Mroczny zakątek II

Mroczny zakątek IIOdchodzę dalej. Jestem coraz bliżej tego domu. Mojego więzienia z czasów dzieciństwa, bo inaczej tego nazwać nie mogę. Ciekawe czy klucz jest dalej w tym samym miejscu gdzie go zostawiałam. Na samo wspomnienie tamtych czasów na mojej twarzy pojawia się uśmiech, ale ja wiem, że śmieją się tylko usta a oczy są dalej smutne. W tym domu pomimo wszystko została moja mała cząstka duszy. Musi tam być, zostanie tam na zawsze. Tak postanowiłam, dopóki żyje pamięć o Davidzie. Będę pamiętać wszystkie dobre i źle chwile, chociaż więcej było tych złych to i tak trzeba o nich pamiętać. To dzięki nim teraz jestem kim jestem. Ukształtowały mój charakter, duszę, wygląd, światopogląd. Jednym zdaniem? Jestem "kupą" wspomnień. Ale to ujęłam. Czasem się zastanawiam czy nie jestem jakaś chora psychicznie. Nawet nie wiem kiedy to się stało, a ja już stoję przed domem. Nic się nie zmienił. Czuję pogardę. Uchylam delikatnie skrzynkę na listy. Jest. Szpara zrobiona przez brata specjalnie na moje klucze. Tak im kochałam. Dobrze dość wchodzę do środka. Trochę śmierdzi. Czy oni tu ostatnio byli? A jak tak to ciekawe kiedy? Mam to gdzieś! Opuszczam korytarz i kieruję się on garażu. Moje serce bije głośniej. Przez rok nie widziałam mojej maszyny i na niej nie jeździłam. Teraz dopiero czuję prawdziwe szczęście. Otwieram drzwi i jest. Stoi przede mną zakurzona Yamaha R6 jedyna taka niepowtarzalna. Wykonana dla mnie. Podrasowana przez chłopaków dla. Nie ma takiej drugiej na świecie. Cała czarna, niektóre specjalnie wybrane elementy są ciemno srebrne. Silnik sprowadzany za granicy z większą pojemnością. Cudownie będzie przejechać się pierwszy raz od dłuższego czasu tak legalnie. A może znów jakiś wyścig? Postanawiam sprawdzić jak z silnikiem. Jestem pod wrażeniem kiedy po półtora rocznej przerwie słyszę przyjemny dla ucha odgłos. Prawdziwa muzyka dla znawców. Wyprowadzam motor przed dom, zamykam garaż i wracam do domu. Trzeba go zamknąć. Ale przedtem kieruje się do mojego byłego pokoju. Jednak nie mogę tam wytrzymać i powoli ile na dół.Na ścianie widzę krzyż. Nie ma Boga. Tak myślę, nie ja to wiem. Trzy razy chciałam się zabić i co? Gówno!! Żyję!! Raz było blisko. Śmierć kliniczna, co wtedy czułam? Taką pustkę, nic tam nie było i po prostu sobie spałam. Przynajmniej się porządnie wyspałam. Myślę dalej.
Może tak naprawdę życie nie jest dla mnie? Może dostałam je przez pomyłkę i dlatego staram się je ciągle zakończyć. Może dzięki mojej śmierci ktoś inny dostanie szansę. Może właśnie tak to działa. Ktoś musi umrzeć aby ktoś inny mógł żyć. Może znowu trzeba to zrobić? Ktoś inny tę szansę pewnie wykorzystałby lepiej? Przeszedłby ten test, a nie przegrałby na starcie jak ja. A co jeśli Bóg istnieje? Wtedy mam przesrane. On nigdy nie dopuści mnie do nieba, strąci mnie do piekła. A tam przez całą wieczność będę przeżywała to co na ziemi? A może zlitowałby się nade mną? I poszłabym do czyśćca? Może tam byłabym trochę szczęśliwsza? Nie koniec tych rozmyślań bo się rozpłaczę, a tego nie chcę. Szybko zabiegam ze schodów i wychodzę z domu. Moje zdziwienie sięga zenitu kiedy przed drzwiami widzę rodziców. Na twarzy obydwojga zamiera uśmiech. Ciekawe co teraz. Chcę odejść, lecz ojciec przytrzymuje moja rękę.
-Puść mnie! Masz mnie nie dotykać!!
-Sama tu przyszłaś. Czego chcesz? - tym razem odpowiada matka
-Jak widzisz jedyna rzecz jaka mniej tu trzymała już nie stoi w środku. - odpowiadam oschle, a tak naprawdę walczę, żeby nie płakać. Dwa lata ich nie widziałam. Nawet jak prawie umarłam to nie przyszli. Fajne przywitanie nie ma co. Nie sądziłam, że akurat teraz tu przyjdą.
-Widzę, powinnaś nam go oddać - teraz mówi ojciec.
-Po moim trupie, to jedyne co zostało mi po Dawidzie, motoru mi nie zabierzecie!! - teraz nie jestem smutna, jestem wściekła. Jeśli chodzi o moje maleństwo to mogę walczyć jak lwica.
-Dobrze motor możesz zabrać.
-Ugoda? A co to się stało!? - odpowiadam z sarkazmem.
-Ojciec jest chory. Ma raka, nie długo przejdzie ciężką operację. Może umrzeć. - ciągnie dalej matka.
-Niech zdycha tak jak ja kiedy pierwszy raz chciałam umrzeć!!!  
-To twój ojciec mimo wszystko.
-A ja byłam waszą córka mimo wszystko? I co mnie to obchodzi co się z wami dalej stanie. - odpowiadam, teraz zobaczą jak to jest.
Postanawiam ulotnić się zanim zrobi się naprawdę gorąco. Powoli schodzę ze schodów. Coś tam za mną wołają, ale mam to gdzieś. Pokazuje im tylko środkowego palca nawet się nie oglądając. Po czym wsiadam na motor i odjeżdżam z piskiem opon spod domu przyciągając spojrzenia.

autodestrukcja

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 872 słów i 4801 znaków.

4 komentarze

 
  • *****

    Szybko następna;*

    21 sty 2014

  • Maddy

    Dodaj szybko kolejną część :) Nie mogę się doczekać...

    21 sty 2014

  • jaa

    Super czekam na kol. Cześci

    21 sty 2014

  • LittleScarlet

    Takie to trochę przygnębiające... Ale dobrze napisane, tylko brakowało kilku przecinków. Smutne, ale urocze :';)

    21 sty 2014