstka prawdziwych uczuć?

Najgorsze jednak jest to, że podświadomie zaczęłam po raz kolejny łączyć fakty, a z tego nie wyszło nic dobrego. Skoro Adam grał, dla zachowania pozorów, dobrego imienia i braku utraty kontroli nad swoimi interesami, to czy aby Marcin nie robił tego samego? Sam przyznał, że gdy przyjaciel mamy, urabiał ją w Spa, on urabiał mnie w domu. Może nie dosłownie, ale jednak tak było.

Traciłam już zdrowy rozsądek. Nie chcąc węszyć kolejnych spisków, udałam się do kuchni. Zwykle nie starcza mi czasu na spożycie posiłku zwanego śniadaniem. A teraz miałam ku temu okazję. Zaczęłam robić sobie poranną kawę, kiedy poczułam coś niespodziewanego.

Ręce oplotły mnie w pasie, a drugie ciało ufnie wtuliło się w moje. Czułam ruchy jego klatki piersiowej na plecach i poczułam rozluźnienie. Po nerwowym wieczorze i poranku, w końcu złapałam oddech. To było miłe. Tak po prostu, bez żadnego ale. Już chciałam się odwrócić, by przywitać się z ukochanym pocałunkiem o poranku, ale usłyszałam "dzień dobry” wypowiedziane tak dziwnym tonem, zupełnie jakby nie jego. I wtedy zrozumiałam. Odskoczyłam od niego z piskiem, który momentalnie rozszedł się po całym mieszkaniu

Jego zachowanie było tak łudząco podobne do zachowania Marcina, że niemalże uwierzyłam, że to on jest obok mnie. Jednak myliłam się o całe lata świetlne. Marcina nie było koło mnie.

I nagle zaczęłam sobie wyrzucać: jak ja mogłam się poczuć bezpiecznie w tych ramionach?!

Mama w ułamku chwili zmaterializowała się koło nas, usiłując dociec co tak naprawdę się stało. Z pewnością obudziły ją moje wrzaski.

- Nic się nie stało, po prostu się wystraszyłam, myślałam, że jestem tu sama – czułam na sobie wzrok Adama. Te słowa zostały wypowiedziane sztucznie, na pokaz, a nie naprawdę.

- Przestraszyłam się, gdy usłyszałam twój pisk kochanie, na pewno wszystko gra?

- Tak mamo – kłamstwo gładko przeszło mi przez gardło.

- No to dobrze, w takim razie idę wziąć prysznic.

I tak po prostu wyszła, a ja usłyszałam głos, który nawiedzał mnie po nocach:

- Bardzo dobre posunięcie – pochwalił mnie niepotrzebnie, bo nic nie robiłam dla niego, a jednak wyszło tak, jak on tego chciał.

- Poczekaj – usłyszałam za sobą – musimy sobie wyjaśnić kilka spraw.

A ja miałam w nosie jego sprawy i pewnym krokiem udałam się do swojego pokoju. Po kilku sekundach już miałam towarzystwo. Czego on ode mnie chciał?

Szybkim ruchem zamknął za sobą drzwi i stanął tak, że swoją osobą mi je przesłaniał. Wyglądał tak, jakby się bał, że się na niego rzucę, ogłuszę, po czym zacznę uciekać wzywając pomocy po wsze czasy. Ale czy ja wyglądałam na osobę, porywającą się z motyką na słońce? Moje ostatnie doświadczenia, uświadomiły mi, że i tak nie warto…

- Czego chcesz? – zapytałam oschle.

- Posłuchaj mnie, to że twoja matka jest ze mną związana, nie oznacza, że ty masz u mnie jakąś taryfę ulgową.

Czy ja śnię, czy on to mówił na poważnie? On?! Człowiek, który powinien być mi wdzięczny, że zamknęłam jadaczkę i nie pokrzyżowałam mu żadnych planów?! Że umożliwiłam mu zdobycie wszystkiego, włącznie z moją matką, odpuściłam, by on mógł wygrać, a on śmie uważać się teraz za łaskawcę?

- Ty u mnie tym bardziej jej nie masz, więc opuść mój pokój zanim przestanę być dla ciebie miła.

- Słuchaj gówniaro, nie ty tu dyktujesz warunki. – Zdenerwował się.

- A mi się wydaje, że jednak ja mam w swoim własnym domu o wiele więcej do powiedzenia niż jakiś oszołom, także bądź tak miły i zamknij drzwi od drugiej strony. – Jaśniej chyba już mu nie mogłam dać do zrozumienia, że nie życzę sobie jego towarzystwa w tym miejscu. W sumie to w ogóle go sobie nie życzyłam, ale w innym miejscach jeszcze byłam w stanie go znieść, ale w moim pokoju – nie.

