Mój Anioł Stróż cz.10

Mój Anioł Stróż cz.1010.
Cu rusz zatrzymywał się, by powiedzieć mi jeszcze bardziej absurdalne zdanie. Nie wierzyłam w ani jedno słowo, które z takim trudem wydobywały się z jego gardła. No bo jak to przecież mogło być prawdziwe? wiedziałam o licznych romansach ojca, matka z całą pewnością również, ale nie mogłam uwierzyć w to, że mój ojciec miał romans z jego matką. I to on miał być owocem ich romansu. To oznaczało by natomiast, że ja z miłością mojego życia bylibyśmy przyrodnim rodzeństwem, to z kolei oznaczało by, że nie mamy najmniejszych szans na wspólne i szczęśliwe życie. Co za absurd! chciałam krzyknąć, uderzyć go, za to, że z taką łatwością uwierzył w te brednie, ale nie mogłam. On naprawdę w to uwierzył a to zaczęło mnie przerażać. Widziałam strach w jego oczach. Widziałam ból i rozczarowanie. Dla niego było to jeszcze większym szokiem niż dla mnie, a ja nie chciałam zostawiać go z tym wszystkim samego. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.  
- Kochanie - szepnęłam, modląc się by się nie roześmiać. - Nie mów, że Ty w to uwierzyłeś - wyszeptałam najdelikatniej jak umiałam.  
- Sam nie wiem. To wszystko miało by sens - powiedział siadając na krzesełku. Oparłam łokcie o stół i wsłuchałam się w jego słowa. Zaczął mi opowiadać. Godzinę później skończył mówić, a ja czułam mętlik w głowie. Nie wiedziałam co mam u odpowiedzieć. Teraz sama zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie mówi prawdy. A to oznaczało by rozstanie na zawsze. W pewnej chwili szepnął o badaniach DNA, a ja dopiero teraz zrozumiałam sens jego słów. Dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam powagę naszej sytuacji.  
- To przecież absurd! Ja w to nie wierzę! - krzyknęłam rzucając się na łóżko. Zaczęłam płakać. Czułam na sobie jego delikatny dotyk, ale nie zareagowałam. Nie odwróciłam się do niego twarzą, nie przytuliłam go. Leżałam twarzą w poduszce i nie mogłam opanować łez. Co teraz z nami będzie? co będzie z naszym dzieckiem? co się z nami stanie? nie wiedziałam. Czułam ból. Przerażający ból i niepewność tego, co teraz będzie nas czekać. Wszystko było takie niepewne, a nasza przyszłość okazała się zwykłą niewiadomą. Jednego byłam pewna. Jeżeli on okazałby się moim bratem, musiałabym poddać się aborcji a tego nie potrafiłabym zrobić. Nie tylko straciłabym Szymona, ale również straciłabym nasze dziecko, a tego raczej bym nie przeżyła. Czułam strach. Tak ogromny strach, że nie mogłam się poruszyć.  
- Lili - powiedział cichym głosem  
- Nie. Nic już nie mów. Nie mów nic, bo tego nie przeżyję. Szymonie a jeżeli - zawiesiłam głos - Jeżeli naprawdę będziemy rodzeństwem? co wtedy z naszym dzieckiem? - zapytałam, czując jak wielka kulka w gardle blokuje każdy moje słowo. Czułam się tak jakby brakowało mi powietrza. Dusiłam się na samą myśl, że los tak okrutnie może z nas zakpić.
- Nie myśl o tym. Jesteś w ciąży. Nie możesz się denerwować - powiedział w pewnej chwili.
- Ja już nic nie mogę. Nawet nie mogę, a raczej nie chcę żyć. Umrę bez Ciebie - powiedziałam roztrzęsionym głosem.  
- Nie umrzesz - uśmiechnął się, a ja poczułam ponownie uczucie ukłucia serca.  
- Kocham Cię. Kocham i to się nie zmieni- powtarzał jak zaczarowany.
     ***
Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy do miasta i poddaliśmy się testom DNA. Przez cały ten czas miałem nadzieje, że moje obawy okażą się absurdalne, a nawet nie dorzeczne i za tydzień, będziemy śmiać się z tego, co zrobiliśmy. Naiwnie wierzyłem, że za tydzień odetchniemy z ulgą i będziemy tylko niemiło wspominać to, co teraz przeżywaliśmy. Gdybym poznał wtedy prawdę. Gdybym wiedział, co stanie się później, nie poddał bym się tym testom. Opuszczaliśmy przychodnie w podłych nastrojach. Przez całą drogę, nie powiedzieliśmy ani słowa. Oboje po postu nie mieliśmy ochoty na bezsensowne rozmowy, snucie planów, które już za tydzień mogą okazać się zupełnie poza możliwością zrealizowania. Bałem się, ale ze względu na stan w jakim znajdowała się Lili, postanowiłem zachować spokój. I to już nawet nie chodziło o jej ciążę, a raczej o to, że była roztrzęsiona. Chyba tak naprawdę powoli zaczęło do niej docierać to, co działo się w tej chwili. Zaczęła obawiać się o naszą przyszłość. Znów zaczęła płakać, a ja nawet nie starałem się jej uspokoić. Byłem w podobnym stanie psychicznym co ona. Nie załamywałem się tylko dlatego, bo doskonale wiedziałem, że ona potrzebowała teraz mojego wsparcia. Gdybym jeszcze i ja się załamał, obawiałem się, że mogło by to zaszkodzić naszemu dziecku. Starałem się zachować spokój. Podświadomie wierzyłem, że wszystko się ułoży. Modliłem się o to. Wróciliśmy do domku. Po drodze kupiłem jej dużo napojów, ponieważ bardzo zaniepokoiły mnie słowa lekarza o odwodnieniu Lilii. Zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę iść i podziękować mu za pomoc, jaką okazał mojej ukochanej. I przeprosić. Przeprosić za moje ostatnie zachowanie, bo zdawałem sobie sprawę, że zachowałem się skandalicznie. Zaparkowałem samochód i weszliśmy do domku. Przed domkiem, czekał ochroniarz z matką Lilianny. Kobieta spojrzała na sine oko matki, ale nie odezwała się słowem. Każdy doskonale wiedział, że sine oko to sprawka jej męża.  
- Dlaczego po prostu od niego nie odejdziesz? - zapytała nagle Lilii. Nie chciałem podsłuchiwać, więc postanowiłem się przejść. Zabrałem ze sobą Mirka i razem z ochroniarzem poszliśmy na spacer.
- Tu nic im nie grozi - powiedziałem. Zdawałem sobie sprawę, że jest to jedyne miejsce w którym, mógłbym naprawdę być spokojny o Lili. Poczułem ból, jednak nie mogłem się rozkleić. Nikt z wyjątkiem jej nie mógł o nas wiedzieć. Nikt, bo okazało by się to bardzo niebezpieczne. Postanowiłem iść do lekarza i przeprosić, oraz podziękować mu za wszystko. Poprosiłem ochroniarza by poczekał i udałem się prosto do domu lekarza.  
- O witaj - uśmiechnął się, gdy tylko mnie zobaczył. - Jak tam moja pacjentka? - zapytał, patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Dobrze. Pilnuje by dużo piła - zapewniłem. Usiadłem na ławce i zabrałem od niego butelkę z napojem. Chciał dać mi piwo, ale odmówiłem. Poprosiłem za to o coś do picia, i po chwili dostałem zimną cole. - Chciałbym Cię przeprosić za moje zachowanie. Nie wiem co mnie napadło - przyznałem w pewnym momencie  
- Nie szkodzi. Nic się takiego nie stało. Po prostu unikajcie kłótni. To jej nie służy - uśmiechnął się.  
- Wiem o tym - wyznałem. Nagle poczułem łzy w oczach i zdałem sobie sprawę z tego, że płacze.  
- Wszystko w porządku? - widziałem troskę w jego oczach.
- Tak. Przepraszam - rzekłem, gwałtownie wstając z ławki.  
- Jakbyś chciał porozmawiać, to wal. - zaproponował, patrząc na mnie przyjaznym wzrokiem.  
- Nie dziś - przyznałem, pokazując mu na ochroniarza. Kiwnął głową i wstał by odprowadzić mnie do bramy. - Dzięki za wszystko - rzekłem ruszając w dalszą drogę. Nie wiedziałem dokąd zmierzam. Nie wiedziałem już nic. Cały czas modliłem się, by nie okazało się, że jesteśmy rodziną. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1379 słów i 7328 znaków, zaktualizowała 24 wrz 2015.

2 komentarze

 
  • Roksii

    Ale sie porobiło..  :rolleyes: No ale  opowiadanie boskie  :) Dawaj szybko nastepną  ;)

    25 sie 2015

  • Misiaa14

    Niech  to sie okarze nieprawda....błagam no błagam ...nie komplikuj im aż tak życia ...niech np  poroni ale niech nie będą rodzeństwem...może jestem okropna ale  tak musi być  ;<  cudne <3

    25 sie 2015