Moja miłość (dni następne cz.24)

Moja miłość (dni następne cz.24)Nadszedł dzień, gdzie musiałam się ruszyć z domu i pójść do szkoły. Przez całe te leniuchowanie ciężko mi było nawet wstać. Poprzedniego dnia miałam też problem z zaśnięciem. Rozmyślałam jak mam wytłumaczyć moje sny Seanowi. Była to dla mnie mocna zagwozdka.  
     Niechętnie wstałam. Złowrogo popatrzyłam na jeszcze smacznie śpiącego Seana. Szczęściarz mógł jeszcze sobie pospać. Zegar pokazywał 6.00. Załamana schowałam twarz w dłonie i odetchnęłam wmawiając sobie, że do weekendu jeszcze 5 dni więc przetrwam.  
     Moje ruchy były powolne, takie z przymusu. Przyglądałam się długo w lustrze zastanawiając się co mnie dziś czeka. Pewna byłam, że dziewczyny będą mnie wypytywały o wszystko, a za tym pójdą wspomnienia, których chce się wyprzeć. Miałam to szczęście, że nie musiałam myć włosów, przecież ktoś mnie może wymodelować w szkole. Dlatego związałam swoje blond włosy w koński kucyk i zabrałam się za makijaż i ogólne ogarnięcie siebie.  
     Wychodząc z łazienki gotowa do starcia z rzeczywistością spojrzałam na misia. Ten się nerwowo przewrócił na drugi bok rozwalając się na całym łóżku. Chciałam wybuchnąć śmiechem po tym jak Sean jęknął i mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. By uniknąć jego pobudki szybko wybiegłam z pokoju, cicho zamykając drzwi. Radosna weszłam do kuchni. Zaspana Oliwia siedziała przy barku powolnymi ruchami mieszając ciepły napój. Jej głowa oparta była o rękę, a powieki samoczynnie się zamykały.  
- uważaj bo uśniesz! – powiedziałam nagle uderzając o blat, a ona przerażona podskoczyła i spojrzała na mnie. Podeszłam szczęśliwa do lodówki. – nie macie nic ciekawego. – stwierdziłam zamykając drzwiczki. Oli wzruszyła ramionami.  
- Anita szykowała nam jedzenie przed wyjściem do pracy. Dziś ma niestety wolne więc przez to nie ma nawet chleba. – obojętnym głosem powiedziała nadal wpatrzona w kubek.
- będziesz to piła czy raczej tylko patrzyła? – spytałam biorąc swoją torbę i sprawdzając czy wszystko wzięłam. Kątem oka spostrzegłam, że znów wzruszyła ramionami. – czemu jesteś taka… taka nieswoja? – powiedziałam po chwili ciszy. Z nad torby spostrzegłam jak na mnie patrzy.  
- nic mi się nie chce. Jestem skazana na to by jeździć codziennie rano do szkoły i z powrotem. – była cały czas obojętna.  
- tak to jest po wakacjach. Chociaż gdy ja w pierwszej klasie przyszłam do szkoły to uwierz nawet wtedy nie było nudno, a wręcz pragnęłam iść do szkoły. – spojrzałam szybko na zegarek. Musiałam już wychodzić. – to dopiero początek więc się dowiesz jeszcze wielu rzeczy o życiu w tej szkole. – puściłam do niej oczko.  
- a ty gdzie? – radosny głos Jasona zbił mnie z tropu. Stojąc przy drzwiach pogubiłam się co mam dalej robić. Odwróciłam się do niego na pięcie i uśmiechnęłam się. Roześmiałam się pod nosem. Jason miał na sobie czarny przylegający do sylwetki sweter Seana. Jednakże na nim trochę wisiał, bo Jay był troszkę mniejszy.  
- do szkoły. Nie mam zamiaru się spóźnić więc wybacz, ale pójdę. – wskazałam drzwi i już robiłam krok.
- to nie jedziesz z nami? Przecież też mamy na pierwszą lekcje? – zdziwiony spytał. Opierał się o barek. Oli patrzyła na mnie czekając na odpowiedź. Powoli budziła się do życia.  
- jeśli mogę skorzystać z takiej okazji to poczekam aż dopije tą cholerną kawę. – usiadłam obok niej podkreślając jedno słowo.  
