Bezczel w mundurze cz.5

Do obozu wróciliśmy akurat w porze obiadowej. Co prawda podczas zakupów, zaopatrzyliśmy się też w ciepłe kanapki na drogę powrotną, lecz w samochodzie znów zdążyłam zgłodnieć. Przez te ciągłe treningi moja przemiana materii uległa zmianie, i teraz potrafiłam zjeść góry jedzenia nie martwiąc się o rozmiar moich spodni. Hadrian wysadził mnie na parkingu ośrodka i pojechał gdzieś załatwić jeszcze jakieś zezwolenia. Udałam się prosto do stołówki gdzie miałam nadzieje zastać resztę mojej grupy. Dziewczyny siedziały jak zawsze przy końcowym stole. Zauważyły mnie i zaczęły się chichoty.
-A gdzie twój kapitan? Jak randka?  
- Jaka randka? Pojechaliśmy po zakupy. – Powiedziałam siadając i biorąc się do jedzenia, które wzięła dla mnie Maria, kochana kobieta.
- Pewnie, i niby dlaczego pojechał akurat z tobą? – Prychnęła Karolina. Nie ukrywała swojego zainteresowania kapitanem. Łasiła się do niego, przymilała rozpowiadając, ze przed upływem trzech miesięcy będzie z nim zaręczona. "Przystojny i dziany. Idealny dla mnie, mówię wam” powtarzała jak jakąś mantrę. Na ogół ignorowałyśmy ją, bo jak tu wściekać się na kogoś, kto zatrzymał się na niższym stopniu rozwoju? Karolina była typem pustej lalki, która nawet do ćwiczeń w deszczu i błocie poprawiała makijaż i swoje tlenione na jasny blond włosy.
- Pewnie dlatego, że ty byłaś zajęta. – Rzuciłam między łyżkami zupy. Uwaga ta wyraźnie jej się spodobała. Problem z osobami głupszymi jest taki, że często nie rozumieją ironicznych uwag i sarkazmu. Maria na widok uśmiechu Karoliny roześmiała się wesoło i szturchnęła Agnieszkę, która grzebała w jedzeniu. Zmrużyła podejrzliwie w oczy.
- A ty co, nie w sosie?  
- Ja? – Ocknęła się Aga. – E, wydaje ci się.  
- To dobrze, bo wieczorem chłopaki urządzają imprezę. – Powiedziała Maria, i z uśmiechem zwróciła się do mnie – Em, Przemek wypytywał czy też przyjdziesz. Musiałam mu obiecać, że cię przyprowadzę choćby siłą.  
Spojrzałam porozumiewawczo na Agę. Obie nie byłyśmy zachwycone tym pomysłem. W pamięci miałam głos kapitana proszącego, bym nie wpakowywała się w najbliższym czasie w żadne kłopoty, zaś Agnieszka świadoma była, że w jej stanie ani alkohol ani żaden flirt nie wchodzi w grę.  
- Słuchaj Maruś, nie sądzę żeby to był dobry pomysł.. – Zaczęłam, lecz Karolina mi przerwała, ta baba wszędzie musiała wtrącić swoje trzy grosze.
-Cudny plan! Wczoraj kupiłyśmy z dziewczynami trochę gorzały i udało nam się ją ukryć w pokoju! Możemy zrobić melanż!  
-Słuchajcie jutro od świtu mamy mieć dodatkowe zajęcia, serio chcecie tam iść? – Pytałam licząc, że do którejś dotrze, że to idiotyczne. Zostało nam tylko kilka dni do wyjazdu, o czym niestety nie wiedziały. Jestem pewna, że skupienie na zajęciach się przyda.  
-Od kiedy ty taka pilna, co? – Rzuciła zaczepnie Karolina. – Ktoś tu próbuje przypodobać się kapitanowi?  
Nawet Aga roześmiała się na tą uwagę.
- Karolinko, weź wyluzuj, bo w tej twojej małej główce się już nieźle miesza. Kto, jak kto ale nasza Emilka z kapitanem do siebie nie pasują. Co więcej widziałyście tę wzajemną niechęć? Daruj, więc, kapitan jest twój. A co do imprezy to potem się zgadamy. – Mrugnęła do mnie i zaczęła się zbierać – Em, Mar idziemy?  
Reszta dnia upłynęła na treningach i zajęciach praktycznych. Dopiero teraz zauważyłam, że zajęcia te świetnie nas przygotowują do przetrwania w różnych warunkach. Instruktorzy wyjaśniali jak znaleźć wodę, jak buduje się najlepsze skrytki w lesie. Innymi słowy, szykowali nas na obóz. Miałam nadzieje, że inne dziewczyny też zaczęły uważać, ale wydawało mi się, że byłam jedną z nielicznych zainteresowanych. Co więcej, moja grupa od razu dostrzegła, że staram się skupić i wynieść ze szkolenia jak najwięcej, co zaowocowało ironicznymi komentarzami. Nie dziwię im się, jak do tej pory, sama nie byłam zbytnio pilna, po prostu szybko przyswajałam wiedzę. W liceum zawsze leżałam na ławce, patrząc w okno, a wyrwana nagle do odpowiedzi potrafiłam całkiem nieźle sobie poradzić. Dziewczyny jednak uważały, że dzieje się ze mną coś złego i postanowiły wyciągnąć mnie na ognisko, organizowane przez chłopaków. Ostatecznie to nie taki zły pomysł, zawsze mogłam się zmyć. Poza tym naprawdę chciałam oderwać moje myśli od kapitana. Na zajęciach nie poświęcił mi ani odrobiny uwagi. Co prawda, darował sobie zwyczajową krytykę, lecz nie spojrzał nawet w moją stronę.  
Nie przejęłabym się tym gdyby nie komentarz Agi. Cały dzień, rozważałam jej słowa. " Emilka z kapitanem nie pasują do siebie, widziałyście tę niechęć?” Wiedziałam, że nie powiedziała tego by mnie zranić, po prostu oceniła sytuacje. Z pewnością nie uważałaby tak gdyby widziała nas dzisiaj po południu. Nie było między nami niechęci… zresztą, dlaczego nagle zaczęło mi zależeć na tym, co kto sobie myśli, i co jest między mną a kapitanem. To tylko mój przełożony, mam gdzieś, jaki jest jego stosunek do mnie. Na ostatnią myśl cichy głosik w mojej głowie szepnął " wmawiaj sobie dalej”.

