Przeklęta - 23 | Zamknięta

Przez chwilę miałam ochotę się roześmiać. Na jakiej niby podstawie aresztowano mnie za zabójstwo Diany? Nie było żadnych dowodów. Przesłuchiwano mnie odnośnie tej sprawy, lecz śledztwo było bezowocne. Sprawę zabójstwa zamknięto. Żaden z policjantów już mnie nie przesłuchiwał, nie wypytywał o ten wieczór, bo wszyscy pogodzili się z tym, że nie dowiedzą się, co się dokładnie wtedy stało i jak zginęła Diana. Teraz nagle aresztowano mnie na środku ulicy? Serio?
Już otwierałam usta, by wszcząć kłótnię, kiedy zrozumiałam, że to nic nie da. Spojrzałam w oczy policjanta, który zamykał na moich nadgarstkach lodowaty metal i stało się dla mnie jasne, że to nie był zwyczajny policjant. Zapewne wstał rano, jak każdego dnia, wypił kawę i nawet nie podejrzewał, że właśnie tego dnia opęta go duch i każe mnie aresztować. Jego oczy były martwe, a uśmiech złowieszczy, nieludzki. Takiego widoku nie mogłam pomylić z żadnym innym. W środku już nie było człowieka.
Mimo wszystko instynkt samozachowawczy szeptał mi, żebym próbowała się wybronić, jednak nie pozwoliłam sobie na to. Miałam się kłócić z duchem? Błagać o litość? Duma jeszcze nie była całkowicie obcym mi pojęciem. Jednak z drugiej strony… co będzie, jeśli nic nie zrobię? Wsadzą mnie do więzienia?
Robiło się już ciemno, więc gdy zawlekli mnie do policyjnego samochodu, jego światła chlasnęły mnie po oczach niczym ostry nóż. Wsiadłam do środka z mocno bijącym sercem i poczułam, jak ogarnia mnie panika. Co miałam teraz zrobić? Nawet nie miałam jak skontaktować się z Adamem. Zresztą, czy Adam byłby w stanie wydostać mnie z więzienia? Nie miał kto wpłacić za mnie kaucji. Wszyscy, którzy byli mi bliscy, już nie pamiętali o moim istnieniu. Cholera. Musiałam sobie poradzić sama. Cokolwiek by się działo, nie mogłam zostać zamknięta.
Patrzyłam na policjantów i wypełniałam się rozpaczą. Żaden z nich nie był sobą i nie myślał racjonalnie – w każdym widziałam obecność ducha. Jeden z nich prowadził samochód tak mechanicznie, jakby był marionetką. Wyjące syreny świdrowały moją głowę. Chciało mi się płakać. Specjalnie poszłam do domu po moje rzeczy, tymczasem zostałam aresztowana i wszystko, co udało mi się zabrać, zostało na ulicy. Nie miałam ze sobą już nic. Byłam bezdomna, bezsilna i w dodatku aresztowana. Bomba.
Gdy z piskiem opon zajechaliśmy pod komisariat, nieco się przeraziłam na widok ludzi w białych kitlach. Wypchnięto mnie brutalnie z samochodu, a jakaś pielęgniarka złapała mnie mocno za rękę. Jej uścisk był tak silny, że aż jęknęłam. Co to miało być?
- Zgodnie z umową – usłyszałam zgrzytliwy głos policjanta. Spojrzałam z przerażeniem na kobietę, która mnie trzymała. Uśmiechała się dobrotliwie, ale w jej uśmiechu było coś dzikiego.
- Co robicie? – pisnęłam.
- Nie pójdziesz do więzienia – powiedziała delikatnym głosem, który przeraził mnie bardziej niż jakby krzyknęła. – Pójdziesz z nami. Pomożemy ci. Wyleczymy.
- Co? – wyjąkałam. – Ale ja nie jestem chora.
Uścisk wzmocnił się.
- Jesteś, moja droga. Jesteś niezrównoważona. Dlatego zamordowałaś tę dziewczynę. Ale my ci pomożemy.
