Shayia I

- Dzięki Matt!
Sara rzuciła mi się na szyję lekko mnie podduszając. Mimo to objąłem ją i odwzajemniłem uścisk próbując złapać oddech. Cieszyłem się jej szczęściem. Dziewczyna dzisiaj obchodziła siedemnaste urodziny. Była moja najlepsza przyjaciółką od zawsze, a od jakiegoś czasu kimś więcej.
Miała długie idealnie proste brązowe włosy, szczenięce wesołe oczy, ponętne czerwone usta, które przyciągały uwagę wszystkich wokół. Przy moim metrze osiemdziesiąt ledwo sięgała mi do piersi. Zawsze wokół niej kręciły się tłumy adoratorów, ale ona ignorowała je pochłonięta własnymi sprawami. Nigdy nie ubierała się jak dziewczyna. Wieczna chlopczyca. Wiele lat temu straciła ojca, który przebywał na misji w Afganistanie. Chciała pójść w ślady pułkownika Wilsona i swoich starszych braci. Wiedziałem już od dawna że czeka ją wielka kariera w wojsku, dzięki jej błyskotliwemu umysłowi i osiągnięciom braci i ojca.
- Nie ma za co księżniczko - szepnąłem jej do ucha całując szybko w policzek.
Patrzyłem jak zapinana sobie delikatny łańcuszek na szyi tuż obok nieśmiertelnika, ostatniego prezentu od ojca. Uśmiechnąłem się do niej i rozczochrałem jej włosy. Sara przejechała palcami po nieśmiertelniku i posmutniała. Do jej oczu napłynęły łzy. Objąłem dziewczynę ponownie mocno przyciskając do siebie.
- Napewno byłby z ciebie dumny - powiedziałem delikatnie kołyszac nami.
- Tak bym chciała żeby żył - wyszeptała cicho szlochając.
- On żyje. W twoim sercu i wspomnieniach.
Gdy Sara się uspokoiła puściłem ją i spojrzałem w oczy delikatnie się uśmiechając.
Poszliśmy na plażę. Dziewczyna od razu pobiegła na molo. Uśmiechnąłem się i ruszyłem za nią. Przeskoczyła barierkę i usiadła na krawędzi. Stanąłem za jej plecami, opierając się o balustradę, patrząc na zachod słońca. Dzisiejsza noc miała być bez księżycowa.
- Matt? - wyszeptała cicho dziewczyna. Spojrzałem prosto w jej oczy. - Pamietasz jak się poznaliśmy?
Oczywiście, że pamiętałem. Było to dokładnie dwanaście lat temu. Miałem wtedy siedem lat. Był gorący sierpniowy dzień. Synoptycy zapowiadali na wieczór burzę dekady. Po obiedzie z rodzicami poszliśmy na spacer. Od niedawna mieszkaliśmy w zatoce, więc od rana prosiłem ich żeby pójść na plażę. Po wielu prośbach zgodzili się.
Tuż przed wejściem na plażę zdjeliśmy buty. Matka zabroniła mi zbliżać się do wody, żeby nie zmoczyc ubrań. Wiedziałem, że powód był inny. Było gorąco więc ubrania wyschłyby szybko. Matka panicznie bała się wody. Nigdy nie nauczyła się pływać, nawet nie próbowała. Wszystko przez to, że na jej oczach utopiła się jej starsza siostra.
Matka złapała mnie za rękę gdy tylko weszliśmy na plażę.
- Mamo, tato chodźmy na molo proszę - wykrzyczałem ciągnąc matkę za rękę.
- Pędź sokole - powiedział ojciec z uśmiechem - tylko nie wychylaj się za barierkę, bo spadniesz i się utopisz.
Pokiwałem poważnie głową. Miałem już całe siedem lat i potrafiłem o siebie zadbać. Matka puściła moją rękę z ociąganiem.
