Przeklęta - 06 | Baza

Słowa wyryte niczym niewidzialnym skalpelem powoli zaczęły się wypalać i znikać, ale wiedziałam, że w mojej głowie pozostaną już na zawsze. Ręka paliła mnie żywym ogniem, ale nie to w tej chwili było najważniejsze. Wiedziałam, od kogo była ta groźba. To znaczy, nie wiedziałam, ale widocznie miałam zbyt dużo wrogów, żebym miała kojarzyć każdego z nich. Wszystkie wnętrzności ścisnęły mi się do granic możliwości i poczułam, że zaraz zwymiotuję. Spojrzałam na Jasona, który jak zwykle rozwalił się na prawie całej szerokości łóżka. Gdy spał, wyglądał jak wyrośnięte dziecko. Miał lekko rozchylone usta, spokojny wyraz twarzy i równie spokojny oddech. Wyglądał jednocześnie dziecinnie i jeszcze bardziej przystojnie niż zazwyczaj. Serce mi się ścisnęło, gdy po raz kolejny odtworzyłam w myślach odczytanie groźby. Czy to się działo naprawdę? Najpierw zrobili mi pokazówkę, że potrafią zabijać pierwszą lepszą osobę, a teraz wezmą się za Jasona? Wyobraziłam to sobie i momentalnie popłynęły mi łzy. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam znaleźć Adama i to jak najszybciej. Ale… jak?
Najpierw do głowy wpadła mi myśl, że mogłabym wypowiedzieć imię Adama na głos i być może pojawiłby się przede mną – ot tak, na zawołanie. Potem przeraziłam się samą tą myślą, bo mimowolnie wyobraziłam sobie, że nagle w ciemnym pokoju Jasona miałby zjawić się kolejny duch, emanując tą cholerną bladą poświatą. Nieważne, czy Adam prawdopodobnie był tym „dobrym” i chciał mnie chronić, nie sądziłam, bym była w stanie znieść to okropne uczucie ducha w pokoju. Ale… to znaczyło, że musiałam iść tam, gdzie pierwszy raz spotkałam Adama – na cmentarz. Zaczęłam kalkulować, kiedy mogę to zrobić, zaraz potem skrzywiłam się. Wiedziałam, że gdy wstanie dzień, Jason nie odstąpi mnie nawet na krok, a jeśli nie on, to jego rodzice lub moja mama. Zapewne wstrzymają nam lekcje, ponieważ policja będzie musiała nas przesłuchać. Spisali wcześniej nasze nazwiska i mogliśmy być pewni, że prędzej czy później dostaniemy wezwanie. Nie uda mi się wymknąć, a musiałam działać jak najszybciej. Bardzo, ale to bardzo mi się to nie podobało, ale przypomniałam sobie stanie w kałuży krwi Diany i gdy pomyślałam, że następnym razem ta krew może być Jasona, ciarki mnie przeszły. Do diabła ze strachem, musiałam to zrobić. Ostrożnie wysunęłam się spod kołdry i postawiłam stopy na podłodze. Szybko ubrałam się w bluzę Jasona i zmieniłam moje stare legginsy na grubsze spodnie. Ogromnym plusem było to, że zawsze miałam u Jasona jakieś moje ubrania – przynajmniej teraz nie musiałam paradować na cmentarz w sukience. Musiałam tylko znaleźć jakieś buty. Czarne obcasy z imprezy wyrzuciłam, jak tylko wypuszczono nas z budynku. Nie chciałam ich dotykać, patrzeć na nie ani pamiętać o nich. Ponownie wrócił do mnie obraz Diany patrzącej na mnie ze złowieszczym uśmiechem wzrokiem szaleńcza i jej charczący głos. Prawie jej… dobrze wiedziałam, że to nie była ona. Ponownie zebrało mi się na płacz, ale nakazałam sobie się uspokoić. Musiałam dowiedzieć się o co tu chodziło. Nie mogłam dopuścić, by to wszystko stało się