Dopiero wtedy ją rozpoznałam – to była pielęgniarka ze szpitala, w którym wylądowałam po tym, jak spadł na mnie szyld sklepu. Jason wykłócał się z nią, ponieważ uważała, że nie zachowałam się jak zrównoważona osoba. To było wtedy, gdy przyśnił mi się tata i gdy czułam się tak, jakbym leżała w grobie. Jej ówczesne słowa mogły po mnie spłynąć, ale to, co teraz się działo…  
- Chcecie mnie zamknąć w psychiatryku? – krzyknęłam i nagle poczuwszy jakąś siłę, wyrwałam się z jej uścisku. Zabolało, bo ręce miałam dalej skute kajdankami. – Chyba was całkiem popieprzyło!  
Kobieta zacisnęła zęby.
- Zabrać ją – poleciła komuś, kto stał za mną. Natychmiast zostałam pochwycona przez dwóch silnych mężczyzn. Nagle na miejscu samochodu policyjnego pojawił się biały ambulans. Jego widok niesamowicie mnie przeraził. Już sama nie wiedziałam, co było gorsze – więzienie czy zakład zamknięty. To, co się działo, było cholernie surrealistyczne. Nagle z boku zauważyłam dwie osoby, które przyglądały się scenie w milczeniu – Jasona i tę dziewczynę, z którą widziałam go w herbaciarni. Trzymali się za ręce i obserwowali, jak wciągają mnie do ambulansu, by wywieźć do psychiatryka. Mieli martwe oczy. Choć powinnam być już do tego przyzwyczajona, wszystko mnie bolało, gdy widziałam, jak obojętnie Jason na mnie spoglądał. Nie myślałam już o mojej dumie. Zaczęłam krzyczeć. Głośno i tak, jakbym była ranna.
- Jason! – krzyknęłam, wierzgając się, byle tylko nie wsiąść do ambulansu. – Jason! Nie pozwól im mnie zabrać! Nie! – wrzeszczałam, ale nie dawałam rady dwóm mężczyznom, tym bardziej, że miałam unieruchomione ręce. Wrzucili mnie brutalnie do środka, jakbym była workiem z ziemniakami. Ostatni raz spojrzałam z rozpaczą na Jasona, który dalej tylko stał i przypatrywał się całej scenie. Zaraz potem zatrzaśnięto za mną drzwi.  Siedziałam, drżąc, gdy nagle drzwi z powrotem się uchyliły i zobaczyłam w nich tego policjanta, który mnie aresztował. Wyszczerzył zęby w okropnym uśmiechu i powiedział głosem, który z całą pewnością nie należał do człowieka:
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Drzwi znów się zatrzasnęły, a ja poczułam, że już dłużej tak nie mogę. Odchyliłam się do tyłu, właściwie nie przejmując się tym, czy mam się o co oprzeć. Mój tułów i głowa runęły na podłogę, a ja chciałam tylko zasnąć i już nigdy się nie obudzić.
***
Obudziłam się w jakimś pokoju. Przez chwilę nie byłam w stanie unieść powiek. Całe moje ciało było ociężałe, tak jakbym się bardzo dużo najadła. Niestety, mój żołądek świecił pustkami, a moje otępienie miało inny powód. Parę minut zajęło mi, zanim zdołałam sobie wszystko przypomnieć. Próbowałam wstać, ale zorientowałam się, że byłam przywiązana do łóżka. Co, do cholery?
W tym samym momencie otworzyły się drzwi i do środka weszła jakaś starsza pani. Automatycznie wepchnęłam się w głąb łóżka, choć miała dobrotliwą twarz… aż nazbyt dobrotliwą.
- Obudziłaś się – stwierdziła przyjaznym tonem, podchodząc do mnie. – Przepraszam, musieliśmy cię przypasać, bo jesteś wyjątkowo ciężkim przypadkiem. Musieliśmy mieć pewność.
Gardło miałam strasznie wysuszone, ale wycharczałam:
- Nie jestem żadnym przypadkiem. Jestem zdrowa.