     Myślałam, że czekam wieczność aż dopije tą kawę. Małymi łyczkami biorąc je co 10 minut piła i piła. Tak mnie wkurzyła, że aż pomagałam jej dopić.  
     Jason jechał z nami. Jako, że prowadził był skazany na siedzenie w samotności na przodzie. Oliwia i ja usadowiłyśmy się wygodnie z tyłu i gawędziłyśmy przez całą drogę. Jay prowadził range rovera sporta bardzo pewnie, tak jakby jeździł przez wiele lat. Przy ich umiejętnościach chciałam się schować. Oliwia i Jay byli ode mnie młodsi o rok a już prowadzili bardzo sprawnie samochód. Ja jako jedyna nie miałam prawka.
     Jay wysadził nas na wilanowskiej. Dalej niestety byłyśmy zmuszone jechać metrem, na szczęście do pól. O tej porze co my jechałyśmy był straszny tłok. W metrze był człowiek na człowieku i same nie wiedziałyśmy jak tam wsiąść. Po kilku minutach jednak udało nam się wcisnąć i dojść do szkoły. Przed wejściem do szatni musiałyśmy pokazać swoje legitymacje, uciążliwe jest to szukanie w torbie najmniej potrzebnej rzeczy w tym wszystkim. W szatni musiałyśmy się rozdzielić, ale nie na długo. Akurat w szatni spotkałam dziewczyny z klasy. Viola i Kamila popatrzyły na mnie z uśmiechem, przywitały się i poczekały aż się przebiorę. Zniecierpliwiona Oliwia już czekała przed boksem i tupała nerwowo nogą, a ramiona miała skrzyżowane na piersi.  
- długo jeszcze? – oburzona powiedziała. Roześmiałam się, a dziewczyny z mojej klasy popatrzyły na nią zdziwione.  
- ooo widzę, że poranna kawa się odezwała. – skomentowałam ze śmiechem. Oliwia za to skarciła mnie wzrokiem i pociągnęła za rękę. Na szczęście w biegu udało mi się złapać torbę.  
     Piękne szkolne schody, od których człowiek pragnie się uwolnić, były najgorszą częścią budynku. By wejść na 3 piętro bez zadyszki to naprawdę było trzeba być mistrzem świata i dobrze wysportowanym. Miałam to szczęście, że dziś zaczynałam na 1 piętrze i wspinaczkę mogłam sobie odpuścić. Oliwia cały czas mnie ciągnęła za rękę. Wchodząc na pierwsze piętro spotkałam się z ciepłym powitaniem dziewczyn. Angelika zaczęła się śmiać, gdy Oli puściła mnie i poszła w swoją stronę, dając mi całusa w policzek.  
- pokój wszystkim. – machnęłam radośnie ręką i podeszłam do Angeli. Dałam przyjacielskiego buziaka jej, Beacie i Adze. Wszystkie zaczęły się uśmiechać radośnie. Stanęłam przed nimi. – te schody mnie wykończą. – wypuściłam powietrze i oparłam ręce o biodra zrzucając przy tym torbę.  
- spoko, dopiero co przyszłaś. A tak w ogóle to czemu cię nie było co? – Angela z udawanym oburzeniem, której jej nie wyszedł, spytała.  
- byłam w szpitalu. Lepiej nie pytaj dlaczego. – ręką dałam jej znać by nie pytała więcej. Ucichła.  
     Było już dawno po dzwonku, a pani nadal nie było. Pierwsze miałam praktyki więc nastawiłam się na dzień roboty. Zanim przyszła pani, dziewczyny mi opowiedziały wszystkie zdarzenia z każdym szczegółem. Opowiedziały mi również co doszło, jacy są nowi nauczyciele i co mamy do zrobienia w tym semestrze. Poprosiłam również Angele by mnie wymodelowała przy okazji będzie miała ocenę, na co się zgodziła.  
     Przez całe praktyki nie wiedziałam co mam robić. Tak naprawdę wymodelowałam Beatę oraz ja zostałam wymodelowana, zdążyłam również zrobić warkocza, a dokładnie plecionkę z czterech pasm. Plusy szkoły fryzjerskiej są takie, że ma się fryzurę za darmo i na miejscu.  