kolejny raz. Byłam już przy drzwiach, gdy nagle zawahałam się i odwróciłam. Spojrzałam na Jasona, który dalej spał w najlepsze. Czy mogłam go tu zostawić? A jeśli pod moją nieobecność wkradnie się tu któraś z tych cholernych istot i coś mu zrobi? Próbowałam myśleć logicznie. To by nie miało żadnego sensu. Mężczyzna na dyskotece wyraźnie dał mi do zrozumienia, że chce mnie skrzywdzić, zranić, urządzić mi piekło na ziemi. Specjalnie zabił Dianę tuż przed moim nosem, bym to widziała. Bym zobaczyła, do czego jest zdolny i do czego może się posunąć, byle tylko sprawić mi ból. Nie miałoby sensu robienie krzywdy Jasonowi, gdybym tego nie widziała – podobno czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Brzmiało to całkiem logicznie, ale i tak bałam się nacisnąć klamkę i wyjść z pokoju, zostawiając Jasona samego. Do przodu ostatecznie popchnęła mnie myśl, że im dłużej tam sterczałam, tym bardziej odwlekałam być może moją jedyną szansę na dowiedzenie się prawdy i uzyskanie pomocy. A jeśli było już za późno?
- Uważaj na siebie – szepnęłam w nicość, patrząc na Jasona. – Kocham cię.
Wymknęłam się z pokoju i starając się nie robić hałasu, zeszłam ostrożnie po schodach aż do przedpokoju. Szybko wygrzebałam z szafki jakieś stare trampki Jasona. Były na mnie o wiele za duże, ale nie chciało mi się bawić w dokładną stylistkę. Mocno zawiązałam sznurowadła, narzuciłam na siebie płaszcz i starając się zrobić to jak najciszej, otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Było cholernie zimno i aż się zatrzęsłam. Drogę oświetlał tylko blask księżyca i pojedyncze światła latarni. Czyhająca na mnie ciemność nie była najlepszym sprzymierzeńcem. Dopiero teraz pomyślałam o tym, że jeśli sama wyjdę w noc, coś może mi się stać. A jeśli wciąż byłam obserwowana? Jeśli wszyscy moi, jak to ujął Adam, wrogowie, właśnie w tej chwili na mnie patrzyli i tylko czekali aż zejdę ze schodów i pójdę dalej? Mimo wszystko nie chciałam umierać. Nie chciałam umrzeć poprzez zawał serca, który niechybnie mnie czekał, jeśli dalej będę narażona na oglądanie tych przerażających istot. Nie uśmiechało mi się też drastyczne umieranie, bo jakieś duchy się na mnie zawzięły. Próbowałam być sarkastyczna, ale trzęsłam się ze strachu. W końcu uniosłam wysoko głowę i zrobiłam krok do przodu. Pomyślałam, że jeśli pójdę na pierwszy ogień i podczas tej wędrówki zostanę zabita, przynajmniej Jason będzie bezpieczny. Z każdym kolejnym krokiem serce biło mi coraz mocniej i głośniej, ale wciąż kroczyłam przed siebie. Teraz żałowałam, że nie posłuchałam Adama. Może to wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym wtedy nie spanikowała i nie uciekła. Może Diana wciąż by żyła. Może nie musiałabym teraz drżeć o własne życie, życie swojego chłopaka, rodziny i pewnie wielu innych osób. Musiałam dowiedzieć się prawdy. Krocząc po zimnym betonie, po raz pierwszy od miesiąca poczułam coś innego niż tylko nieustający ból i strach – determinację.