- Oj, nie sądzę, kochanie. – Pogłaskała mnie po głowie jak psa. – Ale pomożemy ci. – Wyjęła z kieszeni fartucha buteleczkę z jakimiś lekami. – A teraz otwórz proszę buzię.
- Wiesz, gdzie możesz to sobie wsadzić? – warknęłam. Może i była to starsza pani, ale mi wracały zmysły… a także świadomość, że zamknęli mnie w domu wariatów i przywiązali do łóżka jak zwierzę. Rosnąca niesprawiedliwość dodawała mi odwagi.
Starsza pani wyglądała tak, jakby moje słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Więcej, wyglądała, jakby ją to rozbawiło.
- Wszyscy z początku nie chcą brać tych leków, ale sama zobaczysz, że one bardzo ci pomogą – powiedziała uprzejmie.
- Może pomagają, jeśli faktycznie jest się walniętym, ale ja nie jestem! – krzyknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Nie zabiłam Diany, nie zabiłam nikogo!
- Kochanie, wypierasz to, ale to prawda. – Jej przyjazny i spokojny głos wwiercał mi się w mózg. – Musisz się z tym pogodzić, zmierzyć się z prawdą.
- Nie zabiłam jej! – wrzasnęłam, ale to było bezcelowe. Ten potwór o wyglądzie miłej starszej pani nie przyjmował do siebie żadnych moich słów. Im bardziej wrzeszczałam, tym spokojniej ona reagowała. Nie mogłam tego znieść. To oni byli nienormalni, nie ja!
Kobieta westchnęła z ubolewaniem i postawiła buteleczkę na małej komodzie obok łóżka.
- No dobrze. Wrócę za dwadzieścia minut. Przyniosę ci coś, żebyś mogła się umyć. Wtedy porozmawiamy i weźmiemy lekarstwa, dobrze?
Chciało mi się wyć, że mówi do mnie jak do chorego umysłowego dziecka, ale chciałam też, żeby jak najszybciej wyszła. Odwróciłam głowę, a po chwili usłyszałam odgłos zamykanych drzwi. Kopnięciem zerwałam z siebie kołdrę i w szalonym tempie zaczęłam kalkulować, co dalej. Miałam dwadzieścia minut, by się uwolnić i stąd uciec. Popatrzyłam na pasy, którymi byłam przywiązana. Były zaciśnięte mocno, niemal wżynały się w moją skórę. Próbowałam wyrwać rękę, ale nie mogłam – pas był zawiązany kilkakrotnie. Co mogłam zrobić? Odpowiedź przyszła do mnie niemal natychmiast. Moce Gordona. Już kilkakrotnie się kaleczyłam i miałam niezaprzeczalny dowód, że stałam się silniejsza. Czy była to tylko siła psychiczna, czy również fizyczna, nie wiedziałam, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Zresztą, tutaj przydałaby mi się każda siła.  
Spróbowałam się wyciszyć i skupić się na tym, co zamierzałam zrobić. Zamknęłam oczy i przywołałam wspomnienie, w którym rozcięłam sobie stopę szkłem, które po chwili wypadło z mojej nogi, tak jakby nigdy go tam nie było. Wyobraziłam sobie, jak pasy zaciśnięte kurczowo wokół moich nadgarstków nagle się rozwiązują i opadają na podłogę. Usiłowałam sobie zwizualizować tę myśl, usłyszeć ją. Skupiłam się tak mocno, że aż poczułam, jak czerwienieję na twarzy, ale po chwili wyczułam, że mogę władać prawą ręką. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że pasy, które mi ją przytrzymywały, teraz zwisały luźno przy poręczy łóżka. Jak najszybciej szarpnęłam za te, które przytrzymywały moją lewą rękę i już po chwili byłam wolna. Podbiegłam do okna, które – a jakże – było zastawione grubymi kratami. Szarpnęłam za nie i spróbowałam sobie wyobrazić, że je wyrywam, ale nic się nie stało. Nie byłam wystarczająco silna. Musiałam się zranić. Znowu… tylko jak miałam to zrobić w miejscu, gdzie nie trzymano żadnych niebezpiecznych przedmiotów?