     Na początku dnia nie cieszyłam się, że wracam, ale po jakimś czasie spędzenia z dziewczynami czasu było inaczej. Śmiałyśmy się z każdej sytuacji i opowiadałyśmy sobie historie, które stały się w domu. Dziewczyny zdziwiły się, gdy powiedziałam o tym, że mam chłopaka, jak i również były zdziwione tym, że jestem umalowana, co nie zdarzało mi się. Zaczęły mnie o wszystko wypytywać. Kazały opowiadać każdy szczegół, każdy dzień po kolei. Opowiadałam, omijając te najbardziej drastyczne dni.  
     Na przerwie przed historią spotkałam Oliwie. Gdyby do mnie nie podeszła, nawet bym jej nie zauważyła. Miała lekcje koło mnie więc szybko podbiegła i usiadła przede mną po turecku radosna jak nigdy dotąd.  
- a tobie co? – po tym pytaniu pokazała swoje białe zęby i uwodzicielsko na mnie spojrzała. Przerażona spojrzałam na nią. Roześmiałam się. – przy okazji Oliwio poznaj Angelikę, Beatę i Agnieszkę. – z uśmiechem prezentowałam każdą z dziewczyn. Ta na nie spojrzała pokiwała głową na cześć i zwróciła się do mnie. – czy możesz mi wreszcie do cholery powiedzieć o co ci chodzi? – podniosłam ton głosu. Beata otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie.  
- Magda a tobie co się stało? – spytała zdumiona.  
- tak na nią działam. – przyznała się z radością Oli. – ale mniejsza z tym. – ciągnęła dalej. – mam do ciebie pewnego rodzaju romansidło.  
- jakie tym razem? – przymrużyłam oczy.
- zdradzasz mnie? jak możesz? – Angelika się wtrąciła z wielkim uśmiechem na twarzy. Złapała mnie za ramiona i pociągła do siebie. W jednej chwili byłam o nią oparta.
- oj spokojnie niunia przecież wiesz, że cię nie zdradzę. – radośnie puściłam jej oczko gdy udało mi się uwolnić z jej uścisku.  
- ooo, no wiem. – powiedziała i dała mi słodkiego buziaka powietrzu. Oli patrzyła na nas z udawanym przerażeniem.
- nieważne, ale co do sprawy to: jedno, zrobisz mi warkocza? – złożyła ręce jak do modlitwy i zrobiła minkę szczeniaczka. Niechętnie się zgodziłam, a ta zaczęła klaskać jak wariatka ze szczęścia. – a druga to, o której kończysz? – zrobiła cwaniacki uśmieszek i wcisnęła mi się między nogi. Zdjęła gumkę, rozpuszczając swoje długie kasztanowe włosy.  
- kończę po 8 lekcjach. Ostatnią mam matmę, a dlaczego pytasz? - rękoma rozczesałam jej włosy. – ma ktoś szczotkę? – zwróciłam się do dziewczyn. Beata wyciągnęła i podała mi szczotkę. Zaczęłam rozczesywać włosy Oliwi, zaczynając również pleść dobierań-ca.  
- ja też kończę po 8, a pytam dlatego bo Jay się pytał czy po nas nie przyjechać. – mówiła bez tchu. – bo szczerze powiedziawszy nie chce mi się tłoczyć tym debilnym autobusem, jeszcze metro, to już w ogóle masakra… - zaczęła narzekać na transport publiczny wymieniając każdą wadę i zaletę. Dziewczyny pod nosem się śmiały z niej.
     Dzwonek zadzwonił gdy ja skończyłam pleść warkocza. Szczęśliwa odwróciła się w moją stronę, przytuliła mnie mocno i dała buziaka.  
- uwaga. – powiedziałam cicho lekko się dusząc. Szybko rozluźniła uścisk i spojrzała na mnie.
- przepraszam cię, zapomniałam. – zaczęła mnie przepraszać. Roześmiałam się.  
- wiesz przecież, że nic się nie stało. Wolałam ci przypomnieć po prostu. – przymrużyła oczy.  
- dziękuję jeszcze raz. – puściła do mnie oczko wstając. Nasz pan od historii akurat przyszedł.  
     Ta lekcja była najciekawsza lekcją w całym tym dniu. Pan od historii opowiadał z pasją, jak i niektóre rzeczy z żartem. Z przyjemnością się go słuchało. Matematyka minęła bardzo szybko. Jak zawsze na tym przedmiocie to ja i Dominika wyszłyśmy na te, które jako jedyne rozumieją matmę. Angelika zaglądała do mnie i pytała się jak ja to zrobiłam, po czym wszystko jej tłumaczyłam. Na tej lekcji siedziałam cicho i rozwiązywałam durne zadanka, a pani produkowała się do reszty klasy. Była załamana poziomem jaki reprezentowaliśmy. Przyznam jej rację. Nasza klasa z tego przedmiotu nie jest najmądrzejsza. Tak w życiu bywa.  