Droga nie była długa, ale teraz dłużyła mi się w nieskończoność. W końcu dotarłam już do bramy cmentarza i rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać białej poświaty, mężczyzn bez oczu, nie wiał nawet wiatr. Nagle zaniepokoiło mnie to. Czemu nagle była taka cisza? Czemu po tym, co się stało, nagle nikt mnie nie atakował i nie straszył tak, że miałam ochotę zemdleć, byle tylko nie widzieć tych upiornych twarzy? Nie chciałam jednak marnować czasu na zastanawianie się nad tym. Pchnęłam bramę, która przeraźliwie zaskrzypiała. W nocnej ciszy ten odgłos wydał mi się tak przerażający, że prawie stchórzyłam. Zebrałam się jednak w sobie i dotarłam do grobu Adama. Po raz pierwszy minęłam grób taty, nie siadając przy nim ani go nie sprzątając. Powiedziałam tylko bezgłośnie „przepraszam” i stanęłam przy nagrobku Adama. Czując się wyjątkowo głupio – co i tak nie zmniejszało mojego strachu – szepnęłam:
- Adam? Jesteś tu?
Rozległo się ciche pyknięcie i aż odetchnęłam z ulgą. Nie sądziłam, że kiedykolwiek odetchnę z ulgą na widok ducha, ale tak właśnie było. Adam zmaterializował się przede mną i gdy tylko go zobaczyłam, zaraz zaczęłam drżeć. Adrenalina nieco opadła i ponownie odczuwałam wszelkie ludzkie symptomy strachu.
- Wróciłaś – powiedział, przyglądając mi się uważnie.
- Wróciłam – szepnęłam, robiąc krok w jego stronę. Promieniująca z jego sylwetki biała poświata nieco mnie przerażała, ale naprawdę miałam nadzieję, że był po mojej stronie i tu nie miałam się czego bać. – Stało się tyle przerażających rzeczy… grozili mi… nie wiem, co robić… - Zaczęłam spazmatycznie oddychać i przysiadłam na zimnym nagrobku Adama. Nagle poczułam, że popełniam jakiś nietakt. Spojrzałam na niego pytająco. – Mogę?
Prychnął, na wpół z irytacją, na wpół z rozbawieniem.
- Poważnie? Pytasz się, czy możesz usiąść na moim grobie? Pewnie. On jest zawsze otwarty dla zwiedzających.
Parsknęłam urywanym śmiechem, który zaraz się urwał. Przypomniałam sobie, po co tu przyszłam. Z powrotem poderwałam się do pozycji stojącej, a Adam zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
- Opowiedz, co się działo – poprosił cicho.
Wzięłam głęboki oddech. Nagle nie wiedziałam, od czego mam zacząć.
- Musisz mi pomóc. To, co się dzieje, to kompletne szaleństwo. Myślałam, że po prostu zwariowałam. Że zapadłam na jakąś psychiczną chorobę, że moja podświadomość wytworzyła jakieś postacie, ale nie! Oni są prawdziwi! – zawołałam, a mój głos potoczył się echem po cmentarzu. Adam patrzył na mnie poważnie. – Śledzili mnie. Wiedzą, gdzie mieszkam. Śmiali się. Jeden patrzył na mnie zza szyby. Nie wiem, co to jest, czy to duchy, czy trupy, którym znudziło się leżenie w ziemi, ale mało nie umarłam wtedy ze strachu. Wmawiałam sobie, że to nic, że to choroba. Wczoraj poszłam z chłopakiem na imprezę do szkoły. Tam znalazł mnie jakiś facet… bez oczu… - umilkłam na chwilę, gdy przypomniałam sobie jego straszną twarz. – I coś mówił, że mnie potrzebują, bym naprawiła coś, co zepsułam. Powiedziałam, że nigdzie z nim nie pójdę – ciągnęłam zduszonym głosem. – A wtedy on… wniknął w ciało mojej przyjaciółki i… - chlipnęłam. – I ją zabił. Było tam tyle krwi. Spojrzała na mnie, powiedziała jego głosem, że wita mnie w piekle i… umarła. Na moich oczach.
