Złodzieje dusz

Kolejny chłodny dzień jesieni dał się poznać od gorszej strony silnymi porywami wiatru, który targał moje długie włosy. Jak zazwyczaj w sobotę, pracowałem w jednym ze sklepów z odzieżą używaną, potocznie zwanym Ciucholandem. Wracając w ciemnościach miasta, omijałem uliczki, gdzie nie było ani jednej latarni. Różne rzeczy dzieją się wieczorami, a już raz zdarzyło się, że napadła mnie grupka zakapturzonych nastolatków, zabierając mi przy tym portfel. Życie nauczyło mnie nie igrać z losem, mimo że potrafiłem być odważny. Gdy podniosłem wzrok z ziemi, w którą patrzyłem się od momentu wyjścia z pracy, dostrzegłem kontur, niskiej osoby stojącej gdzieś z boku bloku.
- Cholera, muszę tędy przejść — mruknąłem i przyspieszyłem krok, kątem oka obserwując postać.
Po chwili zauważyłem, że zaczyna się zbliżać w moją stronę, a ja mogłem ją ujrzeć dokładniej. Niska osoba z kapturem zbliżała się nieubłaganie, aż w końcu zaczęła biec i wyskoczyła mi na drogę. Uniosłem głowę i zobaczyłem na jej twarzy maskę do hokeja. Serce zadrgało, oddech przestał się ujawniać, a płuca wstrzymały pracę. Stałem tak lekko sparaliżowany i patrzyłem na swojego oprawcę, gdy ten przemówił.
- Cukierek albo psikus!
Patrzyłem tak dalej i powoli analizowałem w głowie każde ze słów. Zrozumienie ich zajęło mi dłuższą chwilę. Nie byłem cofnięty w rozwoju, lecz poczułem lekki strach, który zupełnie mnie zdezorientował. Postać powtórzyła ponownie swój schemat.
- Cukierek albo psikus — powiedziała ponownie, zdejmując maskę.
Wtem dostrzegłem twarz dziecka, a dokładnie syna mojego sąsiada. Kamień spadł mi z serca, a w ciele znów zaczęła krążyć krew.
- Wystraszyłem pana prawda? Tata kupił mi ten strój na Halloween — powiedział.
- Jest naprawdę świetny, robi spore wrażenie — powiedziałem, drapiąc się po tyle głowy, co miało w drobnym stopniu pokazać, że nie wystraszyłem się aż tak bardzo głupiego stroju.
- Nie będę już panu zawracał interesu. Pójdę już, bo noc tylko wydaje się długa. Jest mi pan winny cukierka.
- Tak, tak. Dam ci go następnym razem — odpowiedziałem i odprowadziłem dzieciaka wzrokiem.
- Skurwysyn — mruknąłem pod nosem, łapiąc oddech, po czym ruszyłem dalej w stronę domu.
W końcu udało mi się dotrzeć. Wszedłem więc leniwie do windy i wcisnąłem lekko zdrapany numerek trzy. Nagle zadzwonił mój telefon. Moją pierwszą myślą było, że Julka, bo tak na imię mojej dziewczynie, powie mi, że musi zostać dłużej w pracy. Jednak mocno się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że dzwoni jeden ze starych znajomych, z którym kontakt urwał się kilka miesięcy wcześniej.
- Siema stary, jaki dzisiaj mamy dzień? - spytał pełen entuzjazmu.
- Niech zgadnę, dziś jest Halloween?
- Bingo! Wskakuj w strój i wpadaj na imprezę. Gadałem wczoraj z twoją dziewczyną, miała ci przekazać, co i jak.
- Widocznie musiała zapomnieć. No ale w sumie, to nie widzę problemu. Zadzwonię do ciebie za pół godziny i powiem ci czy na pewno będę.
- Dzwoń. Trzymaj się i do zobaczenia.
Rozłączyłem się, a na ekranie pojawił się SMS od Julii. Widocznie musiałem go nie zauważyć.
"Kotku, wyciągnęłam twój stary strój na Halloween, jest na przedpokoju. Jak tylko wrócę, to pójdziemy na małą imprezę."
Drzwi windy otworzyły się, a ja wrzucając telefon do kieszeni, wyszedłem z jeszcze większym mętlikiem w głowie, niż gdy do niej wchodziłem. Zapach na klatce przyprawiał o mdłości, a ciemnozielone ściany, wyglądały, jakby już ktoś na nie wymiotował. Cały blok był jedną wielką ruiną, jednak wraz z dziewczyną nie mogliśmy znaleźć innego mieszkania do wynajęcia. Zmęczona dłoń wślizgnęła się do tylnej kieszeni, wyciągając klucze do drzwi. W tym samym momencie usłyszałem głuche puknięcie. Odwróciłem się za siebie i patrzyłem przez chwilę. Po kolejnym nudnym dniu mózg dodaje sobie rozrywki na pobudzenie. Wszedłem do domu i zapaliłem światło. Ku mojemu zdziwieniu udało się usłyszeć coś jakby zwarcie, a w domu dalej było