MOJE NOWE ŻYCIE - 4

ROZDZIAŁ 4

Minęły już 2 miesiące odkąd Paulina rozpoczęła pracę u "Korbanka”. Dostała umowę na czas nieokreślony z wynagrodzeniem 2500, 00 netto. Jak z początku podchodziła z obawą i bez entuzjazmu tak teraz nie mogła doczekać się kolejnego ranka. Nadal codziennie podjeżdżał po nią szef. Praktycznie praca stała się jej całym życiem. Uciekała w pracę od samotności. Zaczynała coraz więcej myśleć o związku z Bartkiem. Raczej o braku związku. Obecnie, nawet w soboty – z reguły dzień wolny od pracy- Bartek rzadko bywał w domu. Zawsze jakiś obiad biznesowy, wyjście na jakąś imprezę były ważniejsze niż spędzenie czasu z Pauliną. Dawniej zabierał ją na te spotkania, teraz jednak jej miejsce zajęła asystentka. Oczywiście Bartek nie widział w tym żadnego problemu. Pozostawała im wspólna niedziela, którą z reguły połowę przesypiał. Także sprawy łóżkowe pozostawiały wiele do życzenia. Praktycznie seks przestał istnieć. Od momentu pójścia do pracy, a więc od 2 miesięcy kochali się zaledwie 3 razy. A i to odniosła wrażenie, jakby było to przymusowe spełnienie obowiązku. Kilkakrotnie próbowała podjąć rozmowę, jednak Bartek zamykał temat stwierdzeniem, że szuka problemów. Mijał już czerwiec, a jeszcze nie mieli zaplanowanych wakacji. Ten temat też był odsuwany na potem. Pomyślała któregoś dnia o zakończeniu tego związku. Zaczęła się nawet rozglądać za mieszkaniem do wynajęcia, bo nie chciałaby mieszkać nadal z Bartkiem. Gdzieś w głębi jednak nadal kochała, chociaż już nie czuła się kochaną. Zdecydowany przełom nastąpił ostatniej soboty czerwca. Przez cały weekend odbywały się na Malcie "Dni Malty”. Mnóstwo koncertów, imprez sportowych, zabaw. Jakoś zdołała namówić Bartka na wspólne wyjście. Chciała tam być tym bardziej, że zostali zaproszeni przez szefostwo. Zarówno pan Marek, jak i pani Bożena chcieli tym zintegrować pracowników i jakoś docenić jeszcze bardziej ich pracę. Mieli być na miejscu o 16, 00 a Bartek już o 14, 00 zaczął się szykować do wyjścia.
–     Kochanie, jeszcze mamy czas. Może spędzimy go inaczej?
–     Paulinka, kotku mój, zapomniałem ci wczoraj powiedzieć, że Dorota umówiła nas na spotkanie. Przykro mi, ale zapomniałem jej powiedzieć o naszych planach i stąd to nieporozumienie.
–     Ty chyba żartujesz, prawda?
–     Mi też jest przykro, ale nie mogę nic zrobić. Jutro też są imprezy, a więc pojedziemy.
–     Jeśli twoja asystentka nie wymyśli ci następnego spotkania.
–     Nie bądź złośliwa, Paula. Naprawdę mam szczęście, że znalazłem taką asystentkę jak Dorota. Powinnaś brać z niej przykład.
–     Pozwól, że obejdę się. Gdybyś bardziej interesował się, co robię, to wiedziałbyś, że ja też doskonale sobie radzę.
–      Nietrudno sobie poradzić w sklepie. Też mi praca! Ale z tego powodu nie będziemy przecież kłócić się, prawda?
–     Faktycznie, mam cudowne życie i nie mam powodu do narzekania. Idź już, bo jeszcze spóźnisz się na spotkanie z asystentką.
–     Podobno ma lecieć fajna komedia na TVN, to sobie obejrzyj. Pa kochanie.

Nic nie odpowiedziała, bo i co miała powiedzieć? Kolejna zmarnowana sobota.  
