Niespodziewanie cz.2

Weekend zapowiadał się dość spokojnie. Zważając na masę sprawdzianów w przyszłym tygodniu, nie liczyłam na nic więcej niż drobne spotkanie ze znajomymi. W sobotni ranek jednak zadzwoniła do mnie Wika z propozycją wieczornego wyskoku do pobliskiego pubu. Miała tam grać jakaś kapela. Początkowo odmówiłam, ale jej prośby nie miały końca i nie dałaby mi spokoju, póki bym się nie zgodziła.  
- Dobrze, mandarynko. - Zaśmiałam się przez telefon. Ruda, Wika, Mandarynka, to tylko kilka z jej licznych przezwisk. Niegdyś drobna blondyneczka o niebieskich oczach, jednak pewnego lata wpadła na genialny pomysł przefarbowania włosów na rubinową czerwień. Byłoby spoko, gdyby tylko uzupełniała kolor regularnie. Czas sprawił, że przypomina on bardziej wyblakłą mandarynkę z odrostami, stąd też ta ksywa.  
- Ja ci dam, mandarynkę, ćwoku! Nara! - Rozłączyła się. Teraz tylko pozostało mi wymyślić rodzicom jakąś historyjkę dotyczącą mojego pobytu. Mimo, że mam siedemnaście lat, to i tak w życiu nie pozwolą mi siedzieć po nocach w jakiś klubach... Z dnia na dzień staje się to coraz bardziej męczące... Mają pewne teorie i dość specyficzny tok myślenia. Raz jest bardzo dobrze, możemy się pośmiać, pozwolą mi wrócić później do domu, a następnym razem z kolei, problemy o wszystko. Tym razem wmówiłam im, że idę na urodziny do kolegi z klasy. Nie lubię ich okłamywać, ale ja też potrzebuję odskoczni, ciekawszego życia towarzyskiego, zwłaszcza, że począwszy od stycznia, rok 2015, to jakaś kompletna katastrofa w miłości, szkole jak i relacjach z najbliższymi...  
Zaczęłam się szykować. Wybrałam ciemne rurki, biały top, szarą narzutkę i czarne buty na koturnach. Włosy pozostały w ''artystycznym nieładzie", i tak długie rzęsy przejechałam mocnym tuszem tak, że wyglądają na sztuczne, a niechciane niedoskonałości przykryłam korektorem. Jeszcze ostatnie poprawki i... gotowe. Czekam na Wikę, ma nas podwieźć jej starsza siostra. Pod moim domem zauważam czarnego opla, pakuję się do środka. Niecałe dziesięć minut i jesteśmy na miejscu.
- Mam tylko nadzieję, że nie spotkamy tych papużek nierozłączek... - Warknęłam jej do ucha przed wejściem. Używając tego określenia, miałam na myśli Patryka z przyzwoitką o imieniu Max. Jeszcze tego by brakowało, a to całkiem możliwe, gdyż wieczorami lubią tu przesiadywać.
- Nawet jeśli, to co? Miej to za przeproszeniem w czterech literach. Głowa do góry, jesteś laska, a on niech żałuje. - Prychnęła, chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do budynku. Zapłaciłyśmy za wejściówkę i zebrałyśmy pieczątkę na nadgarstku. Rozglądamy się chwilę i dostrzegamy wolny box. Zamawiamy po piwie z sokiem i siadamy. Nie musimy czekać długo, aż podchodzi dwóch chłopaków i zaprasza nas do tańca. Przystojni, w rok starsi, a jednego nawet kojarzę ze szkoły.  
- Ale tylko jeden taniec! - Krzyczę, ponieważ jest bardzo głośno. Wysoki brunet przytaknął głową. Już w połowie utworu, zaczyna mnie trochę nudzić. Nagle, nie wiem co się dzieje. Słyszę tylko "odbijany", ktoś wyrywa moją dłoń z uścisku bruneta i tonę w piruetach. Nie jestem dobrą tancerką, więc wygląda to dość komicznie. W końcu staję twarzą w twarz z nowym partnerem, prawie stykamy się nosami, nie odrywamy od siebie wzroku. Czuję, jakby czas stanął w miejscu. Zaraz... To Cudblondi z autobusu!
- Mówiłem "do zobaczenia", ale nawet nie myślałem, że nastąpi to szybciej, niż w poniedziałek. - Wyszczerzył lśniące zęby. Jest bardzo arogancki, ale też niesamowicie przystojny. - Tak w ogóle, Kuba. A ty, powiesz mi w końcu, jak się nazywasz?
- Ju...Julia. - Wydusiłam po chwili.  
- Miło poznać. - Powiedział krótko i znów porwał do wyczerpującego tańca. Spędziłam z nim na parkiecie ponad trzydzieści minut. Zmęczona wróciłam do boxu. - Przynieść ci piwo? - Zapytał.
- Nie, już jedno wypiłam, starczy. - Nie lubię się opijać, nigdy tego w sumie nie zrobiłam i nie mam zamiaru.  
- To skoczę po jakiś sok. - Uśmiechnął się i odszedł. Dostrzegam świdrujące spojrzenie Wiki, która czekała na mnie już od dłuższego czasu.
- No co? - Zapytałam zirytowana jej wgapianiem się we mnie.
- Nic, nic. Bierz się, prystojniacha. - Zachichotała. - Sto razy lepszy od tego twojego Dambo. - Mówiąc Dambo, miała na myśli Patryka. Po tym jak mnie potraktował, okropnie go nienawidzi.
- Ale ty nie rozumiesz, że ten mój Dambo jest moim ideałem. Mówiłam ci to już kiedyś, nikogo nie szukam, a zwłaszcza takiego aroganckiego narcyza, jakim jest ten chłopak. - Wrócił Kuba z napojami, zamilkłyśmy. Przedstawił się Wiktorii i usiadł razem z nami. Z oddali zauważyłam wpatrujących się w nas jego kupli. Trochę dziwnie...
- Opowiedz mi coś o sobie. - Zaproponował, biorąc łyk soku. Nagle zadzwonił mój telefon, więc szybko wybiegłam na zewnątrz, to mama. Wbiegłam znów do środka.
- Wika, zbieramy się.Zaraz przyjedzie po nas moja siostra cioteczna. - Spojrzałam na nią zabójczym wzrokiem. - No to lecimy. - Zwróciłam się do Kuby.  
- I co? Uciekniesz jak Kopciuszek? Zostaw mi chociaż coś w rodzaju pantofelka, abym mógł cię znaleźć. Może nazwisko? Numer telefonu? Cokolwiek.  
- Nie wiem kim jesteś, nie mogę ci podać moich namiarów. A co jeśli jesteś jakimś zboczeńcem? - Zaśmiałam się.
- A wyglądam na takiego?
- Nie, ale niekiedy pozory mogą mylić. Jeżeli się postrasz, na pewno mnie znajdziesz, jeżeli nie, będziesz musiał latać w poniedziałek po korytarzach i mnie szukać.
- Żebyś się nie zdziwiła. Tylko nie mów, że robię ci siarę. Do zobaczenia. - Zagarnęłam swoje rzeczy i wróciłyśmy z Wiką do domu.

Cieszę się, że wyrażacie swoje opinie i krytykujecie, ponieważ staram się poprawić :) A co myślicie o tym? Komentujcie, oceniajcie! :)

Dreamer98

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1085 słów i 5990 znaków.

2 komentarze

 
  • zakr3cona

    Podoba mi się :) czekam na kontynuację :)

    18 kwi 2015

  • Paulaa

    Fajnie akcja się rozwija ;)

    17 kwi 2015