Nadzieja umiera ostatnia cz. 4

Wtedy mój wzrok padł na podpis pod owym zdjęciem:
„Szczęśliwa para, tuż po zaręczynach. Czy uda im się zbudować taką rodzinę, o jakiej zawsze marzyli? Tego dowiemy się dopiero za kilka lat, tymczasem serdecznie gratulujemy!” (…)

______________________________________________________________________

Siedziałam i wpatrywałam się bezczynnie w ekran. W głębi duszy nie chciałam, by to, co zobaczyłam przed chwilą okazało się prawdą. Ale fotografia nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Pierwsze, co zrobiłam- po „ocknięciu się” z transu, to sprawdzenie daty. Może to jakieś stare, już nieaktualne wieści? Błagaam, błagam, żeby tak było- powtarzałam w myślach. Nie chodziło o sam fakt, że mężczyzna spodobał mi się od pierwszego momentu, a teraz będę musiała sobie odpuścić. Bardziej bolało to, jaki przybiera stosunek do mnie i analogicznie do innych kobiet. No tak… Zrobione niecałe 2 miesiące temu. Całkiem niedawno, kiedy był jeszcze w pełni zdrowy. A więc to prawda, przecież w tak krótkim czasie niewiele mogło się zmienić. Cholera! Ja, narzeczona- ile nas ogółem jest?! W sumie nie wiadomo. Kręci go poligamia, czy co? Uff…- wdech, wydech, wdech, wydech- spokojnie. Nie ma co się denerwować, w końcu nikt nic nie deklarował. To w klubie było nic nieznaczącym incydentem, którym nigdy więcej się nie powtórzy. Na samą myśl o tym, poczułam rozczarowanie. Postanowiłam jednak nie okazywać tego w swoim zachowaniu. Skoro obiecałam, że mu pomogę- to tak zrobię! Nie ma co. Przynajmniej jego kobieta, którą niestety nie jestem ja, będzie miała z tego korzyści. O nim samym nie wspominam, bo to oczywiste- jemu zależy najbardziej. Tak jak mu powiedziałam, napiszę wieczorem, co i jak- i spotkamy się na rehabilitacji. Nic poza tym! Koniec. Nie wierzyłam, że taki pech prześladuje akurat mnie. A ten jeszcze niedawno dzwonił do mnie i zachowywał się zupełnie swobodnie- jakby nikt go nie ograniczał…
Nie czytałam już dalej żadnych nowości. Wystarczyło mi tyle informacji, ile zdołałam przed chwilą zdobyć. No cóż- takie życie.  
Z otchłani rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Kolejną osobę miałam zapisaną dopiero za 20 minut. Kto to może być? - zastanawiałam się.

