HARSH #42

Odsuwam niezauważalnie, a przynajmniej mam taką nadzieję, rękę Kędzierzawego od swojego miejsca intymnego. Step nie musi wiedzieć co tutaj się działo, chociaż mogła się domyślić, jeśli coś zauważyła. Cholera. 'Nie daj się' - podpowiada mi głos w moim umyśle. Ma rację. Nie mogę się dać, tak jak ostatnim razem - Hanie, przed którą niemal uciekłam, bo byłam pewna, że chłopak woli bardziej ją niż mnie, ale teraz wiem, że chce mnie. Wiele razy mi to mówił, a ja nie mam zamiaru stchórzyć ponownie. Jego ręka oplata mnie opiekuńczo na mojej tali.
- Coś się stało, że musiałaś tutaj wejść?
- W ogóle się z nami nie bawisz, ze mną.
Może jednak powinnam dać im pogadać 'sam na sam'?
- Nie mam zamiaru się z Tobą bawić. Za chwilę z Brooklyn do was przyjdziemy. Teraz grzecznie proszę, żebyś wyszła.  
Step zaciska splecione na piersi dłonie w pięści.  
- Naprawdę wolisz uganiać się za tą małą suką?
- A co? Może miałby uganiać się za dziewczyną, która nie rozumie, że jej nie chce i ma ją tak naprawdę gdzieś?
Cholera. Ja naprawdę to powiedziałam? Czuję na sobie wzrok Harry'ego, kiedy schodzę z jego kolan i idę w jej kierunku.
- Dlaczego tak bardzo Cię boli, że woli mnie niż Ciebie? A no tak. Już to wiem. Jesteś zazdrosna, bo nawet nie potrafiłaś go zainteresować niczym poza swoją dupą. Cóż, to nie mój problem, a Twój, więc rozwiązuj go sobie gdzieś indziej.  
- Woli Ciebie, bo do Twojej dupy się jeszcze nie dobrał.  
Syczy i uśmiecha się szeroko. Harry nagle staje obok.  
- Ale to przecież kwestia czasu. Prawda, Harry?
- Masz pieprzone trzy sekundy, żeby stąd wyjść zanim się jeszcze bardziej wkurwię i Cię osobiście stąd wyrzucę.  
Step wzdryga się słysząc jego ostry ton. To tak samo jak ja. Jego mięśnie są tak mocno napięte. Mam wrażenie, że zaraz wybuchnie. Robi krok w jej stronę, a ja łapię go za rękę, ale on nie reaguje. Step jest jaka jest, ale nie pozwolę, by ją uderzył. O czym ja myślę. Nie byłby do tego zdolny, prawda? Tak.
- A od mojej dziewczyny się odpierdol.  

* * *  

Kędzierzawy od razu wyszedł za Step i wyrzucił wszystkich z mieszkania. Wzdrygam się mimowolnie słysząc w głowie jego słowa: 'Wypierdalajcie stąd wszyscy w tej chwili'. Pamiętam jak Zayn próbował go uspokoić, ale on był zbyt wściekły, żeby go słuchać. W końcu wszyscy zniknęli z domu zostawiając za sobą bałagan. Harry zniknął gdzieś w mieszkaniu. Z szuflady wyjęłam duży czarny worek na śmieci. Nie wierzę, że mam po nich sprzątać, ale uwielbiam te wnętrza i byłoby mi szkoda je zostawić takie brudne. Nim zaczynam zbierać z podłogi śmieci udaje mi się włączyć jakąś muzykę i dopiero wtedy zabieram się za sprzątanie, kiedy zegarek wybija drugą w nocy.  

