Otworzyłam oczy. Poczułam potworny ból całego ciała. Podeszłam do lustra. O nie, rozcięta i spuchnięta warga, lekko siny policzek i wielki siniak na nodze. Jak mogłam być z kimś takim? Dlaczego mu ufałam? Nigdy nikomu już nie zaufam - obiecałam sobie
A teraz pora się ogarniać. Najgorzej martwi mnie fakt, że nie mam kosmetyków by schować pod nimi rany. Przecież nikomu się tak nie pokaże, wyglądam jak chodzące nieszczęście. Nie chciałam by ktokolwiek mnie zobaczył więc ubrałam się i zeszłam na palcach, trzymając w rękach buty, na dół. Już zbliżałam się do wyjścia, gdy usłyszam głos szefa:
- Dzień dobry.
Odwróciłam się do niego i ujrzałam w go stojącego na schodach, w samym spodniach od dresu. O matko, Bóg.
Lekko wilgotne włosy, widać, że jego klatka piersiowa nie jest zaniedbywana, zatkało mnie, pierwszy raz widziałam takiego faceta. A może pierwszy raz ktoś tak na mnie działał?
- Jaa... Chciałam wyjść się przewietrzyć. - zmyśliłam.
- Zapraszam na śniadanie - rzucił bardzo stanowczo.
No, to chyba nie mam nic do gadania. Usiadłam przy barze śniadaniowym i zobaczyłam przed sobą zrobione śniadanie. Wyglądało na bardzo drogie, jak z reklamy bardzo dobrego czasopisma kulinarnego.
- Kiedy zdążyłeś to zrobić?
- A kto powiedział, że to ja? - uśmiechnął się i wziął sztućce w ręce. - smacznego.
No tak, to Pan Prezes. Napewno ma pomoc domową a może nawet dwie.
Zjedliśmy w ciszy.
- Dziękuje, to było bardzo pyszne. -uśmiechnęłam się i uniosłam talerz.
- Co Ty robisz?
- Chce posprzątać, próbuje Ci się jakoś odwdzięczyć - po raz kolejny się uśmiechnęłam.
- Zostaw to. - powiedział dość oschle.
Zrobiłam co należy. Spojrzałam mu w oczy a ten powiedział:
- Wiem, jak możesz mi się odwdzięczyć. Pojedziesz ze mną do Zakopanego. Na wyjazd służbowy. Możemy podpisać kontrakt z Francuzami.
Zatkało mnie. Po raz kolejny składa mi propozycję, która jest naprawdęz godna przemyślenia.
- Nie mogę z Tobą jechać. Może gdybym była tylko księgową. Ale jestem też zastępcą Prezesa. Gdy Cię nie ma, to Ja Cię zastępuje a gdy nie ma mnie to już nikt nie zastępuje mnie. - wyjaśniłam.
- Tak? - zaśmiał się. - Więc dlaczego jesteśmy tutaj razem?
No tak, Panie Kamiński, to trafione stwierdzenie, przecież właśnie tak się dzieje. Nas nie ma w firmie a ona nadal stoi.
- Dobrze, zgadzam się - odpowiedziałam.
Filip spojrzał na mnie i skrzyżował ręce na piersiach.
- Lubie szybkie odpowiedzi - na twarzy malował mu się wyraz twarzy jakby wiedział, że podejmę taką decyzję. Czy on wiedział jak działa na kobiety? Na bank
Był zbyt pewny siebie. Pewnie nie jedna kobieta siedziała tu gdzie ja. A ja? Dlaczego zgodziłam się by jechać na ten wyjazd czy to sprawka jego seksownego uśmiechu czy poprostu bałam się Damiana i chciałam uciec jak najdalej? Damian! Muszę wrócić do mieszkania po rzeczy. - Wyjazd jutro rano.
Co? Jutro rano?
- Co ja będe tam robić?
- Jak to co, będziesz zastępcą Prezesa. - puścił oczko - będziemy negocjować z Francuzami, będą też Anglicy, z nimi też spróbujemy tam zdziałać
- Panie Prezesie, to niezbyt dobry pomysł. Wystraszę ich tą swoją buzią.
Szef uśmiechnął się.