Gdy podniosłam wzrok na Adama miał jednocześnie nieco wściekłą i zmartwioną minę. Wciąż się dziwiłam, że potrafiłam odczytywać jego emocje, choć był tak naprawdę jedynie jasnym światłem. Westchnął głęboko.
- Zaczęło się.
- Co się zaczęło? – Chciałam chwycić go za ramiona, ale przypomniałam sobie, że jest duchem, więc to byłoby raczej bezowocne posunięcie. Chociaż… on mnie wcześniej dotknął. Ten mężczyzna też. Ale przecież duch nie był istotą materialną, więc jak mógł cokolwiek chwycić? Nic już nie rozumiałam. – Proszę cię, wytłumacz mi wszystko, o co tu chodzi. Czego oni ode mnie chcą? Co ja im zrobiłam? Dlaczego mnie nękają? Co teraz będzie? – Pytania wylatywały ze mnie niczym pociski z karabinu maszynowego. Adam tylko pokręcił głową.
- Tutaj nie możemy rozmawiać. Musimy przejść w bezpieczne miejsce.
- Słucham? – zatkało mnie. – Nie po to szłam tu, ryzykując życie, żeby znowu gdzieś iść.
- Uspokój się. – Znów to chłodne spojrzenie. – Oni mogą tu być, więc chodź za mną i nie marudź.
To mnie przekonało. Adam poprowadził mnie w głąb cmentarza, aż stanęliśmy przed ogromnym, okazałym grobem, którego nigdy wcześniej tu nie widziałam – co było zaskakujące, zważywszy na to, że wszystkie daty znajdujące się na nagrobku miały co najmniej sto lat.
- Skąd to się tu wzięło? – spytałam z zaskoczeniem. – Nigdy nie widziałam tu tego grobu.
- Bo pojawia się tylko przy obecności dobrego ducha przyziemnego – odparł Adam, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Dobrego ducha przyziemnego? – powtórzyłam, ale on zbył moje pytanie. Uniósł świetlistą rękę i przyłożył ją do ogromnej kłódki, która znajdowała się na nagrobku. Z jego dłoni wystrzeliło białawe światło, a chwilę później rozległ się ogromny huk i grób się otworzył. Prawie wrzasnęłam, ale na Adamie nie zrobiło to wrażenia. Odwrócił się i ponaglił mnie ruchem ręki.
- Chodź.
- Chyba żartujesz – zirytowałam się. – Co najmniej stuletni grób ma być bezpieczniejszym miejscem do gadki szmatki?
Adam wzniósł oczy do góry.
- Chyba jeszcze nie przestraszyli cię wystarczająco, skoro możesz być tak sarkastyczna. To nie jest grób. – Machnął ręką w stronę kamiennych płyt. – Owszem, tak wygląda i owszem, znajdują się na nim prawdziwe imiona, nazwiska i daty, ale to tylko wejście do bazy.
- Bazy? – powtórzyłam. – Bazy duchów przyziemnych?
Spojrzenie Adama powstrzymało mnie od dalszych komentarzy, więc weszłam do środka, choć nie bez obaw. Wylądowałam na zimnym podłożu, w czymś, co wyglądało jak tunel. Wrzasnęłam, gdy Adam z powrotem zatrzasnął wejście, a mój krzyk odbił się echem. Adam spojrzał na mnie z dezaprobatą.
- Nie wrzeszcz. Nie jesteśmy tu sami.
- A kto tu jeszcze jest? – spytałam szeptem, tracąc ochotę na sarkastyczne komentarze.
- A jak myślisz? – Wzruszył ramionami. – Inne duchy.
Tego mi jeszcze brakowało. Chyba wyczytał z mojej twarzy, że nie jestem na to gotowa, bo dodał:
- Dziś ich nie spotkasz. Muszę cię wprowadzić. – Wskazał mi ręką wejście po prawej stronie, które dopiero zauważyłam. Weszłam do czegoś w rodzaju groty, w której paliło się słabe światło ze świecznika. Było to nieco przerażające, ale poczułam się odrobinę pewniej po zapewnieniu Adama, że to bezpieczniejsze miejsce. Skoro wejście ukazywało się tylko dobrym duchom, te złe nie mogły się tu przedostać. Wciąż nie byłam pewna, czy mogę zaufać Adamowi – równie dobrze mógł kłamać – ale nie miałam nikogo innego poza nim.