- Godzinę później -

Kucam, aby zebrać kilka papierków, gdy kogoś słyszę.
- Daj spokój, Brooklyn. Nie sprzątaj tego.
Rozpoznaję głos Harry'ego. Nie zastosowuję się do.. prośby? Nie umiem określić tonu jego głosu. I tak nie dużo zostało.
- Ktoś musi to posprzątać, ale to nie jesteś Ty.
- Ani Ty. Martha przyjdzie później i się tym zajmie.
'Martha'? - przechodzi mi przez myśl, ale nie pytam. Nie chcę go zdenerwować, bo i tak już nie jest w humorze. Sprzątam przemieszczając się na kuckach. Chcę po prostu pozbierać te śmieci, ustawić puste butelki i umyć brudne naczynia. Głównie rzecz biorąc jest obecnie niedziela, więc mam dzisiaj wolne i będę mogła to odespać. Nagle czuję jak się unoszę.
- Nie słyszysz czy nie rozumiesz, gdy powiedziałem, żebyś tego nie sprzątała do cholery? Masz to zostawić.
Wyrywa mi czarny worek i odrzuca, przez co wysypują się z niego śmieci. Patrzę na niego niedowierzająco.  
- To, że jesteś zły, nie oznacza, że możesz się na mnie wyżywać i nie masz prawa mi mówić co mam robić. Sprzątaj sobie sam teraz, dupku. Mam Cię naprawdę dość.  
Odchodzę od niego wściekła. Chcę mu pomóc, a on na mnie naskakuje i krzyczy? Nie ma mowy. Nie pozwolę sobie na to. Niech nie myśli, że będę jego workiem treningowym. Wchodzę do łazienki. Muszę wziąć prysznic, odprężyć się po tych kilku napiętych dniach. Może jednak pójdę dziś do pracy? Przecież dziś również jest księgarnia otwarta, a Emily stwierdziła, że jeśli będę chciała przyjść w ramach nadgodzin, za co mi więcej zapłaci to dla mnie nie ma problemu. Przynajmniej nie będę musiała znosić humorków Harry'ego. Wchodzę do kabiny jak tylko ściągam z siebie wszystkie ciuchy.

* * *

Przeczesuję szczotką lekko podsuszone włosy, kiedy jestem już ubrana w piżamę, składającą się z bielizny i koszulki.. jego. Po prostu leżała na blacie obok umywalki, a ja nie mogłam jej odmówić, by ją założyć. Kręcę głową lekko uśmiechając się do siebie w lustrze. Nim wychodzę z pomieszczenia, przypomina mi się, że nie mam na sobie naszyjnika taty. Chcę go włożyć. Wiem, biżuteria na noc. Takie dziwne.. To nie tak. Przecież już wam wspominałam, że to dla mnie ważna rzecz i nie potrafię się z nią rozstać. Chyba, że naprawdę muszę. Tak jak dzisiaj. Wracam się i zaglądam do czarnej szkatułki. Zdezorientowana marszczę brwi, kiedy go nie ma. Zaraz, przecież pamiętam, że go tutaj właśnie zostawiłam. Na pewno. Przysięgam na Boga. Desperacko zaczynam go szukać. Przez myśl mi przechodzi, że może Harry był zbyt zdenerwowany i go gdzieś schował. Zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe, bo przecież on prawie nigdy nie korzystał z tej łazienki, bo ma swoją w pokoju, a poza tym przez prawie cały czas był ze mną. Kiwam głową na boki. Nie, to niemożliwe, że go tutaj nie ma. To ostatnia rzecz w moim życiu, która została mi po tacie i jej nie ma. Nigdzie. Nawet nie chcę sprawdzać w innych pomieszczeniach, bo to niemożliwe, że mógłby leżeć w innym miejscu. Pamiętam, że tutaj go zostawiłam. Z moich oczu zaczynają wypływać łzy. Chcę pobiec do Harry'ego i się przytulić, powiedzieć mu, ale nie mogę. Złość z mojej strony wyparowała, ale wiem, że z jego przeciwnie. Nie wiem co mam robić. Zrezygnowana nawet po przeszukaniu kosza na pranie i śpiąca idę do swojego pokoju. Nie mam zielonego pojęcia gdzie może być i co będzie dalej.  

