Mój Anioł Stróż cz.9

Mój Anioł Stróż cz.99.
Poczułem lekki niepokój, gdy nikogo nie zobaczyłem w domu. Drzwi od chatki były zamknięte, ale nie na klucz. Poszła gdzieś? została porwana? coś jej się stało? poczułem strach a w raz z nim coraz większy niepokój. Może po prostu poszła na spacer? nie, przecież zostawiła by jakąś kartkę, cokolwiek. Przeszukałem mieszkanie jeszcze dokładniej, ale nie znalazłem nic. Żadnych śladów walki, żadnych wiadomości, nic. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. A może? zawahałem się. A może ona domyślała się tego co chcę zrobić i po prostu ode mnie uciekła? nie nie wierzyłem w to. Postanowiłem poszukać ją na zewnątrz, popytać sąsiadów i upewnić się, że zwyczajnie poszła na spacer. Jednak wciąż byłem przerażony. Za oknem robiło się coraz cieplej a dobrze wiedziałem, że ona przecież nosiła w sobie nasze dziecko. Już miałem wychodzić, ale usłyszałem jej cichy śmiech. Obok niej dumnie niczym paw kroczył przystojny mężczyzna, a ja poczułem nutkę zazdrości.  
- Kochanie - powiedziała tak miękko jakby wyczuła z daleka moje emocję. - Byłam tylko na spacerze. Nic mi nie jest - zapewniła podchodząc obok mnie i mocno ściskając moją rękę.  
- Wiesz jak się bałem? na Boga jesteś aż tak nie odpowiedzialna? a jakby ktoś Cię porwał? nie jesteś byle kim. A ja jestem tu głównie po to by Cię chronić! - krzyknąłem zdecydowanie za głośno. Jednak nie udało mi się zapanować nad tonem mojego głosu. Strach jaki w sobie kryłem okazał się silniejszy niż przypuszczałem.  
- Z całym szacunkiem, ale to nie była jej wina - wtrącił się młody mężczyzna. Spojrzałem na niego takim wzrokiem, jakbym chciał go zabić a on się do mnie tylko uśmiechnął. Powoli, ale stanowczo wyciągnął rękę w moim kierunku i przedstawił się. - Jestem lekarzem. Dziewczynie z upału zrobiło się słabo, ale z dzieckiem wszystko w porządku - zapewnił ciepłym głosem. Nie zwracając uwagi na to, że moje zachowanie nie ma nic wspólnego z kulturą, zły nie na żarty wyszedłem z chatki. Chciałem uspokoić oszalałe serce i nabrać dystansu do całej sprawy. Nie wiedziałem co wstrząsnęło mną bardziej. To, że nie było jej, gdy wróciłem, czy to, że tak swobodnie, tak dobrze rozmawiało jej się z przystojnym mężczyzną. Czy moje serce szalało z zazdrości? czy obawiałem się uczuć dziewczyny? czy bałem się, że ktoś jest w stanie odebrać mi jej miłość? czułem jak z każdym dniem oddalamy się od siebie. Już dawno nie słyszałem jej śmiechu. Już dawno nie widziałem jej błysku w oczach. Cały czas zrzucałem wszystko na zaistniałą sytuację. Obwiniałem jej ojca o cierpienie córki, ale może tak naprawdę to ja byłem wszystkiemu winien? może to z mojego powodu cierpiała? postanowiłem się kawałek przejść.

