Jesteś lekarstwem dla mojej duszy cz.5

Czy my dorośli zawsze mamy prawo decydować o życiu naszych dzieci? Czy mamy prawo nakazywać im coś wbrew ich woli? zmuszać do tego by robili coś wbrew sobie w mylnym przekonaniu, że robimy to wszystko dla tak zwanego ich dobra? I gdzie znajduję się ta granica między ich dobrem, a mylnym założeniu ich szczęścia? czy byt pochopna decyzja, popełniony kiedyś błąd, czy dbanie o ich przyszłość ma prawo odbywać się kosztem teraźniejszości? Jak można oddzielić te wszystkie rzeczy, by odszukać jakiś sensowny kompromis?

Te pytania zadawałam sobie niemal całą noc, czując jakieś dziwne wrażenie, że zbyt pochopnie przyjęłam propozycję męża. Ucieczka syna z domu utwierdziła mnie w tym przekonaniu, a przecież jeszcze dziś czekała mnie rozmowa z Kacprem i strach przed jego reakcją. Byłam niemal pewna, że bali się ojca, ale nie sądziłam, że ich strach jest na tyle silny, by tak emocjonalnie reagować.Ucieczka Marcina uświadomiła mi bardzo ważną rzecz, myśląc o ich dobru, powinnam pomyśleć wyłącznie o nich, o tym co czują, czego pragną i pomyśleć o swoim szczęściu, bo tylko szczęśliwa matka da poczucie bezpieczeństwa dzieciom. Nie miałam pojęcia jak nasz konflikt wpłynął na ich psychikę, jakie spustoszenia zrobił w ich umyślę, że Marcin zareagował takim gniewem. Z Kacperkiem jeszcze o tym wszystkim nie rozmawiałam. Gdy przyjechałam do przyjaciół, synek pobawił się z jej dziećmi a potem po prostu usnął z zmęczenia i wyczerpania.  
- Mamusiu! - usłyszałam cichy głos synka i skierowałam twarz ku niemu. Tarł oczki i spojrzał na mnie przerażony. Wpuściłam go do mojego łóżka i przykryłam kocykiem. Chociaż starałam się by zasnął, Kacperek wydawał się już całkowicie rozbudzony. - Mamo gdzie jest Marcin? - zapytał w pewnym momencie, a ja delikatnie pogłaskałam go po głowie.  
- Kochanie braciszek jest u Ali. Spał u swojej dziewczyny - wytłumaczyłam dziecku.
- A czy nasza rodzina się rozpadnie? czy ja już więcej nie zobaczę taty? czy nie zabierze mnie więcej do zoo, czy na lody? - dopytywał. Spojrzałam na jego zaniepokojony wyraz twarzy i niemal zamarłam. Co miałam odpowiedzieć kilkuletniemu dziecku? jak miałam zapewnić go o miłości ojca? - Mamo czy to dlatego, że tata Cię bił? czy to dlatego, że płakałaś? - przytuliłam go mocniej, ale nie miałam sił mu odpowiadać. Jak miałam zapewnić dziecko, co powiedzieć by przywrócić mu poczucie bezpieczeństwa?  
- Bo widzisz kochanie czasami tak jest, że rodzice nagle przestają się kochać, coś się wypala i zabija miłość dwojga ludzi. Jednak miłość rodziców do dzieci bywa na zawsze i tatuś bardzo Was kocha. Będziesz mógł spotykać się z nim niemal codziennie, nadal będzie zabierał Cię na lody, do zoo, do kina, ale po prostu ja już z wami nie pójdę - wytłumaczyłam czując jak łzy stają mi w oczach.
- A Marcin? Marcina też z nami nie pójdzie? Marcin nie może patrzeć na tatę, ale ja go kocham i nie chcę go stracić. Mamo kiedy będę mógł się z nim zobaczyć? - dopytywał. Poczułam jak serce ściska mnie z żalu. Mimowolnie zacisnęłam pięść i poruszyłam się niespokojnie. - Mamo jeśli chcesz to przestanę się z nim spotykać, jeśli boisz się jego, to możemy tu zamieszkać. Przecież nie jest tu tak źle - rzekł. Widziałam jak ciało syna drży. Nie wiedziałam dlaczego tak nagle zmienił zdanie, ale chyba dlatego, że bał się, że tak naprawdę mnie rani.  
- Kochanie Wy zawsze będziecie mieli ojca i mogli się z nim spotkać. A propo tato ma dla Was niespodziankę. Co powiesz na powrót do domu? Tata obiecał, że się wyprowadzi bo chcę byśmy zamieszkali tam z powrotem. To wasz dom mój skarbie - szepnęłam Kacperkowi. Dziecko milczało. Zapewne zastanawiało się co ma odpowiedzieć, ale oczy ośmiolatka mówiły więcej niż chciałby zdradzić. Jego rozpromieniona twarz i uśmiech na ustach był najlepszą nagrodą za konsekwencję podjętej decyzji. - Zadzwonię do taty i powiem by się z Tobą spotkał - obiecałam synkowi i wstaliśmy na śniadanie.


