Mała Mi IX

Moje kolejne sny są podobne i różnią się od siebie jedynie małymi, nieistotnymi drobiazgami. Wciąż widzę fioletowe oczy Basil'a. Czuję jego lodowate dłonie na swoim ciele. Słyszę jego niski głos, tworzący wciąż te same, przerażające słowa. Nie wiem już, jak mogę odepchnąć od siebie koszmary, które nie pozwalają mi spokojnie spać.  
Budzę się ciągle w nocy. Znów papieros. Znów księżyc. Znów strach, kiedy spoglądam w mrok w stronę lasu, w którym chłopak najwidoczniej zauważył ostatnio coś istotnego. Do tej pory nie mam pojęcia, co to było. Basil nie chce mówić a jednocześnie wciąż powtarza, że zabierze mnie stąd, jeśli tylko będę chciała i odpowie na wszystko, o co chcę go zapytać.  
Chyba się boję, choć sama nie wiem czemu. Zapach tajemnicy, który go otacza sprawia, że na skórze jeżą się włoski i od czasu do czasu zastanawiam się, czy nie powinnam porozmawiać o tym z Carl'em.  
Co, jeśli sen faktycznie okaże się prawdą? Co, jeśli mieszkam w zniszczonej ruderze z masą potworów, którzy sprawiają wrażenie dobrych a w rzeczywistości wcale tacy nie są? A jeśli z piekła, wpadłam w jeszcze większą otchłań cierpienia?
Biorę głęboki wdech i wydech.  
-Znów nie śpisz, Ros - słyszę za sobą i znów wszystko wraca. Cały mój sen. Wszystko.



-Ostatnio źle wyglądasz - bierze mnie za rękę Carl, przypatrując się uważnie całej mojej twarzy. Nie przestaje mnie obserwować, dopóki nie spojrzę na niego i mu nie odpowiem.
-Źle sypiam - przychodzi mi z trudem, choć przecież wcale nie kłamię, nie mijam się z prawdą, która, jak gula tkwi w gardle. Kiwa głową, ściskając mocniej moją dłoń.  
-Może przywieźć ci jakieś tabletki? Amber również często... - przerywa, kiedy orientuje się, o czym a raczej o kim mówi. Uśmiecham się smutno.  
-Nie, dzięki - wyprzedzam go, zanim zacznie się tłumaczyć albo odwracać zmieszany wzrok. - Jerry mówił, że i tak wróci. Nie martw się. Ponoć nie pierwszy raz to robi - dodaję, na co jego twarz nagle staje się blada, zęby się zaciskają a w oczach tańczą iskierki.  
-Amber nie wróci. Nie wróci, rozumiesz?! - zatrzymuje naszą wędrówkę, łapiąc mnie za ramiona. Zdziwiona zapominam, jak oddychać. Coraz częściej mam wrażenie, że wcale tu nie pasuję i nie mam zielonego pojęcia, o czymś ważnym dotyczącym całej grupy.  
-Skąd wiesz, Carl? Skąd ta pewność, co? Nie chcesz się ze mną czymś podzielić? - pytania sprawiają, że uspokaja się i dociera do niego, jak gwałtownie i agresywnie zareagował.  
-Przepraszam - mówi, jakby to mogło załatwić całą sprawę.  
-Coś tu śmierdzi, na kilometr - mrużę oczy, wpatrując się w niego z uporem. Gdyby moje oczy potrafiłyby teraz zabijać, już dawno padłby przede mną trupem.  
-Jeżeli coś przede mną ukrywasz, powiedz mi o tym teraz, Carl. Później nie będziesz miał drugiej szansy - dodaje głośniej, żebym miała pewność, że na pewno mnie usłyszał. Odwraca się, by na mnie spojrzeć. Z jego twarzy odpływa obojętność, pewność siebie i chłód, który zwyczajnie bolał, gdy się na niego przed chwilą zerknęło.  
-Wszystko okej, Ros. Jestem po prostu zmęczony atmosferą panującą w ruderze - mówi, zamykając oczy, po czym chowa twarz w dłoniach.  
Na pewno. Chciałabym mu wierzyć, naprawdę, ale wiem, że nie mówi wszystkiego. Nie mówi tego, o co tak bardzo go prosiłam.  
O szczerość.



Papieros. Wdech. Wydech. Papieros. Wdech. Wydech. Powtórka z rozrywki. I wciąż truję się na nowo. Śmieję się, bo ogarniająca mnie bezradność wysysa ze mnie wszystko to, co dobre. Coś, co może i pchałoby mnie do przodu, ale brakuje siły i oczywiście kogoś, kto chciałby ze mną współpracować.
Basil.  
Wciąż wzdrygam się na sam dźwięk jego imienia nawet w moich myślach. Jest w nim coś, co zaczyna mnie przerażać, choć dalej intryguje. Chłopak jest, jak mała mini zagadka. Prezent opakowany w zgrabną, czerwoną kokardę. Nie wiesz, co jest w środku i nie dowiesz się, jeśli nie zaryzykujesz.