* * *

Nawet godzinę później zwinięta w kłębek nie potrafię przestać płakać. Gdy byłam smutna bawiłam się nim. Czerpałam z niego jakąś siłę, która pozwalała mi się uspokoić. Dziwne, wiem, ale prawdziwe. A teraz? Teraz nawet nie mam tego. Nie mam nic, kompletnie. Ktoś wchodzi do pokoju. Chwilę później materac ugina się pod ciężarem Harry'ego. Przytula mnie do swojego torsu. Nie mam na nic ochoty, więc niech sobie mówi co chce. Może mnie obrażać, a ja i tak nie zareaguję.  
- Nie płacz, Skarbie. Przepraszam.  
- Zawsze przepraszasz, Harry.  
Szepczę i to prawda. Nigdy nic po jego przeprosinach.  
- Nie wiem co innego mógłbym zrobić i w jaki sposób Cię przeprosić. To jedyny jaki znam. Wybacz mi. Masz rację. Nie mogę się na Tobie wyżywać, gdy jestem zły i przysięgam Ci, że był to ostatni raz. Proszę, przestań płakać.  
Kiwam głową. Nie potrafię przestać. To trudne. Odwracam się w jego stronę. Postanawiam wymazać z pamięci chwile złości pomiędzy mną, a nim. W tym momencie jest to nie istotne, a to, że nie wiem gdzie jest i co z moją pamiątką po tacie. Harry oplata mnie dłońmi przytulając do siebie.  
- Coś się stało. Powiedz mi.
Skąd on wie, że coś się stało? Mam to gdzieś napisane? Cicho wzdycham. Łzami moczę mu koszulkę, na myśl o naszyjniku. Harry nie przejmuje się materiałem, gdyż nic nie mówi.
- Nie ma go. Zniknął.
Szepczę cicho. Odsuwa się ode mnie lekko i spogląda na mnie. Tak naprawdę znikąd wyciąga chusteczkę, którą wyciera moją zapłakaną twarz i doprowadza ją do porządku, a następnie pomaga mi się uspokoić, kiedy na samą myśl jeszcze mocniej się rozklejam i wtulam w jego ciepłe i silne ciało.  
- Brooklyn.. Spójrz na mnie.
Spoglądam niepewnie w jego tęczówki.
- Oddychaj, spokojnie i powiedz mi o co chodzi. Czego nie ma i co zniknęło? Może po prostu nie pamiętasz..
- Nie. Zostawiłam go w łazience, w tej czarnej szkatułce i gdy sprawdziłam jego nie było.. Naszyjnik po moim tacie.  

- Harry -

Wpatruję się uważnie w jej zielone tęczówki.
- Jesteś pewna?
Kiedy kiwa głową staram się jak najbardziej kontrolować, żeby tylko nie pokazać jej jaki jestem wkurwiony. Oczywiście nie na nią, a ze względu na to, że coś z mojego mieszkania zniknęło, coś co należało do niej. Kurwa mać. Po raz pierwszy w życiu jakaś rzecz znika z mojego pierdolonego mieszkania i to musi być właśnie naszyjnik po jej tacie?  
- Jak to się stało?
Muszę wiedzieć. Może gdzieś go zostawiła.. To znaczy. To nie tak, że jej nie wierzę, bo to nie prawda. Wierzę jej, ale zawsze jest przecież możliwość, że może gdzieś go zawieruszyła.  
- Nigdy się z nim nie rozstaję, ale kiedy tylko pojawili się Twoi znajomi to pomyślałam, że go zdejmę, bo mogłabym go zgubić czy coś innego i właśnie tam go schowałam, a kiedy już wszystko ucichło, nikogo nie było to chciałam go założyć, ale jego nie było, Harry. Wierzysz mi, prawda?
- Oczywiście, że Ci wierzę, Skarbie.
Przytulam ją do siebie, aby się uspokoiła.
- Znajdzie się. Obiecuję Ci to.  
Osobiście dopilnuję, żeby go znaleźć, a jak tylko się dowiem, kto go sobie 'pożyczył' to nie ręczę za siebie. Całuję Brook w czubek głowy. Nikt nie będzie krzywdził mojej dziewczyny.

* * *

Zakładam na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Gdy tylko Brook zasnęła postarałem się, by tylko nie obudziła się i natychmiast ubrałem się, po czym zadzwoniłem do Zayn'a z pytaniem czy gdzieś indziej rozkręcili imprezę. Oczywiście, że teraz dobrze bawią się w jednym ze starych magazynów. Cóż, będę musiał umilić im trochę czasu. Wchodzę do pokoju Brooklyn, żeby sprawdzić czy się przypadkiem nie obudziła. Oddycham z ulgą, gdy się orientuje, że śpi i w ogóle ignoruję fakt, że nie w moim łóżku. To jej ostatnia noc tutaj. Uśmiecham się dostrzegając, że śpi na moim miejscu i ramionami oplata poduszkę na której chwilę temu się zdrzemnąłem. Odsuwam jej brązowe kosmyki włosów z policzka i muskam go delikatnie. Przymykam drzwi pokoju i zabieram z blatu kuchennego kluczyki od samochodu i telefon. Wychodzę z domu. Prawdziwą imprezę czas zacząć.