Adam leżał twarzą wplątaną we włosy kobiety, gdy rozdzwonił się jego telefon. Z początku starał się zignorować natrętny telefon, bo był zajęty igraszkami z Martą, która leżała na brzuchu i wpatrywała się zaspokojona w jego twarz. Dzisiejsza noc była dla nich zupełnie inna niż poprzednie, sam nie wiedział jak to nazwać, ale Marta okazałą się dziś idealną kochanką, a jej pieszczoty spowodowały nieznane mu dotąd uczucie. Chciał powrócić do niej nie tylko ciałem, ale sercem i myślami, chciał znów poczuć ją w sobie, chciał zaspokoić jej wszystkie fantazję, ale komórka nie pozwalała im na to.
- Odbierz wreszcie do dziadostwo! Po tak udanej nocy najgorsze co mogło mnie rozbudzić, to twój cholerny telefon! Prosiłam byś w nocy przyciszał dzwonki! - włożyła głowę pod poduchę i starała się na nowo zasnąć. Tak bardzo chciała odwlec to co nieuniknione, chociaż o jedną minutę odwlec czas ich rozstania.
- Tak słucham? - powiedział zaspanym głosem, nawet nie zerkając na to kto dzwoni. Spodziewał się jakieś telefonu przyjaciela, ludzi z pracy, ale po drugiej stronie usłyszał drżący głos żony
- Rozmawiałam z Kacprem. Jestem w stanie przyjąć twoją propozycję, o ile nie zmieniłeś warunków - powiedziała cicho. Przez chwilę wpatrywał się w leżące ciało Marty i zatrzymał na niej wzrok. Już miał powiedzieć, że plany się zmieniły, że on się zmienił, gdy przed oczyma stanęła mu Klara w objęciach Michała i aż się zatrząsł. - Syn chciałby się z Tobą spotkać. Nie wiem co na to Marcin bo jest u dziewczyny, ale Kacper ucieszył się - poinformowała dziwnym głosem. Telefon rozłączył się nie czekając nawet na jedno jego słowo, czuł wahanie, gdy mówiła jego o propozycji, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Jego wzrok przykuła skupiona mina Marty, a w jej oczach znów zabłysły iskierki złości.  
- Czego chciała ty razem? - spytała nie kryjąc złości i żalu do partnera, któremu oddała serce i siebie tej nocy.
- Klara przyjęła moją propozycję. Poprosiła mnie bym spotkał się jeszcze dziś z Kacprem, bo dziecko źle znosi nasze rozstanie - skłamał. Wcale nie mówiła o tym, jak znosi, ale wiedział, że tylko tak przekona Martę i uniknie kolejnych spięć.  
- Czy to znaczy, że - zawahała się kobieta i wbiła wzrok w jego zmieszaną twarz.  
- Tak kochanie, Wyjadę z Tobą - powiedział z uśmiechem na ustach i przywarł do jej nagiego ciała. - Mamy jeszcze trochę czasu nim pójdziemy do pracy - zaśmiał się i przyciągnął ją bliżej siebie po to, by ponownie posmakować jej ust.  
- Kocham Cię - usłyszał jej słowa i spojrzał na Martę, ale nie zdeklarował się żadnym wyznaniem. Zamiast słów pocałował ją tak namiętnie, tak słodko, że aż jęknęła. Chciałby powiedzieć jej, że też stała się dla niego ważna, ale pewnego dnia obiecał sobie, że już żadnej kobiecie nie powie o miłości, bo nie chciał by miłość zgubiła go ponownie. Za swoje nieudane małżeństwo obwiniał miłość, chociaż doskonale wiedział, że to nie uczucie które żywił do zony, a jego zachowanie zniszczyło ich związek.

