Walka II

Leżę w moim wygodnym łóżku wpatrując się w sufit. Zapalam papierosa i oddycham z ulgą. Czuję obok ciepło drugiego ciała. Jestem szczęśliwa. Znajduję się w miejscu, w którym zawsze chciałam być. Zaciągam się. Odkładam fajkę do popielniczki i odwracam się do niego. Przygląda mi się uważnie. Jego kasztanowe włosy sterczą we wszystkie strony. Uśmiecha się. Jego oczy się śmieją, a dołeczki sprawiają, że wygląda jeszcze bardziej uroczo. Wstałam, przeciągnęłam się. Podeszłam do okna i rozsunęłam żaluzje, a światło poranka oślepiło mnie…
Ktoś mnie uderzył. Ból wyrwał mnie z błogiej krainy snów, otworzyłam szeroko oczy i zaczerpnęłam tchu. Przede mną stał mężczyzna w czarnym skórzanym płaszczu. Miał przetłuszczone, sięgające łopatek jasne włosy. Ostre rysy twarzy i niepasujące do nich niebieskie oczy sprawiały, że ludzie się go bali. Przez rozpięty płaszcz widać było czarną, luźną koszulkę. Zza przypiętej do pasa kabury wystawał pistolet. Ubrany był również w jeansy i glany. Mężczyzna sprawiał wrażenie zniewieściałego stereotypowego metalowca, który zabłądził w drodze na koncert. Otworzyłam z niedowierzaniem oczy. Chciałam już coś powiedzieć, gdy otrzymałam kolejne uderzenie w twarz. Tym razem poczułam zbierającą się w moich ustach krew, a z policzków promieniował niesamowity ból. Usłyszałam śmiech stojącego przede mną blondyna.  
- Żyje. – powiedział i rozciągnął usta w pełnym podziwu uśmiechu. Splunęłam mieszaniną krwi i śliny prosto na jego buty. Strużka krwi poleciała z kącika moich ust a ja spojrzałam spode łba na mojego oprawcę. Mężczyzna spojrzał z niedowierzaniem na swoje glany. Znów się uśmiechnął, jednak tym razem ciarki mnie przeszły.  
- Znacie procedury. – powiedział. Odwrócił się i ruszył w stronę ciężkich, żelaznych drzwi małej celi. Ktoś do mnie podszedł i podwinął rękaw mojej bluzki. Mojej? Nie. Przebrali mnie w fioletową bluzkę z rękawami do łokci, a na nogach miałam takiego samego koloru fioletowe szorty. Na moich kostkach znajdowały się kajdany, a dla wzmocnienia efektu nogi przywiązane były do nóg krzesła. Czy uważają mnie za tak niebezpieczną? Osobą, klękającą obok mnie był mężczyzna ubrany w czarny mundur. Czarne włosy wystawały zza jego czapki. Przyjrzałam się. Jego oczy były niesamowicie ciemne, tajemnicze. Gdy mężczyzna sięgnął po strzykawkę zaczęłam się szarpać.
- Puśćcie mnie! – krzyczałam i wierciłam się na krześle. Po chwili przestałam. Zobaczyłam wbitą w moje udo strzykawkę. Co mi wstrzyknęli? Mięśnie zaczęły mi wiotczeć, obraz zaczął się rozmywać, a po chwili zastąpiła go nicość.  
***
- Ehh… Będzie z nią ciężko. – powiedział Jeff. – Lepiej ją już zanieśmy.  
- Masz rację, jak generał wróci, będzie chciał przeprowadzić Inaugurację. – powiedziałem. Spojrzałem na nią. Została nieźle poturbowana przez generała. – Kładziemy ją na nosze, czy przenosimy na rękach?
- Ostatnie nosze wziął Cam na tego z Czwórki – odpowiedział. Rozwiązałem sznurki, którymi dziewczyna przywiązana była do krzesła i wziąłem ją na ręce. Była niesamowicie lekka. Jeff stanął obok mnie z karabinem w rękach. Ja skądś ją znam…
***
- Hahaha nie złapiesz mnie nigdy! – krzyknęła mała dziewczynka z białymi, krótkimi włosami. Stała na drugim końcu starego, prowizorycznego placyku zabaw. Nie było tam dużo zabawek. Stała tam malutka piaskownica, trzy zniszczone ławki, a na środku placu znajdowało się ogromne drzewo. Na jednej z jego gałęzi zawieszona została huśtawka ze starej opony, a na konarze obok zawieszona drabinka sznurowa. W koronie drzewa zaś ukryty domek na drzewie.  