Wieczorem, gdy światła były już zgaszone, zaczęłyśmy wykradać się parami w stronę lasu. Stwierdziłyśmy, że idąc wszystkie razem narobimy hałasu. Przyłapana dwójka zawsze może wykręcić się chęcią zaczerpnięcia świeżego powietrza, siedmiu dziewczyn na zewnątrz po ciszy nocnej nie uratuje nawet pozorowane omdlenie. Ułożyłam latarkę by oświetlała moją twarz i lusterko. Podkreśliłam kredką ciemne oczy i użyłam ciemnoczerwonej pomadki. Mocniejszy makijaż nie miał sensu, bo i tak będzie ciemno a towarzystwo szybko stanie się pijane. Narzuciłam na swój top ciepłą bluzę, nałożyłam trampki i skinęłam Marii, że jestem gotowa. Agnieszka wolała nie iść, by nie musieć tłumaczyć się z abstynencji, naszą rozmowę o jej planach odłożyłyśmy, więc na jutro. Miałam wyrzuty sumienia, że ją tak zostawiam, ale przekonała mnie bym poszła i bawiła się dobrze, a ona i tak pragnie jedynie poczytać i odpocząć.  
Skradałyśmy się tuż przy ścianie, jak najciszej mogłyśmy. Gdyby ktoś wyjrzał z okna, z pewnością by nas dostrzegł, ponieważ księżyc niczym latarnia zawieszona na niebie, oświetlał wszystko. Była to bezchmurna spokojna noc, na tyle ciepła, że zaczęłam żałować doboru stroju. Zakasałam do łokci rękawy bluzy, lecz po chwili całkiem ją ściągnęłam i zawiązałam sobie na biodrach.  
-Dobra, najgorsze za nami – szepnęła Maria, gdy wkroczyłyśmy w gąszcz drzew. Ośrodek, co prawda był kontrolowany, lecz pilnowano głownie jego skrajów, a patrole były rzadkością. Wszyscy biorący udział w szkoleniu byli chętnymi, chodziło, więc głownie o sprawdzanie czy nikt z pobliskich wsi nie narusza terenu ośrodka.  
- Teraz tylko znaleźć resztę, i nie dać się złapać podczas wracania – mruknęłam w odpowiedzi.  
- Proszę cie, ostatnio nas nie złapali. – Powiedziała Maria. Była w błędzie. Stwierdziłam, że kapitan nie byłby zadowolony gdyby ktokolwiek jeszcze dowiedział się, że dowództwo nie tylko wiedziało o naszych wybrykach, ale darowali nam je. – Pomyśl dopiero drugi tydzień a to nasza kolejna impreza integracyjna! Nieźle jak na początek.  
Cicho mruknęłam w odpowiedzi. Wydawało mi się to nieco dziwne. W dzień ciężkie treningi i grafik napięty tak, że nie mieliśmy chwili dla siebie poza posiłkami, a wieczorami udawano, że nie mają pojęcia o naszych rozrywkach? Coś mi tu nie grało, ale Maria nic nie podejrzewała, a ja wolałam jej nie wprowadzać w moje teorie spiskowe. Powoli, im dalej wchodziłyśmy w las tym wyraźniej słyszałyśmy rozmowy, śmiech i dźwięki wydawane przez naszą bandę. Gdy weszłyśmy na niewielką polane i znalazłyśmy się ponownie w świetle księżyca powitały nas radosne okrzyki. Widać nie czekano na nas z rozpoczęciem libacji, nie żebym specjalnie żałowała. Od razu podbiegł do nas Przemek, wysoki i dobrze zbudowany blondyn. Był bardzo przyjazny i dobrze się czułam w jego towarzystwie. Co więcej okazywał mi zainteresowanie, co mi – jak każdej kobiecie adorowanej przez przystojniaka – zwyczajnie schlebiało. Po szarmanckim ukłonie wskazał na pień, który chłopaki przytaszczyli by było, na czym siedzieć.  
-Szanowne panie pozwolą, trzymałem dla was najlepsze miejsca. – Powiedział i mrugnął. – Emilio wyglądasz zjawiskowo. Może drinka?  
- Może być, dzięki – uśmiechnęłam się i usiadłam. Z mojej drużyny były już wszystkie dziewczyny, które miały zamiar przyjść. Śmiały się i flirtowały z mężczyznami. Razem było nas około dwudziestu, i stwierdziłam, że najlepiej będzie zmyć się za godzinkę zanim towarzystwo zacznie rozrabiać. Sama nie wiem, dlaczego ich żarty nie wydawały się specjalnie śmieszne, a ich zachowanie odbierałam jako dziecinne. Komary cięły niemiłosiernie, już po chwili rękę miałam pełną bąbli, co mnie jedynie dodatkowo irytowało. Nie minęło pół godziny a równie namolny, co owady, stał się Przemek.  
- Emilio, uwielbiam patrzeć na Ciebie. Jesteś taka piękna. Te rysy… takie delikatne. – Wzdychał raz po raz. Widocznie przesadził już z alkoholem – A te włosy takie śliczne. Ma się ochotę je dotknąć…  
Wyciągnął rękę w stronę mojej głowy, na co się gwałtownie odsunęłam. Na swój sposób sytuacja ta mnie bawiła, lecz nie dało się z nim prowadzić normalnej rozmowy, a z tego, co zauważyłam większość obecnych albo skupiła się na piciu albo parowaniu. Nie chciałam by odprowadzał mnie, co skazałoby mnie niechybnie, na kolejne dwadzieścia minut słuchania tych pieśni pochwalnych. Uśmiechnęłam się, więc przymilnie.  
- Przemek, skarbie. Skoczyłbyś mi po następnego drinka? –Nawet nie zauważył, że poprzedni ledwo nadpoczęty został postawiony na ziemi. – Ja w tym czasie skoczę się załatwić.  
Zerwał się i udając rasowego dżentelmena i ucałował mnie w dłoń. Jego mowa z każdą chwilą stawała się, co raz mniej zrozumiała. Powiedział jednak z wielkim wysiłkiem coś w stylu "ma piękna to będzie zaszczyt. Będę oczekiwał cierpliwie.. Niecierpliwie… cierpliwie…” tutaj głęboko się zamyślił, po czym dodał "będę czekał!” Wypowiedzenie tego zajęło mu chwilkę, bo co chwila odzywała się pijacka czkawka. W końcu puścił moją dłoń. Kierując się w stronę, z której przyszłyśmy zerknęłam na Marie. Bynajmniej nie wyglądała, jakby chciała już wracać. Siedziała na kolanach jakiegoś przystojniaka, namiętnie dokonując językiem przeglądu jego uzębienia.  
Ruszyłam, zatem do domku. Droga była spokojna, ośrodek tonął w mroku i ciszy.  
Byłam niemal przy drzwiach budynku mieszkalnego dziewczyn, gdy dostrzegłam cień z prawej strony.  
Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, gdy cień się poruszył a ja usłyszałam
- Dobry wieczór. – Cichy, przyjemny głos. Niewątpliwie należał do kapitana.