- Mam pytanie – odezwałam się, gdy Adam wszedł do środka.
- Mów.
- Jako że raz już to zrobiłeś… - zaczęłam niepewnie. – Czy mógłbyś znowu… przybrać ludzką postać? Da się tak zrobić? Twój aktualny wygląd nieco mnie przeraża – przyznałam. Adam parsknął urywanym śmiechem i nagle jego duchowa otoczka zniknęła. Stał przede mną ten sam chłopak, który rozmawiał ze mną na cmentarzu. Miał ciepłe brązowe oczy i zmierzwione czarne włosy. I wyglądał normalnie. Miał gładką twarz i co najważniejsze – naprawdę posiadał oczy. Odetchnęłam, nieco porażona tym występem.
- Boże. Ja chyba naprawdę zwariowałam. Przecież umarłeś. Dobre dziesięć lat temu, a mimo to możesz jednocześnie wyglądać jak duch i jak człowiek? Przecież to nierealne. Potrzebuję krzesła – jęknęłam, ale w grocie nic takiego nie było, więc osunęłam się po ścianie na zimną posadzkę. – Ale to sporo ułatwia.
- Cóż, dostaliśmy te transformacje jako prezent od losu – stwierdził kwaśno Adam, siadając naprzeciwko mnie. – Pewnie dlatego, żeby ludzie od nas nie uciekali. Ale to całkiem wygodnie, nie? Mogę być normalny, ale mogę też świecić. Jestem jak darmowa latarnia – prychnął.
- To dlaczego, gdy odkryłam, że nie żyjesz, nie byłeś w ludzkiej postaci, żebym nie uciekła? – spytałam go oskarżycielskim tonem.
- Czasem o tym zapominam – burknął. Uznałam, że na ten temat więcej nie muszę wiedzieć i ponownie wylał się ze mnie potok pytań:
- Jesteśmy w bezpiecznym miejscu, więc mów. Co to za historia? Dlaczego oni mnie prześladują? Czego ode mnie chcą? Co takiego zepsułam, że mam to naprawić? Czemu jestem w to wplątana?
Adam westchnął głęboko.
- Tyle pytań. Nie jestem za dobry w opowieściach. Powinien ci to wyjaśnić ktoś inny.
- Ty mi wyjaśnij! – zawołałam desperacko. – Błagam! Muszę wreszcie poznać prawdę!
Spojrzał na mnie smętnie.
- Cieszę się, że wreszcie chcesz ją poznać, bo w tej grze wszystko zależy od ciebie.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2851 słów i 15753 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Prunella

    Coraz lepiej :D

    20 paź 2016

  • candy

    @Prunella <3

    20 paź 2016

  • Fan

    Kocham te opowiadania

    20 paź 2016

  • candy

    @Fan jej, ogromnie mi miło :*

    20 paź 2016

  • Lovcia

    @Fan A jak można ich nie kochać?

    20 paź 2016

  • EloGieniu

    Opowiadanie utrzymane na bardzo wysokim poziomie.  :cool:  Momentami mam wrażenie że to opowiadanie powinno być w kategori horrory ale to tylko moje spostrzeżenia. Historia bardzo super. :dancing:

    19 paź 2016

  • candy

    @EloGieniu jej, dziękuję bardzo :) no fakt, czasem wplotę takie straszniejsze momenty, ale myślę, że są raczej epizodyczne, dlatego skłaniam się bardziej ku fantasy. Ogromne dzięki za motywację do dalszego pisania :D

    19 paź 2016

  • ;--)))

    Uuuuu Huuu huuuuu sie dzieje!

    19 paź 2016

  • candy

    :D :D

    19 paź 2016