Mój Anioł Stróż cz.6

Mój Anioł Stróż cz.66.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Wciąż nie docierało do mnie to, co się właściwie stało. Wszystko to, co działo się w ostatnich dwóch godzinach było wręcz nierealne, a moje życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Co właściwie się stalo? jak do tego doszło? po co? dlaczego? nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam już co okazało się prawdą a co nie. Nie wiedziałam nawet, czy mężczyzna, z którym przed chwilą się kochałam to ten sam, któremu powierzyłam kiedyś swoje życie. Szymon spał smacznie, chrapiąc, a ja wciąż się zastanawiałam. Sensację, które powiedział mi godzinę temu, były wręcz nie wiarygodne, ale dobrze wiedziałam, że prawdziwe. Wiedział o wszystkim, moich tajemnicach, obawach, naszych znajomych. Wiedział skąd i po co przyjechałam i ten tatuaż, nie mógł go podrobić, nie mógł tak po prostu skłamać. Teraz byłam pewna. W łóżku obok mnie spał Szymon. Miłość mojego życia, ojciec naszego dziecka, mężczyzna który mnie pokochał, którego ja pokochałam i mężczyzna, który chciał mnie porwać. Trochę go rozumiałam, nie broiłam go, nie usprawiedliwiałam, tak po prostu po ludzku go rozumiałam. Był wściekły na mojego ojca, bo ten odebrał mu prawie wszystko i teraz chciał odebrać też i mnie i nasze dziecko. Sama nie byłam pewna, czy kiedykolwiek uda mi się mu wybaczyć. Wątpiłam w to, ponieważ nie tylko zdradzał moją matkę, o czym doskonale wiedziałam, co gorszę chciał, a nawet próbował nas rozdzielić. I już nie chodziło o mnie, czy o Szymona. Chciał skrzywdzić kogoś, kogo kochałam nad życie, kogo chciałam chronić za wszelką cenę, za kogo oddałabym życie, nasze dziecko. Jako matka, nie mogłam mu tego wybaczyć, jako księżniczka nie potrafiłam, a jako córka po prostu nie chciałam. Na samą myśl, że o mało nie odebrał mojemu dziecku ojca, coś się we mnie gotowało. Szymon obiecał mi, że porzuci mysl o zemście pod warunkiem, że z nim wyjadę. Oboje postanowiliśmy, że do narodzin dziecka, będziemy udawać, że nic się nie stało. On nadal będzie udawał Mariusza i będzie naszym ochroniarzem, a ja zapomnę o tym, co ojciec zrobił. W dniu narodzin dziecka powiemy im prawdę i po prostu wyprowadzę się z domu. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam żyć pod jednym dachem z ojcem, który zrobił tak wiele złego. Nie tylko skrzywdził rodzinę Szymona, którego przecież kochałam, ale co gorsza skrzywdził wiele więcej innych osób. Nie chciałam by uszło mu to na sucho. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie wiedziałam tylko co na to Igor. Czy zgodzi się mi pomóc? a może już zawiadomił mojego ojca? nie miałam co do tego pewności. Bałam się, bo wiedziałam, że nasz plan był ryzykowny. Nie mogliśmy dopuścić do tego, by ktokolwiek dowiedział się o Szymonie. Jednak, gdy tylko spojrzałam na niego, byłam przekonana o tym, że dobrze robimy. Chciałam, nie ja potrzebowałam mieć go obok siebie. Przecież wciąż do szaleństwa byłam w nim zakochana. Poczułam kopnięcie i uśmiechnęłam się. Tak bardzo kochałam to maleństwo.Położyłam się spowrotem do łóżka i zaczęłam się zastanawiać nad minionymi wydarzeniami. Jeszcze nie tak dawno czułam jak rozrywa mnie od srodka, pragnęłam, nie ja modliłam się o to, by móc zobaczyć Szymona, a teraz mężczyzna, ten ukochany mężczyzna, za którego oddałabym życie leżał obk mnie i był tuż na wyciągnięcie ręki. Zamknęłam oczy i postanowiłam trochę się przespać.  
  ***
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, łóżko obok mnie było puste, a ja poczułam strach. A co jeżeli to wszystko tylko mi się śniło? zdałam sobie sprawę, że jestem sama w pokoju i gorączkowo zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój był przytulny, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę tu dłużej zostać.Nie wiedziałam co dzieje się u mnie w domu. Czy moi rodzice wiedzą o moim zaginięciu? nie miałam takiej pewności. Drzwi odtworzyły się i zobaczyłam w nich uśmiechniętą twarz Szymona. W ręcę trzymał bułki i kubek z gorącą kawą.  
- Witaj obudziłaś się już? - zapytał całując mnie na powitanie  
- Tak parę minut temu. Nie wiedziałam gdzie jesteś - powiedziałam udając obrażoną  
- Byłem po śniadanie. Przypuszczałem, że nasze dziecko może być trochę głodne - roześmiał się  
Nic nie odpowiedziałam. Zabrałam od niego śniadanie i zaczełam zjadać bułki, nie przypuszczałam, że nasze dziecko może być aż tak głodnę, bo po chwili wszystkie siedem bułek znikło, a Szymon tylko się roześmiał.  
- Kawa jest dla mnie. Ty masz tu sok - powiedział nadal rozbawionym głosem
- Przepraszam - ściszyłam głos. Szymon spojrzał na mnie i wziął mnie w ramiona. Stalismy tak na środku pokoju, wsłuchując się w przyspieszone bicie naszych serc.  
- Nie Lili. To ja Cię przepraszam. Nie mogę uwierzyć, że wczoraj próbowałem Cię porwać- szepnął rozklejonym głosem  
- Szymon nie, nie wracaj już do tego - wypowiedziałam  
- Lili ja musze. Wyrzuty sumienia nie dają mi żyć. A co jeżeli byś poroniła? co jeżeli stracilibyśmy naze dziecko Lili! - wyszeptał chowając twarz w dłoniach  
- Nie straciliśmy. Ono nadal jest we mnie i potrzebuje nas obu. Szymonie ja się boję - wypowiedziałam to niemal szeptem.  
- Ja też. I na dodatek nie wiem co z nami będzie - przyznał  
- Jak to co? - zapytałam zaskoczona - Miałam nadzieje, że wczoraj już coś ustaliliśmy. Jest tak jak było dopóki nie urodzę, a później powiemy wszystko rodzicom i zamieszkamy razem - dodałam - Jednak obiecaj mi coś - poprosiłam. Szymon spojrzał mi w oczy, ale nie zapytał się co ma mi obiecać. Uśmiechnął się i podszedł do mnie, łapiąc mnie w ramiona.  
- Obiecuje Lili, że już nigdy Cię nie zranię. Obiecuje, że nigdy Cię nie oszukam, nie okłamię i przysięgam, że nigdy nie wylejesz z mojego powodu łez. Nie dopuszczę do tego, byś cierpiała. Nie pozwolę na to i obiecuję Ci jeszcze coś - szepnął. Spojrzałam mu głeboko w oczy a on rozkleił się. - Obiecuję, że już zawsze będę obok ciebie. Nie odejdę ani nie zniknę nawet na krok bez twojego pozwolenia kochanie - wyszeptał delikatnie składając na moich ustach pocałunek. Godzinę później siedzieliśmy w samochodzie i milczeliśmy. Kazde z nas balo się tego, co teraz się stanie, ale obiecaliśmy sobie, , że cokolwiek się wydarzy, zawsze będziemy wierni tej miłości. Zawsze będziemy blisko siebie. Przecież tak bardzo się kochaliśmy.  
- Mam pomysł - wypowiedziałam przerywając milczenie. Szymon w skupieniu prowadził samochód, tylko od czasu do czasu zerkając w moją stronę. - Ożeńmy się. Zróbmy to jeszcze przed narodzinami w tajemnicy przed moimi rodzicami. Ożeńmy się - wyszeptałam. Samochód gwałtownie zatrzymał się na poboczu, a ja przestraszona patrzylam się w twarz Szymona.  
- Jesteś tego pewna kochanie? - zapytał oszołomiony moją decyzją.  
- Tak. Jestem pewna, , że tego chcę. Chcę Ciebie - wypowiedziałam pewnym głosem. Szymon patrzył na mnie przez parę minut, ale nie odezwał się słowem. Widziałam strach w jego oczach, ale nie zwracałam na to uwagi. Ja też się bałam, ale byłam przekonana o tym, że tego chcę. Przecież kochałam go jak nikogo innego na świecie.  
- Dobrze- odpowiedział i ruszyliśmy przed siebie.

