Uratuj mnie 6

Caterina patrzyła przez okno samochodu na szare budynki nowej części Turynu. Nie było tu ani grama śniegu. Może to i lepiej, pomyślała, łatwiej będzie się przestawić. Szybkie śniadanie, pożegnanie z przyjaciółmi i z Fabiem... wszystko wydarzyło się kilka godzin wcześniej, a wydawało jej się, że minęło kilka dni. W drodze do domu spała. Po przyjeździe szybko wskoczyła w "normalne” ubranie, które przy sportowych strojach z ostatniego tygodnia wydały jej się baaardzo eleganckie. Pozostali pewnie już siedzieli w samolocie, pomyślała z roztargnieniem. Fabio odezwał się, jak dojeżdżali do Mediolanu.
     Przed oczami stanęła jej Mila. Była bardzo cicha. - Nie jestem taka dzielna i zdeterminowana, jak Ty – powiedziała, kiedy się żegnały.
- Jesteś, tylko tego nie wiesz – uściskała ją z uśmiechem.
- Caterina – ciepły głos Marco wyrwał ją z zadumy – Muszę ominąć te roboty drogowe. Na którą masz być w Klinice? - spytał zatroskany.
- Och, nie martw się. Nie ma konkretnej godziny. Właściwie mam urlop, ale jest kilka dokumentów do podpisania i... - westchnęła ciężko – Jedno spotkanie.
     Pokiwał głowa ze zrozumieniem i skupił się na drodze.  
     No tak, miała się spotkać ze swoim dawnym ordynatorem, Ziemowitem Nowakiem. Jego telefon poprzedniego dnia bardzo ją zaskoczył. Tłumaczenie, że jest z żoną i przyjaciółmi na zakupach w Mediolanie jakoś do niej nie przemawiało. Z drugiej strony, skoro tak mu zależało, a i tak nie miała zbyt wiele do roboty, nie licząc spakowania kilku kostiumów i sukienek?
     Marco zaparkował w pobliżu tylnego wejścia i wysiadł, zanim Caterina zdążyła sięgnąć po aktówkę leżącą na tylnym siedzeniu.  
- Idziesz ze mną? - spytała rozbawiona, gdy otworzył jej drzwi.
- Odprowadzę Cię do drzwi kliniki – odparł spokojnie.        
     Już nawet nie próbowała oponować. Fabio i Stefano mieli swoje racje, a ona swoje, ale skoro to miało im ułatwić życie? Wzruszyła ramionami i razem weszli do budynku szpitala.
     Sekretarka profesora Vieriego powitała ją z lekkim niedowierzaniem, ale serdecznie.  
- Dottoressa, naprawdę jestem pani wdzięczna. Już myślałam, że będę jechała do Pani – tłumaczyła się – Profesor jest tak podniecony tą publikacją, że nie chce ani dnia zwłoki.
- Nic się nie martw. To dla mnie naprawdę żaden kłopot – uśmiechnęła się do niej – Pójdę zaraz do pokoju lekarskiego załatwić parę spraw. Powinien się tu zgłosić mój kolega z Polski, Ziemowit Nowak – zapisała nazwisko na małej karteczce i podała ją sekretarce – Poprosisz mnie?  
- Oczywiście! - dziewczyna rozpromieniła się, kiedy Caterina bez zwlekania zabrała się za przeglądanie i podpisywanie aneksów do umowy o publikację książki, którą zredagowała i uzupełniła. Nawet nie marzyłam o czymś takim, pomyślała, przesuwając opuszkami palców po projekcie okładki, gdzie obok profesora Vieriego widniało jej nazwisko, jako współautorki.
     Koledzy z kliniki przywitali ją równie serdecznie. Początkowy dystans, z jakim się do niej odnosili, szybko zastąpiła sympatia, a czasami nawet uznanie. Kilka trudniejszych zabiegów i "kupiła” sobie szacunek. Teraz też docenili, że przerwała urlop, by nie musieli niczego za nią robić. Szybko zabrali się do papierkowej roboty.  