Z radosnym okrzykiem popędziłem przed siebie. Po chwili lekko zdyszany stałem już na końcu mola. Odwróciłem się do rodziców i pomachałem im radośnie. Ojciec odwzajemnił gest. Matka tylko stała i patrzyła. Popatrzyłem na wodę przez barierkę. Było jej tak dużo. Kątem oka zauważyłem mała dziewczynkę siedząca po drugiej stronie barierki z nogami spiszczonymi w dół. Patrzyła przed siebie.
- Nie powinnaś tam siedzieć - powiedziałem naśladując surowy głos ojca. Dziewczynka spojrzała na mnie nie rozumiejącym spojrzeniem. - Chyba nie chcesz spaść i się utopić.
- Nie. Chyba nie... - zawahała się, - ale tatuś mówi, że jak będę uważać to nic mi się nie stanie, poza tym umiem pływać.
Rozejrzałem się. Poza moimi rodzicami na molo nie było żadnego dorosłego.
- A gdzie twój tato? - spytałem.
- Daleko. Czekam tu na niego. Mój braciszek mówił, że dzisiaj ma wrócić. Zawsze tu na niego czekam, żeby wiedział gdzie mnie znaleźć - powiedziała patrząc znów na wodę.
- Nazywam się Matt, a ty?
- Sara.
Poczułem dłoń ojca na ramieniu. Spojrzałem w górę na niego.
- Widzę, że masz nową koleżankę - powiedział. Pokiwałem głową - Ale chodźmy juz. Mama chce już wracać do domu.
- Jeszcze chwilę proszę dopiero przyszliśmy - powiedziałem patrząc na ojca błagalnie.
- Wiesz, że mama boi się wody i to dla niej męczarnia przebywać blisko wody.
- No to niech idzie sobie, a ja tu zostane razem z tobą. Proooooszeeeee.
Ojciec zaśmiał się i pokręcił głową. Obydwoje wiedzieliśmy, że to tak nie działa. Spojrzałem ma Sarę. Jej wyraz twarzy nie zmienił się ani trochę. Dalej siedziała nieruchomo patrząc przed siebie.
Obok mnie z nikąd pojawił się mężczyzna w mundurze wojskowym. Popatrzył z szerokim uśmiechem na dziewczynkę.
- Spocznij żołnierzu - powiedział ciepłym głosem.
Sara natychmiast się poderwała. Przeszła zwinne przez barierkę i rzuciła mężczyźnie na szyję.
- Tatuś - krzyknęła radośnie.
Mężczyzna obracał ją chwile w powietrzu. Po czym postawił dziewczynkę na ziemi.
- Byłaś grzeczna księżniczko? - Sara energicznie pokiwała głową. - Dylan Wilson - przedstawił się podając rękę ojcu i mi.
- Tom, to mój syn Matt, a tam dalej stoi żona Mary.
- Jesteście tu nowi czy przejazdem? - spytał pan Wilson.
- Mieszkamy tu od miesiąca - odparł ojciec.
- To by tłumaczyło czemu nigdy wcześniej was nie zauważyłem - popatrzył na nas badawczo. - Może zajrzyjcie jutro do nas na grilla?
Odgoniłem wspomnienie.
- Pamiętam.
Słońce już zniknęło pod powierzchnią wody.
- Zbierajmy się - powiedziałem.
Sara zwinnie przeszła przez barierkę. Złapałem ją za rękę. Mieszkała tuż przy plaży. Więc spacer nie trwał długo. Na pożegnanie pocałowała mnie w policzek i wbiegła do domu.
Wsadziłem ręce do kieszeni bluzy. Szedłem przed siebie bez określonego celu. Nie spieszyło mi się do domu. Moja głowa była zapełniona najróżniejszymi myślami. Zaczynając od wyniku ostatniego meczu Czerwonych Diabłów, a kończąc na kolejnej szmacie z matematyki.
Nagle powiał zimny wiatr. Przeszedł mnie dreszcz. Po drugiej stronie ulicy z nikąd pojawiła się klęcząca, zakrwawiona dziewczyna. Miała czarne rozczochrane włosy sięgające ramion i delikatne piegi na nosie. Była nienaturalnie blada. W ręce trzymała wysadzany rubinami sztylet. Spojrzała na mnie intensywnie swiecącymi niebieskimi oczami. Uśmiechnęła się z jej ust trysnęła krew. Cofnąłem się o krok. Dziewczyna zniknęła.