     Dzwonek zadzwonił i wszyscy rzucili się do drzwi. Zbiegli na dół by tylko zdążyć przed Angeliką, która jak zwykle otwierała szatnie. Staliśmy uśmiechnięci i ją popędzaliśmy. Szybko założyłam buty i wyszłam. Tego dnia było ciepło więc miałam kłopot z głowy.  
     Szczęśliwe wyszłyśmy na zewnątrz. Słoneczko grzało i było czuć duchotę. Ciężko się oddychało, ale trzeba było przetrwać chociażby do samochodu. Przeszłyśmy za róg i zauważyłyśmy stojącego range rovera Jasona. Pożegnałam się z dziewczynami, które pytały kto to. Na każde pytanie odpowiadałam. Oliwia za to mnie popędzała. Jay lał ze śmiechu stojąc przed samochodem. Podeszłam do niego i z pięści uderzyłam go w ramię. Pomasował to miejsce nadal się śmiejąc. Dziewczyny znikły z pola widzenia więc wpakowałam się niezdarnie do samochodu zajmując poprzednie miejsce. W samochodzie było chłodno i bardzo wygodnie. Oparłam głowę o zagłówek zamykając oczy. Jęknęłam z radości. Nic lepszego jak chłód ze spokojem nie mogło mnie spotkać.  
     Przez całą drogę tańczyłyśmy i śpiewałyśmy. Jay kręcił głową, a my podkręcałyśmy głośność by go wkurzyć. Po pewnym czasie dołączył do nas. Wyszło tak, że zwykły samochód stał się imprezowym autem.  
     Radośni wyszłyśmy z samochodu. Jeszcze po drodze do drzwi tańczyłyśmy i śpiewałyśmy. Ten klimat utrzymywałyśmy do przekroczenia progu. Rzuciłyśmy torby przy Lustrze i weszłyśmy do kuchni, gdzie stała Anita. Nie miała pojęcia co ją czeka. Okrążyłyśmy ją z obu stron.
- co na obiad?? – wykrzyknęłyśmy w tym samym czasie jej do ucha. Podskoczyła przestraszona i złapała się za klatkę. Oddychała ciężko opierając się o blat kuchenny.  
- Weście mnie nie straszcie. – powiedziała bardziej uspokojona. Zaczęłyśmy się głośno śmiać. Gdy nam nie odpowiedziała napytanie poszłyśmy do salonu gdzie ciężko opadłyśmy na kanapę. – dziś na obiad spaghetti. – odpowiedziała w końcu. Byłyśmy tak głodne, że aż nam ślinka pociekła na myśl o jedzeniu. Patrzyłyśmy na Anitę z wielkim uśmiechem na twarzy.  
- a kiedy będzie? – znów powiedziałyśmy razem. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem.  
- za pół godziny może mniej. – powiedziała obojętnie zajmując się swoimi sprawami.  
- a co tu się dzieje? – spytał Sean.
     Wyszedł zza schodów rozciągając się, po czym włożył ręce do kieszeni i zaczął się zaciągać pięknym aromatem. Pomasował się po brzuchu, zastanawiając się.  
- zgłodniałem. – przyznał, podchodząc do nas. Przyjacielskiego buziaka dał siostrze, a mi długiego buziaka z uśmiechem. – witajcie z powrotem. – powiedział i usiadł koło nas.  
     Do obiadu siedzieliśmy razem. Ja i Oli zdawałyśmy relacje z całego popołudnia. Sean śmiał się i komentował, czasem dopowiadał coś po swojemu.  
     Za to podczas obiadu nie było kilku osób. Brakowało Luka, Johna i Chrisa. Chociaż z całego zgromadzenia najmniej dziwiłaś się, że nie ma Chrisa. Pracoholika zawsze znajdziesz w pracy, a nie w domu. Przy obiedzie, była cisza, która aż piszczała w uszach. Już wiedziałyśmy kto robił takie wielkie zamieszanie. Dopiero gdy zjedliśmy zaczęliśmy rozmowy. Dowiedziałam się podczas tego na kiedy Anita ma przewidziany poród. Na początku kwietnia ma się urodzić nowy członek Szalonej rodziny.  