Całe życie w jednej chwili stanęło mi przed oczami. Ślub? nie pochwalałem tej decyzji. Nie, nie tyle co nie pochwalałem, co po prostu nie chciałem, a może i nie mogłem. Kochałem ją, ale nie chciałem jej zranić. Ślub ze mną wywołałby skandal i wojnę między nami, której nigdy bym nie wygrał. No i podejrzewałem jeszcze coś, coś co być może stawiało by na szali wszystko to, o co tak długo walczyliśmy. Po powrocie od matki, miałem dziwne wrażenie, że matka coś przede mną ukrywała. Obawiałem się, że tajemnica, może być poważniejsza niż przypuszczałem. Nie chciałem przyjąć do siebie tej myśli. Nie mogłem, a nawet nie próbowałem zastanawiać się nad tym i myśleć o tym. Nie tyle co dla siebie a dla Lili. Przecie, ż to załamało by ją albo i nawet zabiło. Tym bardziej teraz. Tym bardziej, gdy ona była w ciąży. Kochałem ją i ona kochała mnie. Miało na świat przyjść nasze dziecko i wszystko miało się jakoś ułożyć. Ślub w tej chwili był nam nie potrzebny, ale nie miałem pojęcia jak delikatnie miałem jej to powiedzieć. Zresztą ja chyba nie chciałem ślubu i szukałem tylko wymówki, by go nie brać. Nigdy nie czułem potrzeby zawierania ślubu. Była to dla mnie tylko przysięga, której mało komu dało się dochować. Chciałem z nią być, kochałem ją, ale nie potrzebowałem do tego obietnicy przed księdzem, ani papierku w jakimś urzędzie. wystarczyło mi to, że przysięgałem miłość jej w obecności Boga, który przecież był między nami każdego dnia. Wystarczyło mi to, że walczyłem o nas jak lew, wystarczyło to, że nie wyobrażałem sobie ani minuty z dala od niej. Czy takie małe gesty nie świadczą o miłości? po co był nam ślub? czy mało osób przysięga w kościele miłość, która kończy się już po niecałym roku? czy mało osób przysięga coś, czego nawet nie ma zamiaru dochować? wierność, uczciwość. Po co przysięgają coś, co dla nich jest tak mało ważne? ja przez cały czas byłem jej wierny. Kochałem jej i mógłbym to udowodnić w każdy sposób jaki by tylko chciała. Nie potrzebowałem ślubu do tego, by dać jej gwarancję, że to, co zrodziło się między nami jest trwałe i szczere. Nie potrzebowałem białej sukni, welonu, czy makijażu by powiedzieć jak bardzo mi się podoba. Pokochałem ją za nic i za wszystko. Bezgranicznie i nieodwracalnie. Na zawsze, tak po prostu na zawsze. Jednak ona miała inne zdanie. Patrzyła na mnie święcącymi z zachwytu oczami i widziałem radość na jej twarzy. Wypuściłem powietrze zrezygnowany, bo wiedziałem, że już przegrałem. Nie miałem wyboru.  
- Dobrze - odpowiedziałem i odpaliłem samochód. Pojechaliśmy pod jej dom. Kilkanaście minut później byliśmy na miejscu. Na parkingu stała czarna limuzyna a obok domu roiło się od policjantów. Spojrzeliśmy na siebie i milczeliśmy. Lili wyszła z samochodu, a ja zaraz za nią. Wpadliśmy w tarapaty.  
- Córeczko! Córeczko gdzie wy byliście! - usłyszałem płacz jej matki.  
Policjanci podeszli do niej i sprawdzili, czy nic jej się nie stało. Pospiesznie wyjaśniła im wszystko i odjechali, upewnieni, że zaszła pomyłka. Jej ojciec siedział zły, a ja stałem z tyłu. Oboje powiedzieliśmy, że chciała się przejechać i po prostu jako jej szofer i ochroniarz zabrałem ją na przejażdżkę. Obok ojca siedział młody chłopak z ojcem. Wyglądali na dość ważnych ludzi.  
- Córeczko oto Konrad. Kandydat na twojego przyszłego męża - wyjaśnił. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2077 słów i 10953 znaków, zaktualizowała 3 lip 2015.