Powinna teraz zadzwonić do kolegów i powiadomić ich, że nie pojawi się na spotkaniu, ale nie chciała tłumaczyć się. Wzięła książkę i postanowiła nie myśleć o niczym, a przede wszystkim o Bartku. Czytała, ale kompletnie nie wiedziała o czym. W końcu skulona na fotelu zasnęła i zbudził ją dopiero natarczywy dźwięk telefonu. Chciała go zignorować, ale dzwonił raz za razem, więc zwlokła się z fotela i nie patrząc kto dzwoni odebrała:
–     Halo, słucham?
–     Dzień dobry, pani Paulinko, gdzie się pani podziewa? Dlaczego nie ma was jeszcze tutaj?
–     Dzień dobry. Szefie, nie przyjadę, proszę przeprosić ode mnie wszystkich, ale Bartek miał służbowe wyjście i nie mogliśmy przyjechać.
–     Pani jest na spotkaniu z nim?
–     Nie, jestem w domu, ale...
–     A więc proszę się uszykować, będę za pół godziny, dobrze?
–     Panie Marku, proszę sobie nie robić kłopotu, naprawdę. Straciłam ochotę na zabawę, nie byłabym dobrym kompanem.
–     I dlatego musi pani tu być. Już my postaramy się wrócić pani humor. Ja osobiście bardzo panią proszę, Paulinko! Odmówi mi pani? Przecież wczoraj cieszyła się pani na to spotkanie, prawda?
–     Tak, ma pan rację, cieszyłam się, ale...
–     Jestem za pół godziny.
Powiedziawszy to szef rozłączył się. Poszła do łazienki, przyprowadziła się do porządku, przebrała się w przyszykowaną wcześniej białą sportową sukienkę, jeszcze tylko delikatny makijaż i była gotowa. Nie schodziła dopóki nie pojawiło się BMW. Wzięła torebkę i zbiegła na dół. Pan Marek stał oparty o samochód. Dotąd zawsze go widziała w garniturze, teraz jednak ubrany był w lniane białe spodnie i koszulkę polo, co przy jego ciemnej karnacji dawało zabójczy efekt. Teraz uśmiechnął się i na powitanie pochylił się i pocałował Paulinę w policzek. Odruchowo cofnęła się i spojrzała przestraszonym wzrokiem, niczym spłoszone zwierzątko.
–      Proszę mi wybaczyć, jeśli uraziłem, ale pani widok rozbroił mnie. Wygląda pani bosko! Gdybym był na Bartka miejscu, to nie odchodziłbym od pani na krok.
–     Dziękuję za komplement, ale przesadza pan. Naprawdę nie wiem, czy powinnam być tam z wami. Sam pan widzi, że nie jestem dziś w dobrym nastroju, proszę mi wybaczyć, ale chyba wrócę...
Złapał ją za dłoń i zatrzymał. Chwila wahania i spojrzała na szefa, który odezwał się:
–     Pojedziemy, dobrze? Czekają na nas.
–     Ok. Niech panu będzie. Tylko proszę nie mieć do mnie pretensji, jeśli popsuję wam humory.
–     Tak się nie stanie, bo zrobię wszystko, aby miała pani dobry humor.
Wsiadła i po kolejnych 40 minutach byli już na miejscu. Zastali swoich kolegów oglądających mecz tenisa. Oprócz wszystkich pracowników z małżonkami była też pani Bożena z mężem. Od razu została porwana przez Grzegorza:
–     Paulina, chodź do nas. A Bartka gdzie masz?
–     Znowu spotkanie służbowe. Nie chciałam sama przyjeżdżać, ale szef uparł się. Jestem trochę nie w humorze, a więc wybaczcie mi.