* * *

Nie jestem nawet w stanie policzyć, który to raz z rzędu przez jedną noc przejechałem na czerwonym świetle. Jestem zbyt wkurwiony, żeby o tym myśleć. Wypuszczam dym ze swoich ust i przyśpieszam jeszcze bardziej. Jeszcze chwila i będę na miejscu. Opony piszczą przez gwałtowne zahamowanie. Nie gaszę go zamiast tego wysiadam i wyrzucam peta, którego po chwili depczę butem i wchodzę do jednego z największych i najgłośniejszych magazynów. Dostrzegam inne, nieznane albo tylko znane z widoku osoby, jednak na tym się nie skupiam, a na znalezieniu John'a. Nawet nie wie co go kurwa czeka.  
- John.  
Wołam go chwytając za jego ramię. Ignoruje mnie.
- Nie rób scen. Nie chcę kłopotów.  
Tak naprawdę mam ochotę mu wpierdolić, ale coś co jest nic warte po prostu się nie dotyka. Tylko, gdy naprawdę musisz.
- Spierdalaj, nie mam czasu.
- Zaraz go kurwa znajdziesz.
Odwracam go gwałtownie w swoją stronę. Nie ma nawet jak zareagować, gdy uderzam go w szczękę, która odskakuje.  
- Co do chuja, Styles?
- Oddaj naszyjnik.
Warczę. Uśmiecha się, a ja wiem, że on wie o co mi chodzi. I ma na to pieprzone pięć sekund w innym razie będę musiał go wyciągnąć z niego innym sposobem i mam to gdzieś, bo jeśli już tu jestem to nie ma mowy, że odjadę bez niego.  
- Nie wiem o czym mówisz, a teraz wracaj do swojej suki. Już nie należysz do naszej grupy, więc spierdalaj.
- Jaką ją nazwałeś Ty skurwysynie?  
Nie mogę się powstrzymać przed uderzeniem go. Sprytnie się uchyla i uderza mnie w pierś. Wypluwam ślinę z ust. Skoro tak bardzo chce przedstawienia to chętnie je dam. Ponowne jego zaatakowanie na mnie mu się nie udaje, kiedy się uchylam i go odpycham. Ludzie stojący za nim odsuwają się, a jego plecy uderzają w ścianę, po której się zsuwa. Idę w jego kierunku. Moja złość kumuluje się w moich dłoniach, którymi okładam jego twarz. Skurwysyn. Nikt nie będzie obrażał Brook, a jeśli tak to wtedy zrobię z nim to samo co z nim. Wstaję na równe nogi i uderzam go w biodro, przez co się skręca. W ogóle nie potrafię przestać. Ktoś krzyczy żebym go zostawił, ale jestem zbyt wściekły, żeby się powstrzymać. Wyszarpuję się, kiedy ktoś mnie łapie za ramiona, by powstrzymać.  
- Ja mam naszyjnik.
Dyszę ciężko i zostawiam John'a, po czym się odwracam. Stoi przede mną z wyciągniętą dłonią, na której jest naszyjnik. Kurwa, że też się wcześniej nie domyśliłem, że to Step. Jej też mam ochotę wpierdolić. Ma szczęście, że jest dziewczyną, bo by leżała obok tego sukinsyna. Wyrywam biżuterię z jej ręki i idę w kierunku wyjścia, a ona rusza za mną.
- Harry, zaczekaj. Nie chciałam tego!
- Gówno mnie obchodzi czego chciałaś.  
Warczę. Nie przestaję iść w stronę samochodu.  
- Zrobiłam to, bo wiedziałam, że tu przyjedziesz! Chciałam chociaż raz spędzić z Tobą czas, a Ty zawsze olewałeś moje telefony i nigdy się z nią nie rozstawałeś. Porozmawiajmy!
Odwracam się gwałtownie w jej stronę. Wpada na mnie.
- Nie mam Ci nic do powiedzenia. Jakbyś nie zauważyła to skończyłem z Tobą już dawno. Cały czas się mnie czepiasz. A radzę Ci przestać nim stracę pieprzoną cierpliwość.
- Co w niej jest takiego czego nie ma we mnie?
Kręcę głową i otwieram drzwi od strony kierowcy.
- Kocham Ją, a Ty dla mnie nie istniejesz.  
Odjeżdżam zostawiając ją zszokowaną i płaczącą.  

