Opowieść inna, niż inne - rozdział 9

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nawał pracy i obowiązki przed Świętami trochę pokrzyżowały mi plany i dopiero teraz mogę dodać kolejny rozdział :-P Miłego czytania :-D  


- Nie ma takiej potrzeby. - Marco uśmiechnął się do nas przyjaźnie. - O to możesz być całkowicie spokojny.
- A jednak nam grozisz — powiedziałam twardo, zdając sobie nagle sprawę z tego, w co on z nami pogrywa.
- Nie śmiałbym — odparł. - Po prostu ostrzegam. To wszystko.
- Na wypadek, gdyby moje informacje się nie sprawdziły, tak?
- Na wypadek, gdybyś chciał nas zdradzić — poprawił Sebastiana Vincenzo. - Ja też mam kobietę, którą kocham, i która za niedługi czas powije mi potomka. Nie mogę dopuścić do sytuacji, w której naślesz na nas HYDRĘ lub inną organizację...
Spojrzałam z niepokojem na Sebastiana, bo atmosfera coraz bardziej zaczęła się zagęszczać.
- Co robimy? - zapytałam go cicho po polsku.
- Jeśli teraz im odmówię, to stąd nie wyjedziemy żywi — mruknął zrezygnowany. - Ale jeśli zgodzę się na współpracę, to zapewnię ci ochronę, bezpieczeństwo i luksus, o jakim pewnie nawet nie marzyłaś... Wikuś, jesteś dla mnie najważniejszym skarbem na świecie i nie mogę stracić cię przez nieprzemyślaną decyzję, rozumiesz?
- Rozumiem, tyle że zgadzając się, narazisz się na to, że mogą cię aktywować — szepnęłam, ściskając go mocno za rękę.
- Obawiam się, że zbyt głęboko w to wszedłem i nie mam już możliwości odwrotu. Muszę się zgodzić na tę współpracę, dla waszego dobra, kochanie.
Kiwnęłam głową, przymykając oczy ze strachu.
- Zgadzam się — powiedział Sebastian, zwracając się do Marco.
- Wspaniale — ucieszył się tamten. - W takim razie poproszę cię o dokładne spisanie wszystkich informacji o osobach, które odpowiedzialne były za twój projekt, a także ewentualne miejsca ich pobytu, jeśli takowe znasz. Są to dla nas istotne dane, dlatego od razu wypłacę ci za nie dziesięć tysięcy euro, by było to dla ciebie również motywacją do skrupulatnego wynotowania wszystkiego, co pamiętasz o tych ludziach. Mogę to nawet być ich cechy charakteru, wyglądu, przyzwyczajenia, ułomności... Po prostu wszystko.
- Dlaczego tak bardzo zależy wam na poznaniu tych osób? - zdumiał się lekko Sebastian.
- By móc ich zniszczyć. Twój przypadek jest wybrykiem natury, tylko Bóg ma moc, by dawać ludziom takie zdolności, jakie ty posiadasz. Ważne jest, by ci "naukowcy" nie doprowadzili do powstania kolejnych takich mutantów, jak ty, bez urazy, bo to wbrew naturze.
- Rozumiem...
- Cieszę się, że się zgadzamy co do tej kwestii. Oczywiście nie myśl, że przez to, co ci uczynili, będziemy cię jakoś pogardliwie traktować... Nie, jesteś człowiekiem, jak my, tylko po prostu paskudnie zabawiono się twoim kosztem... Resztę zagadnień, których będę od ciebie oczekiwał, omówimy w dalszym terminie. - Marco uśmiechnął się do Seby, a mnie coś ścisnęło za gardło, gdy podali sobie ręce, pieczętując umowę.
- Marco! Rozróba w naszym klubie! Przyjechali amerykańscy raperzy i stroją fochy, mówiąc, że teraz oni tam rządzą... Mają broń, grożą mieszkańcom! - krzyknął jeden z jego ludzi, z poślizgiem wpadając do jadalni, w której siedzieliśmy.
- Muszę was teraz przeprosić. Prawdopodobnie to jakaś większa afera i muszę jechać tam osobiście... Vincenzo, zbierz swoich ludzi i powiedz Sylvii, gdzie wyjeżdżasz...
- Mogę jechać z wami? - zapytał niespodziewanie Bucky. - W ten sposób, choć częściowo spłacę te dług.
Vincenzo ze zdumieniem spojrzał na swego ojca, a następnie zwrócił się do Sebastiana:
- Sądziłem, że nie chcesz być Zimowym Żołnierzem...
- Bo nie chcę. Ale bez względu na to, kim uczynili mnie Rosjanie, jestem wykwalifikowanym komandosem i być może moje umiejętności na coś się wam przydadzą...
- Śmiałe podejście. A co na to twoja dziewczyna? - zwrócił się do mnie.
- A cóż ja mogę? - zapytałam beznadziejnie. - On jak się uprze, to koniec, nikt ani nic nie jest w stanie go przekonać do cofnięcia decyzji...
- Masz pięć minut — odparł Marco.