     Gdy zaczęliśmy sprzątać ze stołu, do domu wpadł mocno wkurzony Luke. Trzasnął tak, że aż szyby w oknach zadrgały. Wszystkie spojrzenia były skierowane w jego stronę. Ten stanął na środku pokoju i się przyglądał. Jego wzrok był przerażający. Zaciskał pięści, a każdy jego mięsień ciała się napinał. Był gotów do ataku.  
- a tobie co? – spytał Sean podający mi talerze. Wpatrywałam się w niego nie mogąc oderwać oczu.  
- nic kurwa. – ze złości powiedział.  
- młody człowiek, wyrażaj się! – krzyknęła Anita oburzona zachowaniem Luka. – albo powiesz spokojnie to co się wydarzyło albo będziesz miał kłopoty. – zagroziła mu, a ten wziął kilka głębokich wdechów, prostując się i rozluźniając.  
- zerwałem z Klaudią. – wypowiadał każde słowo od dzielnie. W jego głosie było słychać wściekłość, która go ogarniała na samo wspomnienie. Pomyślałam o sobie i zaczęły przychodzić wspomnienia. Zamknęłam szybko oczy, kilka wdechów i wydechów, a wszystko minęło. Sean na mnie spojrzał zaniepokojony. Zlekceważyłam to i znów spojrzałam na wściekłego Luka.
- a można wiedzieć dlaczego? – spytałam pierwsza, biorąc od Seana talerze. Wstrzymana robota została znów wznowiona.  
- widziałem jak obściskuję się z jakimś innym kolesiem. Jeszcze ją macał po dupie. – zaczął podnosić ton.  
     Anita nie wytrzymała i swoje ręce oparła o biodra piorunując go wzrokiem. Szybko wziął się w garść i z przerażeniem spojrzał na nią. Jak zbity piesek poszedł do salonu. Upadł na kanapę chowając twarz w dłonie. Wściekłość go rozrywała. Trząsł się przez to wszystko. Widząc to odłożyłam talerze i podeszłam do niego. Ukucnęłam przed nim nie zważając na reakcję Seana, który mi odradzał. W tym momencie złożył ręce jak do modlitwy. W jego oczach były łzy. Wzięłam jego ręce i spojrzałam w oczy.  
- najwidoczniej ta suka nie była ci pisana. – powiedziałam łagodnie. Anita teraz skierowałam swój piorun na mnie, ja zrobiłam tak samo. Nie chciałam by mi przerywała, a jednakże tylko tak mogłam nazwać tą całą Klaudię.  
- tylko w tym problem, że ja ją naprawdę kochałem i myślałem, że naprawdę nas coś więcej łączy. – zaczął się wyżalać.  
- jeśli nie ona to będzie inna. Twoje życie się jeszcze nie skończyło i nie wiesz co się stanie jutro, pojutrze, za miesiąc, nawet za rok. Jeżeli ona cię tak potraktowała i tego nie żałowała to dlaczego ty masz się użalać nad nią? Weś się chłopie w garść i brnij do przodu – chłonął moje słowa i przetwarzał w swoim przedziwnym mózgu, w którym nikt nie wiedział co się dzieje.  
- może i masz rację. – smutno stwierdził. Po chwili złapał mnie za szyje i przytulił. – dzięki jesteś wspaniała. – powiedział mi do ucha. Nadal miał załamany głos. – a teraz wybaczcie, ale udam się do swojej samotni gdzie tak jak Sean wyżyje się na pokoju. – powiedział spokojnie wstając i prostując się. Żwawo poszedł na górę do siebie. Oparłam ręce o biodra i ze zdziwieniem oczekiwałam wyjaśnień od Seana.  
- czemu tak na mnie patrzysz? – spytał wymachując rękoma. – ty też masz przede mną tajemnice więc jesteśmy kwita. – powiedział lekko podnosząc głos i palcem wskazując na mnie. Tym razem moje ręce znajdowały się skrzyżowane na biuście, a nogą nerwowo tupałam w podłogę.  
- tylko, że twoja tajemnica dotyczy czegoś innego niż moja. I nawet jeżeli zastanawiało mnie dlaczego nie ma wazonów i ogólnie szklanych rzeczy, które się znajdowały w naszym pokoju. – swoje usta zwęził w cienką linie, a ręce skrzyżował tak jak ja. Całej sytuacji przypatrywały się Oliwia i Anita. Patrzyły raz na mnie raz na Seana. – dowiem się chociażby dlaczego ich nie ma? – byłam zła chociaż było to dla mnie głupie. Usłyszeliśmy trzask czegoś drewnianego i krzyk. Nikt się nie przejął.