* * *

Przekręcam klucz w drzwiach, kiedy tylko docieram na górę. Wchodzę do mieszkania. Zamykam je za sobą. Ściągam buty i odwracam się. Patrzę na Brooklyn, która stoi w progu drzwi pokoju z dłońmi zaplecionymi na talii. Włosy ma związane, ale i tak niektórym pasemkom udało się uciec. Ma na sobie tylko tą czarną pieprzoną koszulkę, która sięga jej do połowy uda i wygląda tak niewinnie. Kurwa. I nie tak planowałem powrót do domu. Miała się o niczym nie dowiedzieć.  
- Nie możesz spać? Chodź, położę się z Tobą.
- Nie śpię od momentu gdy tylko wyszedłeś.  
Gryzę górną wargę i kiwam głową. Idę w jej kierunku.
- Harry.. Co Ci się stało?  
- Cśś.. Mam coś dla Ciebie.  
Spogląda na mnie niepewnie. Chwytam jej dłoń i kładę na niej naszyjnik. Patrzy na swoją rękę z lekko rozchylonymi ustami. Wiem, że jest tym zaskoczona. Unosi wzrok na moją twarz. Widzę, że chce zapytać o to gdzie był i kto go miał, ale kiwam głową przykładając palec wskazujący do jej warg. Nawet nie chcę o tym rozmawiać. Nie, gdy jest czwarta w nocy.  
- Idę pod prysznic. Zaraz do Ciebie przyjdę.
Pochylam się i całuję ją delikatnie w czoło, po czym wchodzę do swojego pokoju. Muszę odetchnąć. Pobyć chwilę sam. Idę w kierunku łazienki. Zrzucam z siebie wszystko i wchodzę do kabiny. Moje ciało zalewa lodowata woda, którą odkręcam. Po raz pierwszy przyznałem, że ją kocham. Pochylam się kładąc dłonie na kafelkach. Kurwa. Naprawdę się w niej zakochałem i to jest kurewsko.. Ja pierdolę. Nie wierzę w to, ale to prawda. Pozwoliłem jej tu mieszkać, dawałem swoje koszulki jak nigdy żadnej dziewczynie, pomagałem i nadal staram się to robić, a ja nigdy nie pomagam, ani nie przepraszam, a przepraszałem ją i to wielokrotnie. Starałem się, a ja się nigdy nie staram.. Chyba, że kiedyś, kiedy chciałem zabrać jakąś laskę do domu. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnim razem to zrobiłem. Ręką pocieram twarz. Po prostu się stało i nie wiem co dalej. Chyba normalnie. Będziemy żyć tak jak dotychczas i koniec tematu. Tak będzie prościej niż żeby miała się dowiedzieć o tym co do niej czuję. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Zaczynam się myć. Jestem zbyt zmęczony, żeby dalej myśleć. Chcę się po prostu położyć do łóżka i mam nadzieję, że ona tam jest.

