Miłość do nieznajomej cz.7

Był 18 września, piątek. Czas do urodzin minął szybko. Mariusz na własną rękę nie potrafił odnaleźć Karoliny. Wynajął więc detektywa. Ale i jemu szło marnie. Powiedział, że to jak szukanie igły w stogu siana. W hotelu, w którym się spotykali podawała fałszywe nazwisko. Rezerwowała pokój jako bohaterka filmów. A numer telefonu miała zapewne na kartę, bo był nieaktywny. Mariusz nie wiedział już co ma zrobić. W tym momencie przeprowadzał rozmowę ze swoją przyjaciółką.
-Nie Aniu, nadal nie mam żadnych wieści od detektywa... Powiedział, że zapadła się jak kamień w wodę... No przestań... Nie, nie musi być ci przykro... Dam radę... Słuchaj muszę kończyć... Pa... Dzięki, wiem. - ledwo się rozłączył, komórka znów się odezwała. Nie patrząc kto to, odebrał - Mariusz Korin, słucham?
- Synu zawsze musisz być taki oficjalny? - Usłyszał głos ojca po drugiej stronie. Włączył na głośnomówiący.
-W każdej chwili mogą zadzwonić potencjalni klienci naszych usług.
- No dobrze, dobrze. Nie spinaj się.
- Nie spinam się. Co tam?
- Nic chciałem się upewnić, że pamiętasz o przyjęciu za tydzień?
- Tak tato. Przypominasz mi to prawie codziennie.
- Nie prawda.
- Prawda.
- No dobrze. Przepraszam. Chciałem się dowiedzieć, że zapięte jest wszystko na ostatni guzik.
- Właśnie wybierałem się potwierdzić catering i dopłacić resztę.
- Tylko niech będzie coś dobrego. Pa.
- Cześć tatko. - rozłączył się i wstał. Wziął marynarkę do ręki i ruszył.
     Po dotarciu na miejsce podszedł do lady. Stał tam jakiś facet. Do tej pory na temat spotykał się z właścicielką Kingą Smardz.
- Dzień dobry. Co dla pana?
- Dzień dobry. Byłem umówiony z panią Kingą w sprawie opłaty.
- Oczywiście. Proszę chwileczkę zaczekać.  
- Dobrze - kelner wyszedł. Po kilku sekundach wrócił z kobietą. Ale ona nie była właścicielką. Kojarzył ją. Czasami podawała mu dania. I znów to przeczucie, że ją zna.
- Pani Karolina wszystko... - już dalej nie słuchał. Wpatrywał się w osobę, która stała przed nim. "Nie to niemożliwe" powtarzał sobie w myślach. Po prostu ma tak samo na imię jak jego ukochana. Wyglądała na jakieś 24 lata. Miała długie, kręcone włosy w kolorze kasztanowym. Były szczepione w koka. Tylko jeden niesforny lok się wydostał. Oczy małe, zielone ale magiczne. Nosek lekko krzywy ale idealnie wpasował się w jej twarz. Usta zaś kształtne i kuszące. Spojrzał na jej policzek. Spod lekkiego makijażu ukazywała się blizna. Zajmowała z pół policzka. - Halo! Słyszy mnie pan?
- Tak przepraszam. Zamyśliłem się. - Nie odrywał wzroku od twarzy kobiety. Kiedy jednak już się odezwała wszelkie wątpliwości uleciały.
- Andrzej, zostaw nas samych - ten jej głos. Czysty i melodyjny. Tylko u jednej osoby słyszał tyle emocji podczas mówienia. Zdołał wyszeptać:
- To ty...
- Tak, to ja.
- To ty... szukałem cię a ty byłaś tak blisko. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Przynajmniej raz w tygodniu...  
- A ty mnie nie zauważałeś. - chciał coś powiedzieć ale rozejrzał się dookoła. Musiała myśleć o tym samym.  
- To nie jest miejsce ani czas na rozmowę- spojrzał Karolinie w oczy - o której kończysz?
- O 17.
- Będę na ciebie czekał - odwrócił się i wyszedł. Bał się, że mu odmówi.
     