- Taaak? Zobaczysz, jak cię złapię, co ci zrobię! – odkrzyknął mały, czarnowłosy chłopiec. Dziewczynka pisnęła i zaczęła uciekać, gdy chłopiec zaczął się do niej zbliżać.  
***
Ocknęłam się z potwornym bólem głowy. Otworzyłam powoli oczy. Było ciemno, po chwili na szczęście mój wzrok przyzwyczaił się do panującego wokół mroku. W celi nie dostrzegłam prawie nic. Krzesło naprzeciw łóżka, na którym siedziałam, a obok niego mała szafeczka. Wstałam. Podeszłam do drzwi celi. Nacisnęłam klamkę. Otwarte? Wyszłam z celi, a światło oślepiło mnie na moment. Po chwili obraz był wyraźny. Nie wyglądało to jak typowe więzienie. Znajdowałam się w wielkim hangarze. Obok mojej celi znajdowały się wysokie, aż po sufit kraty. Z resztą znajdowały się one co kilkanaście cel. Znajdowałam się na piętrze. Spojrzałam za kraty znajdujące się po mojej lewej stronie – po prawej znajdowała się najzwyklejsza ściana. W każdym z odgrodzonym kawałków stali ludzie. W każdej części ludzie mieli inne kolory ubrań. Zaczynając ode mnie byli; pomarańczowi, żółci, zieloni i niebiescy. Znajdowało się tam bardzo dużo ludzi. Wszyscy stali w szeregu. W części, w której się znajdowałam stała tylko jedna osoba: mężczyzna. Naprzeciw mnie również znajdowała się krata, która ciągnęła się przez całą długość hangaru. Zostawiono sporo miejsca wolnego między kratami, a ścianą.  Spojrzałam w dół. To piętro było bardzo niskie.
- Ekhem… Może byś ruszyła swoją leniwą dupę i zeszła na dół?! Do szeregu! – wrzasnął do mnie gość stojący za kratą. Ponieważ nigdzie nie zauważyłam drabinki, przeszłam nad barierkami i skoczyłam z piętra. Udało mi się wylądować bez żadnych problemów – nie z takich wysokości już się skakało. Podeszłam do stojącego na środku mężczyzny.  
- No, skoro już wszyscy są… to możemy zaczynać. – powiedział. Przyjrzałam mu się. Nie… To gość, który mnie pobił… Ale teraz wyglądał inaczej. Miał na sobie czysty, biały mundur. Włosy czyste, związane gumką. Uśmiechnął się przerażająco. Nagle wszystkie kraty otworzono. Po chwili światła zgasły, a z głośników ryknął dźwięk alarmu. Co kilkanaście metrów porozmieszczane zostały lampy, które teraz świeciły się na czerwono.  
- Uciekaj! – krzyknął ktoś do mnie. Zaczęłam biec. Wybiegłam za kraty i ruszyłam przed siebie. Nie wiem gdzie. Nic nie widać. Potknęłam się o coś i przewróciłam na śliską posadzkę. Podniosłam się szybko i biegłam dalej.
„ – Nigdy mnie nie złapiesz!”  
Biegłam dalej. Hałas zostawiałam coraz bardziej za sobą.
„ - Taaak? Zobaczysz, jak cię złapię, co ci zrobię!”  
Znalazłam drzwi. Otworzyłam je. Było ciemno. Padał deszcz. Po chwili moje białe, długie włosy zrobiły się całkiem mokre. Ubrania przemokły i przykleiły się do mojej skóry. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię…
***
- Mam cię! – krzyknął chłopiec. Złapał dziewczynkę za ramię odwrócił do siebie i oboje padli na ziemię. Czarnowłosy trzymał ją za ramiona i patrzył się swoimi czarnymi oczami w jej fiołkowe oczy. Dziewczynka pisnęła uśmiechnęła się. Chłopiec odwzajemnił uśmiech i cmoknął ją szybko w policzek.  
- Zostaniesz już ze mną, prawda? – spytała dziewczynka.  
