Nie dałeś mi wyboru ~12~

Przez chwilę rozważałam, czy mu odpisać, czy jednak to zignorować. Teoretycznie nawet nie powinnam wiedzieć, że ta wiadomość jest od Lucasa. Nie podpisał się w żaden sposób, więc albo założył, że Kate zdążyła mi już wszystko opowiedzieć… lub po prostu uznał, że jego nie sposób nie kojarzyć. Dupek.
W ostateczności wybrałam drugą opcję i spokojnie zrelacjonowałam rodzinie mój dotychczasowy przebieg studiów. Po wszystkim Tony powlókł się do swojego pokoju, a ja dostałam zadanie, żeby posprzątać kuchnię. Gdy wszystko zostało uprzątnięte zrobiłam sobie herbatę, jednocześnie podziwiając moją nową bransoletkę. Wyglądało na to, że te urodziny mogłam zaliczyć do udanych.
Poszłam z powrotem do siebie, położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Leciał jakiś głupawy program, lecz stwierdziłam, że odrobina odmóżdżenia jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Po pewnym czasie nawet wciągnęłam się w fabułę, ale do rzeczywistości przywrócił mnie dzwoniący telefon. Spojrzałam na ekran.
„Nie zamierzasz uraczyć mnie odpowiedzią, Panno Zgubo? ;)
No tak, teraz już nie było wątpliwości, że to on. Z westchnieniem zapisałam jego numer w telefonie pod nazwą „Dupek” i zabrałam się za wystukiwanie odpowiedzi.
JA: Może byłam zajęta?
Nie zdążyłam na nowo zorientować się w akcji, która rozgrywała się w telewizorze, kiedy telefon odezwał się ponownie.
DUPEK: Ale już nie jesteś, bo odpisałaś :) albo wcale nie byłaś, tylko udawałaś… ale chęć odpisania mi była silniejsza.
No nie! Co za bufon! No naprawdę, Kate teraz powinna dostać ode mnie prawego sierpowego. Po co ja w ogóle odczytałam wiadomość od niego?
JA: Jesteś okropny. Czego w ogóle chcesz?
Po wysłaniu tej wiadomości poczułam, jak ogarniają mnie lekkie wyrzuty sumienia. Ok, wkurzał mnie maksymalnie i w ogóle, ale on był pierwszą osobą, dzięki której moje urodziny nabrały jakiegoś kształtu. Ale co się stało, to się nie odstanie. Może moja wiadomość zmniejszy odrobinę jego napuszone ego.
DUPEK: A ty niemiła. Dlaczego wyjechałaś?
A co on, ksiądz przy spowiedzi? Nie miałam najmniejszej ochoty na tłumaczenie tego kolejnej osobie.
JA: Dlaczego cię to interesuje?
DUPEK: Nie interesuje. Robię ankietę przedstawiającą powody, dla których studenci opuszczają akademik na weekendy.
Głupek. Zawsze musi mieć gotową odpowiedź?
JA: Ok, ale nie wyraziłam zgody na bycie królikiem doświadczalnym.
DUPEK: Ankieta jest anonimowa :) to powiesz?
JA: Nie. Może powinieneś przyjechać i sam sprawdzić. No wiesz, dla dobra ankiety.
Po co to napisałam?! To miał być niewinny żart, który każdy oprócz Lucasa puściłby płazem. Ale nie on:
DUPEK: No dobrze, skoro sama to zaproponowałaś…
JA: Nie! To był żart. ŻART. Sprawdź sobie definicję w słowniku.
DUPEK: Będę za dwie godziny.
No i masz. Co ja narobiłam? Co, jeśli on nie żartował? Próbowałam się uspokoić. Przecież nikt normalny nie przyjechałby do domu praktycznie nieznajomej dziewczyny. Zresztą nawet przecież nie wiedział, gdzie mieszkam.
A może jednak? Może Kate mu powiedziała?
Nie, nie zrobiłaby tego.
…kogo ja oszukuję? Ta dziewczyna dała Lucasowi mój numer, a mi na urodziny wibrator. Oczywiście, że by to zrobiła. Nie mówię, że zrobiła, ale gdyby nadarzyła się okazja… zresztą czy to był przypadek, że wyleciał z taką propozycją w odpowiedzi na mój żart?
Musiałam jakoś się ratować.
JA: NIE PRZYJEŻDŻAJ. Żartowałam. Poza tym, mam już plany.
DUPEK: Naprawdę? Jakie?
JA: Wychodzę wieczorem z przyjacielem.
Blefowanie przez smsy było naprawdę łatwe - zwłaszcza że prędzej wyszłabym z Tony’m, niż z jakimkolwiek przyjacielem.