     Kiedy odezwała się jej komórka, ze zdziwieniem odkryła, że godzina minęła jej niepostrzeżenie. Złożyła równo przejrzane historie chorób i spięła je ogromnym spinaczem – Ho finito! - zakomunikowała zadowolona, że skończyła zanim przyszedł Nowak.
     Idąc korytarzem w kierunku sekretariatu, zastanawiała się, jak powinna się wobec niego zachować. Niepotrzebnie. Na jej widok opadła mu szczęka.
- Dobrze wyglądasz – ocenił ją fachowym spojrzeniem.
- Dziękuję - odparła, starając się uśmiechem pokryć zmieszanie. Miała na sobie dopasowaną sukienkę z cieniutkiej wełny w kolorze karmelu i botki na obcasie z krótką zamszową cholewką w podobnym kolorze. Na biodrach zapięła pasek z metalowych ogniw z łańcuszkiem, na którym kołysał się dyskretny emblemat Chanel – zapraszam do siebie – otworzyła przed nim drzwi do gabinetu.
- Wow, masz gabinet naprzeciw Vieriego? - w jego głosie zdumienie konkurowało z zazdrością.
- No cóż – westchnęła – Niektórzy mówią, że zapewniły mi to pieniądze i pozycja mojego męża, ale ja wolę myśleć, że osiągnęłam coś sama.
- Och, skąd ten sarkazm? - Nowak zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku z giętego jesionowego drewna – Gustownie urządzony – zauważył.
- Dziękuję. Napijesz się czegoś? - uniosła słuchawkę telefonu.
- Kawa z mlekiem? - uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby.
- Oczywiście – wcisnęła numer sekretariatu i poprosiła o dwa cappuccino.
     Przez chwilę prowadzili niezobowiązującą rozmowę, ale kiedy sekretarka podała im kawę i zamknęła za sobą drzwi, nagle zapadła cisza.
- Po co przyjechałeś? - Caterina miała dość czczej gadaniny.
- Słuchaj, wiesz, że mam swoje lata. Nie stać mnie na odejście ze stanowiska. Oczywiście mógłbym wyjechać – zawiesił głos – ale nie jestem wielkim operatorem, a nie dopuszczą mnie do żłobu w żadnej liczącej się klinice. Katarzyna, ja nie mogę zaczynać od początku! To nie dla mnie – zmarszczył brwi - Musisz mi pomóc, proszę, – patrzył przez chwilę błagalnym wzrokiem, ale w końcu spuścił głowę – Jeśli mi nie pomożesz, jestem skończony. Kieć mnie usunie. – dodał cicho.
- Ale jak mam Ci pomóc? Nie pamiętasz, że od pół roku mieszkam w Turynie? Ziemek, ja już nie pracuję na onkologii, nawet nie bywam w tamtym rejonie. Nie mam pojęcia, jak Ci pomóc...
- Ty nie, ale ten Twój Włoch owszem. – przerwał jej w pół słowa.
- Fabio? Chyba oszalałeś! - Caterina aż zaniemówiła – On jest ostatnią osobą, która chciałaby się w to mieszać. Musiałam mu obiecać, że nie będę się więcej angażować w sprawy Kiecia i Zawadzkiego. Nawet mnie nie proś, żebym rozmawiała z nim na ten temat!
- Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że tak powiesz – Nowak wyglądał na załamanego – Miałem tylko nadzieję, że wasze źródła informacji dałyby mi jakąś szansę obrony...
     Caterina wyjęła z torebki telefon i spojrzała na Nowaka spod rzęs.
- Może skończymy tę rozmowę przy lunchu? - spytała i nie czekając na odpowiedź, wybrała numer – Marco? C'è un mio amico dalla Polonia. Volevamo mangiare qualcosa fuori ospedale. Mi prenoti due posti? Diciamo... fra mezzora? - posłuchała przez chwilę i rozłączyła się.  
- Z kim rozmawiałaś? - Nowak wpatrywał się w nią zaskoczony.
- Z ochroniarzem – odparła, wzruszając ramionami – zarezerwuje nam miejsca w restauracji i za pół godziny podstawi samochód przed wejście.
