Perfekcyjna cz.3

-Jak myślisz? Uda mi się?-spytał zdenerwowany Harry stojąc przy trybunach na stadionie.
-Jasne, głupku! Powalisz wszystkich na łopatki!-powiedziałam entuzjastycznie.
-Głupku?Głupku? Ja ci dam głupku! Zobaczysz! Policzymy się w domu!-zagroził.
-O nie! I co ja teraz pocznę? Wielki Harold chce mnie zabić!-krzyknęłam udając przerażenie i zaczęłam się przeraźliwie śmiać. Mój przyjaciel przez chwilę patrzył na mnie jak na idiotkę, ale po chwili dołączył do mojego napadu śmiechu. Przerwał nam dopiero gwizdek kapitana drużyny, do której tak bardzo chciał się dostać Harry.  
-Czekaj tu na mnie mała i obserwuj mistrza-cmoknął mnie w policzek i pobiegł na zbiórkę. Ja w tym czasie zajęłam odpowiednie miejsce na trybunach i rozsiadłam się wygodnie. W tym czasie chłopcy zaczęli rozgrzewkę. Po jakichś 15 minutach kapitan rozdzielił kandydatów na dwie drużyny. Jedna z nich miała grać w koszulkach, druga bez. Harry ochoczo zrzucił ubranie. Na jego miejscu również bym tak zrobiła. Miał co pokazywać. Wyglądał, jakby połknął sześciopak piwa, a do tego jego pierś zdobiły zapierające dech w piersiach tatuaże. Sama miałam tylko jeden, bardzo skromny, ale o tym opowiem kiedy indziej. Fascynowała mnie sztuka malowania na ciele. Dla niektórych to było niszczenie siebie, dla mnie każdy tatuaż był arcydziełem. Objechałam wzrokiem całą drużynę bez koszulek i z dumą stwierdziłam, że to mój przyjaciel prezentuje się najlepiej. Na moich ustach wykwitł głupawy uśmieszek. Po kolejnych 15 minutach slalomów i strzałów do bramki odpadła połowa kandydatów. Hazza na szczęście znalazł się w grupie szczęśliwców, którzy jeszcze zostali. Szczerze powiedziawszy to nie dziwiłam się. Jeśli miałabym popatrzeć na potencjalne zagrożenie to stwarzało takie tylko dwóch chłopaków - Dobrze zbudowany brunet z niezwykle mocnym kopnięciem i niespotykanie szybki blondyn. Miejsca były tylko dwa, więc któryś z tej trójki zostanie na lodzie, ale wierzyłam, że nie będzie to Harry, gdyż łączył on umiejętności blondyna i szatyna, a poza tym poruszał się niezwykle zręcznie i znał wiele trików, które doskonale wykorzystywał. Ci, którzy pozostali rozegrali między sobą mecz. Byli bacznie obserwowani przez drużynę. Niestety osobnicy należący do niej stali zbyt daleko bym mogła im się przyjrzeć i ich ocenić. Ledwie wychwytywałam kolory ich włosów, więc nie ma co mówić o reszcie wyglądu. Mecz przepłynął gładko. Kędzierzawy strzelił cztery bramki dla swojej drużyny, co zapewniło im zwycięstwo i zwiększyło jego szanse na wejście do pierwszego składu. Gdy mecz się skończył kandydaci mogli na chwilę się rozejść gdyż drużyna chciała się naradzić, żeby móc ogłosić wyniki. Natychmiast podbiegłam do Harrego by mu pogratulować świetnej gry. Rzuciłam się mu w ramiona, a on obrócił mnie w koło.  
-Było świetnie! Muszą cię przyjąć, po prostu muszą!-wykrzyknęłam wesoło.
-No nie wiem. Wydaje mi się, że niektórzy radzili sobie lepiej ode mnie-powiedział niepewnie.
-Oj przestań! Nawet mnie nie denerwuj! Poza tym, lepiej dla nich, żeby cię przyjęli, bo jak nie to ja już sobie z nimi porozmawiam-powiedziałam udając groźny ton i prężąc liche bicepsy. Widząc to Harry zaczął się śmiać. No tak. Mogłam to przewidzieć. Ja również nie wytrzymałam dłużej i oto kolejny dzisiaj napad śmiechu.  
-Oj Chachi, dlaczego ty musisz być aż taka głupiutka i zabawna-pokręcił głową z uśmiechem.
-No przecież za to mnie kochasz!  
-Wiem, wiem. Ale ty kochasz mnie za mój wspaniały urok osobisty, wyjątkowe ciało i doskonałe poczucie humoru-rzucił z wyszczerzem na twarzy.
-A kto ci powiedział, że ja cię niby kocham?-spytałam udając oburzoną.  