-Na razie nie zadawaj pytań. Po prostu słuchaj, kiedy będę coś do ciebie mówił i idź za mną, nawet na chwilę się nie zatrzymując - nakazuje mi Basil, idąc obok żwirowaną ścieżką. Powoli zapada zmrok, ale niebo jest jeszcze dość jasne, bym mogła zauważyć powagę wypisaną na jego twarzy.  
Kiwam głową, choć on wcale na mnie nie spogląda. Uważnie obserwuje ścieżkę, jakby się bał, że zaraz ktoś wyskoczy i poćwiartuje nas a potem przyrządzi niezłą kolację.  
-Cieszę się, że zdecydowałaś się ze mną pomówić - słyszę jego spokojny głos, gdy pozwalam myślom na chwilę się wyciszyć.  


-Pytaj, Ros - szepcze, kiedy siedzimy w dość zacisznym miejscu, osłoniętym z każdej strony wysoką trawą i rzędem drzew. Zastanawiam się, o co najpierw go zapytać, co powiedzieć, żeby zabrzmiało to dość zrozumiale, ale nie na tyle bezpośrednio, by zamknął się w sobie.  
-Nie mam żadnej rodziny. Moi rodzice odeszli ode mnie, gdy miałem kilka lat. Powtarzali codziennie, że mam być dzielny a kiedy chciałem pokazać im, jaki postęp uczyniłem, odeszli, rozpłynęli się w powietrzu. Przygarnął mnie Carl. To był przypadek. Pewnie równie losowy, co w twoim wypadku. Wyciągnął mnie z bagna, w którym tkwiłem i oto jestem - uśmiecha się, choć pewnie historia o nieszczęśliwym dzieciństwie jest dla niego bardzo bolesna. Samo myślenie o tym, a co dopiero przedstawienie choćby jej zarysu musi go wiele kosztować. Spogląda przed siebie, jakby chciał przywołać w głowie obrazy przykrych wspomnień.  
-Carl to naprawdę dobry facet. Pomógł całej naszej grupie, nie chcąc niczego w zamian. Rzadko można trafić na takich ludzi. Zanim go poznałem, straciłem nadzieję na przyszłość, na siebie, na cokolwiek, co mogło być następnego dnia. Wiele dla mnie zrobił, choć czasem okropny z niego dureń - śmieje się, we fioletowych oczach nadal dostrzegam smutek.  
-Mam wrażenie, że coś ukrywa, że wszyscy ukrywacie coś, o czym tylko ja nie mam pojęcia - przechodzę do sedna. Nie mam ochoty bawić się w kotka i myszkę. Historia o jego rodzinie nadal mnie interesuje, ale w chwili obecnej chcę wiedzieć, dlaczego tak dziwnie się zachowują, snują po kątach, znikają niespodziewanie na dłuższy czas, nie chcą rozmawiać o Amber. Przynajmniej Carl nie chce, a gdy cokolwiek więcej powiem, wpada w złość i powoli zaczynam się obawiać, że będzie dużo, dużo gorzej, gdy tego nie powstrzymam i nie dowiem się, o co naprawdę chodzi.  
-Wiedziałem, że w końcu zaczniesz coś podejrzewać, Rosaline. Jesteś bardzo inteligentną osobą. Już na samym początku wiedziałem, że nie dasz sobie wchodzić na głowę i jesteś dużo sprytniejsza od większości z nas. Co cię zaniepokoiło i dało do myślenia? - obserwuje moje zaskoczenie malujące się na twarzy. Znów miewam odczucie, że się śmieje, choć wcale nie widzę, żeby był rozbawiony.  
-Czy to przez sny? - pyta znów. Mrużę oczy, czując, jak powoli świat zaczyna wirować. - Przesyłałem je do twojej głowy, abyś miała potwierdzenie, wskazówkę, powód, by zapytać, węszyć, zrozumieć, że nie wszystko tu do siebie pasuje - dodaje a jego oczy znów ciemnieją, jak we śnie.  
Strach wypełnia całe moje ciało, ale on łapie mnie za rękę a niewinny gest sprawia, że wszystko co złe odchodzi w zapomnienie. Czuję ciepło, błogość. Po przerażeniu nie ma żadnego śladu.  
-Ros, spokojnie. Wszystko ci opowiem, tylko nie uciekaj. Nie uciekaj ode mnie - słyszę jego cichy szept, który powoli mnie usypia i daje wytchnienie.  


Coś tam obiecałam, więc jest. Pozdrawiam!

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1403 słów i 7759 znaków, zaktualizowała 3 lis 2016.

3 komentarze

 
  • Nataliiia

    Pomyliłaś numery napisałaś 19 zamiast 9 :danss:

    3 lis 2016

  • Malolata1

    @Nataliiia faktycznie, dzięki: )

    3 lis 2016

  • Nataliiia

    @Malolata1 Nie ma za co :-)

    3 lis 2016

  • agnes1709

    Kiedy podkręcisz akcję?

    3 lis 2016

  • Malolata1

    @agnes1709 akcja sie zaczyna kręcić, uważaj c:

    3 lis 2016

  • agnes1709

    @Malolata1 Więc ok, UWAŻAM! :)

    3 lis 2016

  • Nataliiia

    Kiedy next?

    3 lis 2016