- Masz ochroniarza? - oczy Nowaka zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Po mojej ostatniej przygodzie z Łucją, Fabio woli być ostrożny.
- Nie wystawiłem Cię! - prawie krzyknął.
- Nie powiedziałam tego – odparła powoli.
- Ale pomyślałaś – Nowak wyglądał na strapionego.
- Przez chwilę tak – przyznała – ale wiem, że nieświadomie jej pomogłeś – dodała.
- Wiesz? - wydawał się szczerze zaskoczony – Skąd?
- Mam swoje źródła informacji, jak to ująłeś. Zresztą, powinieneś wiedzieć. Przecież Ty też szukasz u mnie informacji – uśmiechnęła się chytrze.  
- No tak – zwiesił głowę zrezygnowany – Zawsze byłaś bystra.
     Dopili kawę i Caterina oprowadziła Nowaka po klinice, przedstawiając mu swoich kolegów. W umówionym czasie przed drzwiami pojawił się Marco. Przywitał się ze zdumionym ordynatorem. Caterina podała ochroniarzowi swoją aktówkę i mrugnęła do niego porozumiewawczo.  
- Masz służbę? - Nowak wydawał się zszokowany.
- Owszem, ale Marco to raczej "służby specjalne” - wyrecytowała bez zająknięcia, chichocząc w duchu – Mój mąż wybrał go specjalnie dla mnie – dodała zniżając głos.
- Ale... - przełknął ślinę – Ty i on... mam na myśli, że jest tylko ochroniarzem. Jezu, o czym ja mówię? - przewrócił oczami.
- Och, oczywiście, że my nie... - również przewróciła oczami – Chociaż, gdybym zażądała... - przyjrzała się Marco krytycznym wzrokiem. Jej rozmówca odetchnął głębiej. - To powiedz mi, co się dzieje, że tak Cię przypiliło? - spytała łagodnie, jakby mimochodem poprawiając klapę jego płaszcza.  
- Ja... - spojrzał na nią, mrugając szybko – Och, Kaśka, nie potrafię Cię okłamać. To był pomysł Kiecia.      
     No widzisz, kłamczuchu, pomyślała z satysfakcją. Lekcja u Stefano i już Cię mam. A myślałam, że jesteś w krętactwie mistrzem świata. - Mów dalej – Zachęciła go, kiedy rozsiedli się na tylnym siedzeniu samochodu.
- Słuchaj, ja nie powinienem Ci tego wszystkiego mówić... - Zerknął nerwowo na Marco siedzącego za kierownicą.
- Och, daj spokój. On nas nie rozumie. – machnęła ręką – Przecież znamy się od dawna, a poza tym, jeśli mam Ci pomóc, to muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia.
- Więc jednak mi pomożesz? - W jego głosie dosłyszała niedowierzanie, ale też nadzieję.  
- Postaram się... - Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego mnie śledzicie, kanalie. Spróbowała przywołać na twarz miły uśmiech.  
---
     Wracając do domu, Caterina jeszcze raz analizowała w myślach wszystko, co jej przekazał Ziemowit. Jeśli dobrze zrozumiała, chodziło o jakiś większy przekręt z gruntami w centrum miasta. Bardzo prawdopodobne, że nie tylko o to, ale Nowak albo nie wiedział więcej, albo w porę wyhamował. W każdym razie potrzebowali informacji, do których dostęp mieli tylko politycy i to tacy "wyższego szczebla”. No, i jeszcze wypływała jakaś kwestia firmy Zawadzkiego, ale akurat temu facetowi Caterina nie miała zamiaru pomagać.  
     Marco nie odzywał się do niej, jakby wyczuwał, że chciała się skupić. Skręcił z głównej drogi i wtedy zauważyła w bocznym lusterku, że samochód jadący do tej pory w pewnym oddaleniu za nimi, gwałtownie przyspieszył. Poczuła niepokój i spojrzała na Marco.
- To tylko Luca – uspokoił ją.
- Luca? A co on tu robi? Miał pracować ze Stefano.