-Możesz zaprzeczać ile chcesz! Ja i tak wiem swoje-kontynuował niezrażony.  
-Jasne, jasne! Ale dość tego tematu, lepiej leć na zbiórkę, bo zaczynają się ustawiać! - i tyle go widziałam. Przystanęłam na skraju boiska, gdyż stwierdziłam, że nie ma sensu wracać na trybuny i czekałam na werdykt.
-Chcielibyśmy zaprosić do naszej drużyny...-zaczął kapitan i przeciągnął, chcąc zbudować napięcie.
-Louis, kogo ty chcesz zapraszać?! Masz przecież najwspanialszego gracza pod słońcem, czyli mnie! Nikt więcej ci nie potrzebny!-wykrzyknął w żartach jakiś blondyn, a kapitan, który jak się dowiedziałam ma na imię Louis zaczął się śmia...czekajcie. Blondyn! I to nie byle jaki blondyn! Tylko ten blondyn! Blondyn z parku! Ten, na którego wczoraj wpadłam. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się na niego gapić, przyłapał mnie jednak na tym, więc odwróciłam wzrok. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie było mu to dane, gdyż Lou ogłosił wyniki.
-Nie słuchajcie tego idioty! Jest gorszy niż moja babcia, dlatego naszą drużynę zasilą Harry i Hunt!  
Po tych słowach mój przyjaciel zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i zaczął mną kręcić. Cieszyłam się jego szczęściem, ale myśli o blondasku nie dawały mi spokoju.  
-Harry! Gratuluję!-krzyknęłam i w tym momencie zadzwonił mój telefon. Wiedziałam, że to może być coś ważnego lub że może dzwonić Jus więc nie mogłam tego zignorować. Wyjęłam aparat z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Justin. Miałam nadzieję, że to jednak nie będzie on. Mimo to odebrałam.
-Halo-zaczęłam niepewnie.
-Witaj kochanie. Dzwonię, bo chciałbym przeprosić cię za wczoraj. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie byłem sobą. Bardzo cię przepraszam, to się więcej nie powtórzy-mówił słodkim głosikiem, a ja cała zbladłam. Zawsze tak mówił. Za każdym razem przepraszał i obiecywał, że to był ostatni raz. Przestałam mu wierzyć, nie byłam nim już zaślepiona. Ostatnio mu wybaczyłam, ale nie tym razem. Uświadomiłam sobie, że on się nigdy nie zmieni. Ale wiedziałam też, że nie mogę odejść. Ostatnim razem gdy tego próbowałam rozpętało się dla mnie piekło i skończyłam ze złamaną ręką..  
-Dobrze, nie gniewam się, ale przepraszam, nie mogę już rozmawiać ani się dziś spotkać, gdyż mam dziś spędzić wieczór z ojcem-powiedziałam drżącym, cichym głosem.
-Dla mnie, kurwa nie masz czasu?!-wrócił Justin, którego znałam aż zbyt dobrze.
-Proszę, nie krzycz na mnie. Przepraszam. Obiecuję ci, że jutro to nadrobimy-mówiłam ze skruchą.
-Dobrze Skarbie, przepraszam, że podniosłem głos, jestem dziś poddenerwowany-wróciło przebranie ułożonego chłopaka.
-Więc.. porozmawiamy jutro muszę kończyć, pa-rozłączyłam się zanim znów wpadł w gniew.
Podeszłam do Harrego.
-Możemy już jechać do domu?-spytałam.  
-Ale..
-Proszę-gdy to wypowiedziałam spojrzał na mnie i już wiedział, że coś jest na rzeczy. Pożegnał się z chłopakami i wsiedliśmy do auta. Niedługo później wysadził mnie pod domem, a ja szybko przemknęłam do środka, zamknęłam się na cztery spusty i zniknęłam w pokoju na resztę tego dnia.

_________________________
Przepraszam, że tak długo.. Mam nadzieję że nadrobiłam długością ;) Liczę na wasze komentarze, buźka ;** / PN

PannaNikt

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1271 słów i 7223 znaków.

4 komentarze

 
  • SzalonajestemXD

    Pomysł bardzo fajny :) osobiście mi się bardzo podoba :)  trzymaj tak dalej :*

    13 kwi 2015

  • gosia1104

    Dodaj C.D ;)

    2 mar 2015

  • Madierka

    Podoba mi się. Opowiadanie wciąga :) Mam nadzieję że za niedługo dodasz kolejną część  :bravo:

    2 mar 2015

  • lovend17

    Ciekawe

    1 mar 2015