Wkrótce poznała towarzyszki kolegów z pracy. I gdyby była z Bartkiem to bawiłaby się wspaniale. Starała się ukryć swoje uczucia. Narzuciła sztuczny uśmiech i postanowiła bawić się mimo wszystko. I gdyby to było inne towarzystwo, to zapewne upiłaby się, ale zdawała sobie sprawę, że nie powinna teraz tego robić. Z kortu tenisowego przeszli do jednego z ogródków nad zalewem. Nieopodal odbywał się koncert. Atmosfera była wspaniała. Paulina łapała się na tym, że mimochodem zaczęła coraz częściej wodzić wzrokiem za szefem. I ilekroć spoglądała na niego to ich wzrok krzyżował się. Po jakimś czasie czuła na sobie nieustannie jego spojrzenie. Obserwację miał ułatwioną, ponieważ siedziała naprzeciwko niego, pomiędzy Zuzanną, żoną Grzegorza a Piotrkiem. Całe towarzystwo było w wieku do 40 lat, na pewno już mieli nie jedno takie spotkanie, ponieważ wszyscy zwracali się do siebie na ty. Jedyne "pan -pani”
słyszało się w kontaktach między Pauliną a szefem i szefową i jej mężem. I właśnie pani Bożena zaproponowała w którymś momencie:
–     Pani Paulinko, mam pewną propozycję. Chyba najwyższy czas skończyć z tym paniowaniem, jak pani myśli?
–     Będzie to dla mnie zaszczyt.
Do rozmowy włączył się Jurek, mąż Bożeny:
–     No to w takim razie powinniśmy wypić brudzia, prawda szwagier?
I zanim szef odpowiedział podłapali ten temat koledzy:
–     No właśnie, Paulinka, koniecznie.
Pani Bożena wyciągnęła rękę i powiedziała:
–     Bożena. Całusy zostawiam panom.
–     Paulina.
–     Jurek.
–     Paulina.
Jurek zastosował się do poleceń żony i pocałował Paulinę w policzek. Szef obszedł stół i pochylił się do Pauliny:
–     Marek – i dodał szeptem - ale proszę o uśmiech.
I tak pokierował, że zamiast w policzek pocałował Paulinę w usta. Oblała się rumieńcem i ponownie zmieszała. Widocznie zauważyli to pozostali, bo bardzo szybko rozmowa zeszła na inne tematy, aby nie wprowadzać Pauliny w zakłopotanie. Jakiś czas później Bożena zaproponowała Paulinie spacer dla rozprostowania kości. Oczywiście panowie podchwycili problem i zaproponowali im swoje towarzystwo. Na rozmowie o wszystkim i o niczym spacerowali brzegiem jeziora. Po jakimś czasie doszli do kolejnego ogródka, w którym Paulina usłyszała znajomy śmiech. W jej głowie zaświeciła się lampka. "Nie, to nie możliwe, to nie może być Bartek. Przecież on jest na spotkaniu... No właśnie, te spotkanie może odbywać się tutaj... Ale Bartek powiedział, że nie lubi takich imprez...” Nie miała kiedy dalej się zastanawiać, ponieważ zobaczyła Bartka w całej okazałości. Siedział pochylony w stronę swojej asystentki. Po chwili było słychać jej radosny śmiech. Siedzieli w towarzystwie znajomych Bartka. Akurat Bartek objął Dorotę i przytulił do siebie. Widocznie zdarzenie to zostało zauważone przez towarzyszy Pauliny, ponieważ Marek idący obok dziewczyny objął ją. Spuściła głowę, bo zdawała sobie sprawę, że nie powinna do tego dopuszczać, ale teraz potrzebowała bliskości kogoś, na kim mogłaby oprzeć się. Nie powinien to być Marek, ale właśnie on był koło niej, właśnie on dodawał jej otuchy, pomimo, że nie powiedział ani jednego słowa. Kilkadziesiąt metrów dalej Bożena z Jurkiem zatrzymali się przy jakiś znajomych Jurka, więc Paulina została sama z Markiem. Szli w ciszy, przytuleni do siebie. W pewnym momencie Paulinie pociekły łzy z oczu tak pieczołowicie skrywane od kilku godzin. A że Marek nadal ją bacznie obserwował, to zauważył je od razu. Skierował się na jedną z ławeczek ukrytych pod wierzbą. Posadził Paulinę, a sam przykucnął przed nią. Podniósł za brodę jej twarz i powiedział:
–      Paulinko, jeśli tego potrzebujesz, to daj upust łzom. Dusisz je w sobie od kilku godzin. Pragnę ci pomóc. Jeśli potrzebujesz wygadać się to masz we mnie słuchacza. Wiem, że zapewne wolałabyś, aby była tu jakaś przyjaciółka, ale we masz przyjaciela, więc jeśli tylko chcesz...
