Przeklęta - 15 | Sztylet

- To dlatego nie udało ci się połączyć z tatą – powiedział Adam ponurym głosem.
- Jak to? – wyszeptałam, z najwyższym trudem skupiając się na tym, co mówił. Wciąż wpatrywałam się w pustą trumnę. Choć obawiałam się swojej reakcji na widok martwego taty, ten widok przeraził mnie jeszcze bardziej.
- Jonathan ci to mówił. Jeśli chcesz się połączyć z danym umysłem, musisz być jak najbliżej ciała. – Adam podniósł się z klęczek, a trumna się zatrzasnęła. Podskoczyłam z cichym okrzykiem. – A ciała twojego taty nie ma w grobie, dlatego próba się nie powiodła.
- Dlaczego go nie ma? – wyszeptałam znowu, bojąc się podnieść głos. – Przecież… byłam na pogrzebie. Widziałam, jak wkładali trumnę do grobu. Co w takim razie tam pochowaliśmy?
- Pochowaliście ciało… które najprawdopodobniej zostało zabrane – Adam spojrzał na mnie ze współczuciem. Poczułam, że muszę usiąść. Miałam chęć przycupnąć na grobie, ale przypomniało mi się, że Adam go rozwalił, dlatego dalej stałam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. – Powiedziałaś, że widziałaś przemykającego ducha.  
- Tak… i to tak szybko, jakby nie chciał, żebym go widziała – potwierdziłam słabym głosem. – Myślisz, że zabrał ciało taty?
- Na to wygląda. – Adam wydawał się zmartwiony. – Muszę natychmiast skontaktować się z Jonathanem. Oni wiedzą więcej niż nam się wydawało. Chcieli zapobiec twojej próbie kontaktu z tatą, dlatego zabrali jego ciało.  
- Świetnie – skomentowałam kpiąco. – Więc teraz już całkiem nie mamy planu, prawda?
- Chodź. – Zignorował moje pytanie i machnął na mnie ręką. – Idziemy do bazy.
- Ja wracam do domu – zaprotestowałam. – Nie mam ochoty na kolejną duchową analizę. Sam to powiedz Jonathanowi.
Adam wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale widocznie zrozumiał, że to było dla mnie za wiele. Westchnął.
- Dobra. Odprowadzę cię do domu.
- A może najpierw posprzątasz to, co zrobiłeś? – rzuciłam. Adam pstryknął palcami i w jednej chwili grób naprawił się równie gładko, jak przed chwilą rozwalił. Przyglądałam się temu w milczeniu.
- Niezłe – powiedziałam nieobecnym tonem. – Przydałaby mi się taka umiejętność do sprzątania w pokoju.
Wróciłam do domu, ale czułam się bardzo dziwnie. Dotychczas otrzymywałam sygnały, że to jedynie dusza mojego taty była zagubiona – a teraz nagle odkryłam, że zniknęło też jego ciało. Sama myśl, że znajdowało się ono najprawdopodobniej w rękach złych duchów, wcale nie podnosiła mnie na duchu. Gdzie on był? Gdzie go zabrali? Po co? Wiedzieli, że będę próbowała się z nim skontaktować, więc zabrali ciało z grobu, by mi to uniemożliwić? Chore. W momencie, gdy spojrzałam w puste wnętrze trumny, opuściła mnie cała nadzieja. Dotychczas wciąż wierzyłam, że uda mi się wejść do umysłu taty, że odnajdę jego duszę – gdziekolwiek się ona znajdowała – i jakoś to wszystko naprawimy. Nagle jednak straciłam grunt pod nogami.  
Adam zniknął, gdy tylko dotarliśmy pod mój dom. Przez całą drogę był mocno zamyślony, a ja milczałam, więc nawet się nie sprzeczaliśmy jak zazwyczaj. Sięgnęłam ręką, by otworzyć drzwi, gdy nagle w ich szybie zobaczyłam czyjeś odbicie… kogoś, kto stał za mną. I nie był to Adam.
Natychmiast się odwróciłam. Zamyślenie i senność ulotniły się w mgnieniu oka. Porzuciłam też nadzieję na odrobinę spokoju po odkryciu szokującego faktu pustego grobu. Serce podeszło mi do gardła. Biaława postać przyprawiła mnie o mdłości… tym bardziej, że przede mną stała kobieta.
Jeszcze ani razu nie widziałam ducha kobiety, ale nie mogłam tego zaliczyć do pozytywnych wrażeń. Kobieta była łysa, a jej oczy ciskały gromy. Uśmiechała się, ale jej uśmiech był złowieszczy. Brakowało jej kilku zębów. Ubrana była w jakieś łachmany. Zanim zdążyłam zemdleć ze strachu, odezwała się:
- Spokojnie. Przychodzę w pokojowych zamiarach.
Miała chrapliwy głos, jak stara czarownica albo wieloletnia palaczka, co wydało mi się dziwne, bo mimo osobliwego wyglądu zewnętrznego wyglądała, jakby umarła w młodym wieku. Jej zapewnienie niezbyt mnie uspokoiło.
- Jakoś ci nie wierzę – wyszeptałam, trzęsąc się ze strachu i zimna. – Zostaw mnie.
Zaśmiała się chrapliwie, a mnie zjeżyła się skóra na całym ciele.
- Uwierz, gdybym chciała coś ci zrobić, to na pewno nie stałabym tu i nie trafiła czasu na gadkę z tobą – rzuciła ironicznym tonem.  
- W takim razie czego chcesz? – szepnęłam, próbując udawać, że wcale mnie nie przeraża sam jej widok.
Zrobiła krok w moją stronę. Ja automatycznie odsunęłam się w tył i uderzyłam plecami o drzwi. Oczy rozszerzyły mi się ze strachu, gdy pochyliła się ku mnie.
- Zmieniłaś zdanie?
Przez chwilę szukałam w głowie decyzji, o którą mogło jej chodzić. Dopiero po chwili zorientowałam się, że pewnie pyta mnie o to, czy dobrowolnie oddam się w ich ręce i pozwolę wyciągnąć z siebie Gordona. Byłam absolutnie przekonana, że i tak go we mnie nie było – do tej pory chyba bym coś zauważyła – ale jak miałam niby im to wytłumaczyć?
- Nie – jęknęłam cicho i skuliłam się w sobie. Byłam przekonana, że gdy tylko to powiem, kobieta rzuci się na mnie, ale dalej tylko stała i patrzyła na mnie trudnym do określenia wzrokiem. Wymacałam w kieszeni podkowę od Adama i usiłowałam nacisnąć na napis. Próbowałam, ale podkowa nie robiła się gorąca – dalej była lodowata od panującej wokół temperatury. Nagle kobieta chlasnęła moją rękę swoją i podkowa wypadła mi z ręki, uderzając z cichym brzękiem o schodki.