- poniosło mnie. Tylko tyle. – powiedział ze stoickim spokojem.  
- tylko tyle?  
- tak tylko tyle. – podniósł głos. – a teraz moja kolej. Co cię dręczy? – te pytanie spowodowało, że musiałam wziąć głęboki wdech. Zacisnęłam pięści.  
- dręczą mnie koszmary. Jest to tak oczywiste, żę chyba to pytanie było zbędne? – burknęłam nie chcąc mówić dalej.  
- wiedziałem, że sny, ale chce się dowiedzieć więcej. – zacisnął szczękę i czekał na moją odpowiedź. Szybko oddychałam. Odwróciłam się w stronę telewizora i zastanawiałam co mam mu powiedzieć. Zaciskałam pięści, a ja usta zwęziłam w cienką linie.  
- koszmary o Kamilu. – wyszeptałam.  
- co?  
- koszmary o Kamilu. – w moich oczach pojawiły się łzy, a głos podniosłam. By dziewczyny mnie nie widziały pobiegłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i stanęłam na środku pokoju. Chciałam się uspokoić.
     Stałam z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięść-mi. Układałam sobie wszystkie myśli, które nie dawały mi spokoju. Czułam jak się trzęsę, ale nie wiedziałam tylko z jakiego powodu. Pragnęłam wszystko wyjaśnić Seanowi, ale nie potrafiłam tego. Każde wspomnienie sprawiało mi ból, co automatycznie wywoływało płacz wręcz rozpacz.  
     Po chwili ktoś wszedł do pokoju. Nie odzywał się, a szedł bardzo cicho, tak bezszelestnie. Poczułam kogoś ciepło na plecach. Nie otwierałam oczu. Staliśmy tak przez jakiś czas. Nikt się nie odzywał, a wiedziałam, że był to Sean. On jedyny ma tak odurzające perfumy, na które moje bodźce szaleją.  
- powiedz mi proszę co się dzieje. – powiedział cicho. Oparł ręce o moje ramiona. Łzy ukazały się w moich zamkniętych oczach. Zacisnęłam je mocniej. Szybkim ruchem obróciłam się twarzą w jego stronę. Wtuliłam się w niego płacząc. Odwzajemnił uścisk opierając swoją głowę o moją. – proszę. – powiedział załamanym głosem. Uspokoiłam trochę płacz.  
- nie chce już tych koszmarów. Nie chce tych okropnych wspomnień, które za każdym razem mnie dręczą. – mówiłam przez łzy, a trochę błagałam. – przez nie czuje się bezsilna. Proszę wyciągnij je ze mnie, spraw by zniknęły, by mnie już nie dręczyły co noc. – po skończeniu wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, a łzy leciały jak im się tylko podobało.  
- nie mogę tego zrobić. Nie potrafię. Ja też mam wspomnienia, które chce wyrzucić z pamięci. – odsunął mnie od siebie tak by mógł na mnie spojrzeć. Po chwili się odezwał, gdy ja niezdarnie wycierałam oczy i nos. – posłuchaj mnie. niektórych wspomnień nie da się wyrzucić z pamięci. Zostaną ci do końca życia, jednakże można je tylko zdusić by nie pokazywały się tak często…
- jak? – przerwałam mu wypowiedź pociągając nosem.  
- w normalny sposób. Nie myśleć o tym, rozmawiać z innymi, śmiać się z każdego dnia, robić coś co sprawia, że twój umysł jest czymś zajęty. – po tych słowach przypomniałam sobie dzisiejszy dzień. W szkole byłam tak zajęta rozmowami i innymi sprawami, że nawet nie myślałam o niczym, tylko się skupiałam na jednym.  
- masz rację. Tylko jednego nie zatrzymam. – powiedziałam do siebie, a Sean pytająco na mnie spojrzał. – nie zatrzymam snów. – wziął głęboki wdech i głośno wypuścił.  
- to też racja. Z tym niestety nie wiem jak ci pomóc. – stwierdził po czym mnie pocałował.  