- Jesteś głupi, wiesz? - warknęłam zła, idąc za Buckim do naszego pokoju. - Po co się na wstępie tak narażasz?... Jeśli coś ci się tam stanie, to cię uduszę, zrozumiałeś?
- Oczywiście — mruknął, całując mnie w czoło, a następnie się przebierając. - Ale nie obawiaj się, nic mi nie będzie.
Kiwnęłam głową. W jego oczach widziałam zdecydowanie i stal...
- Chodźmy — pociągnęłam go za rękę, gdy był już gotowy. Zeszliśmy na dół, gdzie w holu czekali już na nas pozostali. Objęłam Sebastiana na pożegnanie, patrząc, jak Monique, Bianka i najpewniej żona Vincenzo, Sylvia, żegnają się z nimi. Jakoś lżej zrobiło mi się na sercu, gdy pomyślałam, że przynajmniej nie zostanę sama ze strachem o Sebastiana...
Gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi, a na podjeździe zabuksowały koła aut, Bianka podeszła do mnie i powiedziała po przyjacielsku:
- Nie martw się. To duzi chłopcy, wiedzą, co robić. To raczej ich powinni się bać ci w barze... Poza tym oni zawsze wracają do domu...
Uśmiechnęłam się do niej niemrawo.
- Chodźmy, porozmawiamy spokojnie na jakieś neutralne tematy, to czas nam szybciej minie do ich powrotu, no i nie będziemy się w samotności zadręczać głupimi myślami — zaproponowała Monique, a Bianka lekko pociągnęła mnie w stronę saloniku, który wzbudził mój dziki zachwyt, bowiem był mały, przytulny, a jego wielkie okna wychodziły wprost na ocean... Z miejsca zakochałam się w tym pomieszczeniu.

