For you here and now: Tour cz.9

For you here and now: Tour cz.9Martyna.  
- Dorian uspokoj się słyszysz- szepnelam do jego ucha przytulajac jego głowę która dalej znajdowała sie na moich kolanach. Dalej byliśmy w kuchni a ja za cholere nie mogłam go uspokoić.  
- Zabiłem je. Zabiłem Ojca. Nienawidzisz mnie teraz. - serce mi się lamalo. Przechodzi znowu to samo co kiedyś. Tylko , że różnica jest taka, że nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nigdy. Podniósł się i spojrzał na mnie. Był tak cholernie smutny. - Odejdź.- powiedział cicho  
- Nie.  
- Ciebie też zabije. Zniszcze Cię.  
- Nie zniszczysz. Kocham Cię Dorian i Cię nie zostawię. - podniósł dłoń i delikatnie opuszkami palców dotknął mojego policzka.  
- Jesteś taka piękna. - zamknął oczy i ponownie otworzył- Nie chciałem mieć dziecka. Syna lub córki, ale jak mi powiedziałaś to byłem w szoku. Nie wiedziałem co mam robić. Nie mogłem nic zrobić. Nie widziałem Cię... Znaczy widziałem. Nie mogłem podejść. Zablokowalo mnie. Gdy... Gdy zobaczyłem krew modlilem się, żebyś nie poronila. Zachcialem je mieć. Chciałem... Jego. - pociągnęłam nosem czując jak łzy spływają mi po policzkach. On mówił to tak spokojnie... Choć wiedziałam , ze nie czuje sje spokojnie- A potem... Potem go nie było i umarlem. Mówiłas, że to moja wina i taka jest prawda. To przeze mnie. Mówiłas, że mnie nienawidzisz. Ja siebie też nienawidzę. Przepraszam. Bardzo Przepraszam. - zbliżyłam się do niego i go pocalowalam.  
- Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. Jesteś kochany. Opiekujesz się mną. Kochasz mnie. Mówiłam tak bo byłam strasznie wkurzona i smutna, ale tak naprawde Kocham Cię najmocniej na świecie i moje serce biję tylko dla Ciebie. Nie możesz mnie zostawić teraz bo wiesz , że ono wtedy przestanie bić. Umrę. Nie bede potrafiła żyć bez Ciebie. Chce Być z Tobą Dorian i tylko z Tobą. Poradzimy sobie z Tym. Nie jesteś mordercą. Jesteś moim kochanym mężczyzną. Lekarz... Lekarz powiedział, że to by sie i tak stało. Że ta ciąża nie miała szans na rozwinięcie. Ze czasami tak sie dzieje. Nie jest to twoja wina. To niczyja wina. Rozumiesz mnie?  
- Jesteś dla mnie taka dobra Martyna- przytulilam się do niego a on mnie objął.  
- Polozmy sie na kanapie. Tak po prostu polezmy. Chce Cię czuć blisko. - szepnelam. Wstał. Wziął mnie na ręce i poszliśmy do salonu. Położył mnie na kanapie i zaraz zrobił to samo.  
Lezelismy tak dosyć długo. Dorian zasnął po jakiejś godzinie i ja sama zrobiłam to samo.  