     Leżeliśmy na łóżku wpatrzeni w przestrzeń. Sean był oparty o wezgłowie łóżka, a ja opierałam mu głowę o tors. Była cisza w całym domu. Za drzwiami nie słyszeliśmy goniących się Luka i Oliwii, ani rozmów dochodzących z salonu. Była absolutna cisza.  
- a mogę wiedzieć czego dotyczą te sny. – spytał wpatrzony przed siebie. Wzrok miał nieobecny, a jego ręka kreśliła kuła na moich plecach. – tylko tak z ciekawości. – była już spokojna. Nie płakałam, ale automatycznie wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. To było silniejsze ode mnie.  
- czego dotyczą? Nie wiem. – wzruszyłam ramionami. – często moje sny tyczą Kamila, ciemności i niemowlęcia, które zabija… - głos mi się złamał. Nie myśl o tym, nie myśl, mówiłam do siebie, a scena ze snu okazała mi się w całej okazałości przed oczami.
- niemowlęcie? Gdzie w tym wszystkim dziecko? – był zdziwiony.  
- tak niemowlęcie. Nie wiem nawet gdzie tu sens, ale wiem, że ta scena mnie boli. Widząc jak małe stworzenie umiera chwyta za serce i powoduje niepokój. – nieświadoma swoich słów powiedziałam. Sean drygnął.
- na samą myśl chce go zabić. – wypowiedział te słowa przez zamknięte zęby.  
- bądź spokojny to tylko sen.  
     Z tymi słowami zasnęliśmy.  
     Zasnęłam ze spokojem, a moje ostatnie słowa brzmiały w mojej głowie, jak porada dla psychopaty. Spałam myśląc, że po dzisiejszym dniu koszmar mnie ominie. Miałam ich dość. Przez nie miałam problemy z zaśnięciem, a serce było na skraju wytrzymałości…
     Mała dziewczynka siedziała po turecku na okrągłym dywaniku bawiąc się lalką Barbie. Miała jasne blond włosy, a ubrana była różową bluzeczkę i jeansową spódniczkę. Podchodziłam do niej powoli, troszkę się skradając. Pod nosem nuciła sobie, , la, la, la”, które się rozchodziło po ogromnym pokoju. Byłam blisko niej.  
- halo. – powiedziałam, a moje słowa powtórzyło echo.
      Dziewczynka nagle przestała nucić i bawić się lalką. Przekręciła głowę na bok. Nie widziała jej twarzy tylko włosy. Zrobiłam krok do przodu, a dziewczynka zaczęła się straszliwie śmiać. Jej ramiona podskakiwały rytmie śmiechu. Był jak śmiech diabła, głośny, piskliwy i pełny grozy. Podeszłam jeszcze na krok a ona szybkim ruchem odwróciła się. Jej twarz po jednej stronie była oblana krwią, oczy miała krwisto czerwone, patrzące na mnie jak na jedzenie, druga strona była blada jak śmierć, usta wykrzywione były w cwaniacki uśmieszek. Jej wygląd powodował, że cofałam się do tyłu. Podnosiła się z ziemi. Wtedy zobaczyłam, że po jej rękach leci krew, która spada na ziemie kroplami. Na jej różowej bluzce były wypalone dziury ogniem, które dotykały również ciała. Nogi miała również we krwi, a stopy w smole. Jedna ręka wygięła się tak jakby była złamana, jedna z nóg zrobiła to samo. Śmiała się cały czas, a ja cofałam się dalej i dalej. Nagle natknęłam się na przeszkodę. Dziewczynka stanęła wraz ze mną. Patrzyła cały czas na mnie swoim morderczym spojrzeniem. Chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam. W jednej chwili odebrało mi głos. Stałam jak wryta wpatrzona w dziewczynkę. Ktoś za mną dotknął mojego ramiona. Otworzyłam szeroko oczy i teraz mój wzrok był wpatrzony w ciemność.  
- Jeśli ja nie mogę cię mieć, to nikt nie będzie miał. – wypowiedziane słowa były szeptem, ale bardzo dobrze słyszalne.  