ciemno. Pobawiłem się kontaktem jeszcze chwilkę, aż w końcu blask, wygonił ciemność w kąty pomieszczeń. Zdjąłem powoli buty i kątem oka zauważyłem coś leżącego na ziemi. W zasadzie wyglądało jakby na ziemi leżała jakaś bluzka i przez próg sypialni wystawał tylko rękaw. Podszedłem bliżej i okazało się, że to nie była żadna bluzka, a długa, czarna szata, a właściwie mój stary strój na Halloween. Przypomniałem sobie, że miałem kilka stroi, takich jak pirat, kowboj, klaun czy duch, demon i inne upiorne maski z dodatkowymi płachtami do okrycia. Jednak większość wyrzuciłem bądź komuś oddałem, zostawiając sobie jeden. Julka nie była zachwycona, bardzo nie lubiła stroju upiornego demona, który zostawiłem, a który aktualnie znajdował się na podłodze. Podniosłem go i otrzepałem, aby pozbyć się nadmiaru kurzu. Obejrzałem go dokładnie z każdej strony, długa czarna szata, nie miała na sobie nawet śladów używania, a okropna maska koloru czerwono-czarnego, mogła przyprawić o dreszcze. Pierwsze, co rzucało się w oczy to psychopatyczny uśmiech tej maski, wszystkie kły, które wystawały, zupełnie jakby gotowe były do rozszarpania dzikiej zwierzyny. Zaśmiałem się przez chwilę i rzuciłem strój na łóżko. Przypomniałem sobie, jak za dzieciństwa razem ze znajomymi, próbowaliśmy rozmawiać z duchami, jak straszyliśmy ludzi w podobnych przebraniach. Moje ciche myśli przerwało skrzypienie drzwi. Odwróciłem się i spojrzałem na drzwi wejściowe, lecz te stały nieruchomo, zamknięte od środka. Niewzruszony ruszyłem do kuchni, aby przed wyjściem zjeść coś ciepłego. Bieda, która towarzyszyła mi od paru dni, sprawiła, że jedyne, co mogłem zjeść to tosty z serem. Zabrałem się za ciężkie zadanie, jakim było znalezienie chleba, aż nagle usłyszałem kroki na przedpokoju. Wychyliłem się z lekka i zerknąłem w tamtą stronę.
- Julia — zawołałem - wróciłaś już?
Jednak z czterech ścian nie wydobył się żaden głos ani dźwięk. Uznałem, że musiało mi się przesłyszeć, gdy po chwili kroki, zamieniły się w odgłos podobny do drapania w ścianę. Oderwałem się od przygotowywania kolacji i poszedłem na przedpokój. Gdy stanąłem na samym środku, poczułem dziwny chłód, lekki powiew zimnego wiatru. Zajrzałem do pokoju i w tym momencie moje ręce zadrżały. Ktoś, lub coś stało w kącie pokoju. Mimo strachu, który ogarnął moje ciało, zrobiłem krok przed siebie i wszedłem do środka. Patrzyłem tak przez chwilę i dostrzegłem, że przestraszyłem się głupiego kostiumu. Podszedłem bliżej i zdjąłem go z wieszaka, na którym wisiał.
- Nieźle mnie wystraszyłeś kolego, ale dzisiaj to ja chcę straszyć — mruknąłem pod nosem i rzuciłem go na łóżko.
Wróciłem spokojnym krokiem do kuchni i już po chwili mogłem coś zjeść. W trakcie jedzenia przerwałem żucie i zacząłem się zastanawiać na sytuacji, która miała wcześniej miejsce w pokoju. Zacząłem od początku przypominać sobie, co robiłem po wejściu do domu, aż do momentu, gdy zebrałem z ziemi mój kostium. Wtedy uświadomiłem sobie, że rzuciłem go na łóżko, a nie zawieszałem w pokoju. Moją dedukcję znów przerwał dźwięk drapania. Ciało zadrżało, serce zwolniło swój bieg, a w głowie rodziły się setki pomysłów, co zaraz może nastąpić. Chwyciłem ręką nóż i ruszyłem w stronę pokoju. Przy samym progu zatrzymałem się, aby wyrównać oddech i gdy nabrałem odwagi, wbiegłem do pokoju z wysuniętym nożem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu sprawcy tego ów drapania, lecz nadaremno. Dźwięk ucichł, a strój, który rzuciłem na łóżko, leżał dalej w tej samej pozycji. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem się zastanawiać czy oglądanie tylu chorych filmów wyjdzie mi kiedyś na dobre. Wyszedłem z pokoju i wchodząc do kuchni, poczułem coś wilgotnego pod stopami. Spojrzałem na podłogę, a na niej leżała czarna płachta z czymś przypominającym wyraz twarzy. Zszedłem ostrożnie, po czym podniosłem dziwne coś pod światło. Dziwne coś okazało się być kostiumem, zupełnie takim samym jak ten w pokoju, jednak różnił się on maską, która pomimo czarnego koloru, posiadała bardzo smutną minę, a duży zdeformowany nos. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer dziewczyny. Gdy czekałem, aż odbierze, z pokoju wydobywał się znów dźwięk drapania, ale tym razem towarzyszył mu odgłos przesuwania mebli. Nie wiedziałem, co się dzieje, więc powoli ruszyłem w kierunku pokoju, gdy wreszcie odebrała Julia.