- Nieładnie. – Uśmiechnęła się, jakby ganiła małe dziecko. – Przecież tylko sobie rozmawiamy, prawda? Po co wzywasz pomoc?
Bo się cholernie boję?, chciałam odpowiedzieć, ale milczałam.
- Wiesz, że nie przestaniemy – powiedziała prawie że dobrotliwym tonem, wbijając we mnie wzrok. – Więc przestań zgrywać bohaterkę i pozwól nam działać.
- Chcę żyć – wyjąkałam, patrząc w swoje buty. Nie miałam odwagi podnieść wzroku.  
- Każdy chce, dziecko. Ale nie każdy ma taki przywilej.
- Nie pójdę z wami – szepnęłam, dygocąc. Modliłam się, żeby Adam skończył już pogadanki z Jonathanem i na przykład przyszedł zorientować się, co u mnie, czy akurat właśnie w tej chwili przypadkiem ktoś nie chce mnie zabić. Duch kobiety przerażał mnie o tyle, że nie zachowywał się jak pozostałe duchy. Nie groziła mi okropnym głosem, nie wyglądało na to, że próbuje mi coś zrobić; wydawała się prawie… przyjazna. Obawiałam się, że to jedynie kamuflaż. W końcu należała do tych złych. Nie zamierzałam dać się zwieść jej pozornie spokojnemu tonowi.
Kobieta westchnęła, tak jakby moja odpowiedź sprawiła jej ogromny zawód. Wciąż się trzęsłam, bojąc się, co teraz nastąpi. Rzuci się na mnie? Zabije mnie? A może zaraz zlecą się jej źli kumple i będę rozrywana po kawałku, jak w średniowieczu, gdy każdą kończynę człowieka przywiązywano do koni, z których każdy był kierowany w inną stronę? Na samą myśl wszystko zaczęło mnie boleć.
- No dobrze… skoro tak… - zaczęła, ale przerwał jej jakiś stukot. Sekundę później usłyszałam dziwny odgłos – jakby coś bardzo ostrego spadło na ziemię. Oczy mi się rozszerzyły, gdy dosłownie parę centymetrów obok siebie dostrzegłam leżący sztylet – ten sztylet, który miał mój tata, który miał moc wysyłania duchów do piekła, który musieliśmy znaleźć i nie wiedzieliśmy jak. Lśnił delikatnie, dosłownie jarzył się blaskiem w ciemności. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Ale skąd się tu wziął? Moją pierwszą myślą było to, że Adam w jakiś dziwny duchowy sposób mi go przekazał. Być może był tu obok, tylko się ukrywał. Być może Jonathan zdobył sztylet, a to była moja okazja, by pozbyć się złego ducha, który ponownie próbował mnie przeciągnąć na swoją stronę. Miałam niewiele czasu na decyzję. Wzrok kobiety również skierował się na sztylet, leżący niewinnie na schodach, tak jakby to właśnie było jego miejsce. Szybko się po niego schyliła, ale ja byłam szybsza. Chwyciłam za rękojeść sztyletu i najmocniej jak mogłam, wbiłam go kobiecie w miejsce, gdzie powinno być serce. Zobaczyłam, jak jej oczy się rozszerzają, a twarz nagle jakoś kurczy. Sekundę później wydała z siebie jęk i zniknęła, tak jakby wcale jej tam nie było. Dopiero wtedy poczułam, jak spięte mam mięśnie i że wstrzymuję oddech. Wypuściłam powietrze, przymykając oczy. Ręka, w której trzymałam sztylet, trzęsła mi się delikatnie. Nie byłam pewna, co mam czuć. Radość? Podejrzliwość? Smutek? Czułam chyba wszystko naraz. Radość, bo wreszcie coś mi się udało. Wysłałam ducha tam, skąd już nie było drogi powrotnej. Podejrzliwość, bo wydawało mi się dziwne, że sztylet sam z siebie się pojawił akurat wtedy, gdy go potrzebowałam. Smutek – bo ciało mojego taty zamiast spoczywać w spokoju w grobie, było przetrzymywane Bóg wie gdzie. Podniosłam podkowę, którą kobieta wytrąciła mi z ręki i szybko schowałam się w domu, zamykając drzwi na wszystkie możliwe zamki. Głęboko odetchnęłam i spojrzałam na sztylet. Adam się nie ujawnił, więc to raczej nie on mi go przysłał. Wpatrywałam się w błyszczącą klingę, intensywnie myśląc. A może… to tata?
***
Źle spałam tej nocy. Wciąż budziłam się i sprawdzałam, czy sztylet aby na pewno leżał tam, gdzie go schowałam. Bałam się, że któryś z duchów może złożyć mi wizytę i spróbować mi go zabrać. Czy już wiedzieli o tym, że wysłałam jednego ducha do piekła? Przewracałam się z boku na bok, aż w końcu stwierdziłam, że i tak już nie zasnę. Poczekałam do w miarę sensownej godziny, by zadzwonić do Jasona, mój telefon odezwał się jednak sam z siebie, gdy chciałam wykręcić numer. Ze zdziwieniem spojrzałam na wyświetlacz. Okazało się, że dzwoniła Maggie.  
- Dzień dobry – powiedziałam, odbierając połączenie.  
- Dzień dobry, Leslie. Wybacz, że dzwonię tak wcześnie. Wszystko u ciebie w porządku?
Zdziwiłam się jeszcze bardziej. Czemu lekarka rodzinna dzwoni do mnie bladym świtem i pyta, czy wszystko w porządku?
- Tak, dlaczego pani pyta?  
- Upewniam się tylko – odpowiedziała prawie przepraszającym tonem. – Twoja ostatnia wiadomość naprawdę mnie zmartwiła.
- Jaka wiadomość? – zdziwiłam się.
W tle zaszurały jakieś papiery.
- Pisałaś do mnie w nocy?
- Nie. – Momentalnie mocniej przycisnęłam telefon do ucha.
- Hm… dziwne… otrzymaliśmy wiadomość z twojego adresu mailowego, że… ach, jeżeli to nie ty, to pewnie tylko jakiś głupi żart. Wybacz, Leslie. Do usłyszenia.
Rozłączyła się, zanim zdążyłam zapytać, co było w tej wiadomości. Opuściłam telefon, ale nie wybrałam numeru Jasona. Po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz. Głupi żart – na pewno. I nawet mogłam się domyślać, kto był jego autorem. Działo się tu coś dziwnego. Nie byłam pewna, czy chciałam wiedzieć, co takiego.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2067 słów i 11358 znaków, zaktualizowała 7 lis 2016.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Fan

