HARSH #44

- Harry -

Kompletne odłączyłem się od otaczającej mnie rzeczywistości. Wyłączyłem telefon, w pracy wziąłem kilkudniowy urlop, a jak ktoś puka do drzwi udaje, że mnie po prostu nie ma. Dłonią otwieram drzwi pokoju. Nie mogę uwierzyć, że jej nie ma, że odeszła. Nie widziałem jej od trzech, pieprzonych dni. W pracy też jej nie ma. Emily sama dzwoniłaby zapytać co się dzieje z Brooklyn, gdyż nie może się do niej dodzwonić. Jasne, że nie może. Zostawiła telefon w moim mieszkaniu. Skłamałem i jej powiedziałem, że się po prostu rozchorowała. Nie chciałem jej wkopywać. Pracowała tam dwa tygodnie i wiedziałem, że była zachwycona, więc nie chcę przed nią zamykać tej możliwości pracy, jeśli nie mogłaby znaleźć jakiejś innej. Siadam na łóżku w swoim pokoju. Wszystkie wspomnienia z nią wracają. Nie potrafię przestać o niej myśleć. Wpatruję się w wyświetlacz jej telefonu. Pomimo, że usunęła kontakty i wiadomości, zdjęcia zostały. Nawet nie wiem, kiedy zrobiła mi zdjęcie jak spałem, czy to, na którym jesteśmy razem, a ja śpię. Jej uśmiech na zdjęciu powoduje, że sam się uśmiecham.  

'Czego chcesz? Myślisz, że to dla mnie takie łatwe? Twoja mama na pewno każdego pieprzonego dnia nie przedstawiała Ci nowego wujka, z którym Cię zawsze zostawiała. Nie masz pojęcia co czułam, kiedy mnie dotykali, rozbierali.. Robili te wszystkie rzeczy, a moja matka brała za to pieniądze'

Mimowolnie zaciskam dłonie w pięści, gdy przypominam sobie jej słowa. Gdybym tylko dorwał każdego faceta, którzy ją tak skrzywdzili.. Przysięgam, że każdy z nich będzie martwy, gdy się tylko dowiem kto to był. Jej matka powinna smażyć się w piekle. Jak ona mogła zrobić coś takiego własnemu dziecku? Chcę zadzwonić do Brook, powiedzieć jej.. przekonać, żeby wróciła, ale to jest nierealne. Przecież nie ma telefonu. Nawet nie wiem gdzie mógłbym jej poszukać. Nie spodziewałem, że odejdzie ode mnie. Jak ostatni kretyn nawet nie spróbowałem zatrzymać jej i z jednej strony tego bardzo żałuję, bo gdybym to zrobił to moglibyśmy sobie wszystko wyjaśnić, ale z drugiej chcę dać jej przestrzeń, by mogła o wszystkim pomyśleć. Wiem, że przyjdzie taki czas, że się spotkamy, ponieważ nie mam zamiaru tak tego zostawić.. Miałem tyle planów dla nas.. Skontaktowałem się z Grace w sprawie jej koleżanki - Lily, zacząłem dogadywać się z właścicielem domku na obrzeżach Londynu, by go wynająć.. Teraz wszystko może się pieprzyć.  

