Kuglarz - rozdział siódmy -

Rozdział jak na razie ostatni z tego prostego powodu, że to kolega, z którym opowiadanie pisałam ma jego zakończenie, a ja się go nie mogę doprosić, by mi je podesłał :-/ mam nadzieję, że zrozumiecie i cierpliwie poczekacie :-P  



Młody mężczyzna słysząc te słowa, poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Przełknął głośno ślinę i przymknął oczy. Gdy je otworzył po chwili, starego już nie było. Connor rozejrzał się ostrożnie po korytarzu, w nadziei, że dostrzeże gdzieś owego mężczyznę, ale wyglądało na to, że po prostu rozpłynął się w powietrzu. Nawet dla kuglarza było to coś niezwykłego. Usłyszał nagle skrzypienie otwieranych drzwi i nie miał wątpliwości, że to "oni" wychodzą z pomieszczenia. Mając na uwadze słowa nieznajomego, szybko skoczył za najbliższy róg korytarza. Miał nadzieję, że nie skierują się akurat w tę stronę. Na wszelki wypadek obejrzał się za siebie, by sprawdzić czy nikogo lub niczego za nim nie ma i zaczął uważnie nasłuchiwać, co w przypadku gdy serce waliło mu głośno w piersi, wcale nie było zadaniem łatwym. Wychylił się leciutko zza winkla i zamarł.

Nie dalej niż pięćdziesiąt metrów od niego stało troje mężczyzn... Chociaż, przyglądając się ich figurom, bardziej pasowało do nich określenie "istoty". Jeden z nich, który patrząc na to, jak zwracali się do niego jego dwaj towarzysze, musiał być ich szefem. Ubrany był w długi karminowy płaszcz, który w najlepszym przypadku można było określić jako "niepasujący do epoki". Otóż nie przypominał on z kroju typowego męskiego płaszcza, był mocno wcięty w tali, posiadał szeroki kołnierz, wykrojony na kształt wachlarza. Spod niego lśnił oślepiającą bielą, puchaty żabot, spięty pod szyją dużą broszą, w której matowym blaskiem lśnił jakiś kryształ. Płaszcz sięgający do kostek przybysza odsłaniał tylko fragmenty jego lakierowanych na czarno butów. W nadspodziewanie chudej dłoni trzymał laskę, zakończoną dużym kamieniem szlachetnym. Długie włosy osobnika, koloru świeżo wybitego srebra, spięte były z tyłu czarną wstążeczką w cieniutki kucyk. Connor przyglądał mu się przez dłuższy czas, dostrzegając coraz to nowe szczegóły w jego postawie. Kuglarz czuł emanującą od niego siłę, wręcz jakby coś na kształt magii, i potęgę władzy.

Wreszcie przeniósł swój wzrok na dwójkę pozostałych osób i zdumiał się jeszcze bardziej- jedną z nich była niska istota o zadziwiająco długich nogach i stopach, jakoś dziwnie półprzezroczysta, odziana w obszarpaną przepaskę na biodrach. Connorowi trudno było orzec, czy jest to kobieta, czy mężczyzna. Trzecią postacią był wysoki osobnik, odziany w kościaną zbroję. Młodzieniec ze zdumieniem odkrył, że mężczyźnie wyrasta z tyłu... Ogon! Niczym u psa, a twarz tego "czegoś" pokryta jest rzadkim futrem. Naraz człowiek z ogonem uniósł głowę do góry i powęszył w powietrzy niczym rasowy ogar. Po chwili warknął nisko i zwrócił się do swego władcy:

- Weles... Nie jesteśmy tutaj sami.

- Jesteś tego pewny?

- Jak tego, żem wilkiem.

- Świetnie... Najwyraźniej pan kuglarz nie wie, kiedy należy przestać i przylazł tu, by trochę powęszyć — zaśmiał się wspomniany mężczyzna.