    Kolejne super opowiadanie... Dzięki ????

    9 lis 2016

  • candy

    @Fan to ja dziękuję :D

    9 lis 2016

  • Happiness

    Kiedy kolejmy rozdzial?*.* uwielbiam to opowiadania

    8 lis 2016

  • candy

    @Happiness jak tylko wena do mnie przyjdzie i pozwoli mi go napisać :D dziękuję Ci bardzo :*

    8 lis 2016

  • EloGieniu

    Czyżby duchy trolle internetowe? :-P

    7 lis 2016

  • candy

    @EloGieniu trochę tak ;)

    7 lis 2016

  • KAROLAS

    Candy jak wydasz pierwsza książkę jestem pierwsza w kolejce po egzemplarz z autografem  :D

    7 lis 2016

  • candy

    @KAROLAS oj kochana :D nie pierwszy raz coś takiego słyszę, ale nie sądzę, by mi się to kiedyś udało :) tak czy inaczej, dzięki za wiarę <3

    7 lis 2016

  • Malolata1

    Trafiłam przypadkiem, ale brawo. Świetne dobieranie słów i idealnie, by wyobrazić sobie całą akcję. c: Gratki i oby niebawem pojawiła się kolejna część! Weny życzę :)

    7 lis 2016

  • candy

    @Malolata1 bardzo dziękuję:)

    7 lis 2016

  • POKUSER

    Z opowiadania na opowiadanie coraz bardziej tajemniczo i coraz trudniej spekulować w którą stronę poprowadzisz akcje. Obstawiam, że matka może odegrać znaczącą rolę, w końcu skoro ojciec miał sztylet to mogła go po jego śmierci przechować. Ale to Twoja historia i zobaczymy czym nas o Pani zaskoczysz :)

    7 lis 2016

  • candy

    @POKUSER a to jest bardzo ciekawa koncepcja, ale ja planuję troszeczkę coś innego, o Panie :D

    7 lis 2016