Instruktor cz.4

Sandra biegła przed siebie. Dokładnie nie wiedziała dokąd chce uciec ani co ze sobą zrobić. Była zdruzgotana. W tej chwili jej życie w ogóle nie miało sensu. Owszem są takie dziewczyny, którym tylko wydaje się, że kochają pewną osobę, ale Sandra zdecydowanie do nich nie należała. Czuła do Marka coś, co nie pozwalało jej spać ani racjonalnie myśleć. Przebiegła już dobre cztery kilometry. Mimo wielkiego już zmęczenia, nie chciała się zatrzymywać. Bieg pomagał jej w jakiejś części radzić sobie z tym ciosem, który zadał jej mężczyzna, którego na pozór nie mogła mieć, jednak było inaczej. Z każdym przebytym metrem, Sandra miała coraz to więcej pytań, na które nie znała odpowiedzi. Ludzie patrzyli się na nią jak na wariatkę, ale nikt nie wiedział co ona przeżyła. Dziecko? Ale jakie dziecko? - te pytania dręczyły ją najbardziej. Rozumiała co to dla niej by oznaczało. Nigdy nie mogłaby liczyć na jakikolwiek miłosny gest ze strony Marka. Ich rozmowy nie byłyby już takie luźne, a co najgorsze, skoro miałby dziecko nie znalazłby czasu na pracę i musiałby się nim zajmować, a to oznacza, że w ogóle by się już nie spotkali. Na myśl o takim obrocie wydarzeń Sandra ustała na chwilę i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Była w tej chwili na totalnym "odludziu". Mogła płakać ile chciała, nikt jej nie widział, nikt nie wiedział gdzie jest, nikt nie czuł teraz tego co ona. Chociaż nie...był ktoś kto właśnie w tej samej chwili był załamany. Prawdopodobnie czuł się gorzej od Sandry. Wiedział, że to iż uciekła, stało się tylko i wyłącznie przez niego. Mógł nie reagować na tą dziewczynę w taki sposób. No ale cóż stało się. Tą osobą był Marek. Właśnie w tej chwili siedział cały czas w Pizza Hut. Powstrzymywał się od płaczu. Nieprawdą jest, że chłopacy nie płaczą. Czasami są większymi beksami od niejednej kobiety. Ach te stereotypy..
- Kochanie, co Ci jest? Coś źle powiedziałam? Jeśli nie chcesz tego dziecka to dobrze, rozumiem Cię. Ale dobrze wiesz jak bardzo chciałabym je mieć. Pracuje z dziećmi i zawsze gdy są wywiadówki, zazdroszczę tym rodzicom. Sama bym chciała kiedyś iść na takie spotkanie - powiedziała Julia.
Biedna dziewczyna ciągle myślała, że Marek chce z nią być, że to ją kocha. W swojej głowie snuła myśli o wspólnym ślubie i dzieciach. Chciała się przeprowadzić i być z nim już do końca życia, jednak los zdecydował inaczej. Marek zmieszany wstał od stołu, założył kurtkę i podszedł do swojej narzeczonej.
- Wiem, że w tej chwili uznasz mnie za dupka. Zranię Cię, ale lepiej żebym powiedział Ci to teraz niż żebym miał powiedzieć to później. Julio...nie kocham Ciebie już. Bardzo chciałbym mieć dzieci, ale nie z tobą. Bardzo przykro mi to mówić.  
Julia nie chciała w to wierzyć. Była zdruzgotana. Miała ogromną ochotę się rozpłakać. Chciała się powstrzymać aby pokazać, że nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia, ale 1.5 roku razem nie dało się od tak zatuszować. Wybuchła płaczem. Marek bardzo chciał już iść szukać Sandry. Bał się, że dziewczyna zrobi sobie coś złego i nigdy się nie dowie jak on ją bardzo kocha. Jednakże postanowił trochę uspokoić Julię bo nie chciał wyjść na jeszcze większego debila, ale także dlatego bo szkoda mu się zrobiło jego byłej narzeczonej. Przytulił ją. Ona go odrzuciła. Po dziesięciu minutach płakania otrząsnęła się. Zdjęła pierścionek zaręczynowy i rzuciła nim w jego twarz.  
- Będziesz tego żałował! - krzyknęła na cały głos, wzięła kurtkę i wyszła zostawiając go samego.  
Nie na długo. Był w pewnym stopniu zadowolony z tego, że wreszcie jest wolny i może powiedzieć to wszystko Sandrze i może z nią być. Wyszedł z budynku i podbiegł do grupki stojących niedaleko starszych ludzi.
- Dzień dobry. Nie widzieli państwo może dziewczyny, która wybiegła z Pizza Hut? Miała średniej długości włosy.
Jeden ze staruszków się uśmiechnął i wskazał mu palcem stronę, w którą ma biec.  
- Leć chłopcze! Wyglądała na bardzo załamaną. Żal dzieciny.
- Dziękuje panu bardzo.  
Marek natychmiast ruszył w stronę, którą pokazał mu miły pan.