Siedziałam nieruchomo bojąc się nawet poruszyć. Słowa syna wydawały się tak absurdalne, że aż niedorzeczne. Modliłam się w duchu, by zaistniała sytuacja okazała się tylko złym snem, koszmarem, albo jakąś fatamorganą.  
- Mamo ja nie wrócę do domu. Nie chcę go znać - powiedział Marcin spokojnym głosem. Siedziałam na krzesełku, trzymając szklankę w drżącej ręce. - Mamo proszę zgódź się. Mamo to jest wielka szansa! - jego oczy wbite w podłogę zdradzały jak bardzo mu na tym zależało.  
- Wiem co pani teraz czuję. Jak nasz syn powiedział nam o tym był zaledwie o dwa lata starszy od pana syna. Z Początku byliśmy na nie, nie potrafiliśmy sobie tego wyobrazić, ale potem zrozumieliśmy. Marcin będzie tam z naszą córką i naszym synem. Będzie miał dobrą opiekę i szansę - usłyszałam cichy, spokojny głos kobiety. Spojrzałam na nią rozzłoszczona, że nakładła mu takich idei, takich głupot do głowy. Obwiniałam ją, chociaż doskonale wiedziałam, że pasja mojego syna rozwinęła się jeszcze długo przed poznaniem jego dziewczyny.  
- Mamo wiem, że się boisz. Nie chcę wyjechać od razu, nie chce wyjechać nawet teraz, ale proszę Cię - głos Marcina złagodniał. Nie był już taki rozżalony i rozzłoszczony jak kilka minut teraz.  
- Ale to jest w Londynie - jęczałam na samą myśl, że mój syn miałby wyjechać tak daleko. I co na to Adam, przecież jego ojciec nigdy się na to nie zgodzi.  
- A tata? Tata i tak nie pozwoli - powiedziałam, jakbym w Adamie miała ostatnią deskę ratunku. Nigdy nie podzielałam zakazów i nakazów mojego męża, nigdy nie podobało mi się jego zachowanie, ale ten jeden raz byłam wstanie przyznać mu rację. Wiedziałam jak trudno było się tam dostać, jak bardzo syn o tym marzył, wiedziałam ile dla niego to znaczy, ale do cholery to było w Londynie! Nie mogłam, po prostu nie mogłam puścić syna tak daleko, pozwolić mu wyjechać. A może szukał ucieczki?
- Zastanowię się - obiecałam Marcinowi i spojrzałam na lekki uśmiech rodziców jego dziewczyny. - A teraz powinniśmy już wracać. Obiecuję, że zastanowię się i spróbuję przekonać ojca, ale pod warunkiem.że wrócisz ze mną do domu - rzekłam. W oczach syna ujrzałam strach, wahał się jakby oceniał sytuację, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu zrezygnowany pożegnał się z dziewczyną i jej rodzicami i udał się ze mną do samochodu.  
- Dobrze go wychowałaś - odezwała się Maria, matka dziewczyny, ale nie zareagowałam.  
- Dziękuję za wszystko - rzekłam cicho i wsiadłam do samochodu. Jechaliśmy w ciszy, po krótkiej chwili poinformowałam syna o podjętej decyzji i reakcji Kacpra. Jednak ani na moment nie wspomniałam mu o wątpliwościach i bólu związanego z stratą ukochanego mężczyzny.
- Nie wiem czy będę potrafił mieszkać w tym domu - wyznał wreszcie Marcin. Zatrzymałam się na światłach i spojrzałam na syna. Miał prawo do swoich uczuć, miał prawo do bólu i strachu, miał nawet prawo do złości, bo przecież on w porównaniu do młodszego brata rozumiał więcej, był świadomy tego co się działo w naszej rodzinie.  
- Ja też się boję. Też chciałabym żeby było inaczej. Kocham Michała synku, ale Kacper jest za mały by zrozumiał, by zaakceptował, a Ty no cóż ja nie mam do Ciebie praw - przyznałam. Marcin milczał. Dopiero po chwili zorientowałam się, że płacze. - Ci - szepnęłam do niego, delikatnie łapiąc go za rękę. Zatrzymałam się pod domem przyjaciół i zawołałam Kacpra. Najwyższy czas spotkać się z Adamem i wszystko ustalić.