- Dam ci wody lub czegoś zimnego na uspokojenie nerwów, chcesz? - zaproponowała Monique, ale grzecznie podziękowałam, siadając w obszernym fotelu. Momentalnie poczułam się tak, jakbym zanurzyła się w puch.
- Jak to się stało, że związałaś się akurat z Zimowym Żołnierzem? - zapytała mnie Sylvia.
- Kiedyś nim nie był — odparłam ponuro. - To mój najcudowniejszy przyjaciel z dawnych lat, razem chodziliśmy do gimnazjum i liceum... A potem on miał wypadek. Opłakałam jego śmierć. Związałam się z innym, zaszłam z nim w ciążę... aż pewnego dnia nagle odkryłam, że mój Bucky nadal żyje, tylko nie jest tym, kim był kiedyś, a mnie nie pamięta kompletnie... Stało się jednak tak, że w końcu i on mnie skojarzył, jakimś cudem odzyskał wspomnienia. Przyszedł do mnie, a ja po prostu nie potrafiłam z niego zrezygnować i uciekłam wraz z nim.
- A co z tamtym? - zainteresowała się Bianka, podciągając nogi aż pod brodę i opierając ją na nich.
- Został w Polsce — wzruszyłam ramionami.
- Nie był wściekły?
- Nie wiedział, co chcę zrobić — mruknęłam. - Wiem, że jestem wstrętną suką, bo on tak bardzo cieszył się, że zostanie ojcem, ale Sebastian był moją miłością życia i nie potrafiłam bez niego funkcjonować, gdy go zabrakło. Skorzystałam z okazji, gdy się pojawił...
- Nie obwiniaj się tak, skarbie. Tamten, gdyby tylko chciał, zauważyłby, co się święci i nigdzie by cię nigdy nie puścił. Zwłaszcza jeśli miał cię po Sebastianie. Po prostu tamto, co cię łączyło z tym chłopakiem nie było miłością — powiedziała Monique, uśmiechając się do mnie wyjątkowo czule. - Być może powiesz, że jestem nienormalna, ale ja także nie potrafię wyobrazić sobie życia bez Marco. Wiem, że nie jest on aniołem, bo robił i robi wciąż wiele złych rzeczy, ale jednocześnie dla rodziny jest kochany, a ludzie w miasteczku często go chwalę, bo potrafi pomagać i to nie tylko siłą swych pieniędzy, ale też często mięśni... Dla nas jest czuły i opiekuńczy, nigdy nie podniósł na nas ręki, a dla swoich współpracowników także potrafi być wyrozumiały, bo oprócz władzy przede wszystkim liczy się dla niego rodzina... Inne mafie zaczęły odchodzić od tradycji związanej z przekazywaniem tego... interesu z ojca na syna, ale nie my. Marco jest dobrym mężem i ojcem, sumiennym katolikiem, który wiele już odpokutował, ale przede wszystkim jest człowiekiem z krwi i kości, nie jakimś bożkiem czy demonem, którego należy się bać... Oczywiście, potrafi być twardy, bo bez tego nie utrzymałby tego... interesu w szachu, ale w gruncie rzeczy jest bardziej w porządku, niż inni ludzie jego pokroju... Tak więc nie obwiniaj się za to, że tamtemu złamałaś serce. On się z tego wyleczy, a ty ciesz się, że odzyskałaś ukochanego.
- Więc nie powinnam martwić się o Sebastiana? - jęknęłam.
- Oczywiście! Mój mąż nie pozwoli go skrzywdzić, a ponadto nie wierzę, by mężczyzna, który oczekuje narodzin dziecka, dał się tak łatwo zabić. No i przecież jest doskonale wyszkolony, co daje mu dodatkową przewagę.
- Poza tym cię kocha, a to chyba najsilniejsza motywacja, by nie zginąć w momencie, gdy właśnie ukochanej zapewnił bezpieczeństwo! Zobaczysz, wróci w jednym kawałku! - dorzuciła Bianka.
- Naprawdę aż tak mocno mnie kocha?
- Ty masz jeszcze wątpliwości?! Dziewczyno, przecież on świata poza tobą nie widzi i patrzy w ciebie, jak w jaki obrazek! Przecież ta decyzja o przyjeździe tutaj była naprawdę niebezpieczna, bo zabił kilku ludzi mego ojca, za co ten z łatwością mógł go zabić, a jednak zwrócił się do papy z prośbą o pomoc, ukorzył się i na klęczkach błagał o zapewnienie ci ochrony.
- Ale nie będzie musiał już być tym, kim uczynili go Rosjanie? - zaniepokoiłam się.
- Nie. Mojemu mężowi zależy przede wszystkim na informacjach, jakie posiada twój partner, a nie na Zimowym Żołnierzu — odparła stanowczo pani domu. - Nie zadręczaj się już wątpliwościami. To, co uczyniłaś dla swojego partnera, wymagało niesamowitej odwagi, skupienia i siły ducha i muszę ci powiedzieć, że mocno mi tym zaimponowałaś i naprawdę się cieszę, że tu zostaniecie... Dzisiaj będziecie mieć czas na aklimatyzację, a jutro po obiedzie wybierzemy się razem na zakupy. Odprężysz się, mam nadzieję.
- Ale i tak martwię się o niego. Tak niewiele czasu upłynęło, odkąd go odzyskałam. Nie chcę, by znów gdzieś zginął... Znaczy, doceniam to, co on zrobił dla mnie i co wy dla nas robicie, ale gdy pomyślę, że tam poszedł, to...
- I tak chce ci się płakać, bo nie wiesz, co przyszłość przyniesie, bo pomimo tego, że w niego z całych sił wierzysz, to miłość jest tak silna, że zakłóca zdrowy rozsądek, który stara ci się wmówić, że twojemu mężczyźnie nic nie będzie — dokończyła za mnie Sylvia, a ja nieśmiało przytaknęłam. - Mam tak samo, pomimo że z Vincenzo jestem już cztery lata... Ale teraz, gdy spodziewamy się dziecka, drżę o niego podwójnie mocno za każdym razem, gdy gdzieś wyjeżdża w sprawach mafii... To nic złego, uwierz mi. Ponadto wiem, jak to jest się czuć nieswojo w domu mafijnego bossa, bo ani ja, ani moja rodzina nigdy nie mieliśmy styczności z tego rodzaju światem... Ale zmieńmy temat... Jak się czujesz w ciąży? To twoja pierwsza, tak?
- Tak — odparłam z lekkim uśmiechem. - Teraz już całkiem znośnie się czuję. Co prawda odkąd dziecko zaczęło kopać, to trochę gorzej sypiam, ale przynajmniej już dawno przestały mnie męczyć mdłości.
- A ja niestety cały czas je odczuwam, a lekarz twierdzi, że to po prostu taki mój urok — zaśmiała się dziewczyna.
- Pamiętam, że z Vincenzo nie jadłam prawie nic, bo nie mogłam, w efekcie pod koniec ciąży wyglądając jak kościotrup z brzuchem, a będąc z Bianką, jadłam tyle, że Marco nazywał mnie "swoim osobistym hipopotamkiem" - powiedziała Monique.
- Uroczo — zaśmiałam się.
- Prawda? - zawtórowała mi kobieta. - Tak mnie tym wkurzał, że niemal tuż po rozwiązaniu zaczęłam ostro trenować. Niestety już nigdy nie powróciłam do wagi sprzed ciąży.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo za drzwiami coś skrzypnęło. Zamarłyśmy, nasłuchując i z oczami wbitymi w drzwi. Podskoczyłyśmy wszystkie, gdy klamka poruszyła się gwałtownie i drzwi zostały otwarte, a do pomieszczenia wszedł Marco, obrzucając nas uważnym spojrzeniem, które wkrótce mu się wypogodziło, gdy zobaczył nasze miny.
- Tak, jak podejrzewałem... Plotkują tu sobie przy kawusi, by nie martwić się o swoich mężczyzn — zaśmiał się, wpuszczając resztę do środka. - Mam rację, drogie panie?
- Oczywiście! - Monique uśmiechnęła się do niego promiennie, składając na jego policzku czuły pocałunek.
A ja usiadłam ciężko na sofie, z której niedawno się poderwałam, gdy zobaczyłam Sebastiana całego i zdrowego.
- Bucky!... - jęknęłam, prawdopodobnie blednąc gwałtownie, bo momentalnie do mnie doskoczył, biorąc mnie w ramiona.
- Już przy tobie jestem, skarbie — wyszeptał mi czule do ucha. - Mówiłem ci przecież, że nic mi nie będzie...
- Twój facet jest wprost niesamowity! - powiedział z entuzjazmem Vincenzo. - Jeszcze nie widziałem nikogo, kto by tak walczył!
Uśmiechnęłam się niepewnie do blondyna.
- Cieszę się, że już tu jesteś. Tak bardzo się o ciebie bałam! - powiedziałam.
- Już dobrze, jestem tu... Poza tym... Mnie nie tak łatwo zabić — mruknął po polsku.
- Mógłbyś nie żartować w ten sposób? - ofuknęłam go.
- Nie śmiałbym... Marco, jeśli nie masz nic przeciwko, to udamy się teraz do naszego pokoju... Wiktorii starczy wrażeń, jak na jeden dzień, a ja też chciałbym odpocząć.
- Oczywiście... Dziękuję za to, co dzisiaj zrobiłeś dla mojego syna. Będę ci dozgonnie wdzięczny i nigdy ci tego nie zapomnę.
- A co takiego zrobiłeś? - zapytałam zaciekawiona.
- Opowiem ci na górze — odparł.