     Ten głos. Ten głos był znajomy moim uszom. Rudzielec stał za mną. Jedna z jego rąk podniosła się do góry. Nie widziałam co się dzieje. Nic nie poczuła lecz widziałam opadający sztylet. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Poczułam ukucie pod żebrami. Automatycznie otworzyłam oczy. Nikogo nie było. Popatrzyłam w dół. Moje ręce były w ciemnym ciepłym płynie. Na twarzy, brzuchu i nogach poczułam to samo. Przypatrywałam się swoim ręką. Nagle zapaliło się światło i moim oczom ukazała się krew na ciele. Zaczęłam panikować nie mogąc wydobyć z siebie chociażby jednej nuty. W miejscu gdzie mnie ugodził był ślad sztyletu. Popatrzyłam przed siebie. Na ziemi ktoś leżał, a wokół niego była kałuża krwi. Podeszłam do niego. Na ziemi leżał Sean, cały we krwi.
- ty go zabiłaś. – powiedział jakiś głos. – ty to zrobiłaś! – echo było przeraźliwe. Powodowało, że zaczęłam wariować. Zaczęłam panicznie ścierać krew. – ty to zrobiłaś! – głosy narastały było ich coraz więcej. upadłam na kolana i płakałam.
- to nie ja, nie ja… – mówiłam do siebie, a głosy powtarzały to samo. – to nie ja!! – krzyknęłam w górę zamykając oczy.  
     Czułam jak ktoś mną energicznie potrząsa.  
- obudź się! – krzyczał Sean. złapałam jego ręce trzymające moje ramiona z nadal zamkniętymi oczami. Jeszcze nie wiedziałam co jest jawą, a co snem. Wziąłem szybki głęboki wdech i otworzyłam szeroko oczy wyginając plecy w łuk. Poczułam brak tlenu, ale po chwili złapałam rytm oddechu. Sean przestraszony patrzył na mnie. – wreszcie. – powiedział słabym głosem.  
     Po chwili wtulił mnie w siebie. Nie miałam pojęcia co się dzieje wokół mnie. byłam w dużym szoku, po śnie. Gdy już odzyskiwałam świadomość zobaczyłam, że w pokoju znajduję się większość rodziny. Chris siedział w nogach wpatrzony we mnie, Oliwia stała z zasłoniętymi ustami, a Anita była przy Chrisie, opierając swoją ręką o jego ramię. Patrzyli na nas. Chris przytaknął i z ulgą na twarzy wyszedł z pokoju. Oli podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, po czym również się ulotniła.  
- czemu tu przyszli? – spytałam Seana, któremu łzy leciały po policzkach. Zdziwił się moim pytaniem. Popatrzył w oczy i odpowiedział.  
- jak to dlaczego? Krzyczałaś przez sen, tak przeraźliwie, że cały dom cię usłyszał. Nie wiedzieli co się dzieje i przybiegli tu. – byłam spokojna. Zszokowana tym co się wydarzyło przed chwilą. – co ci się, na boga, śniło? – spytał.
- twoja i moja śmierć. – powiedziałam cicho patrząc w kołdrę między nami nieobecnym wzrokiem. Kręcił głową.
- nigdy więcej mnie tak nie strasz. – powiedział po czym znów mnie wtulił. Opadliśmy na poduszki.  
     Swoje oczy miałam szeroko otwarte nieobecne. Co miał znaczyć tym razem ten sen? Co to było? i dlaczego? Pytania narastały w mojej głowię. Nie znałam odpowiedzi na żadne z zadanych. Mój umysł zaczął świrować albo chciał mi coś pokazać, coś czego nie rozumiem. Bałam się każdego zamknięcia oczu. Dlaczego? To pytanie wisiało w mojej głowie. Dlaczego we śnie? Czyżby mój umysł się bronił? Czyżby chciał mi pokazać swoją siłę? On się po prostu bronił przed odrzuceniem. Moje wspomnienia pokazały mi coś czego najbardziej się boję. Śmierci Seana…


hej mam nadzieje że wam się spodoba ta część ;) komentarze mile widziane :*
pozdrawiam ;)

mada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5434 słów i 29115 znaków.

3 komentarze

 
  • ala1123

    Kiedy następna?

    30 maj 2015

  • mada

    @ala1123 spróbuję żeby była w tym tygodniu  ;)

    30 maj 2015

  • ala1123

    @mada Super:D

    30 maj 2015

  • ala1123

    Swieta część;)
    Pisz dalej

    13 maj 2015

  • mysza

    Pisz dalej!  ;)

    9 maj 2015