- Oczywiście, głupia. Myślałaś, że gdzieś cię zostawię? – spytał chłopiec i zaczął dziewczynkę łaskotać. Oboje się śmiali.
***
Patrzyłam w te same, czarne oczy, które patrzyły na mnie tak jak dziesięć lat temu. Trzymał mnie za ramiona, przygniatając do mokrej, zimnej ziemi. Patrzył się długo w moje oczy. Po chwili wstał. Podniósł mnie.
- Uciekaj. Schowaj się. Szybko. – mruknął i pobiegł dalej. Stałam oszołomiona chwilę, jednak potem ruszyłam szybko przed siebie. Po kilku metrach zobaczyłam. Trup. Został postrzelony w głowę. Tu nie jest bezpiecznie. Pobiegłam w drugą stronę. Usłyszałam świst kuli tuż obok mojej głowy. Padłam na ziemię. Starałam się ocenić sytuację. Tuż obok znajdowały się metalowe budki. Zerwałam się szybko na nogi i ruszyłam w ich stronę. Jeden pocisk. Drugi i trzeci. Czwarty trafił mnie w nogę powodując rozrywający ból. Kolejna kula przebiła mi na wylot ramię. Udało mi się schować przed pociskami. Pobiegłam jeszcze kawałek i ukryłam się za beczkami stojącymi na tyłach budki w trzecim rzędzie. Krew niesamowicie szybko wypływała z moich ran. Rozdarłam moją bluzkę. Odsłoniłam tym samym cały brzuch i zimno przeniknęło przez skórę. Przedarłam na dwie części materiał i zawiązałam na ranach. Zamknęłam oczy. Deszcz przeszedł już w mżawkę, wiatr smaga delikatnie moją skórę. Ciemność…
***
- Już świta, tych co przetrwali trzeba pozbierać z pola. Rozkaz! – powiedział generał.  
- Tak jest generale! – krzyknęliśmy wraz z Jeff’em i paroma innymi chłopakami. I tak mieliśmy najlepsze zadanie. Inni musieli zbierać trupy, lub czyścić beton z krwi.  
- Idę do sektoru F – powiedziałem i nim ktoś zdążył zaprotestować ruszyłem w stronę lasu. Mam nadzieję, że przeżyła...
***
- Ej, to kolejny trup? - krzyknął łysy  mężczyzna. Drugi z krótkimi blond włosami kopnął białowłosą dziewczynę w zakrwawioną nogę. Mruknęła.  
- Żyje. Weź ją do celi i wyślij do niej Cam'a. Niech ją opatrzy. - powiedział.  
***
Obudziłam się w tej samej celi. Tym razem jednak było jasno. Światło z jarzeniówek raziło mnie w oczy. Rany miałam świeżo zabandażowane. Na krześle wisiała nowa para fioletowych ciuchów a na stoliku jedzenie. Taca, na której znajdowały się tosty z serem. Obok stała karteczka: "Gratuluję przeżycia". Świetnie. Mam nadzieję, że się to więcej nie powtórzy. Usiadłam na łóżku. Sięgnęłam tacę i zaczęłam jeść. Tosty były zimne i bez smaku. Popiłam to wodą. Wstałam i natychmiast tego pożałowałam. Nogi zaczęły się trząść i usiadłam na łóżku.  
- Nienawidzę takiej bezsilności... - mruknęłam. Spróbowałam wstać jeszcze raz. Pomimo zawrotów głowy czułam się nieźle. Przebrałam się w nowy strój i ruszyłam powoli w kierunku drzwi. Wyszłam. Dziś jest ponad połowa ludzi mniej. Zdumiona rozejrzałam się. Za kratami stał on. Jego wzrok mówił jedno.
***
Pamiętam.

Gabi14

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1814 słów i 10244 znaków.

2 komentarze

 
  • ddt

    Też mam takie sny!, ciekawe, że czasem nimi nie są, wtedy budzę się i najlepiej na sto danaście, karwa jeśli zdążę
    ;)

    7 lut 2016

  • Kuri

    Wszystko dobrze, fajny klimat. Takie wymieszanie postapo z Battle Royale, tylko na trochę innych zasadach. Tylko nie mam pojęcia czemu do nich strzelają i o co chodzi z tymi żołnierzami xD Mam nadzieję, że to niedługo wyjaśnisz xD

    7 sty 2016

  • Gabi14

    @Kuri huehuehuehue

    7 sty 2016