- Dwadzieścia minut później -

Wychodzę z łazienki gasząc światło. Brooklyn siedzi na łóżku z apteczką na kolanach. Klepie ręką miejsce obok siebie, a ja po prostu korzystam z zaproszenia i siadam blisko niej. Brunetka wstaje z materaca i klęka na kolana pomiędzy moimi nogami. Cholera jasna. Wyjmuje z pudełka wodę utlenioną i kawałek materiału, po czym zaczyna mi przemywać ranę na policzku. Oddycham z ulgą, że to nie to o czym pomyślałem. Nie mam zamiaru jej do niczego zmuszać, ale już samo wyobrażenie jej seksownych ust wokół mnie jest kurewsko podniecające.
- Bardzo boli? Staram się to robić delikatnie.
Kiwam głową na znak, że nie. Całuje mnie w policzek.
- Wiesz co, chyba jednak mnie boli. Tutaj.
Wskazuję jej swoje usta. Uśmiecha się. Odwzajemniam gest. Ma piękny uśmiech. Próbuję ją rozproszyć dotykając kciukiem jej ust, które wykrzywia w uśmiechu, ale nadal przemywa mi ranę na szczęce. Gdy kończy chowa wszystko z powrotem, a ja nie pozwalam, aby gdzieś odeszła. Podnoszę ją i sadzam na swoich udach. Kiedy mnie przytula obejmując przedramionami za kark i próbuje pocałować, jej klatka przyciska się do mojej i orientuje się, że nie założyła stanika i jedyne co ją okrywa to koszulka. Pozwalam jej się pocałować, ale nie zostawiam tego czego odkryłem. Moje dłonie pieszczą jej plecy, boki. W końcu docieram rękoma do boków jej piersi i delikatnie je pieszczę.
- Harry..
Moje imię z jej warg wychodzi tak idealnie, że mam ochotę ją prosić, aby wypowiadała je jeszcze raz, a później jeszcze. Nie mam zamiaru jej niczego złego zrobić. Chcę, żeby poczuła się komfortowo, ale na pewno nie mam zamiaru jej rozebrać. Nie dzisiejszego wieczoru i nie chodzi o to, że jestem zmęczony, bo to odeszło, a o to, że nie chcę, żeby poczuła, że chodzi mi tylko i wyłącznie o jej ciało i seks. Nie w przypadku, gdy w jej głowie czai się jej przeszłość. Nie odrywając naszych ust od siebie, moje dłonie wsuwają się pod materiał mojej koszulki, którą ma na sobie. Wygląda w niej lepiej niż ja.
- Wszystko jest dobrze, Skarbie.
Zapewniam ją, kiedy chwyta moje nadgarstki.  
- Możemy się położyć jeśli chcesz.
Kiwa głową przecząco. Daję jej wyciągnąć swoje dłonie spod materiału koszulki. Dostrzegam jej zaróżowione policzki, gdy nieśmiało układa moje dłonie na swoich piersiach. Obejmuję je, a spomiędzy jej ust wychodzi cichy jęk, kiedy chwilę później odsuwam je od niej i kładę na jej biodrach.
- Nie dzisiaj, w porządku?
Spogląda na mnie marszcząc brwi.
- Chcę się tylko koło Ciebie położyć i zasnąć. Poza tym chcę zobaczyć jak długo będziesz wstanie się powstrzymać by nie zaciągnąć mojej dłoni w swoją bieliznę. Co Ty na to?
Szepczę do jej ucha i spoglądam na nią.
- Podejmujesz wyzwanie?
- Pewnie, przekonajmy się.
Uśmiecha się lekko. Cholera. Dlaczego mam wrażenie, że jako pierwszy przegram? 'Bo nie umiesz się od niej oderwać nawet na chwilę' - słyszę głos w swojej głowie. Wkopałem się sam w swoją pułapkę, a ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

Niebieskooka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3633 słów i 19626 znaków, zaktualizowała 23 lut 2016.

7 komentarzy

 
  • hiliow

    **** nie będę  gwiazd kować super nie rób tylko dużej przerwy oki nikt nie będzie tyle czekał  :* :P

    19 kwi 2015

  • Malinowa

    ,,-Masz pieprzone trzy sekundy, żeby stąd wyjść zanim się jeszcze bardziej ****ę i Cię osobiście stąd wyrzucę.  
    HANA wzdryga się słysząc jego ostry ton'' Chyba zamiast Hana powinno być Step, świetne opowiadanie, kiedy kolejna cześć? Czekam z niecierpliwością  
    P.S.Wolę czytać na blogu, jednak komentarze jest lepiej dodawać tutaj :D

    18 kwi 2015

  • Niebieskooka

    @Malinowa Masz rację. Boże, nie wiem jak mogłam tego nie zauważyć. Dziękuję Ci bardzo za uwagę. Już poprawiłam ;)
    Następna część w ten poniedziałek, jeśli wszystko dobrze pójdzie.
    Zapraszam na ważną notkę dotyczącą HARSH: ask.fm/harsh_fanfiction
    Pozdrawiam <3

    19 kwi 2015

  • ANITA

    Kocham to <3 pisz szybko :)

    16 kwi 2015

  • Madierka

    Piękne, piękne, piękne <3 :D Jakiś tydzień temu przeczytałam to opowiadanie od początku. Nie lubię 1D, ale opowiadanie jest boskie :)

    15 kwi 2015

  • viola2

    Kolejna fajna część opowiadania :) Trochę pogubiłam się kto gdzie trzyma ręce w scenie gdy Harry obściskuje się z Brook  :lol2: Oczywiście nie zmienia to faktu ,że opowiadanie bardzo mi się spodobało  <3 :)

    15 kwi 2015

  • ...

    tak;)w końcu jest,dziękuje,jest niesamowite;)

    15 kwi 2015

  • :)

    Fantastyczne <3 Kocham :D

    15 kwi 2015