Obudziłam około 14. Wstałam z kanapy i poszłam zrobić do kuchni jakiś obiad. Bolała mnie utrata dziecka , ale widocznie tak musiało być. Musimy sobie teraz poradzić. I albo to wzmocni nasz związek albo totalnie się rozsypie to wszystko.  
Zrobiłam zwykły sos z kurczakiem i ziemniaki. Nie miałam pomysłu na nic innego tak naprawdę. Gdy po godzinie obiad był gotowy to poszłam do salonu obudzić Doriana. Kucnelam obok kanapy i włożyłam palce w jego znowu przydlugie włosy.  
- Dorian- powiedziałam i go pocalowalam w usta- Dorian wstawaj- znowu go pocalowalam. Robiłam tak dotąd az nie otworzył oczu.  
- Hmm?
- Obiad. Chodźmy zjeść. - spojrzał na mnie. Uśmiechnął sie smutno i wstał.  
Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy jeść. Znaczy ja zaczęłam bo Dorian patrzył sie na talerz i nie tknał jedzenia.  Zjadłam szybko i włożyłam talerz do zmywarki. Przysunelam sobie krzesełko bliżej Doriana i załapałam go za dłoń.  
- Dorian proszę- szepnelam. Z jego oczu zaczęły kapać łzy.  
- Po prostu odejdź. - powiedział. Wstałam wkurzona. Znowu to robi. Znowu każe mi sie wynosić z jego życia. Może to dobry pomysł? Moze taka terapia szokowa to będzie dla niego dobre.  
- W porządku. Pójdę się spakować- powiedziałam i poszłam na górę.  
Spakowalam się w godzinę , Doriana nie widziałam. Wzięłam walizkę i ruszyłam z nią na dół. Dorian siedział dalej w tym samym miejscu. Założyłam buty i zapytałam
- Zadzwonisz po taksówkę dla mnie?
-Odwioze Cię- wstał.  
- Nie chcę. Chcę jechać sama. Nie chcę żebyś wiedział gdzie jestem. Gdy teraz wyjde to będzie koniec. Nie będzie powrotów. Nie będzie jak zawsze. Nawet , gdy sie uspokoisz i będziesz błagał mnie o to bym wróciła do Ciebie, to ja Tego nie zrobię. - gdy dalej Tego nie zrobił to zapytałam- A mogę chociaż pożyczyć samochód? Ktoś ci go odstawi jutro. - wyjął kluczyki od starszego mustanga i podał mi kluczyki. Chwycilam walizkę i nacisnelam na klamkę- Jesteś pewny? Juz nie będzie powrotów. Nawet jeżeli Bardzo ni będzie Ciebie brakowało ja juz nie wrócę. - znowu milczał. Spojrzałam w jego oczy a on w moje. Walczył ze sobą a ja to wiedziałam i widziałam. - Wrócę do Polski. Poznam kogoś. Będę z Tym kimś. Będę z nim sypiac i żyć. Założę rodzinę. - jego twarz drgnela , gdy zaczęłam mówić. -Będzie robił ze mną to co ty i jeszcze więcej- otworzyłam drzwi. - Będzie mnie miał całą dla siebie. Nie ty. Ten ktoś. A wiesz , że ktoś taki sie znajdzie. - zrobiłam jeden krok, potem drugi i wyszłam z domu. Zanim doszłam do samochodu poczułam jak Dorian mnie zatrzymuje. Chwycił mnie za dłoń i odwrócił w swoją stronę.  
- Ja... Nie wiem. Nie wiem co mam robić.  
- To nie była Twoja wina . To ja powinnam sie tak zachowywać, bo to ja nosiłam je w sobie! Nie ty ! Ja! A mimo wszystko kocham Cię i nie Chce Cię stracić.  
- Tylko , że... Ja czuję , że znowu Cię zranilem. Że to wszystko moja pierdolona wina. I że, gdy będziesz ze mna dalej to będę Cię ranić.  
- Ranisz mnie jedynie tym , że znowu każesz mi spadać.  
- Przepraszam okej? Przepraszam. Możesz wrócić do domu?- chyba sobie żartuje. Najpierw każe mi się wynosić a teraz mam wracac?  
- Nie. - powiedziałam.  
- Nie? - wydawał sie być zaskoczony.  
- Mówiłam, że już nie będzie odwrotu , gdy wyjdę z domu.  
- No proszę! Przepraszam. Wróć do domu. - otworzyłam samochód i wrzuciłam walizkę na tylnie siedzenie.   - Nie pozwolę Ci odjechać.  - westchnelam.
- A ja nie chcę odjezdzac bez Ciebie.  
- Nie rozumiem.  
- Wiem. Wsiadaj. Zamknę drzwi od domu - powiedziałam i tak zrobiłam. Zamknęłam drzwi i wróciłam do auta. Wsiadlam na miejsce kierowcy i odpalilam silnik.  
- Powiesz mi co robisz?-   usłyszałam Doriana i wyjechałam spod domu. Moim celem jest Brighton. Mijesce do którego zabrał mnie Dorian. Miejsce w którym się zaczął otwierać. Miejsce w którym poznałam go na nowo.  
- Zobaczysz. - Uśmiechnęłam sie lekko. Dorian włączył radio i przez całą drogę słuchaliśmy muzyki.  