- Następnego dnia -

Zamykam drzwi do swojego pomieszczenia na siłowni i idę w kierunku sali. Muszę się wyżyć, coś zrobić, kogoś uderzyć, bo inaczej zwariuję. Gdyby Brook byłaby przy mnie to mogłaby mnie uspokoić, sprawić, że byłbym bardziej spokojniejszy, ale jej przy mnie nie ma, więc jest to niemożliwe. Wkładam dłonie w rękawice bokserskie, po zawinięciu na nich taśmy i szybkiej, intensywnej rozgrzewce. Ignoruję spojrzenia innych, a już w szczególności tych dwóch panienek, które przechodząc blisko mnie zaczęły się szeroko uśmiechać. To nie jest ten uśmiech, którego widok powodował, że sam się uśmiechałem. Zanim poznałem Brook rzadko kiedy to robiłem, ale ona to zmieniła i zresztą jak większość w moim życiu. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem uderzać w worek. Moja złość i siła skumulowały się w moich dłoniach. Uderzenia były mocne, szybkie i agresywne. Nie wiem ile minęło czasu dopóki nie poczułem czyjejś dłoni na swoim prawym ramieniu, a osoba o mało co nie dostałaby w twarz zamiast czarny worek. Spojrzałem na Zayn'a i Dave'a.
- Jak go rozwalisz to mi za niego zapłacisz.
Ostrzegł poważnie Zayn, ale uśmiechnął się.
- Musisz trochę wyluzować. Może coś dziś?
Dave poruszał porozumiewawczo brwiami, a ja domyśliłem się o co mu chodzi. Jest środek tygodnia, więc nie ma mowy, że dam wyciągnąć się do klubu czy gdziekolwiek. Poza tym ten rozdział zamknąłem dawno w swoim życiu i nie mam zamiaru do niego wracać. Koniec z laskami na jedną noc.  
- Na mnie nie liczcie. Nie mam ochoty.
- Co? Chyba musisz powtórzyć, Styles.
Uderzyłem mocno kilka razy w worek treningowy.
- Powiedziałem, że nigdzie się nie wybieram.  
- A daj spokój. To, że jakaś tam lalunia Cię zostawiła nie znaczy, że masz rezygnować z innych. Każda Twoja.
Odwróciłem się w jego kierunku marszcząc brwi.
- Co Ty przed chwilą powiedziałeś, bo wydaje mi się, że się przesłyszałem? I lepiej się kurwa zastanów co powiesz.
Zayn spojrzał na mnie ostrzegawczo, a ja miałem to w dupie. Naprawdę gówno mnie obchodzi, że jest tutaj dużo ludzi i, że zgodnie z regulaminem musiałby mnie stąd wyrzucić mimo, że to jego klub, a ja jestem jego przyjacielem. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek obrażał Brook. Zdjąłem ze swoich dłoni rękawice i położyłem je na ławkę. Dave gdzieś się ulotnił, więc zostałem z Zayn'em, który chyba sam go do tego przekonał. Wiedział i widział, że jestem kurewsko wkurwiony i naprawdę mógłbym nad sobą nie zapanować. Cóż, lepiej dla niego i jego twarzy.
- Widziałem się wczoraj z John'em.  
Podniosłem butelkę wody, z której upiłem kilka łyków.
- Tak? A ja mam to głęboko w dupie.
Powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie interesuje mnie on. Mam go gdzieś. Uważałem go za dobrego znajomego, ale gdy się dowiedziałem, że razem z tą suką - Step zaplanowali kradzież naszyjnika Brooklyn miałem ochotę odwiedzić go w szpitalu i złamać drugą rękę. Dla lepszego wyglądu i efektu.
- Wiesz, że policja przyjęła jego zgłoszenie o pobiciu? On naprawdę wygląda.. Złamałeś mu nos i prawą rękę!
- I nie zawahałbym się tego powtórzyć.
- Nie zdajesz sobie sprawy z powagi..
- Przestań pieprzyć, Zayn i mnie pouczać, bo do cholery nie jesteś moim ojcem. Powinieneś mnie na tyle znać, że dobrze wiedziałbyś, że nie zrobiłem tego, bo tak chciałem. Zasłużył.  
Mulat przypatrywał mi się uważnie. Widziałem, że intensywnie myśli nad moimi słowami, a po chwili westchnął. Nim odezwał się jego telefon był pierwszy. Wyciągnął go z kieszeni spodni, a ja miałem ochotę iść jeszcze poćwiczyć i się stąd zwijać. Zayn pokazał mi dłonią, abym zaczekał, kiedy zacząłem się zbierać. Chyba rozmawia z Evą, bo coś wspominał, że zrobi zakupy i kupi wino. Dalej nie zagłębiałem się w jego słowa.  
- Wierzę Ci, ale trochę ciężko zważając na to co robiłeś z innymi facetami za chociażby krzywe spojrzenie.. Brooklyn Cię temperowała, Twoje zachowanie i słowa jak żadna inna.
Poklepał mnie dłonią i ruszył w kierunku drzwi, a ja poszedłem za nim. Na wspomnienie o Brook uśmiechnąłem się w sobie.  
- Podobno zaatakowałeś go bezpodstawnie.  
Co za zakłamany skurwysyn. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Gdyby grzecznie trzymał ręce przy sobie to bym go nie tknął. Dobrze, że nie było Ciebie, gdy przyjechałem.  
Zayn sam powiadomił mnie, że po imprezie u mnie przenieśli się do starych magazynów. Gdy ja dotarłem na miejsce jego już tam nie było. Sam mnie uprzedził, że za chwilę będzie się zbierał, a ja byłem mu za to w wdzięczny, bo gdyby tam był to John nie miałbym złamanego nosa i prawej ręki. Tym razem się mu nie poszczęściło, a ja byłem z tego zadowolony.
- Zrobił coś Brooklyn, mam racje?  
- W pewien sposób. Razem ze Step zaplanowali kradzież jej naszyjnika, jedynej pamiątce po zmarłym ojcu.
Zayn pokiwał głową w geście zrozumienia.
- Nie popieram tego co mu zrobiłeś, ale faktycznie zasłużył. Szkoda, że oskarżył Cię o pobicie i będziesz miał kłopoty.  
- Myślisz, że ktoś będzie zeznawał przeciwko mnie?  
Mulat spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja się uśmiechnąłem.
- Zrobię z życia piekło każdej osobie, która to zrobi.