- Był w restauracji – odparł cicho – Na moją prośbę – dodał.
- Myślałeś, że coś mi grozi? - zmarszczyła brwi.
- Wolałem nie ryzykować. Trochę nam się nie podobało takie nagłe zainteresowanie tego... doktora – odparł.
- Nam? - posłała mu pytające spojrzenie.
- Stefano, Luca i ja – wymienił – Odpowiadamy za Twoje bezpieczeństwo do powrotu pana De Luca.  
- Rozumiem – powiedziała powoli.
- Przepraszam, że Cię nie uprzedziłem, ale nie było powodu do niepokoju. Nie chciałem Cię stresować. Jeszcze raz przepraszam – wyglądał na skruszonego.
- Przeprosiny przyjęte.  
     Cała jej buntownicza natura w dziwny sposób poddała się temu reżimowi. Tłumaczyła to sobie rozsądkiem, ale prawda była inna. Fabio uważał, że tak trzeba postąpić, a ona mu ufała. Doszła do wniosku, że nie mając odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, nie potrafiła należycie ocenić ryzyka.  
     Zajechali przed główne wejście, gdzie czekał już na nich Stefano.  
- Jak się udało spotkanie? - spytał zaraz po powitaniu.
- Twoje techniki są niezawodne – zażartowała – Wystarczyło go rozproszyć i udało mi się wyciągnąć z niego parę informacji.
     Stefano pokiwał głową z uznaniem. Caterina zdjęła płaszcz i rzuciła go na wraz z torebką na obitą skórą ławkę w przedpokoju. Zamieniła obcasy na wygodne balerinki i przeszła do salonu.
- Andrea, jesteś? - rzuciła w kierunku kuchni.
- Si, arrivo! (Tak, idę) - wesoły głos dobiegł zza drzwi.
- Przynieś nam do salonu po kieliszku wina – spojrzała na Stefano – Albo całą butelkę. Siadaj. Musimy pogadać, puki wszystko pamiętam – Wskazała mu jedną z białych kanap, a sama opadła na fotel.  
     Stefano usiadł, opierając łokcie na kolanach i pochylając się w przód. W skupieniu wysłuchał słów Cateriny, zadając od czasu do czasu jakieś szczegółowe pytanie.
- Wydaje mi się, że on nic nie wie o śledzeniu – zakończyła.
- Albo dobrze to ukrywa – Stefano pociągnął mały łyczek wina.
- Raczej nie – zastanowiła się – Ale wiedział o Tobie. Wie, też o tej... dodatkowej aktywności firmy Fabia. Myślę, że jeśli chodziło im o mnie, to tylko po to żeby dotrzeć do któregoś z was. W każdym razie, wygląda na to, że dobrze zrobiliśmy zostając w Turynie.  
- Może tak, a może nie... - Stefano pokiwał głową w zamyśleniu – Dlaczego nie skontaktowali się z Fabiem? Może jednak chodzi o mnie? Gdybym poleciał, mieliby do mnie ułatwiony dostęp i zostawiliby Cię w spokoju.
- Tak, ale oni zaczęli szukać kontaktu wcześniej. Nie wiedzieli, kto poleci do Polski. - Nagle coś jej zaświtało – A może wiedzieli?  
- Może... - twarz Stefano nie zdradzała żadnych emocji.
- Rozmawiałeś z Milą? Co u niej? - zmieniła temat.
- Dobrze. Pracuje jak szalona – jego głos przybrał cieplejszą barwę – Jutro mają robić jakieś pomiary.
- Wiesz, ze nie chciała mi powiedzieć, w jakiej sukni idzie? Strasznie to przeżywa – westchnęła.
- Wiem. Ja też – przyznał niechętnie – Ale moja matka była uszczęśliwiona. Jeśli dzięki temu przekona się do Mili... Chociaż, wydaje mi się, że już zrozumiała... - zawiesił głos.  
- Że to ta jedyna? - uśmiechnęła się ciepło – Raczej nie trudno się zorientować.