Nie mogła dalej go słuchać, bo rozpłakała się na całego. Marek usiadł przy niej i mocno ją przytulił do siebie. Położyła głowę na jego ramieniu. Kiedy po kilku minutach wypłakała już wszystko, co miała wypłakać wyciągnęła chusteczkę z torebki i wytarła oczy. Po chwili cicho powiedziała:
–     Widzisz, miałam rację mówiąc, że nie powinno mnie tu być. Ktoś taki jak ja nie nadaje się do towarzystwa. Zepsułam ci wieczór...
–     A wolałabyś siedzieć teraz sama w domu?
–     Może tak byłoby lepiej? Nieraz lepiej wielu rzeczy nie widzieć... Marek, odwieziesz mnie do domu?
–     Chcesz udawać, że nic się nie stało? Postaraj się spojrzeć prawdzie w oczy.
–     A jaka jest prawda? Może to ja źle odczytałam to, co zobaczyłam? Może wyolbrzymiam wszystko? Przecież dawniej było nam z Bartkiem dobrze... To prawda, od ponad roku Bartek jest zajęty bardzo pracą, ale to się zmieni. Obiecał mi...
–     Jeszcze w to wierzysz? Paulina, ty nie zasługujesz na takie traktowanie! Jesteś tak wspaniałą osobą, której nie można lekceważyć. I bardzo cię proszę, nie mów, że Bartka widzieliśmy na spotkaniu służbowym. Widzisz, ja też mam firmę, też mam spotkania biznesowe, ale wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Nie musisz mi odpowiadać, ale odpowiedz sobie, czy odpowiada tobie takie życie? Czy chciałabyś ciągle siedzieć sama w domu?
–     Właśnie to było powodem podjęcia przeze mnie pracy... To nie jest takie proste... A co z nami? Co ze mną i z Bartkiem? Miało być inaczej...
–     Na pewno planowaliście ślub, wspólne życie...
–     Nie, Bartek nie lubi planować przyszłości. Twierdzi, że nam jest dobrze i tak, bez zobowiązań.
–     A Ty? Co ty myślisz o tym?
–     Marek, zadajesz bardzo trudne pytania. Co ja mogę myśleć? Skoro tak jest dobrze Bartkowi to i mi to odpowiada.
–     To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Czy Ty też uważasz, że obecny stan rzeczy Ci odpowiada? Czy to jest to, o czym marzyłaś? Czy tak nadal widzisz swoje życie?
–     Nie wiem... naprawdę nie wiem...
–     No to inaczej. Co zrobisz z dzisiejszą sytuacją? Paulinka, musisz w końcu pomyśleć o sobie. Bartek nie może Cię tak traktować. Tak nie postępuje się z osobą, którą się rzekomo kocha. Wiem, że namieszałem Ci sporo, ale nie pozwolę, abyś była tak traktowana. Musisz wszystko przemyśleć i coś zrobić ze swoim życiem. Obiecasz mi, że pomyślisz o tym jutro?
–     Skoro to jest polecenie od szefa, to chyba będę musiała je wypełnić. A co z nadgodzinami, szefie?
–     O, pomyśli się o jakiejś rekompensacie. I taką Cię Paulinko lubię. Poproszę jeszcze o uśmiech! Jak wolisz, aby było to polecenie służbowe, to niech będzie.
–     I po raz kolejny jestem w sytuacji bez wyjścia. Nie przyjdzie mi to łatwo, ale postaram się. Chodźmy już stąd.
–     Źle Ci ze mną, Paulinko? Ja mogę tak siedzieć z Tobą do samego rana, ale skoro nie chcesz, to wracajmy do towarzystwa. O 21, 00 ma zacząć się potańcówka.
–     Marek, widzisz przecież, że...
–     Widzę, że musisz zapomnieć na kilka godzin to, co widziałaś. Uwierz, że wyjdzie ci to na dobre.
–     Ok, wygrałeś.