Sandra usiadła na kamieniu znajdującym się kilka metrów wgłąb niezbyt dużego lasu. Obok leżało dużo szkieł po rozbitych butelkach. Miała ochotę się nimi pociąć i czekać aż ujdzie z niej cała krew. I zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że zostawiłaby swoją mamę samą. Jej biologiczny ojciec zmarł przez swoją głupotę i ona miałaby postąpić tak samo? O nie - pomyślała. Była bardziej odpowiedzialna niż on. Teraz jej tatą był Sebastian. Oczywiście przybieranym. I dobrze się w tej roli sprawował. W tamtej chwili Sandra bardzo chciała aby przy niej był. Niestety ciągle pracował za granicą. Pocieszało ją to, że niedługo miał wrócić. Zastanawiała się czy wracać do domu, czy też nie. Była bardzo zmęczona i kołowało jej się głowie. Postanowiła położyć się przy drzewie. Nie obchodziło ją wtedy co się z nią stanie. Zawinęła się w kłębek i usnęła niemalże od razu.

Zdenerwowany mężczyzna cały czas biegł. Po drodze pytał się przechodniów czy widzieli biegnącą dziewczynę. Większość mu odpowiadała, że tak i wskazywała drogę. W końcu dotarł do miejsca, z którego było widać las. Nie był głupi. Wiedział, że ona mogła już nie żyć. Nie dałby sobie z tym rady. Prawdopodobnie też by się zabił albo zamienił swoje życie w jedną wielką ruinę. Natychmiast pobiegł do lasu. Przeszedł kawałek i ją ujrzał, taką samotną, piękną i niewinną. Miał ogromną ochotę ją pocałować. Po krótkiej chwili uświadomił sobie, że ona już pewnie nie żyje. Tak to bynajmniej wyglądało. Zapłakana dziewczyna, zwinięta w kłębek w lesie, nie dająca znaku życia. Każdy by tak pomyślał.  
- Sandra! - krzyknął.
Podbiegł do niej i wziął ją na ręce. Obudziła się otwierając oczy. Gdy go zobaczyła jej serce zaczęło mocniej bić. Jednakże chciała mu się odpłacić i natychmiast niezauważalnie zamknęła oczy. Chciała się dowiedzieć co on teraz zrobi.  
Niczego nieświadomy Marek zaczął płakać. Myślał, że ją stracił.
- Sandra... Sa...Sandra! Obudź się! No obudź się do cholery! - mówił łkając.
- Nie będę miał z nią żadnych dzieci, nie kocham jej. Kocham Ciebie!
Gdy wypowiedział te słowa dziewczynę zamurowało. Czuła się taka szczęśliwa! W jednej chwili ten oto mężczyzna trzymający ją w dłoniach zniszczył jej życie, a teraz poskładał je i to z wielką dokładnością. Jej największe marzenie się spełniło. Powoli zaczęła otwierać oczy.  
- Też Cię kocham - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.
Marek otarł łzy i nie wierzył w to, że Sandra żyje. Popatrzył na nią chwilę zapłakanymi oczami, ale tylko chwilę bo nie mógł więcej. Koniecznie musiał ją mocniej do siebie przytulić.  
