High Five cz. 3

Monika
Tylko ja mogę mieć takie szczęście! Nie dość, że zaspałam, to jeszcze wpadłam pod samochód. A raczej samochód wpadł na mnie. Uśmiecham się do swoich głupich myśli. Leżę sobie na szpitalnym łóżku, z nogą w gipsie, cała poobijana i posiniaczona, ale i tak szczerze się jak nienormalna. Wiem, głupia jestem. W dodatku nadal nie mam pracy. Z krzywym uśmiechem wpatruje się w sufit. Znowu nie będę miała kasy, żeby zapłacić czynsz. Moje myśli przerywa wtargnięcie zabójczo przystojnego blondyna. Nie znam go, więc co tu robi. Patrzę na niego znacząco, a moje brwi automatycznie kierują się ku górze
- Emm... To ja cię potrąciłem. - drapie się po głowie w geście zakłopotania. - Jak się czujesz?
Po jego wyrazie twarzy mogłam wywnioskować, że dręczą go wyrzuty sumienia. Nie wiedziałam jednak, co mam mu odpowiedzieć. Zrezygnowany moim dłuższym milczeniem, postanowił chyba się wycofać. I wtedy właśnie odzyskałam mowę.
- Bywało lepiej - powiedziałam bez entuzjazmu. - Usiądź - mówię i wskazuje na krzesło obok mojego łóżka.
Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Skorzystał z mojego zaproszenia i po chwili mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Więc - zaczynam niepewnie - po co tu przyszedłeś? Bo chyba nie po to, żeby się na mnie gapić.
- Nie, nie - mówi zakłopotany. - Przyszedłem żeby zobaczyć czy nic ci nie jest. No i też przeprosić. Nie zauważyłem cię na tych pasach, nie wiem jak to się stało - mówił ze skruchą.
- Przebaczam ci - uśmiecham się rozbrajająco.
Chłopak chyba nie może przetworzyć moich słów, bo patrzy na mnie zaskoczony. Pewnie myślał, że go znienawidzę. Cóż, może gdyby był mniej przystojny to było by mi łatwiej trzymać go w niepewności, ale nie mogę oprzeć się tym jego ślicznym, czarnym oczkom.
- Naprawdę? - pyta zaskoczony. - Potrąciłem cię, złamałem nogę a ty mi tak po prostu mówisz, że mi przebaczasz?
- Tak - tłumaczę mu spokojnie. - Co do nogi to za karę będziesz mnie nosił na rękach - żartuję sobie z niego. Taki zaskoczony wygląda naprawdę słodko.
- Jak sobie życzysz księżniczko - teraz on też zaczął się szczerzyć.
- To był żart królewiczu - droczę się z nim, chyba mu się to podobało.
- Zobaczymy - powiedział i uśmiechnął się tajemniczo.
Tą magiczną chwilę przerwało wtargnięcie pielęgniarki do sali.
- Co pan tu robi! - zaczęła krzyczeć- Pacjentka musi odpoczywać, proszę wyjść!
Chłopak popatrzył na mnie skruszony i skierował się do wyjścia.
- Do zobaczenia księżniczko - zdążył jeszcze powiedzieć i przesłał do mnie buziaka.
Wpatrywałam się jak oczarowana w zamknięte już drzwi. Co to miało znaczyć? Myśli natychmiast zakiełkowały w mojej głowie. Teraz to już na pewno nie zasnę.

komentarze mile widziane!

Margarett

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 530 słów i 2854 znaków, zaktualizowała 24 sie 2016.

6 komentarzy

 
  • loori

    wyrabiasz się siostrzyczko :*

    25 sie 2016

  • loori

    Świetne

    25 sie 2016

  • szalonaaaa

    Czekam na kolejną część ;*

    25 sie 2016

  • minim

    Kolejna świetna część ;)

    25 sie 2016

  • cukiereczek1

    Rewelka czekam na kolejną z niecierpliwością:* :)

    24 sie 2016

  • kaay~

    Suuuper!!!:D

    24 sie 2016