- Jesteś śliczna. - powiedział, patrząc mi w oczy a ja zawstydziłam się. Miał tak bardzo przeszywający wzrok. - Poza tym, pierwsze spotkanie mamy za 3 dni. Do tego czasu wszystko się pięknie zagoi.
- Za 3 dni? To na ile czasu my tam jedziemy?
- Na tydzień. - powiedział drapiąc się po ręce.
Przełknęłam ślinę. Jedziemy jutro a spotkanie mamy za 3 dni. Co będziemy robić do tego czasu. Czy on czegoś ode mnie oczekuje?
- Spokojnie. To nie tak jak myślisz. Nie będe się do Ciebie dobierał. - zaśmiał się i wstał. Poczułam.. ulgę? Z jednej z strony tak a z drugiej coś czego nie jestem w stanie opisać. Może to rozczarowanie? To znaczy, że poprostu nie podobam. A jak masz mu się podobać? Tylko spójrz na niego. Stoi przed Tobą najbardziej pociągający facet jakiego poznałaś, a Ty wyglądasz jakbyś nie wyglądała. - skarciłam się w myślach.
- Dobrze. Muszę zabrać rzeczy z mieszkania. Będę miała sporo pakowania.
- Jasne, pójdę się przebrać. - rzucił i zniknął.
Za chwile zobaczyłam zupełnie innego Filipa. Miał na sobie dżinsową koszulę i ciemne spodnie, ale nadał wyglądał jak Prezes. Wziął kluczyki i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Podjechaliśmy pod blok.
- Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam? Przecież nie odprowadzałeś mnie wtedy aż tu..
Filip uśmiechnął się tylko. Zaczęłam się śmiać pierwszy raz od wczoraj.
- Może jeszcze powiesz mi pod jakim numerem mieszkam?
Filip oparł głowę o zagłówek i wyszeptał:
- trzynastka.
No nie, faktycznie. Mieszkam pod 13. No nieźle. Spojrzałam na niego i zaczęłam kręcić głową.
- No tak. Pan Prezes. To ja idę. Czeka mnie sporo pakowania.
- Czekaj, czekaj. Gdzie idziesz? Do niego? Sama? - odpiął pasy i wysiadł z samochodu po czym obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Ruszyliśmy w stronę mieszkania.
Nie było Damiana. Szybko wzięłam się za pakowanie swoich rzeczy. Zabrałam dosłownie wszystko co należało do mnie. Było tego z jakiś sześć walizek. Kosmetyki, buty, ubrania. Wsiedliśmy do samochodu. Spojrzałam w górę.
- No. To zostałam bez dachu nad głową. - zamyśliłam się.
- Tym się akurat nie przejmuj. - powiedział Filip. - zamieszkasz u mnie.
- Filip. Nie, to nie jest zbyt dobry pomysł. Pogadam z Elizką.
- Nie pytałem Cię czy się zgadzasz. - spojrzał na mnie i puścił oczko.
- Czyli nie mam żadnych szans na negocjacje?
- Nie. - zaśmiał się, patrząc na drogę.
Weszłam do "swojego" pokoju i zaczęłam przepakowywać się w jedną walizkę na jutrzejszy wyjazd. Zajęło mi to kilka godzin z przerwą na obiad w towarzystwie Filipa.
Zbliżał się wieczór. Siedziałam na podłodze przy walizce. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Hej, mogę? - spytał uprzejmie Filip po czym usiadł na łóżko. - co robisz?
- Składam ostatnie ubrania na jutrzejszy wyjazd. - uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafię.
Filip usiadł przy mnie i rozejrzał się po czym wziął coś do ręki.
- Nie zapomniałaś o czymś? - zapytał rozbawiony trzymając w rękach moje czerwone koronkowe stringi.
Chciałam wyrwać mu je z ręki ale zaczął się ze mną droczyć.
- Oddaj. - rzuciłam udając obrażoną.
- Sama je sobie weź. - powiedział, wkładając je sobie za koszule. A, że miał ją wsadzoną w spodnie, moja bielizna nie wydostała się z powrotem na zewnątrz.
Spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem. Podjęłam wyzwanie. Zaczęłam powoli rozpinać jego koszule co jakiś czas patrząc mu w oczy. To była gra. I najwyraźniej nam się podobało. Rozpięłam koszulę do końca i wyjęłam moje majtki. To było takie podniecające. Przygryzłam wargę a on westchnął po czym założył ręce na biodra.