DUPEK: No dobrze… miłego wieczoru. Ale chcę żebyś wiedziała, że gdy wrócisz, oczekuję pełnego raportu z tego spotkania. Łącznie ze zdjęciami. Kto nie chciałby uwiecznić spotkania z przyjacielem i podzielić się tym z innym przyjacielem?
Co on, oszalał? Niemal widziałam jego wredny wzrok pomiędzy literami. Nie mam pojęcia, jak mnie w to wmanipulował, ale tak po prostu zamierzał mnie później sprawdzić. Jak jakiś cholerny ojciec glina! Mój Boże!
I właśnie dlatego Kate powinna przestać się dziwić, że wolę Erica.
Oczywiście mogłam nie robić nic, a potem kazać mu iść do wszystkich diabłów. Tylko że wtedy tym samym przyznałabym się, że na ten wieczór nie miałam żadnych planów, że skłamałam tylko dlatego, że nie chciałam się z nim spotkać i że mój powrót do domu był spowodowany jedynie znerwicowaniem związanym ze zbyt głośną muzyką i Panem „Mała-Wyluzuj” Dorianem. A tego nie chciałam.
Przecież też byłam człowiekiem. Mogłam mieć plany na wieczór. Nawet jeśli tak nie było, dlaczego inni mieli w to nie wierzyć?
No dobra, teraz musiałam jeszcze wykombinować, jak się z tego wykaraskać.
Oczywiście mogłam wygrzebać jakieś stare zdjęcie z kimkolwiek, jednak taki ktoś jak Lucas natychmiast zauważyłby różnicę w wyglądzie- zwłaszcza że kiedyś, w fali szesnastoletniego buntu przefarbowałam włosy na ciemny brąz i maltretowałam je tak przez około dwa lata z kawałkiem. A później robienie zdjęć jakoś przestało mnie bawić. Tak więc nie miałam innego wyjścia, jak rzeczywiście wyjść z domu i zrobić tak, żeby Lucas nie mógł się do niczego przyczepić. A niech to szlag. Niby jak miałam to zrobić?
Zaczęłam bezwiednie przeglądać wiadomości w telefonie i nagle mnie olśniło. Joe- facet od kolacji, która z romantycznej przerodziła się w gejowską- spadł mi nagle jak cud z nieba. Przecież sam pisał, że chciał mi to wynagrodzić. Modląc się, żeby miał dzisiaj czas i zgodził się na spotkanie ze mną, wybrałam jego numer i zacisnęłam kciuki. Pomyślałam, że to mogłoby być nawet całkiem zabawne. Poza tym, zawsze zastanawiałam się, jak to jest mieć przyjaciela geja.
Wreszcie odebrał.
- Carly? – był wyraźnie zdumiony.
- Cześć – odezwałam się przymilnym tonem. Musiałam zrobić wszystko, żeby się zgodził ze mną wyjść. – Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz. Miałam tak dużo na głowie, początek studiów i w ogóle… - postanowiłam darować sobie resztę. Odchrząknęłam. – No więc, mam teraz chwilę, jestem w domu i zastanawiałam się, czy może chciałbyś się spotkać?
- No jasne! – zawołał, a ja wyrzuciłam zaciśniętą w pięść rękę w powietrze w ramach zwycięstwa. Rany, on brzmiał, jakby naprawdę mu zależało na tym spotkaniu. Poczułam się jak idiotka, wykorzystując go, ale jednocześnie moja sympatia do niego wzrosła. – Co chciałabyś porobić?
- Obojętne – zapewniłam go. Pal licho specjalne warunki, chciałam tylko mieć dowód. – Nic szczególnego. Możemy równie dobrze iść  na lody.
Nie! Dopiero po fakcie zorientowałam się, jak to musiało zabrzmieć. Poza tym, co by sobie pomyślał Lucas, gdyby się dowiedział, że przyjechałam do domu specjalnie po to, żeby iść z kimś na lody?
To zaczynało być naprawdę irytujące, że zaczynałam podporządkowywać całe moje życie pod tego Dupka.
- A może pójdziemy do tej restauracji, co ostatnio? – zaproponował Joe, ku mojej wielkiej uldze. W przeciwieństwie do mnie, on najpierw myślał, a dopiero mówił. – Tylko… - odkaszlnął. – Oczywiście bez takiego finału, jak ostatnio – dodał zawstydzony.
Zaśmiałam się.
- Już się nie gniewam – zapewniłam go. – Ale chcę spędzić z tobą trochę czasu.
- Super. – Wydawał się szczerze ucieszony. – Przyjadę po ciebie o siódmej.
Podałam mu adres i rozłączyłam się z poczuciem ogromnej satysfakcji.
Szykuje się punkt dla mnie.
