Opowieści z Caldarii 2 cz5.

- Jeszcze ktoś chce się niepotrzebnie odezwać? - warknęła Mia, patrząc na swoich ministrów. Jej miecz błyszczał szkarłatem niedawno przelanej krwi.
- I to się nazywa twarda ręka — zaśmiał się Totar, patrząc z uznaniem na kobietę — rycerza. - Myślę, że moglibyśmy się dogadać.
- Jeśli opuścisz moje państwo, to zaiste, dogadamy się — odparła zimno. - Mam doskonałych rycerzy, którzy rozniosą twoich na kopiach i mieczach! - rozsierdziła się. Król zaśmiał się nieprzyjemnie.
- Ależ mnie bardzo się tutaj podoba i bynajmniej nie mam zamiaru stąd odjeżdżać, moja pani!
- W takim wypadku zostaniesz stąd wyniesiony na tarczach swoich ludzi — odciął się Draco.
- No proszę! A już myślałem, że nie odzywasz się, panie. Nie wydajesz się przeto być kimś, kim można łatwo manipulować — zauważył.
- Uważaj, panie do kogo mówisz! - warknął blondwłosy rycerz. - Nie jestem skory do takich żartów!
- Ani ja!... Gdzie wasz syn?
- Walczy o przeżycie — odparła sucho Mia.
- W takim razie rozmowę tę poprowadzimy dalej jutro lub w dalszych dniach, mam nadzieję, że już w murach tego pięknego zamku, a teraz idźcie do swego dziecka. Nie będę was zatrzymywał, skoro jak podejrzewam sprawa jest nagląca. A my tymczasem rozłożymy się tutaj takim niewielkim obozikiem, nawet nas nie zauważycie — zawrócił wierzchowca i nakazał swym ludziom osunąć się od zamku.
- Za mury — warknęła wściekła Mia, spinając ogiera do kłusu. Podkute kopyta zadźwięczały ostro na bruku. Gdy tylko ostatni jeździec zniknął za bramą, nakazała zamknąć ją. - Pełna gotowość, ludzie mają w każdej chwili być przygotowani na odparcie ataku! Przede wszystkim celujcie w króla i ludzi obsługujących maszyny oblężnicze!