Odwróciłam się. Cieszyłam się, że nie zrobiłam pierwszego kroku. Nie dotknęłam jego ciała a zapewne o to w tym chodziło. Wróciłam do swych zajęć, kompletnie go olewając. Napewno to zagrało mu na na nerwach.
- Zapraszam na kolacje. - powiedział oschle i wyszedł. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Kolację zjedliśmy w milczeniu. Filip był bardzo poważny. Nie ma co, zmieniał humorki jak bobas.
-Dziękuje. Było pyszne. O której jutro wyjeżdżamy?
- Chciałaś zapytać o której jutro lecimy? - zapytał. Widząc mój strach w oczach jego nastrój uległ wyraźnej poprawie. - o 9.15 mamy samolot. Bądź gotowa o 8.30.
Aha. Samolot. Panicznie bałam się się wysokości. Już widziałam jak Kamiński śmieje się ze mnie. No pięknie.
- Pójdę się położyć. Dobranoc. - powiedziałam.
- Dobranoc Natalko.
Siedzieliśmy w samolocie. Właśnie miał startować. Był piękny, kwietniowy poranek. - Nawet ślepy zauważyłby jak bardzo się boisz. - powiedział rozbawiony Filip.
- Ja ? Chyba oszalałeś. To pewnie Ty się boisz i mówisz tak, by odwrócić moją uwagę. - posłałam mu ostre, przenikliwe spojrzenie.
Filip zaśmiał się. Samolot ruszył a ja znieruchomiałam i przełknęłam ślinę. Mojego szef najwyraźniej świetnie się bawił. Samolo zaczął podnosić się a ja złapałam Filipa za rękę, zamykając oczy. Chyba wyczuł, że dla mnie to naprawdę nie powód do żartów i uścisnął mocno moją dłoń.
- Już po wszystkim. - Szepnął i uśmiechnął się.
Otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Ten widok był piękny.
- A niby taka silna kobieta - spojrzał na mnie wzrokiem jakby chciał powiedzieć: "1:0 !"
No tak, dotknęłam go. Cholera. Więcej tego nie zrobie. Właśnie. Nadal trzyma moją ręke.
Spojrzałam na jego dłoń i się uśmiechnęłam. Trzymał ją mocno w uścisku i wyglądało jakby nie chciał jej puścić. I co Kamiński, "1:1"?
Po kilku godzinach wylądowaliśmy na miejscu. Lądowanie przeżyłam znacznie delikatniej. A co najważniejsze, nie dotknęłam Prezesa.
17 komentarzy
zafascynowana83
Popieram wypowiedź @Ramola, ale ogólnie jest bardzo dobrze napisane. Duża różnica po pierwszym opowiadaniu. Bardzo fajne po prostu dobrze się czyta
Elizkaa16
Super Mam nadzieje, ze dodasz dzisaj nowa czesc jeszcze
misia97
świetnie piszesz, fajnie mi się czyta, czekam na kolejną część
qolgeu
Wow, suuuper
1234567891069
Kiedy następna liczę że niedługo...
Paulaa
Kocham to opowiadanie
lovend17
Ciekawe co dalej
ANITA
Uwielbiam wcześniejsze Twoje opowiadanie tez było super
dilerrka
ale jesteś czepialski
Ramol
Przejrzyj proszę ostatnią część. Jest parę drobnostek do poprawy. Jeżeli lot był z Polski i to samolotem a nie śmigłowcem, to lot nie trwał "kilku godzin". Sądzę, że maksymalnie około dwóch godzin z Polski centralnej. Samoloty kursowe lądują w Krakowie Balicach, prywatne (niewielkie) mają lądowisko w okolicach Nowego Sącza. To tak gwoli jasności.
prf
Super, nievmogę się doczekać kolejnej części
larwa
Idealne niesamowite wciągające piękne urocze. ♡
Jaga
Wspaniała
Meska
Zaczelam czytac poprzednia czesc, juz mialam pisac, ze nie moge sie doczekac kolejnej a tu taka niespodzianka. Bardzo mi sie podoba
Iskierka541
świetne licze, że dodasz dzisiaj następną część
glam
Cudowne
Szalonaa
Świetne czekam na więcej