- No? Co się tam stało? - zapytałam natychmiast, gdy zamknął drzwi.
- Nic wielkiego, naprawdę — mruknął, oczywiście próbując zbagatelizować sprawę. Ściągnął kamizelkę i bluzę, zostając w samych spodniach. W świetle wpadającego przez okno południowego słońca różowawą bielą błysnęły blizny wokół biomechanicznego ramienia.
- Tragiczny widok, co nie?
- Nie jest wcale tak źle — odparłam, uśmiechając się do niego lekko. - Mogło być dużo gorzej... Mogłeś nie mieć ramienia lub nie żyć!
- Przecież i tak oficjalnie nie żyję! - skrzywił się lekko. - I nawet nie mogę tego sprostować... Przynajmniej nie kiedy HYDRA wciąż na mnie poluje... A co do dzisiejszej akcji... Po prostu uratowałem chłopakowi życie, to wszystko.
- I ty o tym mówisz z takim spokojem? - oburzyłam się.
- A co, mam piać pieśni pochwalne na swój temat? - zaśmiał się. - Wiesz przecież, że nigdy nie lubiłem się chwalić...
- Seba... A ty wiesz, że przecież nie o to bynajmniej mi chodziło! Po prostu... Po prostu twój głos pozbawiony jest wszelkich emocji, jak wtedy na moście — wyjaśniłam, obejmując się ramionami. - Tak, jakby po tej walce on powrócił bez żadnego kodu aktywacyjnego! A ja tego nie chcę, rozumiesz? Nie zniosę kolejnej utraty ciebie!
Podszedł do mnie i objął mnie za ramiona, spoglądając mi głęboko w oczy.
- Zimowy Żołnierz już nigdy nie zawładnie moją osobą! Nigdy!
- Kocham cię, Bucky i nie chcę, byś zmieniał się w kogoś, kim naprawdę nie jesteś — chlipnęłam.
- Ja też cię kocham, skarbie i obiecuję ci, że zawsze już pozostanę taki, jaki jestem teraz. Obiecuję też być idealnym ojcem dla tego brzdąca... A teraz... Może pójdziemy spać, co? Padam na twarz ze zmęczenia.
- Oczywiście — pocałowałam go w policzek.

