Zombie Planeta – Opowiadanie Fantastyczno-Apokaliptystyczne [TOM I] [PROLOG]

"Człowiek z natury
jest już jak zombie
jeśli nie posiada
właściciela”


  

Godzina : 23:41 Data : 21.08.2037

  

– Ej Jack – zawołał gruby łysawy chłopak- podaj mi tego nowego świństwa, które wczoraj przywiozłeś, ponoć nieźle kopie – dodał euforycznym niskim głosem, jak na karła przystało.
– Poczekaj, też chce kurwa spróbować. Zaraz sprawdzimy oboje – odpowiedział mu głośno siedzący naprzeciwko 15-letni Jack.
Powoli jakby nie chciał, wstał z pieńka dębu, na którym siedział i poczłapał do namiotu w głębi lasku, w którym przebywali. Wrócił z zielonkawą torbą wielkości kobiecej torebki zarzuconą na lewy bark. Usiadł z powrotem na zeschnięty pień, zdjął torbę z ramienia, po czym otworzył zamek błyskawiczny i wyciągnął ze środka strzykawkę z fioletową zawartością oraz igłą doczepioną na wylocie.
Noc dla tej dwójki zapowiadała się obiecująco, sami w środku ciemnego lasu na obrzeżach miasta Saydcity z nowym narkotykiem do przetestowania. Gruby chłopak o imieniu Mike przyjechał tutaj wraz, że znajomym z tego samego bloku mieszkalnego w Saydcity starym chevroletem z lat 80, trochę zardzewiałym przy tylnym zderzaku, lecz nadal nadający się do jazdy. Gdyby nie te urwane lusterko z lewej strony nikt by nie mógł przyczepić się do tego, że autem jeżdżą niepełnoletnie osoby. Siedzieli obaj naprzeciwko siebie, między nimi iskrzyło na pomarańczowo ognisko, wydając z siebie cichutkie posykiwanie.
– Mówię Ci zajebisty odlot. – mruknął Jack.
– Skoro to takie zajebiste, dlaczego wciąż opóźniasz, wstrzykniecie tego płynu wprost do mojego krwiobiegu ? – Zapytał krzywo Mike.
– Chcesz to trzymaj – krzyknął Jack do kolegi z naprzeciwka i rzucił strzykawką z igłą w niego.
Patyk szybkim ruchem ręki ledwo złapał strzykawkę w locie.
-Pojebało Cię kurwa, chcesz, żebyśmy nigdy tego nie spróbowali – Ryknął konus, nie przejmując się tym czy przypadkiem igła nie wbiła mu się w dłoń i, że mogła wbić się w twarz.
-Zamknij tą swoją paskudną mordę i wstrzykuj – zwracając uwagi na kolegę, tylko wyciągając drugą strzykawkę z torby.
Kluchowaty dzieciak był nazywany na osiedlu patykiem ze względu na wagę, wszyscy się z niego wyśmiewali, wyciągnął lewą rękę leniwie do przodu, podwinął swoją czerwoną bluzę z czarnymi rękawami, wymierzył strzykawkę z igłą i zanurzył ją w żyle.
Poczuł niewiarygodne ciepło w żyle rozchodzące się po całym Ciele. Fioletowy płyn znalazł się w żyle.
Patyk po 20 sekundach wyglądał całkowicie inaczej, jego twarz zmieniła odcień z lekkiego opalonego brązu na lekko czerwony, źrenice zmieniły kolor z seledynowego na fioletowy.
Przestraszony grubasek złapał się za głowę.
– Co się dzieje ? – pomyślał ze strachem, który kiełkował wiele lat jego umyśle.
W zaciśniętych dłoniach trzymał garść włosów z głowy. Ze swojej głowy. Zaczął łapczywie łapać oddech, jakby ktoś przycisnął jego pierś nogą. Włosy zaczęły się sypać z każdej części jego ciała.
Spasiony grubas odleciał, nie wiedział co się z nim dzieje, świat przed oczami wirował, kształty zmieniały swoje rozmiary, kolory zblakły, wszystko widział w odcieniach czarno białych jak na starym Amerykańskim filmie bez głosu.
Nie słyszał tego, co wrzeszczy do niego kolega. Całkowicie zatracił się w swoim świecie, świecie, który teraz był jego ucieleśnieniem piekła. Skóra na dłoniach zaczęła pęcznieć. Wyglądał, jakby dostał uczulenie na użądlenie dużego owada jak szerszeń. Z bólu zaczął drzeć się na cały lasek.
Kiedy Jack widział jak jego kumpel, zmienia wygląd z sekundy na sekundę i krzyczy. Przestraszył się bardziej od niego. Upuścił strzykawkę na ziemię, którą już trzymał igłą przy skórze i zaczął uciekać do swojego chevroleta, który stał za namiotem. Biegł szybko, naprawdę szybko, dyszał z całych sił, przed oczami pojawiały się różne dziwaczne kształty od niedotlenienia mózgu. Kiedy dobiegł do auta, wszystko przed nim zgasło.
Obudził się dopiero następnego dnia z potem na ciele we własnym łóżku, w mieszkaniu wynajmowanym przez jego matkę. Był lekko zdezorientowany najprawdopodobniej przez sen, tak sam sobie wmawiał.
Wstał z łóżka, schylił się po butelkę wody niegazowanej, powoli się napił. Czuł, że ten sen naprawdę musiał narobić mu sporo problemów, skoro całe łóżko było mokre od potu. Zdjął swoją białą koszulkę, którą można było wycisnąć, udał się w stronę łazienki. Szybki prysznic postawił go na nogi, wyszedł z kabiny prysznicowej, po tym zaczął ubierać w to, co akurat wpadło mu w ręce. Stare granatowe dżinsy, czarne skarpetki za kostkę i fioletowy T-shirt w czarne paski. Założył swoje czarne przetarte buty, otworzył drzwi od klatki, zamknął je, trzaskając z całych sił i ruszył biegiem po schodach na piętro wyżej. Waląc do Mike który mieszkał pod numerem 22, nie zastał nikogo. Pewnie poszedł do sklepu, tłusty patyk robił tak każdego dnia z rana, to normalne pomyślał Jack.
Mike dzisiejszej nocy zmarł na zawał serca. Ostatnie jego minuty były dla niego wcieleniem ognia piekielnego. Odzyskał przytomność, kiedy krew zaczęła wydobywać się z oczu, uszu, nosa, a nawet z jego odbytu. Siedemnastoletni tłuścioch pragnął tylko jednego, a była to śmierć. Nie mógł znieść takiego bólu. Napuchnięte ręce zdobiły bąble, które rozdrapane ze względu na swędzenie powodowały straszny smród. Nie mógł otworzyć jednego oka, ponieważ strzykawka upuszczona na ziemię wbiła mu się, kiedy tarzał się po niej, nie mogąc ugasić cierpienia, które dostarczył sobie, wstrzykując narkotyk.
Kiedy padł na ziemie ostatni raz w jego życiu kilka sekund przed zgonem, doznał olśnienia oraz chwilowej trzeźwości, obiecał sobie, że kiedy się obudzi, już nigdy nie zapali i nie zażyje żadnego narkotyku. Los najprawdopodobniej wiedział, iż jego obietnica to kłamstwo. Zawał serca doprowadził do zgonu nad ranem,  
Piętnastoletni Jack nie wiedział, jak to wpłynie na jego życie w przyszłości, lecz przyszłość nie zapowiadała mu niczego dobrego w dalszym życiu.

1 komentarz

 
  • Krystian244

    Zajebiste pisz dalej.

    22 lis 2016