Inną drogą wrócili do towarzystwa. Prawie cały czas Marek obejmował Paulinę, chcąc jej dać trochę otuchy, jednak kiedy zbliżyli się do znajomych Paulina wzięła Marka pod rękę. Zdawała sobie sprawę, że ich tak długi spacer i tak wywoła plotki, ale nie chciała ich jeszcze bardziej podsycać. Parę osób wyłamało się już i znikło, tak więc przesiedli się do mniejszego stołu i Marek zamówił kolację. Tym razem Paulina miała miejsce obok szefa, i o dziwo – było jej z tym dobrze. Poszła za radą Marka i postanowiła przez te kilka godzin nie myśleć o tym, co złe. Po raz pierwszy tego dnia zaczęła śmiać się szczerym śmiechem. Kiedy zaczęły się tańce nie opuściła żadnego. Najczęściej jej partnerem był Marek, ale także tańczyła z pozostałymi panami. Dawno minęła północ, towarzystwo wykruszało się, a Paulina nie miała ochoty na powrót do domu. Chciała odwlec ten moment. Do kolacji, a także po niej gościł alkohol. Paulina wypiła ze 3 drinki i teraz na to zrzucała obecny nastrój. A czuła się wspaniale tańcząc w ramionach Marka. Orkiestra grała wolną melodię. Marek mocno przytulał Paulinę do siebie, jakby nie chciał jej dać okazji do ucieczki. Chciała walczyć z tym, ale było jej za dobrze. W końcu położyła głowę na ramieniu mężczyzny całkowicie poddając się jego poczynaniom. W którymś momencie poczuła jego usta na szyi. Podniecenie wdarło się szeroką falą. Zapragnęła, aby Marek nie przestawał całować, aby trwało to w nieskończoność. On chyba też tak to zrozumiał, bo pocałunki stawały się coraz bardziej odważne. I kiedy melodia skończyła się lekko odsunął się od Pauliny, ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował w usta. Najchętniej kontynuowałby to dalej, ale w oczach dziewczyny ujrzał strach i niepewność. Ponownie odsunął się, ale nie wypuszczał Pauliny z ramion. Kiedy wrócili do stolika Bożena z Jurkiem, jako ostatni z towarzyszącego grona, zbierali się do domu. Paulina także wyraziła chęć powrotu.
–     Nie wytarguję już nic więcej?
–     Marek, zaraz druga godzina. Powinnam już dawno...
–     Jesteś tu, gdzie powinnaś być, prawda? Siostrzyczko, powiedz Pauli, że...
–     Marek, myślę, że Paulinie nie potrzebne są kogoś opinie. Jest na tyle mądrą dziewczyną, że potrafi ułożyć swoje życie tak, aby później niczego nie żałować.
–     Nie takiej pomocy oczekiwałem, siostra.
–     Paulina, Marek chciałby zapewne, abym powiedziała Ci, że warto na niego zwrócić uwagę, ale wiem dobrze, że do tego musisz dojść sama. I mimo, że widziałabym Cię u boku Marka, to zdaję sobie sprawę, że masz poważne sprawy do rozwiązania. Jakąkolwiek decyzję podejmiesz to wiedz, że nie zmieni to naszego stosunku do Ciebie. Ani jako do przyjaciółki, ani jako do pracownicy. A ty, braciszku, pielęgnuj to, co zrodziło się w Twoim serduszku, a może osiągniesz cel. Tylko daj dziewczynie czas. Zdaje mi się, że dzisiejszy dzień przewrócił Twoje życie, Paulinko, prawda?
–     Masz rację, dużo się stało. Boję się jutra. Po prostu boję się.
–     Miałabym dla Ciebie propozycję. Jeśli chciałabyś, jeśli czułabyś chęć ucieczki z domu to bardzo chętnie widzielibyśmy Cię u nas na obiedzie. Wiem, że nie będziesz miała do tego głowy.
–     Dziękuję Bożenko za zaproszenie. Będę o nim pamiętać, jeśli... no właśnie, jeśli co??? Marek, proszę, odwieź już mnie.
–     Dobrze, jedźmy. A mnie Bożena na obiad też zaprosisz?
–     Od kiedy czekasz na zaproszenie? A swoją drogą to tym razem zależy to od Pauli. Jeśli nie będzie chciała Cię widzieć, to nie wiem... No, ale teraz już zawieź ją faktycznie do domu, bo zaraz nam tu padnie. Trzymaj się dziewczyno i jeszcze raz powtarzam: jeśli będziesz chciała się wygadać, to zawsze jestem do twojej dyspozycji.