- Ty żyjesz! Nigdy więcej mi tego nie rób rozumiesz? Nigdy!
- Dobrze mój instruktorze - mówiąc to uśmiechnęła się jeszcze szerzej - myślałam, że Ci na mnie w ogóle nie zależy.  
- Wiem, że mogłaś tak pomyśleć i przepraszam. Byłem głupi. Dzisiaj zerwałem zaręczyny z Julią. Była zdruzgotana. Rzuciła pierścionkiem zaręczynowym w moją twarz. Ona mi tego nie odpuści - powiedział zmartwionym głosem - ale nie pozwolę na to żeby coś Ci się stało.  
Odgarnął jej włosy z czoła i lekko w nie pocałował. Popatrzył się w jej piękne oczy i skierował swe usta na usta Sandry. Pomału ich wargi się do siebie zbliżały. Oboje czuli to charakterystyczne ciepło w swoich brzuchach. Tak bardzo tego pragnęli.  
- Dryn... dryn...dryn..
Zadzwonił telefon Marka. Z wielką niechęcią odsunął się od Sandry i przeklinając kogoś kto im przerwał odblokował telefon i zobaczył sms. I tak jak przypuszczał. Sms był od Julii. Chciała zemsty. Sandra patrzyła razem z nim na tego przepełnionego grozą sms-a. Po przeczytaniu oboje osłupieli. Dziewczyna zaczęła ponownie płakać, a Marek ją uspokajać. Nie wiedzieli co zrobić. Treść tego sms-a była przerażająca:
" POŻAŁUJESZ TEGO MI ZROBIŁEŚ!!!! DOWIEM SIĘ DLA KOGO MNIE ZOSTAWIŁEŚ I ZNISZCZĘ TĄ S*KĘ. A TY MOŻESZ POŻEGNAĆ SIĘ ZE SWOJĄ PRACĄ I ŻYCIEM! TRZEBA BYŁO NIE ZACZYNAĆ!"  

- Ona nie może mi Ciebie zabrać! - krzyknęła Sandra jeszcze bardziej wtulając w umięśnione ramie chłopaka.
- Nie zabierze. Policja się nią zajmie.
Marek jednak wiedział, że policja nic nie zdziała. Już nie miał dokąd wracać. Julia najzwyczajniej w świecie spaliła jego dom. Musieli uciekać.

wampireczka11

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1635 słów i 8803 znaków.

7 komentarzy

 
  • wampireczka11

    Aneto właśnie pracuję nad następną częścią, którą dodam możliwe, że dzisiaj i tam będzie wyjaśnione wszystko o Julii :)

    16 kwi 2014

  • Aneta

    Taka mała uwaga. To że Julia spaliła dom to trochę nierealne. Musiałaby być na prawdę jakaś pokręcona żeby z powodu zerwania spalić facetowi chatę :D
    A tak to świeeeeeeeeeeeeeeeeetne opowiadanie !
    Pisz dalej :)

    16 kwi 2014

  • betty

    kocham kocham kocham!!! pisz dalej bo oszaleję z tej miłości :D

    13 kwi 2014

  • Misia

    Chłopcy* :)  Do reszty nie mogę się przyczepić , chociaż trochę mało realistycznie akcja przebiegła. Ale nie ma nic złego pofantazjować i oderwać się trochę od szarego życia. ;-)

    13 kwi 2014

  • lula

    ale z tej Julii suka

    13 kwi 2014

  • Czarna

    Świetne opowiadanie! Czekam na kolejną część. :)

    13 kwi 2014

  • Patty

    Super, czekam na kolejna;)

    13 kwi 2014