Szedł na spotkanie z ściśniętym sercem, po raz pierwszy od wyprowadzki żony, od wyprowadzki dzieci miał się z nimi spotkać. Marta nie protestowała, kompletnie kupując bajkę o cierpiącym dziecku, który nie potrafi poradzić sobie z rozstaniem rodziców. Sam nie bardzo orientował się w uczuciach dzieci, ale chciał jakoś wynagrodzić im utracony czas. No i miał nadzieje na szczerą rozmowę z żoną i chciał omówić z nią parę kwestii. Wyjął mały telefonik z kieszeni i wybrał numer Marty, bo tak nagle ogarnęła go chęć usłyszenia jej głosu, chęć usłyszenia jej słów.  
- Pewnie się denerwujesz, prawda? - zapytała Marta. Nie odpowiedział. Trzymał słuchawkę przy uszach i słuchał jej kojącego, łagodnego tonu głosu, czując błogi spokój. - Mam dla Ciebie niespodziankę - usłyszał na koniec, ale nie zdążył zapytać jaką, bo z daleka ujrzał ich twarz  
- Tato! Tato! - zawołał Kacper rzucając się biegiem w jego stronę.Po chwili trzymał syna w ramionach, czując jak ogarnia go fala gorąca. - Kocham Cię tato - słowa ośmiolatka odbiły się niczym echo, powodując dziwny dreszcz na jego plecach.
- Witaj - usłyszał cichy głos żony i spojrzał na jej pobladłą twarz.  
- Synku nie przywitasz się? - zwrócił się do Marcina, który stal kilka metrów za matką i wahał się, czy powinien podejść, czy może po prostu wrócić do auta i tam na nich zaczekać. - Marcin tęskniłem za Wami - odezwał się Adam, ale Marcin wydawał się głuchy na jego słowa.
- To ja zostawiam Ci dzieci. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - usłyszał cichy głos żony. Nie zadawał pytań, bo doskonale wiedział dokąd zamierzała jechać, ale nie miał prawa jej bronić. Chciał z nią porozmawiać, upewnić się, że nie rozmyśliła się, ale nie zadawał jej żadnych pytań, tylko po prostu odprowadził ją wzrokiem pozwalając by się od nich oddaliła.  
- Może lody? - spytał dzieci, ale tylko Kacper wyraził jego pomysł z zachwytem. Marcin wciąż traktował go z dystansem, nie pozwalając nawet by go dotknął, czy przytulił.  
- Dla mnie facet, który biję kobietę, chcę uderzyć dzieci nie jest mężczyzną, ani ojcem - powiedział surowym głosem, gdy już po chwili zostali sami. Kacper poszedł do toalety, a Adam miał kilka chwil na rozmowę z synem. - Nigdy Ci nie wybaczę ojcze. A jeśli będziesz chciał odseparować mnie od Kamili, znienawidzę Cię jeszcze bardziej - zagroził patrząc na niego surowymi oczyma. Ociec milczał. Zastanawiał się jak bardzo nienawiść syna pogłębiła się przez ostatnie wydarzenia i jak bardzo zranił dzieci. - Odbierając szczęście mamie zachowałeś się jak ostatni dupek. Wstyd mi, że jesteś moim ojcem - powiedział z pogardą w głosie i odszedł kierując się w stronę bufetu. Nie chciał powiedzieć takich słów, ale nie wytrzymał. Nie miał zamiaru udawać, że wszystko gra, gdy na twarzy widział tak wielkie cierpienie matki. Nie chciał udawać kochającego, stęsknionego syna, gdy tak naprawdę wcale za nim nie tęsknił. Gdyby nie obietnica mamie, gdyby nie Kacper już dawno odszedłby stąd przestając grać w tej szopce, ale nie ufał ojcu aż tak, by zostawić nim kilkuletniego braciszka, którego kochał nad życie i nie ufał na tyle, by uwierzyć ojcu, że cokolwiek się zmieni w ich życiu. Nie był naiwny, nie był głupi. Jednak rozumiał ile mama dla nich poświęciła i szanował i podziwiał ją za to. I choćby na wzgląd o niej zamierzał, chociaż dziś odpuścić ojcu.  
- Może chcecie iść do zoo? - zaproponował Adam, a on bez słowa poszedł za nimi, nie chcąc psuć radości bratu. Wiedział, że chociażby nie wiadomo jakie starania ojca, nigdy nie wybaczy mu tego co im zrobił, nigdy ich ojciec nie odkupi krzywd, które im zadał.