–     Dziękuję Ci bardzo. Zabierasz fuchę Markowi, bo on ofiarował się na słuchacza.
Paulina wzięła torebkę i skierowali się w stronę parkingu. Po kilku krokach Marek objął Paulinę. Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Szepnął:
–     Paulinko, ja chcę tylko dodać Ci otuchy.
–     Dziękuję. Widzisz, ja wiem, do czego zmierzasz. I zapewne gdybym nie była z Bartkiem to mogłabym zakochać się w Tobie. Jesteś mężczyzną, który przyciąga uwagę. Powiem więcej, jesteś człowiekiem, który posiada wszystko to, co jest potrzebne do szczęścia. I tylko dziwię się, że zwróciłeś na mnie uwagę. Bo kim ja jestem? Nikim. Ty posiadasz pewną pozycję społeczną, osiągnąłeś już w życiu dużo, a ja? Ja, zdaje się, zmarnowałam kilka lat swojego życia. Źle ulokowałam swoje uczucia i teraz jestem na rozdrożu.
–     Ja zaczekam, Paulinko. Będę czekał, ile będzie trzeba.
–     Dzięki, że nie chcesz niczego przyspieszyć.
Wsiedli do samochodu i Marek ruszył. Tym razem droga nie zajęła im tyle czasu, co poprzednio, bo nocą ulice były prawie puste. Kiedy podjechali pod blok Paulina zadała sobie pytanie, czy Bartek już jest. W oknach było ciemno, więc albo spał już, albo go nie było jeszcze. Marek wysiadł i otworzył drzwi Paulinie. Zatrzymała się przy nim, bo prawdę powiedziawszy nie chciała wracać do Bartka.
–     Marek, ... czy w razie czego będę mogła zadzwonić do Ciebie? Obiecuję, że nie zrobię tego bez potrzeby.
–     Paulinko, zawsze i o każdej porze jestem do Twojej dyspozycji.
–     Wiem, że tak tylko mówisz, ale dzięki i za to. Do Bartka nie zawsze mogłam dzwonić...
–     Nie jestem Bartkiem, ale będzie moim zadaniem udowodnić Ci to. Teraz proszę ładnie iść na górę i pod kołderkę. I gdybym Paulinko wiedział, że jego nie ma w domu, to poszedłbym przypilnować, jak wypełniasz polecenia służbowe.
–     Jesteś naprawdę wariatem Marek. Dzięki za dzisiejszy wieczór. Pójdę już, a ty jedź i także zaszyj się w pielesze.... Nie, Marek. Na razie wystarczy.
Powiedziała tak, bo zauważyła ruch Marka dążący do jej objęcia. Uśmiechnął się:
–     Ok. Poddaję się. Pozostaje mi rozpamiętywanie smaku Twoich ust zapamiętanego z parkietu. Idź już, bo jeszcze chwila i porwę Cię do siebie. Słodkich snów, kochanie.
Spojrzała w oczy Marka, chwila wahania i wspięła się na palce, pocałowała mężczyznę w policzek i uciekła w stronę klatki. Marek chwilę stał i spoglądał w puste drzwi, za którymi zniknęła Paulina. Jakżeby pragnął zabrać ją już teraz do swojego domu. Jednak wiedział, że Paulina nie zwiąże się z nim, dopóki nie zakończy swego związku z Bartkiem. Przed dniem dzisiejszym nie wiedział, jak spełnić swe marzenia. Przez te dwa miesiące zdążył już pokochać dziewczynę, ale pragnął, aby i ona także go pokochała. Nie zależało mu na przelotnym związku. Miał w końcu już te swoje 34 lata i był najwyższy czas na ustatkowanie się. A Paulina oczarowała go od pierwszej chwili, kiedy ją ujrzał. Teraz dodatkowo, po dwóch miesiącach znajomości, pokochał jej osobowość, jej sposób bycia, jej stosunek do życia. Uśmiechnął się i odjechał do domu z nadzieją na lepsze jutro.

Minka227

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3625 słów i 20771 znaków.

1 komentarz

 
  • sawicza

    kocham , cudo

    29 sie 2014