Connor zdając sobie naraz straszliwą prawdę o tym, że został odkryty, obrócił się na pięcie i nie zważając już na to, że robi dość dużo hałasu, rzucił się do ucieczki. Na swoje szczęście, doskonale znał rozkład muzeum, bowiem swego czasu mocno się nim interesował. Wiedział więc teraz, którędy ma uciekać, by zdążać ku głównemu wejściu, które miał nadzieję, uda mu się otworzyć. Biegnąc niemal na oślep, słyszał za sobą gniewne powarkiwanie wilkołaka i straszliwy śmiech tego małego czegoś. Potknął się z raz czy dwa, upadł ciężko na ziemię, gdy zahaczył nogą o jakąś pozostawioną tam halabardę. Poczuł, jak rozdziera sobie spodnie i głęboko rani kolano o wystający z drewnianej podłogi gwóźdź. Boleśnie świadom depczącego mu po piętach pościgu, nie bacząc na ból w nodze, podniósł się i zdeterminowany, by uciec, kulejąc, ruszył dalej. Niemal ostatkiem sił dopadł drzwi wejściowych i zaparł się mocno na mosiężnej klamce. Niemal czuł na karku oddech potwora, gdy wtem klamka opadła lekko i drzwi ustąpiły. Przerażony Connor z impetem wypadł na chodnik, zwalając z nóg jakiegoś starszego jegomościa. Mrucząc w jego stronę ogólnodostępne "przepraszam", rzucił się do otwartych drzwi i zatrzasnął je. Oparł się ciężko o nie, a tymczasem podnoszący się z ziemi mężczyzna, głośno wyrażał swe oburzenie poziomem kultury dzisiejszej młodzieży.

Kuglarz zerknął na niego i popędził w stronę swojej kwatery, mając nadzieję, że nie znajdą go tam chociaż przez pewien czas. Sapiąc niczym miech kowalski, z krwawiącym mocno kolanem, w którym czuł coraz silniejsze pulsowanie, dopadł drzwi swego mieszkania i trzęsącymi się z przerażenia rękoma, przekręcił klucz w zamku. Wpadł do domu i niemal uderzając się masywnymi drzwiami w bark, zatrzasnął je tuż za sobą. Oparł się ciężko o framugę, starając się unormować oddech. Kiedy prawie już mu się to udało, z przerażeniem przypomniał sobie o pootwieranych oknach, wobec czego momentalnie rzucił się je zamykać. Mimochodem zerknął w dół, zatrzymując wzrok na budynku starego muzeum. Nie dostrzegł jakiegoś podejrzanego ruchu w pobliżu drzwi, ale woląc nie ryzykować zbytnio, cofnął się, jednocześnie zaciągając ciemne żaluzje.

Odetchnął trochę głębiej i oparł się o pobliskie krzesło. Kilka godzin później, kiedy doszedł już niemal do wniosku, że jednak nikt go nie śledzi, zdecydował się uspokoić i z ciekawości poszukać informacji o mężczyźnie, do którego pozostali dwaj, zwracali się per „Weles". Usiadł do komputera, załączył przeglądarkę i wstukał ową nazwę. Chwilę potem szeroko otworzył oczy, gdy wyświetliły mu się obrazy przedstawiające jakiegoś starca, z rogami na głowie. Zjechał niżej i już fragment pierwszej strony przykuł jego bezgraniczną uwagę, bijąc go po oczach sformułowaniem: "bóg słowiański". Przeczytawszy tekst traktujący o podziemnym bogu - między innymi - magii i sztuki, najpierw zamarł przerażony swym odkryciem, a następnie parsknął niepohamowanym śmiechem. Zaczął się tak szaleńczo śmiać, że już wkrótce zabrakło mu tchu, a z oczu popłynęły łzy. Gdy w końcu się uspokoił, przeczytał raz jeszcze znaleziony tekst. Teraz nie wydawał mu się już tak komiczny, jak jeszcze kilka chwil temu. Zamknął komputer i całkowicie przestał myśleć, a przynajmniej próbował, o zaistniałych kłopotach.

Już kilka minut później Connor siedział zestresowany w swoim skórzanym fotelu, wpatrując się w wyłączony telewizor. Słońce chwilę temu zaszło, a na zewnątrz zapadła ciemność, przez którą od czasu do czasu przedzierały się blaski świateł z okien wieżowców.