Gdy tak leżałam w łóżku przytulona do jego umięśnionej klatki piersiowej, przypomniałam sobie dzień, w którym po raz pierwszy poczuliśmy ruchy dziecka...

*
- Źle się czujesz? Czemu jesteś tak strasznie blada? - zaniepokoił się Sebastian, gdy wyszłam z sypialni. - Michał znów dzwonił?
- Nie. Od tygodnia nie daje już znaku życia. Najwyraźniej poszedł po rozum do głowy i zrozumiał wreszcie, że stracił mnie już na zawsze — odparłam, siadając obok niego na kanapie.
- Więc co się dzieje?
- Daj mi rękę — poprosiłam go miękko, a gdy to zrobił, położyłam mu ją na swoim brzuchu. - Czujesz?
Oczy Buckiego rozszerzyły się znacznie, gdy malec obrócił się delikatnie.
- To dziecko? - zapytał jakimś nagle zachrypniętym głosem. Przytaknęłam, uśmiechając się szeroko. - Nigdy nie sądziłem, że dożyję tak pięknego dnia — powiedział, całując mnie czule.
- Myślę, że jeszcze wiele takich chwil przeżyjesz — zaśmiałam się, głaszcząc go po włosach. - Teraz jestem ciekawa, jak przeżyjesz poród...
- Co? Chcesz, abym tam z tobą był? - zdumiał się.
- Oczywiście, że tak i nie przyjmuję sprzeciwu!
- Czyli nie żartujesz?
- A dlaczego miałabym? Przecież chyba nie boisz się widoku krwi?
- Nie... Po prostu... Przecież to będzie cud narodzin...
- I ja chcę, byś w nim uczestniczył, jako pełnoprawny ojciec tego dziecka! Sebastian, proszę!
- Ale nie jestem przekonany czy się do tego nadaję!
- A dlaczego nie miałbyś?
- Dobrze wiesz, jakich rzeczy się dopuściłem... Nie byłem dobrym człowiekiem.
- Dla mnie zawsze byłeś, więc nie jojcz, dobrze?! Będziesz ze mną na porodówce i koniec gadania!
- Dobrze, będę! Obiecuję ci to! - wziął mnie w ramiona. - Kocham cię, Myszko!
*

Popatrzyłam na śpiącego Sebastiana i zrobiło mi się o wiele lżej na sercu. Wiedziałam, że mnie kocha, a te pięć lat bez niego i ten dwukrotnie nieudany związek z Michałem pokazały mi tylko głębię moich uczuć do Buckiego! Uczuć, których żadna tragedia nie była w stanie złamać i zniszczyć...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3238 słów i 17770 znaków, zaktualizowała 25 gru 2016.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Mysiaaa

    Cudne  :hi:

    28 gru 2016

  • elenawest

    @Mysiaaa cieszę się :-D

    28 gru 2016

  • Mysiaaa

    @elenawest :)

    28 gru 2016

  • Caryca

    Niesamowite

    26 gru 2016

  • elenawest

    @Caryca dziękuję :-D

    26 gru 2016

  • Malawasaczka03

    Wow, mega

    25 gru 2016

  • elenawest

    @Malawasaczka03 dziękuję :-D

    25 gru 2016