     Była za pięć piąta kiedy stawił się w umówionym miejscu. Zapatrzył się w przestrzeń. Układał sobie w głowie co ma powiedzieć. Od czego zacząć. Chciał opowiedzieć co przeżywał kiedy zniknęła z jego życia. Wyznać jej, jakim uczuciem ją obdarzył. Tylko czy ona mu uwierzy? Czy zda sobie sprawę z tego, że mimo iż do końca jej nie znał to zakochał się bez opamiętania? Czy i ona darzy go takim uczuciem? Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Kiedy tak rozmyślał serce zaczęło bić szybciej. Odwrócił się i ujrzał ją.
- Przejdźmy się - tylko tyle była wstanie z siebie wydobyć.  
- A więc prowadź - odpowiedział i ramię w ramię ruszyli w stronę parku. Szli w milczeniu. Żadne z nich nie wiedziało od czego zacząć. W końcu Mariusz wskazał ławkę nad brzegiem małego jeziorka:
- Może usiądziemy?
- Dobrze.
     Przysiedli. Wziął dwa głębokie wdechy i rzekł:
- W końcu cię znalazłem.  
- A po co mnie szukałeś? - zadała pytanie.
- Jak to po co? - rzekł zdziwiony - Bo kiedy kładłem się spać to myślałem o tobie. Tęskniłem za twoim ciepłem. Leżąc w łóżku wmawiałem sobie, że leżysz obok i wtulasz się we mnie. Przypominałem sobie jak tym swoim zniewalającym głosem szepczesz moje imię w chwili uniesienia. Tamtego pamiętnego dnia, gdy się ocknąłem a ciebie nie było obok poczułem pustkę. Moje serce skurczyło się w bólu. Wtedy zrozumiałem, że cię pokochałem.
- Pokochałeś?
-Dokładnie. Całym sercem i duszą i dlatego... - nie dane mu było dokończyć.
- Starczy - Karolina uniosła rękę na znak by zamilknął- Zdaje ci się, że mnie pokochałeś. Jedynie swoje wyobrażenie o mnie. Nie znasz mnie. Spójrz. Do dziś nie wiedziałeś, że mam skazę na twarzy. Przez nią wiele w życiu wycierpiałam i więcej nie mam zamiaru.
- Fakt nie wiedziałem. Ale to nie zmienia faktu, iż obdarzyłem się szczerym i prawdziwym uczuciem. Dlatego proszę cię, spróbujmy.
- Nie będziemy nic próbować.
- Dlaczego? Daj mi jeden konkretny powód.
- Bo ja cię nie kocham- zatkało go. Przez chwilę nie mógł oddychać. Jednak nie te słowa były najgorsze. To co usłyszał potem było niedopomyślenia - Nic dla mnie nie znaczysz. Byłeś tylko zabawką. Dobrze się czułam przy tobie, ale to koniec. Nie widzę cię przy mnie. A więc żegnaj - tyle powiedziała i odeszła.
     Zostawiła go na ławce. Siedział wpatrzony za oddalającą się jego miłością. Pierwszy raz wyznał komuś swoje uczucia i został odrzucony. Równie dobrze mogła wyrwać mu serce z piersi i je podeptać. Bo w tym momencie tak się czuł. Najgorsze w tym wszystkim, że on jej nie znienawidził. Jak w jakimś transie wstał z ławki i ruszył w stronę domu. Wydawało mu się, że ktoś go woła po imieniu. Nie zwracał jednak na to uwagi i szedł przed siebie. Doszedł do ulicy i chciał przez nią przejść. Nie rozejrzał się i postawił nogę. Poczuł jak ktoś go szarpie za ramię.  
- Mariusz odbiło ci? - odwrócił się i ujrzał Ankę. Ona również na niego spojrzała. Był blady a na twarzy były mokre ślady po płaczu. - Co się stało? - patrzył na nią jak na powietrze - Proszę cię, odezwij się. - nadal nic.
     Przerażona, wzięła go za rękę i jak małe dziecko poprowadziła do domu. Po drodze wybrała numer swojego chłopaka. Odebrał po pierwszym sygnale:
- Gdzie jesteś?
- Kocie mam problem.
- Co się stało? - usłyszała niepokój w jego głosie.
- Chodzi o Mariusza. Spotkajmy się pod jego blokiem.
- Dobrze. Będę za 15 minut. Kocham cię.
- A ja kocham ciebie. Do zobaczenia.
     Kiedy doszli na miejsce Tomek już na nich czekał. Porozumieli się bez słów. Wziął Mariusza pod ramię i wprowadził po schodach do mieszkania. Zaprowadził go do sypialni i położył na łóżku. Wychodząc z pokoju nie zamknął za sobą drzwi. Zapytał się Anki:
- Co z nim?
- Nie wiem. Szłam właśnie do ciebie gdy ujrzałam go na ławce siedzącego z jakąś kobietą. Miałam podejść się przywitać, ale ona wstała i odeszła. Parę chwil później on zrobił to samo. Widziałam jak zmierza w kierunku domu. Wołałam go ale on szedł jak zahipnotyzowany. Prawie wpadł pod samochód. - Kiedy kończyła opowiadać cała się trzęsła. Tomek przytulił ją.
- Wszystko będzie dobrze. - poprowadził ją do kuchni, by zaparzyć herbatę.
     Mariusz leżał na łóżku i patrzył się w sufit. W głowie wciąż mu brzęczały jej słowa "Ty byłeś tylko zabawką". Nie miał już siły płakać. Nie miał siły na nic. Przekręcił się na bok i usnął. Kiedy się ocknął przed nim stała Karolina. Wołała go do siebie. Gdy tylko ruszył w jej stronę zaczęła biec. Poszedł w ślad za nią. Biegli przez chwilę. Nagle znalazł się na środku jakiejś polany. Ona tam była. Uśmiechała się do niego i machała ręką. Zbliżył się i powiedział jej:
- Kocham cię. - zaczęła się śmiać jak szalona.
- Oj głuptasie. Ja się tylko tobą zabawiłam. - jej słowa odbijały się jak echo. Zatkał uszy, ale jej śmiech przebijał się do jego wnętrza. Spośród tych dźwięków wyłowił jakiś miły i uspokajający głos. Skupił się na nim:
- Mariusz... Mariusz... otwórz oczy... to tylko zły sen.
- Mama? - spytał. Nim jednak usłyszał odpowiedź ktoś go pociągnął za ramię. Momentalnie się podniósł i otarł oczy. Koło niego stała Ania z Tomkiem. Widział jak bardzo są zaniepokojeni. Wyszeptał jakby sam do siebie:
- Zabawiła się mną... nic dla niej nie znaczyłem... - wstał i poszedł do łazienki. Chciał zmyć z siebie brudy dzisiejszego dnia, ból i cierpienie również. Niestety, nie udało się.