- Brighton- powiedział , gdy wjezdzalismy do miasta.  
- Tak. Przyda nam się. Mam klucze od domu. Nie jesteś zmęczony?- zapytałam.  
- Nie. Czemu pytasz?
- Po pierwsze to trasa,  a po drugie spales tylko kilka godzin przez dwa/ trzy dni.  
- Trochę jestem. Na szczęście jedziesz ze mna na końcówkę trasy. Bo jedziesz?- spojrzał na mnie.  
- Chciałabym. Chyba... Chyba nie miałeś koszmarów dawno prawda?- zapytałam. Na początku naszej znajomości, jak każdy wie. Dorian miał koszmary. Przed trasą miał je może kilka razy a teraz nie wiem.  
- Miałem, ale rzadko. Dzięki Tobie. Martyna...- przerwał i zaczął znowi- Chciałabyś mieć dziecko? Znaczy czy chciałabyś spróbować raz jeszcze?- gdybym nie prowadziła to bym pewnie upadła. Spojrzałam szybko na niego i spowrotem zwróciłam wzrok na drogę. Czy bym chciała? Nie... Chyba nie. Nie teraz.  
- Nie sądzę. Jest dobrze tak jak jest. - po paru minutach podjechalismy pod dom.  
Zaparkowalam. Wzięłam walizke, która Dorian mi zabrał i weszliśmy do domu.  

Dorian.  
Myślę o Tym. Myślę o Tym dziecku. O moim dziecku. Martyna mówi, że to nie moja wina ani niczyja. Mogę jej uwierzyć? Sam nie wiem. Mowi, że lekarz tak mówił. Mówił prawdę?  
Zabrała mnie do Brighton. Kocha mnie.  
Chce się z nią kochać. Bardzo. Tylko , ze nie możemy. Ona nie może. Jeszcze nie może. Musimy czekać.  
Jest inaczej.  
- Dorian mówię do Ciebie- spojrzałem na nią. Jest ze mna. Nie odeszła. A jej kazalem. Nie wiem czemu. Jestem idiota. Kocha mnie.  
Bardzo.  
Inaczej by posłuchala.  
- Co?- zasmiala sie. Ma piękny uśmiech. Uwielbiam jak sie śmieje.  
-Pytałam czy jesteś głodny? Nie jadłes a ja w sumie bym cos zjadła. - Nie jadłem. Nie mogę. Chce się napić, ale tez nie mogę. Nic nie mogę. Ale zjem. Nie chcę , żeby było jej przykro.  
- W porządku. Możemy pójść do takiej jednej knajpki. Uwielbiam ją
- Wspaniale. - klasnela w dłonie. Uwielbiam jak to robi.  
Whisky
Wodka
Piwo
Cokolwiek. Chce sie tylko napić. Nie.
Nie.
Nie.
Nie mogę.  
Wyszliśmy z domu. Złapałem ją za dłoń. Podniosłem do gory i pocalowalem. Miała delikatnie dłonie.  
Weszliśmy do knajpki z włoskim jedzeniem. Lubię Włocha. Ona też lubi.  
Zamowilismy.  
Czekamy.
Ludzie sie na mnie patrzą. Na mnie i na nią. Jestem znany. Ona teraz też. Tylko, że ona jest moja. Tylko ja sie mogę na nią patrzeć.  
- Czego sie napijemy?- whisky
- Soku- powiedziałem. Zranie ją jeszcze bardziej jak zacznę pić. Nie mogę pić. - Czy Jonathan sie do Ciebie odzywał jeszcze?- zapytałem ciekawy.  
- Nie. Kiedy coś będzie wiadomo co z nim?  
- Nic. Wycofał oskarżenia. Wie , że by przegrał. - na jej twarzy pojawił sie uśmiech.  
- To sie ciesze. - przygladala mi sie.
- Czemu mi się przygladasz?- zapytałem.  
- Nie usmiechnales się ani razu od wczoraj. - w radiu zaczęła lecieć piosenka zespołu. Spojrzałem na nią intensywnie. Wiem... Wiem jak to zorganizuje. Wiem kto zagra w naszym teledysku. Wiem wszystko. Uśmiechnąlem się na to wszystko.  
- Ty- powiedziałem. Patrzyła na mnie jie rozumiejąc- Ty wystapisz w teledysku. Ze mną.  
- Ja?  
- Ty i Ja. - Ona i ja. Ja i Ona. Tylko my.
- Tylko nie płacz kochanie.  
Zabiorę Cię do domu.  
Tylko nie płacz kochanie.
Wszystko będzie w porządku.  
Myślę , że t wszystko jest trudne, ale poradzimy sobie.  
Mogę to zrobić. Mogę Cię tam zabrać.  
Tam gdzie bedziemy tylko my.  
Moje serce bije dla Ciebie. Twoje dla mnie.  
Ty i ja Kochanie.  
Na zawsze.  
Nie musisz płakać.  
To już minęło.  
Jesteśmy tylko My.  
Nie pozwolę Ci odejść nigdy więcej.  
Pocałuje Cię w malinowe usta na dobranoc.
Pocałuje Cię w malinowe usta na Dzień dobry.  
Jesteś tu.  
Jestem ja.  
Nasza pieprzona miłość wygra.  
Nasza miłość wygra wszytko.  
Pocałuj mnie lepiej kochanie.  

