Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Sen~

Czasem było to jedynie niewinne złudzenie. Unosiło się nad moją głową, jak bańka mydlana. Gasło światło a moje życie stawało do góry nogami. Kręciło się, wywijało na drugą stronę. Mózg zamieniał mnie w wariatkę, śmiejąc się głośno ze swoich poczynań.
   Na początku zawsze zaczyna się powoli. Zamykam powieki i próbuję się wyciszyć. Przychodzi ukojenie, ale chwilę później przenoszę się w miejsce, gdzie wszystko się zaczyna. Zamyka mnie w klatce wyobraźni, gdzie przyzwoitość i zahamowania wyrzuca się do kosza tuż po zaśnięciu.  
Miejsce, które odwiedza mój umysł to las. To takie przewidywalne, na dodatek jestem sama. Słyszę tylko ciche pohukiwanie sowy. Nie boję się. Wyjątkowo, choć księżyc obserwuje każdy mój ruch a wiatr wieje mocniej, kiedy kroczę pewnie przed siebie. Przed moimi oczami wyrastają schody i nie wiedząc dokąd zmierzam - schodzę w dół, dostrzegając tylko swoje bose stopy. Zimny beton wywołuje gęsią skórkę, ale to mnie nie powstrzymuje. Moje nogi mimowolnie podążają nieznajomą drogą. Strach nie pali krwiobiegu, nie przyspiesza bicia serca. Nie odczuwam niczego innego oprócz ciekawości, która karze mi iść uparcie do nieznanego celu. Po jakimś czasie lodowaty beton zamienia się w miękką trawę a moja szyja przyciąga nieznajome usta. Przyjemnie. Ciepłe, miękkie wargi zjeżdżają niżej, łaskocząc skórę tuż pod obojczykami. Mimowolnie się uśmiecham, choć powinnam być zaniepokojona. Czyjaś wielka dłoń łapie mnie w pasie a następna chwyta z drugiej strony. Przyjemne ciepło zalewa mnie od stóp do głów. Tańczę z cieniami. Obracają mnie w kółko, układają na swoich umięśnionych ramionach, jakbym dopiero się narodziła. Przybliżają się i oddalają, nadając kierunek moim bladym nogom. Słyszę śmiech i śpiew ptaków. Zapuszczam się głębiej w nieznany las a cienie nieprzerwanie idą obok, co jakiś czas wyprzedzając i całując mnie w szyję. Jestem otumaniona ich pięknym zapachem i delikatnym dotykiem. Poddaję się, nie krzyczę. Pragnę, aby dalej towarzyszyli mi w wędrówce.  
  Rzędy drzew powoli znikają a w ich miejsce pojawia się piasek. Pustynia. Dociera do mnie, że jestem spragniona i z każdą minutą słońce wysysa ze mnie potrzebną mi do przeżycia energię. Cienie starają się osłaniać moje rozgrzane ciało. Ich delikatny, ciepły dotyk zamienia się w lodowe sople i czuję ulgę. Nie przerywają pocałunków. Nadal próbują nacieszyć się moim ciałem. Stopy zagłębiają się w piasek i tracę siłę. Cienie wzdychają ze smutkiem, mówiąc coś do siebie niezrozumiałym dla mnie językiem. W mojej głowie pojawia się tylko jedna myśl - TO JUŻ NIEDŁUGO.  
   Czuję pod stopami wodę. Cienie śmieją się, chwytając mnie za ręce. Przypierają do drzewa i całują z zachłannością, której nie okazywali wcześniej. To nie ten sam, delikatny dotyk. Ich palce parzą, pozostawiając na moim bladym ciele czerwone, bolesne kółka. Próbuję odepchnąć ich ciemne ciała, ale to na nic. Moje ręka przenika je na wskroś, gdy tylko chcę się uwolnić.  
   Nie mam siły. Jestem bezwładnym ciałem, na które działa grawitacja. Osuwam się na ziemię, mocząc przy tym zwiewną sukienkę. Woda nie koi bólu ani zbłąkanych myśli, które próbują uwolnić się z mojej głowy. Cienie chyba odeszły. Nie wiem. Nie jestem w stanie otworzyć oczu. Mam ochotę zasnąć. Zasnąć i się nie obudzić.
   Poranek wita mnie pierwszymi promieniami słońca. Ciało nadal boli i każdy najmniejszy ruch wywołuje ból. Naiwna. Nie ma nic za darmo, prawda? Nic nie mogło być takie piękne do samego końca, jak cudownie zapowiadający się początek. Tęsknota za ciepłymi, delikatnymi pocałunkami przywołuje większe cierpienie.  