Stałam wraz z nowo poznanym mężczyzną i nie wiedziałam jak mam przeprosić go za całą sytuację. Czułam się nie tylko dotknięta jego słowami, ale przede wszystkim zniesmaczona brakiem szacunku wobec człowieka, który bądź co bądź uratował mi życie. Mimo czułej troski ze strony lekarza, nie potrafiłam się uspokoić. Widziałam w jego oczach żal a nawet strach, co dotknęło mnie jeszcze bardziej.  
- Przepraszam Cię za jego zachowanie. Nie wiem co go napadło- powiedziałam tak cicho, że chyba tylko ja zdołałam usłyszeć swoje słowa. Mężczyzna tylko machnął ręką, zbywając w ten sposób jego zachowanie i uśmiechnął się do mnie tak ciepło, jak tylko on dzisiaj potrafił. - Pij dużo - powiedział zatroskanym głosem  
- Postaram się. Wpadnę do Ciebie jutro i jeszcze raz Wam podziękuje- zaśmiałam się. Chociaż mój uśmiech wyszedł ponuro i smutno.  
- Jeżeli potrzebujesz z kimś porozmawiać to wiesz gdzie mnie szukać- powiedział takim głosem, że znów zmiękły mi ko lana  
- Dzięki - odpowiedziałam po chwili zostając sama w chatce.  
Dopiero, gdy zostałam absolutnie sama, mogłam przestać udawać. Niemal wybuchłam płaczem, zupełnie przestając rozumieć kogoś, kogo przecież do szaleństwa kochałam.
Jego ton głosu, jego zachowanie było tak oschłe, tak nie przyjemne, że sama zwątpiłam, czy on to on. Przecież mój ochroniarz od zawsze był ciepły, kochający i wrażliwy a teraz? nie poznawałam go. Powoli po raz pierwszy w życiu żałowałam tego, że z nim tu wyjechałam. Jednak czy miałam inne wyjście? czy gdybym nie została, ojciec nie zmusiłby mnie do małżeństwa tylko po to, by ratować swój tyłek? czy nie przepił by wszystkiego tak jak zrobił to do tej pory, lub co gorsza nie wydałby na kochanki?
Jak matka mogła tolerować jego zachowanie? dlaczego się z nim nie rozwiodła? nie zostawiła go? dlaczego mimo tego, że o wszystkim wiedziała nie reagowała? ja nie pozwoliłabym sobie na takie traktowanie. Wciąż czułam łzy płynące po policzku a dziecko zupełnie jakby wyczuwało mój nastrój zaczęło być nie spokojne. Zostaliśmy sami. Sami z zwątpieniem i strachem. Sami z samotnością i obawami o dalsze życie. Jeżeli jego zachowanie nie zmieni się, to ja chyba już wolałabym wrócić do domu i wyjść za mąż mimo, że nie udało by mi się pokochać przyszłego męża. Wolałabym żyć z dala od miłości, niż przybywać z nim a żyć zupełnie oddzielnie. Bo tak się ostatnio czułam. Oboje błądziliśmy gdzieś myślami. Byliśmy tak daleko od siebie jakby dzieliło nas niemal wszystko. Jedyne co nas w tym momencie łączyło znajdowało się w moim brzuchu a mnie pękało serce za każdym razem, gdy czułam chłód z jego strony. Kochałam go, ale nie byłam pewna, czy na tyle by znosić jego upokorzenia i dziwne zachowanie. Potrafił godzinami milczeć, rozmyślając nad czymś, co coraz bardziej nas od siebie oddalało. Różniłam się charakterem od matki i nie wyobrażałam sobie być w takim związku. Potrzebowałam miłości partnera, szacunku i wsparcia. Jednak nie byłam pewna, czy on może mi to wszystko zapewnić. Od wypadku tak dużo się zmieniło. Chyba zbyt wiele byśmy mogli dostać kolejną szansę. Coś go gryzło, zadręczał się, a ja nie mogłam już tego znieść. Kochałam go owszem, ale powoli zaczęłam wierzyć, że moja miłość to za mało. Usłyszałam otwierające się drzwi i zobaczyłam jego mokre oczy. Podeszłam do niego, ale nie zrobiłam żadnego gestu w jego stronę. Chyba czekałam na jego ruch.  
- Lekarz cos mówił o odwodnieniu - szepnął jakby nigdy nic. Zrobiłam krok w tył, tracąc resztki nadziei  
- Tak. Podobno jestem trochę odwodniona - wyszeptałam bliska płaczu. Chociaż walczyłam, nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Rozpłakałam się.  
- Lili - wypowiedział tak cicho, że znów pobudził moje zranione serce - Kochanie nie płacz. Błagam Cię tylko nie płacz - wyszeptał, ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.  
- Co się z nami dzieje? wszystko się sypie. Ty mnie chyba już nie kochasz - wypowiedziałam na głos swoje największe obawy. Wzrok chłopaka zatrzymał się na moich oczach, a ja zobaczyłam w jego spojrzeniu ogromny ból.  
- Lili na Boga! - krzyknął tak głośno, że podskoczyłam do góry. - Kocham Cię. Kocham najmocniej na świecie. Tylko dla Ciebie to wszystko znoszę. Tylko dla ciebie wciąż tu jestem- wypowiedział załzawionym wzroku.  
- To dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?- zapytałam, czując ogromny ból.  
- Bo nie wiem jak ci coś powiedzieć. Boję się. - schował twarz w dłonie. - Jest coś o czym muszę ci powiedzieć, ale nie wiem jak. Nie potrafię już dłużej przed tobą udawać - szepnął, a ja poczułam strach. Jego słowa brzmiało bardzo poważnie a moja wyobraźnia pomyślała o najgorszym. Ma kogoś? zdradza mnie? nie sądziłam, że to co usłyszę okażę się jeszcze bardziej nie realne. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1490 słów i 7842 znaków, zaktualizowała 24 wrz 2015.

2 komentarze

 
  • Py64

    Szybko, szybko. Następną część poproszę.

    18 sie 2015

  • Misiaa14

    Cudoooo  *-*  kiedy kolejna?

    18 sie 2015