I tak to jest cz. II

Przez te kilka dni poznaliśmy swoje plany, marzenia, ambicje. Wymieniliśmy się numerami telefonów i obiecaliśmy sobie, że jeszcze się spotkamy. Miesiąc później przyjechałem do B. by się z nimi zobaczyć. Ugościli mnie w swoim małym, wynajmowanym pokoiku. Zabawiłem tam kilka dni. Wspólnie chodziliśmy do klubów, a potem upojeni alkoholem wracaliśmy na stancję i czytaliśmy fragmenty swoich opowiadań. Ech, co to były za chwile. Tarzaliśmy się w błocie naszych wypocin. Chodziliśmy ścieżkami mitycznych bohaterów, szukając tego jedynego, tego upragnionego celu podróży. Do końca nie wiedzieliśmy czego szukamy i dokąd zmierzamy - my i nasi dzielni bohaterowie. Jednakże nie liczył się wówczas cel, lecz podróż pełna fascynujących doznań i przygód.  
     Czytałem im fragmenty mojej powieści opowiadającej o człowieku, który wędruje po kraju odwiedzając biblioteki w poszukiwaniu książki doskonałej, książki, która odpowiada na wszystkie pytania stawiane przez greckich filozofów - kim jesteśmy, dokąd zmierzamy? W końcu bohater trafia do małej miejscowości, gdzie pracuje jako pomocnik murarza. Po pracy idzie do miejscowej biblioteki i przegląda tytuły, czyta i rozmyśla. W końcu znajduje tą jedyną, tą upragnioną książkę, która wskazuje mu sens. Szperał po regalach, wyciągał książki i czytał. Wszystko w próżnie. Jednak zobaczył książkę owiniętą w szary papier. Na grzbiecie napisane czarnym flamastrem było to słowo, które sprawiło, że zastygł w bezruchu. Tak, znalazłem - powiedział do siebie cicho. Ten tytuł. To jedno słowo. Przecież wszystkie książki zawierają ten sens, który właśnie dla siebie odkryłem. Przecież wszystkie książki świata opowiadają o tym samym. Byłem ślepcem. Jakże nie mogłem tego nie widzieć. Celem każdego człowiek jest szczęście, a szczęściem jest owy tytuł tego zbioru wierszy - człowiek.  
     Człowiek - kim on właściwie jest? Stara się, kocha, idzie do przodu i nagle koniec, czarna dziura, w którą pada z łoskotem. Napisałem tą książkę niespełna rok po naszym pierwszym spotkaniu. O dziwo dość szybko znalazłem wydawcę, który zgodził się wydrukować moje małe dzieło. Jakże byłem wówczas szczęśliwy. Oto spełnił się mój sen - stałem się pisarzem, budowniczym światów nieznanych, stworzycielem. Nieśmiało książka przebijała się przez mnogość nowości, niezliczonych tytułów, by podbić serca czytelników. Moim marzeniem było trzymać w rękach coś co sam stworzyłem, swój własny, literacki świat. Nie chodziło mi o komercyjny sukces, pieniądze sławę. Ja po prostu chciałem być kimś i tym kimś się stałem - chyba.  
     Po tym całym szumie związanym z moją książką zacząłem zastanawiać się czy naprawdę mój bohater..., czy ja odnalazłem sens? Tym sensem był człowiek. Teraz jednak powątpiewam w słuszność mojej tezy. Bo kimże jest człowiek - krucha, niestała istota poddająca się zmysłom natury. Człowiek jest, trwa, by nagle przestać istnieć; zostawia za sobą ten cały bałagan, ten cały syf i umiera. Wszystkie sensy zabiera ze sobą do zimnego grobu. W ogóle czy są jakieś sensy? Jestem, żyję, poznaję nowych ludzi. Kocham, cierpię, nienawidzę, by znowu kochać, cierpieć i nienawidzić - bezsensowne koło życia, które jest marnością, ułudą. Przecież tylko pstryk i nas nie ma. Po cóż ta cała zabawa, ta mistyfikacja? Mój bohater wcale nie miał racji. Nie odszukał sensu. Odszukał jedynie miraż. Człowiek nie jest wcale sensem. Jest oszustwem, które nas omamia i wpędza w nerwice i depresje. Człowiek - to brzmi podejrzanie. Jak mój bohater mógł być tak naiwny? Przecież człowiek to ból, niszczenie i despotyzm? Oszukujemy sami siebie wmawiając sobie, że szczęście to drugi człowiek, nasza ukochana połówka. Przecież ta nasza połowica wysysa z nas życie. Doprowadza do nerwicy i alkoholizmu. Jesteśmy jedynie zwierzętami, których celem jest przetrwanie. Jednak mimo wszystko żyjemy i umierać mało kto chce. To jest zagadka, którą chcę rozwikłać - dlaczego mimo okrutności życia tak bardzo człowiek chce żyć?  
     Niewątpliwie odniosłem literacki sukces. Jednak nie mogłem wówczas powiedzieć, że byłem szczęśliwy. Zatopiłem się w tym moim wymyślonym świecie i nie potrafiłem z niego wyjść. Błądziłem po korytarzach niepewności. Świat zewnętrzny wydawał się mnie taki zły, a ludzie okrutni, bezwzględni czyhający na każde moje potknięcie. Jak ja wtedy nienawidziłem życia. Otaczał mnie fałsz i obłuda. Nagle po sukcesie książki wokół mnie pojawiło się tylu życzliwych, tylu przyjaciół, którzy ponoć od początku wierzyli w mój sukces. Gnoje.  
     Mój bohater nie miał racji, a jego odkrycie oznaczało pogrzebanie się żywcem w świecie kłamstw i niedomówień. Zacząłem zatem pisać kolejną książkę, która miała dotrzeć do prawdy i odpowiedzieć na to fundamentalne pytanie - jaki jest tak naprawdę sens życia i czy w ogóle życie ma jakiś sens? Zaszyłem się w moim ciasnym mieszkaniu. Z okna miałem widok na ulicę i park. Obserwowałem spacerujących ludzi i bawiące się w parku dzieci. Te obserwacje miały zaprowadzić mnie na drogę wiodącą ku prawdzie.

szejkan

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 946 słów i 5317 znaków.

Dodaj komentarz