Brama~

Brama otworzyła się gwałtownie. Oślepiła mnie jasność. Zmrużyłam powieki, czując, jak serce wyrywało się z piersi. Pamiętam tę tęsknotę wypełniająca po brzegi zagubione serce. Boże, trudno mi było oddychać. Każdy wdech i wydech niósł ze sobą wielką falę bólu.  
-Nie mogę cię wpuścić - brzmiała odpowiedź. Ciemna sylwetka kontrastowała z oślepiającym światłem. Próbowałam otworzyć szerzej oczy, ale bez skutku. To nie był czas na łzy, ale mimowolnie kilka ciepłych kropel potoczyło się po obu policzkach.  
Dlaczego?
Tak bardzo pragnęłam tam wejść.
Osiem lat.  
Brzmi, jak wieczność.
Osiem lat z dala od jego gładkich dłoni.  
Horror.
-Irwin nie zgodził się, abyś przekroczyła próg bramy - lodowaty głos dotarł do mnie niczym zza światów. Zobaczyłam, jak przed oczami moje największe marzenie i pragnienie rozmywa się i blaknie. Najgorszy widok. Nie miałam już po co istnieć.  
-Muszę tam wejść - nie panowałam już nad drgającym, błagalnym głosem. - Czekałam na to wystarczająco długo. Nie mogę tak po prostu odejść z pustymi rękami - szepnęłam, ale ciemna postać dobrze słyszała każde wypływające słowo. Przybliżyła się. Dostrzegłam czerwone, łypiące na mnie oczy.  
-Przykro mi, ale Irwin uważa, że masz nieodpowiedni wpływ na Simon'a - odpowiedziała a jej oczy zrobiły się większe.  
-Minęło osiem lat od mojej ostatniej wizyty - szepnęłam a postać owinęła się wokół mojego ciała niczym jedwabny szal. Ogarnęło mnie niewyobrażalne zimno, ale nie zważałam na to. Pustka i bezradność zakreślały ślady mocniej niż szpony ciemnej sylwetki na bladej skórze.  
-Zapomnij - szeptała, wbijając je mocniej. - Simon już cię nie potrzebuje - powtarzała słowa raz za razem, starając się bym w to uwierzyła, ale to na nic. Jej słowa nie były w stanie odepchnąć miłości, która zakorzeniła się w moim chorym sercu.  
Osiem lat.
Czy to naprawdę tak dużo?
Miłość przecież może trwać wiecznie.  
-Nie obchodzi mnie, co o tym myślicie. Nie jesteście w stanie mnie powstrzymać - oderwałam jej zimne palce od napiętych pleców. - Zostaw mnie - krzyknęłam, uwalniając się z mocnego uścisku.  
Nie kontrolowałam już nóg ani mózgu, który kazał mi biec w stronę światła. Gorąc bił z bramy coraz bardziej, ale to zupełnie mnie nie powstrzymywało. Wzięłam ostatni, do granic możliwości bolesny wdech i nakazałam moim nogom biec, jak najszybciej tylko potrafiły. Przez ulotną chwilę miałam wrażenie, jakby ktoś doczepił mi skrzydła. Traciłam siły, ale niewidzialne skrzydła niosły mnie dalej w miejsce, w którym tak bardzo pragnęłam teraz być. Cierpliwość ma swoje granice.  
-Jesteś naiwna, tylko się sparzysz - słyszałam za sobą lodowaty głos.
Zacisnęłam powieki i pięści. Ciemna postać wcale nie miała racji. Była tylko barierą, przeszkodą w mojej głowie. Wątpliwością, która nakazała czekać, choć niepotrzebnie. Oddałam się ciepłu i jasności. Znajome dłonie złapały mnie po drugiej stronie.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 577 słów i 3082 znaków, zaktualizowała 4 paź 2015.

2 komentarze

 
  • NataliaO

    Piękne. Super mi się czytało :)

    7 paź 2015

  • Malolata1

    @NataliaO Dziękuję, dziękuję. :) To naprawdę maga mobilizuje do dalszej pracy. :)

    7 paź 2015

  • Tessiak

    Jestem ciekawa tego opowiadania. Uwielbiam Twoją twórczość. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

    6 paź 2015

  • Malolata1

    @Tessiak dziekuje Ci bardzo. :*

    6 paź 2015