Chłopak wiedział, że dziś nie może zasnąć, dlatego przyrządził sobie mocną kawę i wziął do ręki gazetę. Zanim ją otworzył, wziął łyka małej czarnej. Była gorąca, lecz wytrzymał piekący ból. Spojrzał na nagłówek na pierwszej stronie czarno-białej kartki. RODZINA POZOSTAŁA BEZ DOMU PO POŻARZE KAMIENICY.

Na środku karty widniało zdjęcie przedstawiające spopieloną ścianę budynku oraz wozy straży pożarnej wokół niego. Obrazek, mimo tego, że był niewyraźny, przykuł uwagę Connora. Czarno-białe postacie gromadzące się na obrzeżach fotografii, nie były jedynymi osobami na zdjęciu. Z jednego z niewielu pozostałych okien wyglądał człowiek, a raczej dziwna istota. Ogromne ślepia, delikatnie wystające ponad parapet, wpatrywały się w aparat, a sprawiały wrażenie, jakby obserwowały Connora. Skądś znał te oczy, tą starą twarz. Tak, to był to samo stworzenie, co w muzeum. Weles.

Chłopak rzucił gazetę w ciemny kąt mieszkania między dwoma drewnianymi szafkami. Złapał się za głowę, rozczochrał energicznie włosy i wziął łyka stygnącej kawy. Miał nadzieję, że chociaż telewizja go zrelaksuje. Wziął czarny pilot do ręki i nacisnął duży, czerwony guzik na samej górze urządzenia. Nic, cisza. Spróbował jeszcze raz, lecz dalej bez rezultatów. „To pewnie baterie, pomyślał, trzeba włączyć ręcznie”. Podszedł do kwadratowego pudełka i nacisnął przycisk. Znowu nic.

Ból głowy, niczym katorga, nie pozwalał mu się skupić. Jego cierpliwość też miała granice. Uderzył z całej siły w stary gruchot i… telewizor się włączył. „Nareszcie, czasem perswazja jest jednak lepsza od pertraktowania”. Ponownie zagłębił się w swym skórzanym fotelu i przymrużył lekko oczy.

- Wczoraj wydarzył się straszny wypadek! - Usłyszał głos kobiety. Otworzył oczy i ujrzał prezenterkę stojącą na drodze szybkiego ruchu. - Tuż za mną policjanci holują samochód, który ostatniej nocy wjechał prosto pod autobus z trzydziestoma sześcioma pasażerami. Przeżyło tylko dziesięć ludzi. - Kamera pokazała biały bus w rowie, a w środku czerwone ściany, lecz nie od farby. To była krew tych wszystkich nieszczęśników.

„Dlaczego oni takie rzeczy pokazują?!”, oburzył się Connor.

Niestety na tym wiadomości się nie kończyły, było coś jeszcze:

- Oto relacja świadka zdarzenia. - Prezenterka podała młodemu mężczyźnie mikrofon, lecz kuglarz nie zwracał uwagi na słowa tego człowieka, lecz na tło za nim. W środku holowanego czarnego seata ktoś siedział. Ponownie wyłupiaste ślepia wpatrywały się w obiektyw kamery. Długie włosy zasłaniały większość twarzy oraz uszy, a kościste dłonie opierały się o szybę pojazdu.

Chłopak miał wrażenie, że nikt nie widzi tej istoty, a co gorsza, ta istota wyglądała jakby, go widziała.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1752 słów i 10094 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • EloGieniu

    Ej no to jest nie fair. Jeszcze chwila i przeczytam wszystkie twoje opowiadania. I znów nic nie będę miał co czytać. :'-C

    8 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu oj oj, nie dobrze :-P

    8 lis 2016

  • Freya

    Normalnie nie wierzę, żeby Karo mógł się wymknąć z twoich delikatnych dłoni - no nie... :O

    5 paź 2016

  • elenawest

    @Freya no problem w tym, że Karo ma teraz jakieś problemy w szkole i muszę czekać, aż mu się tam wszystko unormuje... :-/

    5 paź 2016