Czas mi się kończył. Rozglądałam się po pokoju w nadziei, że zobaczę coś ostrego, co mogę wykorzystać. Wszystko jak na złość nie wydawało się wystarczające. W końcu zobaczyłam, że jedna nóżka, na której stało łóżko, była ułamana, a jej koniec wyglądał jak końcówka brzytwy. Opadłam na podłogę i uniosłam łóżko na tyle, by móc podłożyć pod nie rękę. Zacisnęłam zęby i gwałtownie przejechałam ostrym końcem po przedramieniu. Natychmiast pojawiła się na nim krew. Zabolało, ale wiedziałam, że muszę to zrobić i – najważniejsze – że to działało. Dla pewności rozcięłam rękę drugi raz, a później jeszcze podłożyłam drugą. Krew zalewała podłogę, przesiąkała mi przez spodnie i wytworzyła małą czerwoną kałużę pod łóżkiem, ale to wystarczyło.  Gdy wbiłam wzrok w czarne kraty, one nagle odpadły z hukiem. Przestraszyłam się, że ktoś może zaraz tu wejść. Musiałam jak najszybciej wybić okno. Podeszłam do niego i zbierając w sobie całą siłę, wzięłam mocny zamach i walnęłam szybę zakrwawioną ręką. Pojawiło się na niej tylko pojedyncze pęknięcie. Uderzyłam kolejny raz, i kolejny. Wkrótce większość szyby pękła i odpadła. Pojawił się w niej wystarczający otwór, bym mogła się przez niego przedostać. Weszłam na mały parapet i wyjrzałam przez okno. Zamarłam. Nie miałam pojęcia, na którym jestem piętrze, ale ziemia była bardzo daleko z mojego punktu widzenia. Przełknęłam gorączkowo ślinę, usiłując szybko wpaść na nowy plan, ale takiego nie było. Patrzyłam na zamarzniętą ziemię, drżąc od zimowego powietrza i nie wiedziałam, co robić. Nawet jeśli rany goiły mi się w dość szybkim tempie, czy przeżyję upadek z takiej wysokości?
- Dziecko, co ty robisz?! – usłyszałam nagle za sobą i gwałtownie się odwróciłam. W drzwiach stała ta sama kobieta, co poprzednio, patrząc z przerażeniem na kałużę z krwi przy łóżku i mnie, zakrwawioną, klęczącą na parapecie. A więc nie miałam wyjścia. Przedarłam się przez szybę, czując, jak jej odłamki rozcinają mi ramiona. Usłyszałam krzyk kobiety – odległy, bo właśnie rzuciłam się z okna na pewną śmierć.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2315 słów i 12620 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Black

    Miła niespodzianka  :) czuję, że będzie się działo, doskonała część  <3

    26 gru 2016

  • candy

    @Black haha, taki prezencik zrobiłam :) dziękuję! <3

    26 gru 2016

  • Fan

    Fajny świąteczny prezent

    26 gru 2016

  • candy

    @Fan haha, dziękuję!

    26 gru 2016

  • KAROLAS

    <3

    25 gru 2016

  • candy

    @KAROLAS <3

    26 gru 2016

  • POKUSER

    Przeczytałem prawie na jednym tchu. Świetna część. Mam propozycję na tytuł jednego z kolejnych odcinków: "osaczona". Ps wesołych świąt :)

    25 gru 2016

  • candy

    @POKUSER haha, no jakoś tak mi zaczęły wychodzić takie tytuły :D może gdzieś to upchnę ^ dzięki za komentarz, już się bałam, że nikt tego nie czyta  :O wesołych!

    25 gru 2016