Widział ją doskonale. Oddalała się od niego krok po kroku, a on nie mógł jej dogonić. Chciał, naprawdę chciał biec a nią, chciał złapać ją za rękę, chciał powiedzieć jakieś słowa, którymi mógłby ją zatrzymać, ale nie potrafił. Jego nieobecny wzrok nawet nie potrafił już jej oszukać. Biegł na oślep, w nadziei,że może jeszcze tam,może gdzieś za następnymi krzakami. Chciał krzyknąć, ale zaschnięte ze strachu gardło stłumiło jego krzyk. Stanął na środku lasu i gorączkowo rozejrzał się w poszukiwaniu dziewczyny, ale wciąż jej nie dostrzegł. - Kla- krzyknął pierwsze słowa jej imienia, ale krzyk wydał się niemal niemy. Spróbował jeszcze raz i kolejny i następny, ale wciąż wszystko działo się tak samo. Nagle ujrzał ją w ramionach wysokiego bruneta i wstrzymał oddech. Stała roześmiana, wcale nie zwracając na niego uwagi. Wpatrywała się w jego oczy, a jej wzrok był taki sam, jak zawsze zakochany, rozmarzony.Chciał jej dotknąć, ale paraliż ciała uniemożliwił mu to.  
- Kochanie spójrz - usłyszał obcy męski głos i wypuścił powietrze z ust. W ich stronę biegły dzieci rozpromienione i uśmiechnięte. Dopiero teraz zrozumiał. - Nie! - krzyknął gwałtownie podnosząc się z łóżka.  