* * *

Po szybkim prysznicu i przebraniu się w białą koszulkę i czarne spodnie pojechałem do 'Ferries'. Grace nie miała warunków do sprawdzenia tego czego potrzebowałem, bo cały czas ktoś się kręcił. Nie chciałem robić jej problemów, a ona już ryzykowała. Oby dziś było dobrze. Zaparkowałem samochód i wysiadałem. Poszedłem w kierunku podwójnych drzwi i wszedłem.  
- Dzień dobry, Grace.
Przywitałem się. Uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, Harry.
Odwzajemniłem gest i podszedłem bliżej jej biurka. Wydawało mi się albo naprawdę jest dzisiaj w dobrym humorze. Grace po chwili sama potwierdziła moje przypuszczenia i to okazało się być również dobre i dla mnie, gdyż udało jej się zdobyć adres przyjaciółki Brooklyn, który podała mi na małej kartce.
- Mam u Ciebie duży dług wdzięczności.
Powiedziałem i schowałem papier do kieszeni kurtki.
- Nie, daj spokój. Jestem to winna Brook. Nie byłam wobec niej fair opowiadając Tobie o niej i teraz w taki sposób mogę to jej zrekompensować. W ogóle to co u niej słychać?
Zawahałem się. Mam powiedzieć jej prawdę?
- Wszystko dobrze. Mieszka u mnie.
- Mogłaby się ze mną skontaktować?
- Pewnie. Przekażę jej, a teraz muszę iść.
Wstałem z krzesła, a Grace za mną. Wyciągnąłem prawą dłoń, którą uścisnęła. Posłałem jej uśmiech i wyszedłem z budynku. Ja pierdole. Całe szczęście, bo już się bałem, iż powiem jej całą prawdę. Nie wiem dlaczego. Idąc w kierunku samochodu wyciągnąłem kartkę z kurtki i przyjrzałem się adresowi. Wiem gdzie to jest. Ta miejscowość jest dokładnie po drugiej stronie miejsca, gdzie planowałem wynająć domek dla mnie i Brook. W sumie jest już wynajęty. Jeśli nie uda mi się z nią pogadać czy skontaktować, wszystkiego wytłumaczyć to tam pojadę, sam. Też potrzebuję odpocząć od tego całego gówna. Gdyby ona pojechała ze mną byłoby to o wiele prostsze i lepsze.  