***
Nie ubrałam się jakoś specjalnie, ale na tyle, żeby czuć się dobrze. Założyłam czarne botki na obcasie, dżinsy i przylegający do ciała cienki szary sweter. Było już trochę chłodno, więc dorzuciłam do tego czarny płaszczyk. Wpięłam w uszy srebrne koła i czekałam.
Przyjechał punktualnie. Wsiadając do samochodu, wyszczerzyłam się do niego jak idiotka. W odróżnieniu ode mnie, Joe był nieco skrępowany.
- Cześć Carly. – posłał mi nieśmiały uśmiech i tym gestem przypomniał mi nagle Erica. Miałam ochotę walnąć go w klatkę piersiową i powiedzieć, żeby wyluzował, bo nie gryzę, ale stwierdziłam, że gdybym to ja w środku randki oświadczyła, że jestem lesbijką, też pewnie zachowywałabym się podobnie.
- Cześć Joe. – uśmiechnęłam się do niego w podobny sposób i po moich słowach zapadła cisza. Dzięki Bogu włączył radio, więc nie była ona tak rażąca. Przyglądałam mu się ukradkiem podczas jazdy i doszłam do wniosku, że był naprawdę całkiem przystojny. Miał najeżone czarne włosy, mocno zarysowaną linię szczęki i aż irytująco piwne oczy. Patrząc tak na niego, przypomniałam sobie, dlaczego na randce byłam gotowa spotkać się z nim drugi raz.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, miałam nadzieję, że się trochę rozkręci.
Był sobotni wieczór, więc restauracja była pełna ludzi, ale na szczęście znaleźliśmy jeden wolny stolik. Joe odsunął mi krzesło, a następnie w milczeniu zaczęliśmy przeglądać menu. Zdecydowałam się przerwać tę niezręczną ciszą, więc pochyliłam się ku niemu i powiedziałam:
- Joe. Wyluzuj. Naprawdę się nie gniewam. Właściwie to było całkiem śmieszne. Mogli nas wtedy nakręcić i byśmy dali własną wstawkę do jakiegoś filmu. – wyszczerzyłam się, a Joe zerknął na mnie i parsknął krótkim śmiechem. – A ponieważ już wszystko mamy wyjaśnione, to może przestaniemy milczeć i spróbujemy się zaprzyjaźnić?
- Dobry pomysł  – odpowiedział po chwili z uśmiechem i wreszcie zrzucił tę pełną powagi maskę. Z ulgą odchyliłam się na swoje oparcie. Zamówiliśmy dania, a potem zaczęliśmy rozmawiać. Niesamowite, jak dobrze nam się gadało. Nie zauważyłam tego poprzednim razem albo to on się wcześniej hamował, niepewien jeszcze swojej orientacji. Teraz buzie nam się nie zamykały. Nawet nie zorientowałam się, kiedy przynieśli nam jedzenie.
Prawie zapomniałam o tym, co miałam tu zrobić - tak dobrze mi się z nim gadało. Przypomniało mi się w ostatniej chwili, jaki jedyny cel jeszcze do niedawna mi tu przyświecał.
- Może zrobimy sobie jakieś zdjęcie? – rzuciłam lekko, żeby sobie nie pomyślał, że chcę jakichś obsesyjnych sesji. – Wiesz, na pamiątkę. Nie wiem, kiedy się jeszcze raz spotkamy, a dawno mi się nie rozmawiało z nikim tak dobrze. – przyznałam, tym razem szczerze.
Jego uśmiech wystarczył mi za odpowiedź. Wobec tego wyciągnęłam z torebki telefon, włączyłam aparat i zaczęliśmy pozować.
- Czekaj, tu zrobiłem głupią minę. Jeszcze raz – zarządził Joe, a ja z ochotą na to przystałam. Kiedy skończyliśmy, zdjęć było ze dwadzieścia. Schowałam telefon z uśmiechem.
Odwiózł mnie do domu, a ja byłam tak pełna pozytywnych emocji, że aż go uściskałam na pożegnanie.
- Będziemy w kontakcie – obiecałam mu i wysiadłam. Poszłam szybko do domu, bo było już zimno. Walnęłam się na łóżko i zaczęłam przeglądać zrobione zdjęcia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Tę grę wygram ja.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2009 słów i 11376 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Aga1922

    Super <3 Prosze nie męcz mnie i dodaj coś dzisiaj jeszcze ???? <3

    31 lip 2016

  • candy

    @Aga1922 ok :*

    31 lip 2016

  • Misiaa1012

    Cudowne ❤ czekam na więcej ????

    31 lip 2016