Razem pokonamy cały świat. CZĘŚĆ 2

Założyłam dodatkowo jakąś bluzę, żebym nie zmarzła i zeszliśmy na dół. Ubraliśmy się ciepło po uszy, to znaczy ja. Mateusz jak zawsze miał goło pod szyją, podziwiałam go.  
- więc gdzie się udajemy? – spytałam z delikatnym uśmiechem, który był schowany pod szalikiem.
- pomyślałem, że możemy przejść się do Nocnego Klubu, jest całkiem niedaleko. Po za tym wpuszczają od 17 roku życia, nie będzie tam żadnych 14-sto Latków udających, że mają 16 czy niewiadomo ile. – nienawidził takich ludzi. Jemu się nigdy nie spieszyło na takie imprezy.
Usłyszawszy nazwę tego klubu od razu przeszły mnie dreszcze i poczułam okropny ból w środku. Zawsze z Tomkiem tam chodziłam, bawiłam się z nim świetnie. A teraz.. Cholera. Dlaczego ja wszędzie z nim byłam? Każde wspomnienie chwili spędzonej z nim coraz bardziej boli… Przecież go już…
- ejj, Laura. Co jest? – spytał przerywając moje myśli, nie odpowiedziałam. – co się z Tobą dzieje?
- nic, nic. – po chwili dodałam – idźmy tam. Prowadź – przecież idealnie znałam tą drogę, po co ja to powiedziałam? Bez sensu…  
Szliśmy tak w ciszy. Mateusz dobrze wiedział, że nie lubię kiedy mnie zaczyna wypytywać. Jak chce to mu sama powiem. Wie o tym. Po za tym jak już coś mówię to on reszty się przeważnie domyśla. I zazwyczaj trafia w sedno.
Po kilkunastu minutach doszliśmy na miejsce. Nos miałam cały czerwony, tak samo jak policzki. Zresztą Mateusz także.  
Na sam początek usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy po jednym drinku. Kiedy już wypiliśmy pierwszy zaczęliśmy zamawiać kolejne, nie było problemów, w końcu Mateusz ma już 19 lat... Piłam, bo chciałam zabić ten cholerny ból w środku. Myślałam, że to pomoże. Tak jak każdy normalny człowiek, który stracił bliską osobę. Norma.
Można powiedzieć, że po godzinie całkiem nieźle jeszcze ze mną było. Poszliśmy na parkiet.  
Dosłownie wtopiliśmy się w tłum wirujących ludzi. Muzyka była do kitu, ale jak jest już się po kilku drinkach to i nawet przy takiej da rade potańczyć.
Całkiem nieźle się poruszał. Wszystkie ciemne pasma włosów na jego głowie ruszały się swobodnie, każde w inną stronę. Jego jasne zielone oczy, w których zawsze był blask radości zdawały się ciemne, zapewnie przez to światło na sali.  
Ten wieczór minął bardzo szybko. Równo z 3 nad ranem wyszliśmy z klubu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. To znaczy, nie szłam o własnych nogach. Niósł mnie. Zawiesiłam mu się na szyi, a on złapał mnie za nogi. Szliśmy tak cały czas. Zadawało mi się, że ta droga coraz bardziej się dłuży. Poczułam, że w pewnej chwili stałam się dla niego ciężarem. Nie dziwie się. Był zmęczony tak samo jak ja i w dodatku miał mnie na plecach.
- Wiem, że nie należę do najlżejszych. Daj spokój, puść mnie. Dam rade pójść samemu – starałam się, żeby zabrzmiało to poważnie, chociaż miałam ochotę śmiać się cały czas, nawet i bez powodu.
- Phi, zdaje Ci się. Nie utrzymasz się przez sekundę na nogach – oczywiście, upierał się przy swoim. No ale to ja lepiej wiedziałam, prawda? Pomimo jego uporu zeskoczyłam.
Niestety upadek nie był zbyt wygodny, spadłam na plecy. Poślizgnęłam się. Świetnie. Próbowałam się podnieść, co za dobrze mi nie wychodziło, ale zebrałam w sobie siłę i pewna siebie wstałam. Momentalnie moje nogi zrobiły się jak z waty i zaczęłam się lekko chwiać. W myślach błagałam tylko o to, żeby się ponownie nie przewrócić.  
Z dumnie uniesioną głową ruszyłam z nadzieją, że dam radę dojść do domu. I szło mi coraz lepiej. Czułam się też o wiele lepiej. Ale szliśmy w milczeniu.
- Dlaczego się nie odzywasz? – spytałam i po chwili zdałam sobie sprawę jak to banalnie zabrzmiało. Laura, zanim coś powiesz to pomyśl, dziewczyno.
- Myślę – zrobił ten swój sztuczny uśmieszek, co przykuło moją uwagę.
- A więc nad czym tak rozmyślasz? – zaczęłam dopytywać. Ale w odpowiedzi usłyszałam tylko cisze i delikatne podmuchy wiatru. Nie nalegałam. Nie chciałam stać się znowu ciężarem. Może miał jakieś sprawy, o których chciał mi powiedzieć w niedalekiej przyszłości.

Obudziłam się w swoim łóżku. Oparłam się o łokcie i podniosłam lekko głowę, od razu poczułam okropny ból. No tak, trochę złapał mnie kac. Obok łóżka stała butelka z wodą, momentalnie do niej sięgnęłam i piłam długie i duże łyki. Odłożyłam butelkę i zdałam sobie sprawę, że spałam w tych samych ciuchach, w których byłam ubrana na imprezie. Odwróciłam się na drugi bok, bo chciałam spać dalej nie zwracając uwagi na to jak jestem ubrana, i zobaczyłam Mateusza. Leżał obok mnie. Miał twarz skierowaną w moją stronę, o mało co a bym go uderzyła.  
Spał. Cicho chrapał. Jego kości policzkowe powalały z nóg kiedy się tak na nie patrzyło.
Nie pamiętam jak trafiłam do łóżka i zrozumiałam, że to jego zasługa. Pomyślał też o butelce wody, miło.  
Próbowałam zasnąć po raz kolejny, ale coś mi nie pozwalało. Wstałam, napiłam się znowu i weszłam do łazienki. Czułam się strasznie spocona. Jak najszybciej się umyłam i dokładnie wyszorowałam zęby. Założyłam spodnie dresowe i jakąś bluzkę na krótki rękaw, a włosy spięłam w niedbałego koka. Byłam teraz sobą. Takie małe brzydkie kaczątko. Co zrobić.
Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam zblazowaną nastolatkę z brązowymi oczami, szpiczastym nosem, dużymi kształtnymi ustami, która w oczach miała… No co tak właściwie tam było? Zmęczenie, chęć oderwania się od świata i ból. Silny ból.  
Patrzyłam tak w to lustro i oczywiście przypomniał mi się Tomek. Nie potrafię się z nim rozstać. Obiecałam sobie, że przestanę żyć przeszłością. Ale jak mam to zrobić? To ciężkie i to cholernie.

Misia123

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1128 słów i 5927 znaków.

2 komentarze

 
  • ....

    świetne ! Pisz dalej :)

    17 kwi 2014

  • Lilith

    Lubie to! ^^

    17 kwi 2014