- Pani, król Trilanu podjechał ze swą świtą pod naszą bramę z czerwoną chustą w dłoni. Pragnie dalej z tobą rozmawiać — powiedział posłaniec, kłaniając się przed siedzącą na tronie cesarzową.
- Zaczynam się zastanawiać czy ten kretyn kiedykolwiek odpuści... - mruknęła do męża.
- Wątpię... Pozwolisz mu się z nami spotkać?
- Muszę. Tak nakazuje prawo tych ziem i on wie, że ja o tym wiem — przyznała niechętnie.
- Nie jest to zbyt dobra sytuacja dla nas... Jeszcze z tydzień, dwa tego oblężenia a skończą nam się zapasy. Już teraz jest kiepsko. Otoczyli nas kordonem i żadna karawana się tu do nas nie przebije. Przypuszczam, że chce nas zmusić do poddania się, argumentując to naszą nieciekawą sytuacją gospodarczą — powiedział poważnie Draco. - Czego on konkretnie chce? - zwrócił się do młodego chłopaka.
- Mówi, że chce pertraktować...
- Może zmiękł - zwrócił się Draco do Mii.
- Jesteś niestały jak chorągiewka na wietrze... Przed chwilą mówiłeś zupełnie cos innego — skrytykowała go Mia. - Wątpię by faktycznie chciał pertraktować, prędzej pragnie nas stąd wykurzyć jakimś podstępem... Niech wejdzie — zwróciła się do posłańca. - Ale ma zjawić się tutaj bez broni i swojej eskorty. - chłopak skłonił się nisko i odszedł przekazać wiadomość.
- Ty oczywiście swoich ludzi nie odeślesz, prawda? - zapytał ją w chwilę później mąż.
- A niby dlaczego mam być głupsza od niego? Zobaczymy czy on w ogóle przystanie na takie warunki. Jeśli nie, to niech idzie do diabla!
- Prędzej on nas tam wyśle, niż my jego, patrząc na jego armię...
- Wątpisz w naszych ludzi?
- Nie... Wątpię w nas — przyznał Draco, patrząc na nią smutno. - Już dawno temu przestał się w nas palić ten ogień, który kiedyś dodawał nam sił. Teraz żadko, kiedy potrafimy się, w czym zgodzić. Mamy inne priorytety. Ty stałaś się politykiem, a mnie wciąż kręci rycerskie życie... Nie układa się nam, bardziej na siebie warczymy, niż wyznajemy sobie miłość, o ile w ogóle się widujemy...
- Myślisz, że ja tego chciałam? - wybuchnęła złością. - Kochałam cię, Draco, pomimo tego, co wtedy zrobiłeś w Birkerod. Gdy dowiedziałam się, że w moim łonie rozwija się nowe życie, którego ty jesteś dawcą, zrozumiałam, że nie mam siły, by być twoim wrogiem... Poza tym wtedy ta wyprawa coś we mnie zmieniła... Teraz tylko zastanawiam się, jak moglibyśmy uratować syna. Może wtedy choć trochę nasze życie wróci do normy.
- Normy? Mia, trwa wojna... Nie mam pojęcie, czy uda nam się ją przeżyć... Zobacz, jak osłabliśmy. Kiedyś byliśmy niepokonani, sami ledwie z garstką ludzi chcieliśmy stawić czoła dwóm połączonym armiom, a teraz pomimo dużej siły militarnej, nie jesteśmy w stanie sprostać wojskom człowieka, który zawsze podziwiał twe królestwo!... Mia, królowo moja, nie wiem, co zrobimy i jak, ale tego człowieka musimy rzucić przed nami na kolana! On nie może nas zniszczyć...
- Draco, jak mamy to zrobić? - jęknęła Mia. - Nasi najlepsi rycerze wyjechali na turniej i mam nadzieję, że jeszcze żyją, a my tutaj jesteśmy odcięci od świata, w mieście, które głównie skupia mieszczuchów, kupców i rzemieślników. Nasza armia to zlepek różnych zawodów. Zawodowych rycerzy mamy niewielu, nie ma dla nas ratunku...
- Nie trać głowy, Mia, póki jeszcze masz ją faktycznie na karku. Wisi nad nami jarzmo niewoli, ale nie możemy się poddawać! - ścisnął ją lekko za rękę akurat w momencie, gdy do sali tronowej w otoczeniu caldaryjskich rycerzy wszedł król Totar.
- Witam cię, cesarzowo — rzekł w miarę pogodnie. - Nie jestem pewny, czy tak właśnie powinno wyglądać podjęcie równego sobie, ale uznajmy, że nie zwrócę na to uwagi... Przypuszczam, jakie były twe przesłanki, by wykonać taki krok, imperatorowo i muszę niechętnie przyznać, że w podobnej sytuacji pewnie postąpiłbym identycznie... Jednak do rzeczy... Jak sami dobrze wiecie, moi rycerze w każdej chwili gotowi są do ataku na waszą stolicę. Niektórzy z nich są naprawdę wyposzczeni i nie spoczną, dopóki nie zgwałcą kobiet... Nie dziwię im się, w końcu to zdrowi mężczyźni. Twoich ludzi, wasza wysokość jest niewielu, przynajmniej tych wysoce wyszkolonych, reszta albo już dawno nie żyje, zgładzona z naszej ręki lub opuściła cię, widząc jak nisko upadasz w swej władzy... Tak więc moi ludzie z łatwością mogą was roznieść w drobny pył, lecz wcale nie musi tak być. Doceniam, wasze wysokoście, jak świetnych macie rycerzy, dokonaliście tez wiele niezwykłych czynów, bo przemierzenie połowy kontynentu bez złapania nie jest wcale jakąś tam błahostką i tych zasług bynajmniej nie mam zamiaru was pozbawiać. Mogę jednak sprawić, że odbijecie się od dna, na którym się znaleźliście. Uznajcie moją najwyższą władzę, razem ze mną wyruszcie przeciwko tym elfickim psom, a oszczędzę was, wasze królestwo i wszelkich poddanych, a na państwo spłynie chwała i bogactwo, jakiego w dawnych czasach na pewno nie powstydziliby się nasi dziadowie, którzy w pocie i znoju budowali te krainy... Możesz bowiem wierzyć mi lub nie, wasza wysokość, lecz jestem człowiekiem cywilizowanym i cenię sobie dobrych rycerzy, a takich ty posiadasz, jednocześnie też nim będąc. Nie pragnę także rozlewu caldaryjskiej krwi... Pozwól mi, moja pani, że podniosę cię łagodnie z kolan, na które przez klucz wypadków upadłaś...
- Ze słów twoich mogę przeto wnioskować, królu, że wolisz, aby me państwo stało się po prostu twym wasalem z lekko tylko zmienioną nazwą kraju, tak? - rzekła spokojnie Mia, choć w środku niej wszystko się gotowało. W tym czasie trilański król przechadzał się wzdłuż rzędu wojowników, kilka metrów od podwyższenia z tronami władców.
- Mia, co ty robisz? - syknął jej do ucha Draco. - Chcesz sprzedać nasze państwo temu kundlowi? Państwo, o które tak usilnie walczyliśmy?!
- Co robię? Gram na zwlokę, kretynie... Jakbyś jeszcze nie zauważył... Chcę uśpić jego czujność — odparła równie cicho, nachylając się przez oparcie tronu. - Nie odzywaj się, bo wszystko mi spieprzysz!
- Dobrze myślisz, cesarzowo — powiedział król. - Jaka jest twa decyzja?
Mia już otwierała usta, by jakoś dyplomatycznie wybrnąć z sytuacji, gdy nagle na korytarzu dał się słyszeć jakiś harmider, po chwili drzwi do sali tronowej otwarły się z głuchym trzaskiem, a do środka wpadł spanikowany znachor opiekujący się rannym synem Mii i Draco. Nie zważając na zaskoczenie wszystkich obecnych, podbiegł do tronu i nachylił się ku kobiecie. W miarę, jak mówił, jej twarz przybierała coraz to bardziej blady kolor. Gdy zdał swą relację, ruszył ku wyjściu i po chwili już go nie było.
- A to co? - zainteresował się Totar, ręka wskazując otwarte drzwi, przez które przed chwilą wybiegł mężczyzna.
- Niestety na dziś dzień koniec pertraktacji — rzekła sucho Mia, powstając ze swego miejsca. Jej twarz wyrażała jeno ból.
- Dlaczegóż to?
- Musisz opuścić me mury, panie. Mój syn umiera. Nie zostało mu dużo czasu - wyjaśniła, czując, jak łzy dławią ją w gardle. Władca Trilanu, choć bezlitośnie chciał podbić wielkie niegdyś Imperium Centralne, sam był ojcem i doskonale zdawał sobie sprawę z bólu, jaki odczuwać musiała teraz ta dzielna kobieta.
- Czuwaj przy swym dziecku, wasza wysokość. Później daj mi znać, co z nim, być może zdołam sprowadzić do niego moich medyków — powiedział jeszcze, po czym ruszył do wyjścia.