* * *

Nie mogę uwierzyć, że stoję w pieprzonej alejce z artykułami żywnościowymi. Nie żebym się przed kimś urywał, bo nigdy tego nie robię. Wrzucam kilka produktów do koszyka. Jeśli ta grupka dziewczyn nie przestanie mnie śledzić, nie podejdą po ten jebany autograf czy zdjęcie to się wkurwię. Serdecznie już mam dość tego obserwowania. Nie jestem do cholery jakimś królikiem doświadczalnym, na który się patrzy jak zareaguje na jakiś produkt. Odwracam się w ich kierunku i wydaje mi się, że zaraz ta blondynka w różowej spódniczce zemdleje.
- O mój Boże. To naprawdę on.
- Mogę wam w czymś pomóc?
Podchodzą i na moje szczęście proszą o autograf i zdjęcie. Szybko podpisuję kartkę i uśmiecham się nikle do zdjęcia. W ogóle tego nie chciałem. Mam nadzieję, że sobie teraz pójdą. Gdy kładę następne opakowania one nadal koło mnie stoją.  
- Nadal będziecie mnie śledziły?
Każda po kolei zaczyna się rumienić. Ja pierdolę.
- Może moglibyśmy porozmawiać?
Odzywa się jedna z nich. Wow. Potrafią mówić, a przynajmniej jedna z nich. Po chwili wydają się być mniej speszone. Każda z nich się odzywa, a mnie opuścił odruch powiedzenia im, że nie mam ochoty z nimi w ogóle gadać, bo wydają się w porządku. Po kilku minutach żegnam się z nimi i idę jeszcze do działu z alkoholem. Przeglądam wina i wkładam dwie butelki. Kiedy idę w kierunku kas mija mnie jakaś dziewczyna. Wyglądała bardzo znajomo. Przystaję w miejscu i odwracam się w tył, a drobna sylwetka znika w prawo. Jeśli się nie upewnię, że to nie Brook to sobie tego później nie wybaczę. Mógłbym z nią pogadać.. Może wróciłaby do mieszkania, do mnie. Ruszam w jej stronę z nadzieją, że ją tam zastanę, ale tak się nie dzieje. Nie to jest niemożliwe. Wykorzystuję swój dobry wzrok i wysoki wzrost. Przechodzę alejkami. 'Chyba już wyszła' - przechodzi mi przez myśl dopóki mój wzrok nie dostrzega dziewczyny. Kurwa. Nie wierzę, że się denerwuję. Idę w jej stronę. Niepewnie układam dłoń na jej prawym ramieniu z nadzieję, że to ona.
- Brooklyn?
Dziewczyna się odwraca, a ja mam ochotę coś uderzyć. To nie ona. Nagle koło niej staje jakiś facet. Obejmuje ją.
- Jakiś problem, Kochanie?
- Nie. Wszystko dobrze.  
Całuje go w policzek. Mężczyzna mierzy mnie wzrokiem tak ja jego. Posyłam mu wrogie spojrzenie, żeby się odpierdolił i po prostu od nich odchodzę w kierunku kasy. Jak mogłem się tak pomylić? Brooklyn przenigdy by sobie nie zrobiła kolczyka we wardze. Wyglądało to tak okropnie, ale nieważne. Podaję kilka banknotów kasjerce. Wychodzę z budynku. Wkładam zakupy do auta i wyjeżdżam z parkingu. Jest osiemnasta i nie wiem co będę robił. Może coś obejrzę w telewizji? Nie mam pojęcia. Wyjmuję z paczki jednego papierosa. Zauważyłem, że odkąd zaczęło moje palenie przeszkadzać Brook to z tym skończyłem. Wiele razy mówiła mi, że nie chce, bym zatruwał sobie życia, a ja naprawdę się starałem. Wolałem nie robić jej przykrości. Jej potrzebowałem i nadal potrzebuję bardziej niż nikotyny. Teraz kończyłaby pracę w księgarni, więc zapewne bym po nią pojechał, ale jej tam nie ma, więc jadę prosto do domu. Gdy jadę windą do mieszkania nawet pojawia mi się myśl, że może jest tam, czeka na mnie, ale te myśli szybko uciekają, kiedy mieszkanie jest takie jak je zostawiłem..  