- Co za bezczelny, rozwydrzony bachor! – Wrzasnął i podszedł do mnie, chwytając okrutnie mocno za ramię.

Tego było już za wiele. Kim on do cholery jest, żeby traktować mnie jak rzecz, którą może dowolnie, pod siebie ustawiać?!

- Wypierdalaj stąd! – Jednak dało się jaśniej wytłumaczyć mu, żeby sobie poszedł.

Puścił moje ramię, patrząc z prawdziwą nienawiścią w moje oczy, a na odchodnym grożąc mi:

- Jeszcze mnie popamiętasz.

Chciałam się rozpłakać, ale coś wewnątrz mnie mi to uniemożliwiało, zupełnie tak, jakbym nagle nie była do tego zdolna. Miałam ochotę chociaż przytulić się do muskularnego ramienia Marcina, ale zaraz powróciły do mnie moje wcześniejsze przemyślenia. Przecież nie mogłam być słaba, bo jeżeli taka będę, to życie skopie mnie o wiele mocniej i boleśniej niż już to robi. Muszę być twarda i nauczyć się sama rozwiązywać swoje problemy. Nie mogę wiecznie polegać na innych, bo tych innych nie będzie przy mnie zawsze. Powinnam być samodzielna. I właśnie nadszedł czas, by tej samodzielności się nauczyć. Najwyższy czas.

Umyłam się, ubrałam, uczesałam włosy, spakowałam torebkę, założyłam buty i mówiąc ‘cześć’ wyszłam z domu. Robiłam to zupełnie mechanicznie, jakby beznamiętnie. Obojętnie, tak jakbym była wypruta z emocji, których ostatnio miałam aż za nadto.

Trochę miałam do uporządkowania i szykowały się wcale nie małe zmiany.

Dotarłam do szkoły jakieś pół godziny później i pierwszą osobą, która rzuciła mi się w oczy, była Agata. No tak. Prawie o niej zapomniałam.

- Magda! – wrzeszczała jak oszalała, zwracając tym uwagę nie jednego z uczniów.

- Nie drzyj się tak – ofuknęłam ją.

- Magda… ja.. – jąkała się, była zmieszana. Była współwinna. – Przepraszam no!

Popatrzyłam na nią z bladym uśmiechem na twarzy. Jedno, głupie, banalne, pierdolone słowo, a wzbudziło we mnie falę agresji i co rusz powracającego żalu. Co miałam zrobić, poklepać ją po ramieniu i odrzec, że nic się nie stało? Jak przyjaciel może nas tak zawieść?

- Zrozum mnie, wystraszyłam się, spanikowałam… i uciekłam.

Tak, to prawda. Uciekła, zostawiając mnie na pastwę tych bandytów. Nie zainteresowała się, nie próbowała ratować, nie próbowała udzielić mi pomocy, a teraz ja nie zamierzałam dać jej drugiej szansy.

- Oni mnie dogonili – no proszę, więc jednak im nie umknęła – oni mnie zastraszyli, zabronili mi… – niemal już łkała.

- To już nieważne – wydusiłam niemalże wbrew sobie.

Nie wiem jak tak nieprawdziwe słowa przeszły mi przez gardło. To już nie ważne? Dobre sobie! Nie mogłam jej wybaczyć, nie po tym co zaszło. Jeżeli już raz się ode mnie odwróciła w momencie, gdy mogłam tylko na nią liczyć, to z pewnością zrobiłaby to po raz kolejny. A ja nie pozwolę sobie na doświadczenie tak bolesnego ciosu po raz drugi. Zdrajcom się nie wybacza, bo litość to zbrodnia…

Nagle naszła mnie myśl: co jeśli nie wpadłabym na pomysł z Marcinem i co, jeśli on by się nie zjawił? Co by się ze mną stało?!…Po chwili dało się słyszeć moje głośne:

- Kurwa!

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1486 słów i 7923 znaków.

4 komentarze

 
  • Zniecierpliwiona:)

    Szybciutko kolejna część:*

    28 paź 2014

  • Ola ;*

    Dodasz jeszcze dzisiaj kolejną część? Opowiadanie jest cudowne !

    26 paź 2014

  • astronautka

    Czesc py... Znowu. Opowiadanie swietne, tylko nie wiem czemu takie krotkie sa ostatnio?? To ja tak szybko czytam czy ty krotko piszesz? Piekne...

    25 paź 2014

  • Py64

    Ehhhh...nie muszę chyba nic mówić. Staram się ograniczyć jedno słowo.

    25 paź 2014