Joan

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2006 słów i 11277 znaków.

12 komentarze

 
  • Viki

    O której dziś dodasz kolejną część ?  
    Nie mogę się już doczekać. ;)

    2 maj 2015

  • onaoan

    Czkamy, dawaj dalej. Mam nadzieje, ze akcja sie lekko rozkreci w kolejnym rozdziale:)

    1 maj 2015

  • DziecieChaosu

    Jak mnie wciągnęło przy pierwszej części, to wypluło dopiero tutaj :D mega fajne :D nie mogę się doczekać dalszego ciągu   :bravo:

    1 maj 2015

  • Joan

    @DziecieChaosu hahah milusio <3

    2 maj 2015

  • sareva

    Świetne opowiadanie, ciekawa fabuła i genialnie opisane ich emocje. Dobry moment na przerwanie. Twoi czytelnicy na pewno co chwilę sprawdzają czy jest następna część ;)

    1 maj 2015

  • ola24

    Kiedy kolejna część? ??

    1 maj 2015

  • Joan

    @ola24 prawdopodobnie jutro.  Może jakimś magicznym sposobem dzisiaj mi się uda ale wątpię :/

    1 maj 2015

  • Paulaa

    O boże! Ale się porobiło! ;)

    1 maj 2015

  • Alexandra 1234

    Opisz jak ten sexi kapitan wygląda :-P

    30 kwi 2015

  • Martyna

    Super, tylko dodaj jak najszybciej kolejną część, proszę :)

    30 kwi 2015

  • Joan

    hahah no sorry, musi być dreszczyk! :D

    30 kwi 2015

  • Ginger

    genialne, napisz jak najszybciej kolejną część :)

    30 kwi 2015

  • O.N.A.

    Ty sadysto!  W takim momencie?

    30 kwi 2015

  • ol

    w takim momencie....  
    pisz dalej :D

    30 kwi 2015