- Kilka dni później: Czwartek -

Postanowiłem dzisiejszego dnia wrócić do pracy. Zrobiłem to, bo z jednej strony miałem już serdecznie dość przesiadywania w tych czterech ścianach sam. Pomijając niektóre momenty, kiedy chłopaki przychodzili z alkoholem, żeby po prostu napić się, pogadać, obejrzeć mecz. A z drugiej strony Zayn na mnie naciskał i również namawiał, gdyż moi klienci czy nowi, którzy chcieli konkretnie zapisać się do mnie nie mogli z oczywistego powodu i przez to Zayn tracił na dobrym imieniu swojej firmy i na pieniądzach. Sam poczułem, że muszę coś ze sobą zrobić, a siłownia jest do tego wprost idealna. Po szybkiej rozgrzewce i półtora godzinnym treningu postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę, gdyż za chwilę ma przyjść nowy klient. Nie specjalnie jakoś mam zamiar się do tego przygotować. Przyjdzie, powie czego ode mnie oczekuje, a ja mu to dam, jeśli rzecz jasna po treningu nie będzie wpieprzał ile wlezie.. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Oparłem się o biały parapet i napiłem wody. Przytrzymałem w dłoni plastik i obserwowałem Zayn'a, który szedł z jakimś chłopakiem po swojej lewej. Wydaje mi się albo mam zwidy, bo jest prawdopodobieństwo, że go znam.
- Harry Styles jest najlepszym trenerem w Londynie, więc na pewno nie pożałujesz, jeśli się do niego zapiszesz. Wyciśnie z Ciebie siódme poty, ale.. zobaczysz, że będzie warto.  
Uśmiechnął się do niego, kiedy stanęli przede mną.
- Harry poznaj Jay'a, Twojego nowego klienta.  
Spojrzał na mnie, a ja na niego. Kurwa. Wiedziałem, że skądś go kojarzę. Po jego minie widziałem, że mnie również zna.  
- Jay dzisiaj na razie chce porozmawiać, poznać naszych trenerów, by zapisać się do najlepszego, ale wiem, że zapisze się do Ciebie, więc dzisiaj bez treningu. Ja już muszę iść.
Pożegnał się i odszedł zostawiając mnie z nim.  
- Chcesz się do mnie zapiać? Coś konkretniej?  
- Konkretniej chciałbym dać Ci w mordę.  
Odstawiłem butelkę i zmrużyłem na niego oczy.  
- Spróbuj, a już tu więcej nie przyjdziesz.  
Syknąłem wkurwiony. Nie pozwolę sobie, żeby jakiś gnój mi groził. Pieprzonej mowy nie ma, że będę go trenował. Niech Zayn przydzieli mu kogoś innego, bo ja się tego nie podejmę i zdania nie zmienię. Chwyciłem ręcznik i wodę.  
- Miała rację mówiąc, że jesteś totalnym dupkiem.  
Odwróciłem się gwałtownie i stanąłem przed nim.
- Posłuchaj, jeszcze jeden komentarz z Twojej strony..  
- Wcale się nie dziwie, że się od Ciebie wyprowadziła.
Pokręcił głową. Zabrał swoją torbę i skierował się do wyjścia, a ja ruszyłem za nim. Czy on mówi o Brooklyn? Kurwa. Musi o nią chodzić, bo żadna inna u mnie nie mieszkała. Skąd on do cholery wie, że u mnie mieszkała? Mieszka teraz u niego?
- Zaczekaj. Musimy porozmawiać.
- Chcesz rozmawiać? Nie ma o czym.
- Nie pytałem Cię o to czy mamy.  
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie groźnie. Nawet w najmniejszym stopniu to na mnie nie podziałało. Spojrzałem za siebie, by się upewnić, że nikt nie jest zainteresowany.  
- Więc teraz mieszka u Ciebie?
- Kto? Brooklyn? Tak, mieszka, ale lepiej dla Ciebie, żebyś się do niej nie zbliżał. Jak ją w ogóle mogłeś tak skrzywdzić?
- Nie Twój zasrany interes. Nie wiesz jak było, więc nic nie mów i powiedz mi gdzie ją znajdę. Muszę z nią pogadać.  
Zaśmiał się, a ja powstrzymałem się przed uderzeniem go.  
- Żartujesz? Po tym wszystkim chcesz rozmawiać?
Zmarszczyłem brwi i zacząłem się zastanawiać czy Brooklyn mu o wszystkim opowiedziała tak jak mnie. Z jednej strony to jest mało prawdopodobne, skoro mnie powiedziała po dość długim czasie, chociaż ja ją sprowokowałem.. Jeśli ten dupek zmusił ją, zrobił jej coś, że musiała mu powiedzieć to pożałuje, a ja zajmę się nim osobiście, a dokładniej moje pięści. Jednak z drugiej.. Może jemu ufa bardziej niż mnie? To niemożliwe.  
- Dobra, sam ją znajdę. Teraz nie mam czasu, ale.. chodź ze mną, na chwilę. No nie bój się, nie zamorduję Cię..
Dodałem lekko zirytowany, gdy spojrzał na mnie podejrzanie. Ruszyłem w stronę swojego pomieszczenia. Nie wszedł za mną, a ja poszedłem szukać białej koperty w torbie.  
- Jeśli ją spotkasz, daj jej to.  
Spojrzał dziwnie na białą kopertę, a potem na mnie.
- Nie znasz słowa 'proszę' czy jak?
Zacisnąłem usta w cienką linię, a dłonie w pięści.
- Proszę, przekaż jej to. Wystarczy?
Byłem już naprawdę zirytowany, ale jeśli to pieprzone słowo sprawi, że da to Brooklyn to jestem w stanie się poświęcić.  
- Dobra, dam jej to. Niech stracę.
Zamknąłem za sobą drzwi, ale nie odszedłem.
- Dzięki. To naprawdę dla mnie dużo znaczy i jeśli chciałbyś poćwiczyć jestem do Twojej dyspozycji.  
- Taki dług wdzięczność, Styles?
- Nie przeciągaj struny, Carter.  
Poszedłem w stronę głównej sali ignorując jego zadowolony uśmiech, który zamienił się w zmieszany, gdy wypowiedziałem jego nazwisko. Nie pytajcie skąd je znam. Po prostu znam.