Szybko ruszyłem do domu. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, pobiegłem do łazienki i zwymiotowałem. Leżałem chwile w konwulsjach.
Wstałem chwiejnie i spojrzałem na swoje odbicie. Byłem chorobliwie blady. Moje źrenice były rozszerzone. Prawie całkowicie zakrywały szare tęczówki. Ochlapałem twarz zimną wodą. Od razu poczułem się lepiej.
Chwiejnym krokiem wyszedłem z łazienki. Wszedłem do swojego pokoju zamykając szczelnie drzwi. Zsunąłem buty i opadłem na łóżko od razu zapadłem w głęboki sen.
Szedłem zamgloną ulicą. Od strony zatoki wiał zimny wiatr. Co chwilę przebiegał po mnie zimy dreszcz. Wokół panowała atmosfera oczekiwania, mimo że byłem sam.
Przede mną pojawiła się dziewczyna z blond włosami splecionymi w warkocz. Miała na sobie niebieską sukienkę do kolan z lekko bufiastymi rękawami, przywiązana w pasie srebrnym pasem. Patrzyła na mnie lodowo-niebieskimi oczami. Jednak byłem pewien, że mnie nie widziała.
- Koniec jest już bliski - powiedziała cichym głosem.
Krzyknąłem.
- Matt wstawaj!
Usiadłem cały mokry od potu na łóżku. Cały pokój był oświetlony ciepłym popoludniowym światłem. Oddychałem ciężko.
- To był tylko sen, tylko sen.
Wstałem z łóżka rozpoczynając kolejny dzień. Zjadłem szybko późne śniadanie i od razu wybiegłem na dwór. Miałem się spotkać z kumplami na boisku.
Tradycyjnie graliśmy do momentu, w którym było widać piłkę. Z ociąganiem rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Postanowiłem pójść dłuższą drogą. Nigdzie mi się nie spieszyło.
Znad zatoki wiał zimny wiatr. Zapiąłem bluzę i wsadziłem ręce do kieszeni. Z nikąd pojawiła się mgła. Przeszedł mnie dreszcz gdy zorientowałem się, że jestem na ulicy ze snu. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Przyspieszyłem. Po chwili zerwałem się do biegu.
Usłyszałem cichy świst i poczułem, że coś wbija się w moje serce. Przewrociłem się. Przycisnąłem ręce do klatki piersiowej. Poczułem na nich ciepła ciecz. Zakaszlałem, wypluwając z ust krew. Ogarnęła mnie ciemność. Czułem jak się wykrwawiam. Próbowałem złapać oddech. Właściwie walczyłem o to. Czułem, jak cały się trzęse.
Więc to nie był sen, nagle przebiegło mi przez myśl. Koniec faktycznie był blisko. Uśmiechnąłem się w duchu wypluwając kolejne fale krwi.
Zwinąłem się w kłębek. Przed oczami pojawiały mi się po kolei twarze rodziców, Sary i kumpli, potem obrazy domu, morza, boiska, a na samym końcu wspomnienie poznania Sary, naszego pierwszego pocałunku i wczorajszego wieczoru.
Ból nagle odpłyną, a ja przeniosłem się w nicość.
                                                                      
Komentujcie, udostępniajcie, piszcie do mnie i najważniejsze czytajcie bo to zajebiście motywuje!!!

ChateFranciase

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 1768 słów i 9521 znaków.

2 komentarze

 
  • RiseOne

    Wydaje się ciekawe. Jedyne co mi się nie podoba, to używanie zwrotu "księżniczko". Z powodów osobistych nie znoszę tego.

    29 cze 2016

  • ...

    ciekawe,ale czy zamierzasz dodać kolejną część?;)

    2 mar 2015