Nie mogę krzyczeć.  
Nie mogę płakać.  
Nie mogę mówić.  
Patrzę.  
Patrzę na Ciebie.  
I to jest to.  
Mimo wszystko.  
Ty i ja.  
Więc, pocałuj mnie lepiej kochanie. - i zrobiła to. Wstała i mnie pocalowala. Mimo wszystko.

Aria

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1993 słów i 10614 znaków.

7 komentarzy

 
  • Niunia2002

    Kiedy następna części tego wspaniałego opowiadania ,?

    16 wrz 2016

  • Sabrina

    Kiedy next??

    13 wrz 2016

  • paulaaxdxd

    boskie jak zwykle :) czekam na next :*

    31 sie 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część nie mogę doczekać się kolejnej już dodaj coś szybko. :* :)

    31 sie 2016

  • Misiaa14

    Jejuś piękne :3

    31 sie 2016

  • Natusik

    Świetne. Po prostu świetne.
    Jak się traci dziecko to traci się cały świat. Dosłownie. Potem ludzie ci napierdalają o jakiś psychologach.. mówisz, że nie pójdziesz, ale wcześniej czy później się tam znajdujesz. Myślisz, że nie pomaga, a pomaga. Idziesz do przodu rozumiejąc, że nigdy nie zapomnisz o swoim małym dzieciątku. W między czasie albo facet rozumie albo się wkurwia, że siedzisz w pokoju, po prostu płaczesz i facet odchodzi. Układasz sobie życie, a on się pojawia znowu. Jednakże patrzysz na niego bez uczuć. Kopiesz go w dupe i idziesz dalej. Mimowolnie uśmiechasz się widząc matki z ojcami oraz wózkiem. Zadajesz sobie pytanie "Czemu?" lecz pomimo tego idziesz dalej. I zapominasz o bólu.. Po latach jeżeli jesteś mocna psychicznie masz dzieci, męża albo siedzisz sama, całym twoim życiem jest praca. ;) <--- Ależ się rozpisałam. ;)

    31 sie 2016

  • Barbie

    Cudo <3 Dasz radę wstawić jeszcze dzisiaj coś jeszcze. Tak na rozluźnienie przed powrotem do szkoły? PROSZEEEEEEEEE <3 <3 <3

    31 sie 2016