Siedziałem spocony na łóżku i przetarłem oczy. Sen powracał w moich snach jak przeklęta wróżba, przepowiadająca to co się stanie. Nienawidziłem tej chwili, w której czułem się jak teraz zaraz po tak okropnym przebudzenia. Nadsłuchiwałem, nie do końca wiedząc co się dzieje. Za oknem było jasno, a ja zdałem sobie sprawę,że usnąłem w środku dnia. Ponowne pukanie rozbudziło mnie na dobre. Podszedłem wciąż oszołomiony i zaniepokojony dziwnie powracającym snem i otworzyłem drzwi.
- Klara - powiedziałem cicho, nie będąc pewnym,czy widzę ją naprawdę. Bałem się,że ponownie śnie, albo dostałem jakieś halucynacji, ale jej ciepły, delikatny dotyk, gdy rozpłakana wpadła mi w ramionach utwierdził mnie w przekonaniu,że Klara pojawiła się u mnie naprawdę. - Co się dzieje? - zapytałem przerażony jej stanem emocjonalnym. Klara patrzyła na mnie, ale nie powiedziała nic. Usiadła ze spuszczoną głową, bojąc się nawet spojrzeć mi w oczy.  
- Podjęłam decyzję - powiedziała wciąż nie mogąc zapanować nad drżącym ciałem. - Mój syn chce wyjechać do Londynu. Rozumiesz? podobno ma tam szansę na rozwinięcie sportu, na karierę - szybko zmieniła temat. Nie wiedziała jak ma  powiedzieć mu,że kocha go, ale mimo wszystko odchodzi, jak powiedzieć,że Adam z nią wygrał?  
- To chyba dobra wiadomość. Londyn to nie koniec świata, zresztą będziemy go odwiedzać, a nawet możemy się tam przenieść. Wszystko zrobię dla Was. Powinnaś być z niego dumna Klaro! - powiedziałem, czując,że chodzi tak naprawdę o coś innego.  
- Jestem - zapewniła z lekkim uśmiechem. - Spotkałam się  z Adamem. Po porannej rozmowie z Kacprem przyjęłam jego propozycję, wracamy do domu - usłyszałem. Spojrzałem na nią, badając sytuację, chciałem z jej oczu wyczytać to, czego tak bardzo nie chciały usłyszeć uszy. - Musimy się rozstać. Jestem tu po uznałam,że jestem Ci to winna, Chciałam zachować się jak należy - mówiła coś bez sensu.
- Niczego nikomu nie jesteś winna - powiedziałem łagodnie  - Chciałem z Tobą być, miałem nadzieje,że moja propozycja rozwiąże nasz problem,że ze mną wyjedziecie, ale skoro taką podjęłaś decyzję, to muszę ją uszanować - wyznałem. - Kocham Cię Klaro, Kocham Cię i nigdy o Tonie, o nas, o twoich dzieciach nie zapomnę. Nie zapomnę o tym co nas połączyło i jaki się dzięki Tobie stałem - dodałem.Nie potrafiłem pogodzić się z ej decyzją, ale nie byłem jak Adam, a kiedyś obiecałem jej,że uszanuję jej każdą decyzję. Nie miałem prawa oczekiwać od niej teraz czegoś innego.
- Jak ja bez ciebie wytrzymam? Jak będę funkcjonowała? - zapytała zalewając się łzami, a ja bez słowa przytuliłem ją, kołysząc bezpiecznie w moich ramionach. - Kocham Cię - wyznała mi prosto w oczy. - Kocham Cię, ale bardziej kocham dzieci i nie mogłam postąpić inaczej - przepraszała, a ja nie mówiłem już nic. Nasze usta połączyły się, jakby przeczuwały,że to nasz ostatni pocałunek. Nasze złączone palce idealnie do siebie pasowały,jakbyśmy byli stworzeni, by trzymać się za ręce,a jej ciało reagowało, nawet na najdrobniejszy gest, dotyk. Skóra na jej ciele reagowała na mój cichy oddech, na mój dotyk, pocałunek. Chciałem by zapamiętała tą chwilę, jako coś najcenniejszego w życiu. Ja chciałem to zapamiętać. Gdy delikatnie niczym porcelanową lalkę położyłem ją na łóżku i mimo jej protestów rozbierałem ją, pieściłem jaj każdy milimetr ciała, wszedłem w nią zdając sobie sprawę,że to ostatni raz. (...) Po wszystkim leżałem obok niej podparty o rękę i patrzyłem na jej twarz. Łzy w oczach zagościły się już chyba na dobre, a ja próbowałem scałować wszystkie kropel łez, które tak swobodnie spadały na jej mokry już policzek. Makijaż już dawno zamienił się w jedną z mokrych ciemnych plam, a ja dopiero teraz zrozumiałem,co się między nami działo.  
- Znajdę sposób. Obiecuję,że znajdę jakiś  sposób - przysiągłem trzymając jej rękę na swoim sercu. Wiedziałem,że ta przysięga będzie najważniejszą przysięgą w moim życiu i kiedyś, kiedyś do Klary powrócę. Niechętnie wstała z łóżka i zbierała się do wyjścia. Zmyła z siebie resztki makijażu i spojrzała ponownie w moją stronę.
- Nie kontaktujmy się na razie - powiedziała chłodno, ale wiedziałem jak wiele znaczy dla niej to, by znów się nie rozpłakać, jak bardzo tego pragnie. Podszedłem i przytuliłem ją chyba trochę zbyt długo i mocno, bo czułem mokrą plamę na barku, a już po chwili słyszałem cichy szloch. - Spójrz na mnie - poprosiłem ukochaną, kryjąc w oczach łzy. Ja też starałem się być silny, ale łzy w oczach ukochanej powodowały,że sam zacząłem się rozklejać. - Znajdę sposób - zapewniłem i odprowadziłem ją do drzwi. Pocałowałem ostatni raz i po chwili stałem sam w drzwiach modląc się by się nie odwróciła, bo już wtedy nie pozwolę jej odejść. Jeszcze dwa, może trzy razy wracała się i biegła w moją stronę po to tylko by pocałować mnie, przeprosić i rozpłakać się na nowo, nim na dobre utraciłem ja z oczu. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, co robić by ją odzyskać, ale wiedziałem,że musiałem się postarać. Obiecałem jej, a nie chciałem i nie mogłem funkcjonować bez kogoś, kogo tak mocno pokochałem. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3971 słów i 21509 znaków, zaktualizowała 29 gru 2016.

2 komentarze

 
  • Justys20

    Ekstra <3

    29 gru 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością :* :) :* :*

    29 gru 2016