- Mów szybko, jestem zajęta — powiedziała.
- Słuchaj, w który strój mam się ubrać, oba leżały na ziemie, jeden jest twój?
- Nie rób sobie żartów, miała przeczucie, że nie będziesz chciał iść. Pójdziemy tam tylko na godzinkę i wracamy do domu, obiecuję. Ubieraj tego cholernego klauna i nie czekaj na mnie, spotkamy się na miejscu, pa.
Gdy Julia się rozłączyła, stałem przed pokojem sparaliżowany strachem. Łóżko, szafa, stolik i wiele innych mebli, po prostu zniknęło, a na samym środku stała postać, ubrana w kostium, który wcześniej rzuciłem. Z przerażenia, wypadł mi z rąk telefon oraz drugi strój. Stałem tak i patrzyłem, jak tajemnicza postać wyciągała swoją rękę w moim kierunku.
- Kim ty kurwa jesteś? - spytałem.
Postać dalej stała z wyciągniętą ręką w moją stronę, aż po chwili przemówiła.
- Przybyliśmy, gdyż poczuliśmy zachwianie w twojej duszy — powiedział ochrypły głos, który rozbrzmiał w całym domu i odbijał się od ścian jak echo. Wtem poczułem, jak coś wdrapuje się po mojej nodze. Piszczele bolały, jakbym uderzył nimi w ścianę, a na kolanie pojawiła się smolista dłoń, zakończona długimi pazurami. Kostium, który wypadł mi na ziemię, zaczął nabierać kształtów i powoli powstawać z ziemi, aż stanął tuż obok mnie patrząc się przeszywająco żółtymi ślepiami w moje oczy.
- Oddaj nam część mroku, który zadomowiłeś u siebie — powiedziała nowa postać.
- Boże, broń mnie proszę! - krzyknąłem, lecz pierwsza postać szybko mi przerwała.
- Boga od paru chwil nie ma tutaj z nami.
- Zostawcie mnie w spokoju, kim wy jesteście do jasnej cholery?!
Pierwszy upiór wyszedł z pokoju i podszedł tak blisko, że udało mi się poczuć zapach zgnilizny, po czym przemówił.
- To jest Amudiel, jeden z siedmiu elektorów Piekła, a na mnie możesz mówić Ariok, jestem jednym z najgorszych wysłanników samego pana i władcy piekieł.
Serce biło coraz szybciej, a nogi z waty zrobiły krok w tył. Zaniemówiłem, nie potrafiłem się odezwać, gdy nagle Amudiel zamachnął się swoimi pazurami, raniąc mój brzuch. Upadłem na ziemię i nie spuszczając demonów z oczu, cofałem się pod drzwi.
- Zabicie człowieka jest całkiem zabawne. W jednej chwili można zabrać mu wszystko, co ma i co będzie mieć — rzekł Ariok.
- Pamiętaj jednak, że ludzie są przerażający dopiero w chwili śmierci, to głównie przyczyna, która odtrąca od zabierania dusz do piekielnych lochów.
- Ten człowiek jest tylko marnym kawałkiem mięsa, niegodnym imienia, nic mnie nie odtrąci przyjacielu.
Patrzyłem tak na nich i wsłuchiwałem się w ich rozmowę, gdy nagle poczułem, że jakaś niewidzialna siła unosi mnie do góry. Po krótkiej chwili wisiałem jak żyrandol, przygwożdżony przez coś do sufitu. Demony spojrzały na mnie, po czym zacząłem się dusić, a moje ciało było rozrywane przez niewidzialną siłę. Gdy moje ubranie zostało porwane, krew zalała mój korpus, upadłem bezwładnie na podłogę.
Oprawcy patrzyli dalej na mnie, a ja obserwowałem ich i każdy kolejny ruch. Mimo wszystko bałem się na tyle, że nie mogłem nic zrobić.
- Pamiętaj, że śmierć przyjdzie zaraz po nas — powiedział Amudiel.
- W ludziach nie ma woli do życia. To czysty strach przed śmiercią daje dodatkowe sekundy życia — przemówił Ariok.
- Lecz pamiętaj, że gdy znikniemy my, zniknie też strach, a z nim twoja dusza, cierpienie i życie.

VastoLorde

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 2285 słów i 12346 znaków.

1 komentarz

 
  • DziecieChaosu

    Wooow <3 Napięcie i "skurwysyn" ekstra :D Jestem pod wrażeniem  :bravo:  piszesz co raz lepiej :)

    31 sie 2017