Tymczasem, kiedy on opuszczał salę tronową, Mia i Draco wybiegli tylnym wyjściem.
- To prawda, z Einarem, czy ty to po prostu uknułaś? - zapytał ja Draco.
- Nie żartuj, błagam — jęknęła, a jemu nieomal stanęło serce, gdy zdał sobie sprawę, że jego dziecko odchodzi.
Niczym wicher oboje wpadli do komnaty, w której spoczywał. Jego skóra wyglądała jak wpół przezroczysty pergamin, szklący się kropelkami potu. Trawiła go tak wysoka gorączka, że nawet obkładanie lodem na niewiele się zdawało! Wszyscy zdali sobie sprawę, że jest to już agonia. Mia dopadła jego łóżka i wzięła drobną dłoń syna w swe palce. Czuła żar na skórze. Tak bardzo w tej chwili żałowała, że nie jest w stanie zrobić kompletnie nic, by ulżyć mu w cierpieniu. Draco stanął tuż za nią i położył jej dłonie na ramionach. Nie był w stanie wykrztusić ani jednego słowa. Chciał pożegnać się z synem, ale nie mógł — był za słaby. Dużo silniejsza okazała się jego żona. Gładząc synka po rozpalonym czole, powiedziała cicho do niego:
- Synku, jesteśmy przy tobie razem z tatą. Nic się już nie bój... trudno mi to mówić, ale ten ból niedługo minie. Nie musisz już z nim walczyć, poddaj mu się i pamiętaj zawsze, że cię z tatą kochamy...

Wychodzący z zamku głównego król Totar obmyślał plan, jak najszybciej sprowadzić do chłopca swych uzdrowicieli. Dosiał pozostawionego na dziedzińcu pełnokrwistego rumaka i spiął go mocno do biegu. Dojeżdżał już do swego obozu, kiedy wtem od strony zamku, a dokładnie z jednej z wież doleciał jego uszu mrożący krew w żyłach wrzask królowej. Wstrzymał konia i zwiesił głowę. Domyślił się, że młody książę właśnie opuścił na zawsze swych rodziców.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2041 słów i 11296 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Fanriel

    Ale nieszczęść zesłałaś na bohaterów. Znów nie mogę się oderwać (a powinnam). ;)

    16 paź 2017

  • elenawest

    @Fanriel czemu powinnaś? ;-)

    17 paź 2017

  • Fanriel

    @elenawest Miałam coś do zrobienia. ;)

    17 paź 2017

  • elenawest

    @Fanriel ah, ok ;-)

    17 paź 2017