- Proszę- zawołałam w oczekiwaniu.
- Dzień dobry. Czy „zamawiała” Pani największego przystojniaka w mieście?- zapytał gość, a ja od razu rozpoznałam w jego głosie swoją dawną, szkolną miłość.
- Tomek?- moje zdziwienie nie uszło uwadze przybyłego- co Ty tu…?- chciałam dokończyć, ale swoim zwyczajem mi przerwał.
- Przyniosłem Ci wyśmienitą kawkę. Pani w recepcji powiedziała, że mogę wejść, bo akurat jesteś wolna.- usprawiedliwił się.  
Hmm… chyba będę musiała przypomnieć Ance, żeby dawała mi uprzednio znać zanim kogokolwiek wpuści do mnie. Mimo to, bardzo cieszyłam się z odwiedzin kolegi. Tomi- dawniej marzenie każdej dziewczyny. Z wyglądu nie zmienił się aż tak bardzo. Jego sylwetka przykuwała uwagę. Muszę przyznać, że dojrzałość mu służyła. Włosy w nieładzie, opalenizna, roześmiane oczy i ten uśmiech, któremu żadna nie potrafiła się oprzeć. Ale skąd on właściwie wiedział, gdzie ja pracuje?
- Super, tego było mi trzeba! Ale, co Ty właściwie tutaj robisz? Nie widzieliśmy się tyle lat, a tu nagle zjawia się JAŚNIE PAN we własnej osobie- kończąc, puściłam mu buziaka w powietrzu i pokazałam, żeby usiadł na fotelu obok.
- Jak to co? Postanowiłem odwiedzić swoją ulubioną koleżankę! Miałem być wczoraj na Waszym spotkaniu, ale nie dałem rady, więc nadrabiam dzisiaj- uśmiechnął się zniewalająco- Jaśnie Pani, nie potrafiłem odmówić sobie radości ujrzenia Ciebie- mówiąc to, tym razem on puścił do mnie oczko. Wybuchliśmy gromkim śmiechem.  
- Jakże się cieszę z tego powodu, ale zaraz muszę wracać do pracy- odpowiedziałam z przesadnym smutkiem.  
- A dałabyś się namówić później na jakieś ciastko?- nie odpuszczał- w końcu musimy uzupełnić te kilka lat rozłąki, no nie?  
- No nie wiem, nie wiem… Taki napięty grafik mam ostatnio- próbowałam zachować powagę, ale nie udało mi się i ponownie na naszych ustach zagościł uśmiech- dobra, masz tu moją wizytówkę. Tylko strzeż jej pilnie! Dziękuję jeszcze raz za kawę, a teraz sio- nie przeszkadzaj mi już w pracy- odpowiedziałam w żartach.
- Czyżbym rozpraszał swoim widokiem śliczną Panią Adę?- nie dało się nie zauważyć iskierek rozbawienia w jego ciemnych oczach.
- No niestety, tak Pan działa na kobiety- droczyłam się z nim- aż współczuję przyszłej małżonce…  
- Oj mała, mała- westchnął- co z Ciebie wyrosło? Jeszcze większy babsztyl niż dawniej… Lecę- kontynuował- miłego dnia!  
- I wzajemnie- pożegnaliśmy się i mój gość wyszedł.

Muszę przyznać, że on to potrafi poprawić humor. Podczas, gdy tu był, ani przez minutę nie pomyślałam o Olafie, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Z resztą jemu również. Dobrze zrobił, kontaktując się ze mną. Jak zawsze wyczuł odpowiedni moment. Wypiłam przyniesioną mi kawkę i akurat skończyła się moja przerwa.  


* * *

Ten pocałunek był wyjątkowy. Dał mi ukojenie i coś jeszcze… nadzieje.  
Na co? Sam nie wiem, ale czułem, że wszystko dobrze się ułoży. Przerwała nam jej koleżanka. W pierwszym momencie nie chciałem kończyć tej magicznej chwili, ale oderwaliśmy się od siebie. Tego wieczoru już się nie spotkaliśmy, ale nie czuje żalu z tego powodu, bo jestem pewny, że uczucia i pragnienie od tak nie zgasną. Nie musimy się przecież spieszyć. Niedawno sparzyłem się na jednym związku i teraz nie mam zamiaru tego powtarzać.

Moja narzeczona- a raczej była narzeczona. Nigdy nie sądziłem, że może okazać się taką cwaniarą i materialistką. Interesowały ją tylko moje pieniądze. Z początku „wielka miłość”, czułe słówka, ciągła obecność jednego przy drugim. Znaliśmy się prawie pięć lat, a byliśmy ze sobą od dwóch. Wszyscy mówili: idealnie razem wyglądacie. Ale co z tego? Wyszło jak wyszło… Po moim wypadku nawet nie raczyła przyjść mnie odwiedzić. A wtedy właśnie najbardziej potrzebowałem jej wsparcia. Skoro nie czuła się na siłach, aby przyjść- mogła chociaż zadzwonić. Nic z tych rzeczy jednak nie nastąpiło. Kiedy wyszedłem już ze szpitala, większość gazet „trąbiła” o tym, co się wydarzyło. „Sławę, pieniądze, karierę- diabli wzięli”- czytałem w jednym artykule. Wówczas zacząłem się zastanawiać czy naprawdę musi tak być. Załamany, pozbawiony jakiejkolwiek chęci do życia- wróciłem do domu. A tam, kto na mnie czeka?- moja kobieta… Byłem gotów jej wybaczyć, że zostawiła mnie na pastwę losu w najgorszym możliwym momencie.  
Jeszcze nie zdążyłem dobrze usiąść, a zostałem sprowadzony przez nią na ziemie:

- Olaf, zrywam z Tobą!- powiedziała, jakby to była najzwyczajniejsza sytuacja na świecie.
- Żartujesz, kochanie?- odebrałem to jako świetny dowcip i podszedłem do niej, ledwie dając radę.
- Nie, nie podchodź do mnie- odsunęła się- nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego! Myślisz, że o takim życiu marzyłam? Z kaleką?!- krzyczała- jak Ty to sobie wyobrażasz, co? Z czego byś mnie utrzymywał?! Teraz będziesz siedział tylko w domu- nie wierzyłem własnym uszom…- Ja też mam swoje potrzeby- kontynuowała- i nie spełnisz ich, bo…  
- Chodziło Ci tylko o kasę?- starałem zachować zimną krew- nic dla Ciebie nie znaczyłem?! I tak po prostu, odchodzisz? Jesteś…- milion słów cisnęło mi się na język, ale nie dokończyłem- Wynoś się stąd i już więcej nie wracaj!!! NIGDY

I pomyśleć, że to działo się tak niedawno. Miesiąc minął jak z płatka. Rany nadal świeże, ale już mniej bolesne. Zdałem sobie sprawę z pewnej rzeczy- nikomu nie można ufać. „Myślisz, że o takim życiu marzyłam? Z kaleką? (…) Nie nadajesz się do niczego”- ale tych zdań nie mogłem wyrzucić z myśli. Nawiedzały mnie po nocach.  
- Coś z tym muszę zrobić- stwierdziłem- bo zwariuję. W sumie niewiele brakowało, a tak by się stało.  

Ale pojawiła się ONA- moja jedyna nadzieja. Weszła tak zwyczajnie pewnego dnia do mojego domu i przekonała mnie swoim uporem, stanowczością. W końcu kobieta, która wie, czego chce- pomyślałem.  
Proste, ciemne włosy- do ramion, zgrabna, a zarazem wysportowana sylwetka, niebieskie niczym ocean oczy oraz uśmiech, za który byłbym gotów oddać miliony. Ale STOP! W ostatnim czasie miałem aż zanadto wrażeń… Nie rozumiałem, dlaczego przy niej czułem się inaczej, jakbym rzeczywiście miał szansę na powrót do dawnej sprawności.
Spotykając ją w klubie- przejrzałem na oczy. Ada. Moja Ada.- nie, nie, nie! Niestety nie moja, ale nie mogłem przestać o niej myśleć w innych kategoriach. Co się ze mną dzieje?! Następnego dnia czułem potrzebę usłyszenia jej głosu. Zadzwoniłem- chciałem potwierdzić naszą umowę, ale wyszło trochę dwuznacznie. Kiedy to, co mówiłem zaczęło mi się wymykać spod kontroli- przyjąłem chłodną pozę i starałem się ją utrzymać już do końca rozmowy. Od tego czasu minęło kilka godzin, a ja czekałem z niecierpliwością na wiadomość. Nie wytrzymam! Pójdę do niej- powziąłem za swój plan. Będąc już na miejscu, ujrzałem ją z jakimś facetem- przytulali się, zdecydowanie nie wyglądało to na koleżeński uścisk. No tak, czego ja się spodziewałem? Spojrzałem w ich stronę ostatni raz i wycofałem niezauważony. Pięści ze wściekłości- same mi się zaciskały… Po jakimś czasie wróciłem tam, gdzie jedyne miejsce dla „takiego kaleki jak ja”- do swojego domu (…)

Nikka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1785 słów i 9831 znaków.

4 komentarze

 
  • czarnyrafal

    Ale dajesz "popalić"Coś wspaniałego. <3

    25 lip 2015

  • Mela_110

    Super :* czekam na kolejną część z niecierpliwoscoa ;*

    14 lip 2015

  • Nata208

    Super uwielbiam te opowiadanie :)

    12 lip 2015

  • Arii2000

    jeje *-* jaki on biedny jest..

    12 lip 2015