3 komentarze

 
  • Gabi_xD

    Cudowne! Czytam z zapartym tchem i nie mogę się oderwać. Czekam na kolejną część, mam nadzieję, że szybko się pojawi :) Pzdr ;)

    2 lip 2015

  • agusia16248

    @Gabi_xD Dziękuje za ciepłe słowa i cieszę się, że się spodobało :)Kolejna część przewidywana jest na poniedziałek :) Pzdo :*

    3 lip 2015

  • Paulaaa

    Oooo wspaniałe!!!

    1 lip 2015

  • agusia16248

    @Paulaaa Dziękuje kochana :** Wasze komentarze mnie motywują :*

    1 lip 2015

  • Milenka:)

    Przeszłas samo siebie kochana te opowiadanie jest naprawdę genialne aż z uśmiechem na twarz je się czyta i naprawdę przeczytałabym twoja książkę jak by się ukazała pozdrawiam twoja fanka Milenka:) ps. a jak kochana się czujesz :) bardzo się przejęłam ze moja ulubioną pisarka jest chora mam nadzieję ze już wszystko dobrze jeszcze raz pozdrawiam Milenka:)

    1 lip 2015

  • agusia16248

    @Milenka:) Dziękuje za miłe słowa :) Podejrzewali u mnie Boleriozę,ale  wyniki wyszły ok. Złapała mnie tylko jakaś teraz infekcja i uprzykrza życie :)

    1 lip 2015

  • Milenka:)

    @agusia16248 to dobrze ze to tylko infekcja ale tak to dobrze się czujesz i to mnie cieszy kochana :)  już nie mogę doczekać się następnej twojej genialnej części pozdrawiam Milenka:)

    1 lip 2015

  • agusia16248

    @Milenka:) No czuję się tak sobie. Po prostu pisze bo wiem, ,że czekacie i nie chcę Was zawieść :) Zresztą kocham pisać :) a kolejna część pojawi się wkrótce :) nie chce mówić Wam dokładnej daty, bo zawsze może coś wypaść a nie chce Was zawieźć :) Również Pozdrawiam :)

    1 lip 2015