malutenka52

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1708 słów i 9068 znaków.

8 komentarzy

 
  • KINIAA85

    Kiedy kolejna część? *-* normalnie szkoda mi Mariuszka :(

    18 kwi 2015

  • Jaga

    Niesamowite, Twoje opowiadanie znowu mnie zaskoczyło i przede wszystkim trzyma swój wysoki poziom :)

    17 kwi 2015

  • wolna

    :yahoo: super. Czekam na następne części:) mam nadzieję, że będą razem:)

    17 kwi 2015

  • xyz1

    Może jakby zaszła z nim w ciążę to ułatwiłoby trochę sprawę , albo byliby razem albo On płaciłby alimenty jeśli Ona poszłaby z tym do sądu  :)

    17 kwi 2015

  • malutenka52

    Więc muszę napisać takie opowiadanie, aż Ci oczy zwilgotnieją Ramol  :P  
    Nie lubię nieszczęśliwych zakończeń  :)

    17 kwi 2015

  • Ramol

    Och! Co najważniejsze: czyta się miło, choć oczy mi nie zwilgotniały! Brawa dla Autorki! :bravo:

    17 kwi 2015

  • Ramol

    ... a to wszystko są skutki dokomponywania sobie - do zasłyszanej kwestii - ciągu dalszego. Mężczyźni (na ogół) wszelkie niejasności tłumaczą sobie na swą korzyść, kobiety zaś wręcz przeciwnie (vide: dowcip "ty twierdzisz, że jestem psem";). Tak czy inaczej - jeszcze ze dwa/trzy odcinki i doczekamy się, jak mniemam, Marsza Mendelsona. Alternatywą byłaby fabuła według "Trędowatej"...

    17 kwi 2015

  • Paulaa

    Och czemu ona tak powiedziała?! ;)

    17 kwi 2015