- Brooklyn -

Spojrzałam na wysoki wieżowiec, kiedy Jay zatrzymał się na parkingu przed wejściem do lobby. Poczułam jego wzrok, lecz nie odwróciłam się od razu na niego, a dopiero po chwili.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
- Tak, jestem mu winna wyjaśnienia.  
- W porządku. Pamiętaj, że gdyby coś się działo, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Postaram się przyjechać.  
Przytuliłam go w geście wdzięczności i wysiadłam.
- Powodzenia. Trzymam kciuki.  
Uśmiechnął się i odjechał, a ja ruszyłam w kierunku wejścia do lobby. Kiedy znalazłam się w windzie zaczęłam zastanawiać się czy dobrze robię. To znaczy.. Wiem, że jestem winna mu wyjaśnienia. Sama chcę mu to wytłumaczyć. Należą mu się za wszystko co dla mnie robił i jeszcze ten list.. Jednak z drugiej czuję nie pokój. To jest jednak trudny temat i nie wiem jak to zniosę, jak on zareaguje. Najgorsze za mną, ponieważ zna moją przeszłość, ale.. - Westchnęłam. Nie zna szczegółów.  
______________
OD AUTORKI: Muszę przyznać. To najgorszy rozdział jaki  
napisałam dla HARSH, serio. Spieprzyłam to. Poza tym..  
Do końca historii zostało pięć rozdziałów + epilog. Rozdziały
postaram się, aby były długie, więc proszę, abyście zbytnio mnie nie poganiali. Cóż więcej.. Zapraszam na następnego po HARSH mojego bloga. Zakładki są uzupełnione i prolog dodany.

Niebieskooka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3634 słów i 19831 znaków, zaktualizowała 23 lut 2016.

11 komentarze

 
  • mysza

    Masz chociaż coś napisane?

    24 maj 2015

  • Niebieskooka

    @mysza A jeśli odpowiem, że nie? Radziłabym zajrzeć tutaj: ask.fm/harsh_fanfiction - przed chwilą dodałam notkę dotyczącą rozdziału ;)

    24 maj 2015

  • mysza

    Będzie coś niedługo?

    23 maj 2015

  • Niebieskooka

    @mysza Nie będę nic obiecywała.

    24 maj 2015

  • natka2518

    hej chciałam wejść na twojego oryginalnego bloga ale okazało się że teraz jest prywatny i tylko na zaproszenie, czemu tak zrobiłaś? jestem ciekawa dalszej część tej historii i mam nadzieję że dodasz coś szybko :)

    19 maj 2015

  • Niebieskooka

    @natka2518 Spróbuj wejść ponownie.

    20 maj 2015

  • mysza

    Dodasz dzisiaj? :)

    18 maj 2015

  • gosc

    kiedy nastepny rozdział, umieram z tesknoty, kocham to opowiadanie

    12 maj 2015

  • Niebieskooka

    @gosc Mam nadzieję, że uda mi się dodać do końca tygodnia.

    12 maj 2015

  • mysza

    Właśnie przeczytałam wpis na asku, że w najbliższym czasie nie będzie kolejnych części. Przykro :( Teraz czuję już tylko pustkę :(

    2 maj 2015

  • karoladka

    i co w tym wiezowcu ?? :) czekam z niecierpliwością...

    29 kwi 2015

  • prf

    Świetne opowiadanie,

    28 kwi 2015

  • ANITA

    Dalej!!!! :)

    27 kwi 2015

  • on

    Ciekawe czy Brook jest już w ciąży z Jay'em ?  :devil:

    26 kwi 2015

  • Niebieskooka

    @on Pewnie ;>

    26 kwi 2015

  • Madierka

    @Niebieskooka Ty tak serio..? :O

    26 kwi 2015

  • Madierka

    Przeczytane. No i nie spieprzyłaś niczego :D

    26 kwi 2015

  • Niebieskooka

    @Madierka Nie, żartowałam tylko ;)

    26 kwi 2015

  • on

    @Madierka Wiatropylna raczej nie jest :D

    26 kwi 2015

  • mysza

    A mi sie bardzo podoba rozdział i nie uważam, żebyś go spieprzyła. Czekam na więcej.

    26 kwi 2015