    Nie wiem, gdzie jestem. Moje oczy nabierają powoli ostrości. Obok mnie leży opalony, półnagi blondyn. Jego włosy są dłuższe od moich. Pasma pięknych, zadbanych, błyszczących włosów zakrywają połowę klatki piersiowej. Oddycha spokojnie. Nie wiem, ile czasu obserwuję jego przystojną twarz, ale nie mogę oderwać od niej wzroku. Wyraziste brwi, długie, gęste rzęsy, lekko rozchylone usta, wyraźnie zarysowana szczęka, lekki zarost. Jego wygląd przypomina księcia na białym koniu, jak we wszystkich tych pięknych baśniach dla dzieci.  
Rusza się niespokojnie przez sen, szepcząc przy tym niezrozumiałe dla mnie słowa. Jego mięśnie napinają się i drgają, aż w końcu budzi się przestraszony. Rozgląda dookoła, a gdy jego wzrok zatrzymuje się na mojej twarzy, odskakuje mimowolnie w bok.  
- Zostaw mnie - wydobywa się z jego ust rozkaz, na pewno nie prośba. Uśmiecham się na dźwięk tych śmiesznych słów. Moja reakcja najwidoczniej jeszcze bardziej go niepokoi, bo odsuwa się jeszcze kawałek.  
- Nie mnie powinieneś się bać, a cieni, które wysysają z ciała wszystkie pozytywne uczucia, początkowo sprawiając radość i przyjemność - mrużę oczy. Jego włosy są naprawdę piękne. Lśnią, mimo, że woda sprawiła, że lekko oklapły na jego głowie. Zaciska zęby, jakby przypomniał sobie o czymś istotnym. Spogląda na mnie nieufanie, by potem usiąść blisko mnie.  
- Jak się stąd wydostać? - pyta. Jego głos sprawia, że przechodzą mnie ciarki. Jest ciepły, przyjemny a zarazem nieosiągalny i niebezpieczny.  
- Musisz się tylko obudzić - pada odpowiedź z moich ust. Przekręca głowę w bok, podpierając się ręką. Uśmiecha się, ale mam wrażenie, że jest zdenerwowany swoją bezsilnością i nieporadnością. Wzdycha i powraca do pozycji leżącej. Milczy, bawiąc się palcami. Mam ochotę ciągle przyglądać się jego włosom, oczom, małym pieprzyku tuż pod nosem, ustom, wyraźnie zarysowanym mięśniom. Ma w sobie coś, co przyciąga, jak magnez. Powstrzymuję się, spoglądam przed siebie.  
- Nie chcesz powrócić do rzeczywistości? - jego pytanie zbija mnie z tropu. Nagle czuję chłód bijący od wody, w której w połowie jestem zanurzona. Czuję, jak na mnie spogląda. Ten wzrok podnieca, intryguje.  
- Moje życie wciąż tak wygląda, z innymi efektami specjalnymi - śmieję się z własnej wypowiedzi, przypominając sobie o złodziejach, którzy oskubali mnie z ostatnich pieniędzy.  
- Może jest w tym jakiś urok - wciąż mnie obserwuje, przez co czuję się cięższa o jakieś dziesięć kilo. Dominuje nade mną, choć wcale mnie nie dotknął.  
- Może z czyjeś perspektywy. Teraz zamknij oczy, pomyśl o sobie i powróć do rzeczywistości - szepczę, nie mogąc dłużej znieść widoku jego pięknych, zielonych oczu z domieszką niebieskich cętek.  
- Dlaczego? - marszczy brwi, jakbym mówiła w zupełnie innym języku, choć sam przed chwilą szukał sposobu, by powrócić do realnego świata.  
- Nie pasujesz tutaj - nie czekam z odpowiedzią. Spoglądam na jego przystojną twarz, piękne włosy i ciało. Na wzrok, który przypomina o wygłodniałym, niebezpiecznym zwierzęciu i jakaś nieznajoma siła sprawia, że żałuję słów tuż po ich wypowiedzeniu.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1258 słów i 7101 znaków, zaktualizowała 31 maj 2016.

1 komentarz

 
  • agnes1709

    Cóż mogę powiedzieć...? Jak zwykle - PIĘKNE!!!

    17 cze 2016

  • Malolata1

    @agnes1709 dziękuję po raz kolejny, ale aktualnie nawet nie mam weny :(

    11 lip 2016

  • agnes1709

    @Malolata1  Nie łam pióra, ja też nie. Proponuję zimne piwko:)

    11 lip 2016

  • Malolata1

    @agnes1709 Haha, antybiotyk nie pozwala. :D

    11 lip 2016

  • agnes1709

    @Malolata1  PO zakończeniu kuracji!

    11 lip 2016