     Stefano posłał jej szybkie spojrzenie. Wyglądał na odrobinę speszonego jej śmiałym stwierdzeniem. Smakowita mieszanka, przemknęło jej przez myśl. Uwielbiała, kiedy udawało jej się wywołać na twarzy Fabia taki nieśmiały chłopięcy uśmiech. Potrząsnęła głową, jakby chciała się otrząsnąć z natłoku myśli - Jestem zmęczona – westchnęła. Dopiła wino i odstawiła kieliszek – Położę się wcześniej.  
     Wypite wino rozleniwiło ją, ale nie na tyle by zrezygnowała z prysznica. Ciepła woda miała cudownie odprężające działanie. Niech teraz Stefano się nad tym głowi, pomyślała z rezygnacją. Nigdy nie chciała się wplątywać w takie "układy”. Czy nie mogą mnie zostawić w świętym spokoju? Nagle zapragnęła kojącego dotyku i kojąco niskiego głosu Fabia.
     Komórka leżąca na komodzie zadrgała i rozległa się znajoma tęskna melodia. Podbiegła do niej i odebrała połączenie.
- Amore?
- Finalmente mi chiami! (Nareszcie dzwonisz!) - nawet nie starała się ukryć radości.
- Mmm, Ti mancavo... (stęskniłaś się za mną) – zamruczał zmysłowo w odpowiedzi.
- Non puoi immaginare, come (Nawet nie wiesz, jak) – spojrzała w lustro nad toaletką i odchyliła w bok głowę, obserwując jak włosy zsuwają się po jej szyi. Westchnęła tęsknie.
- Cateri, non fare cosi. Sto per impazzire! (Nie rób tak, bo zwariuję!) - głos miał nabrzmiały pożądaniem – Mi manchi cosi tanto... Ce un dettaglio, che non vede ora... (Tak strasznie tęsknię... a jeden szczegół wprost nie może się doczekać) – zawiesił głos.
- Fabio, non sottovalutare quell' dettaglio... (Fabio, nie doceniasz tego szczegółu) – wyszeptała z lekkim wyrzutem, zastanawiając się, jak przeszło jej to przez gardło.
- Piccola (Maleńka) – miękki niski tembr głosu doskonale oddawał jego stan – Ti vorrei cosi tanto. Nuda, sdraiata sul letto, con quell' rosso sul viso... (Pragnę Cię tak bardzo. Nagą, wyciągniętą na łóżku, z tym rumieńcem na twarzy...)  
- Amore... - jęknęła.
- Dimmi (Powiedz mi) – wychrypiał.
- Non riesco a dormire (Nie dam rady zasnąć) – czuła, jak całe podniecenie spływa jej gorącą falą w dół.
- Ne anch'io (Ja również)  
- Allora, perché lo fai? (Więc, czemu to robisz?) - drżała jak liść, czekając na kolejne wyznanie.
- Perché Ti voglio, Ti amo, Ti adoro... e Ti voglio ancora... (Bo Cię pragnę, kocham i uwielbiam... I pragnę na nowo...)
- Sei la mia vita (Jesteś moim życiem) – wyszeptała.
- A domani, tesoro. Aspetta mi (Do jutra, kochanie. Czekaj na mnie) – usłyszała w odpowiedzi. - La serata sarà nostra (Wieczór będzie nasz).
     Przewracała się w pościeli przez dłuższy czas, zanim wreszcie udało jej się ułożyć w wygodnej pozycji. Kiedy Fabio wyjeżdżał, spała na jego miejscu, wtulając głowę w poduszkę przesyconą jego zapachem. Nigdy nie pozwalała zmieniać pościeli, puki nie wrócił. Tym razem wszystko miała świeżo wyprane i pachnące, ale nie tym, czego potrzebowała.  
     Budynek starej fabryki okazał się doskonały, więc Fabio upoważnił kancelarię Karoliny do załatwienia formalności, myślała, jutro poleci do Genewy na spotkanie z szejkiem, a wieczorem... Och, wieczorem... Przymknęła oczy rozpływając się w błogim oczekiwaniu.  
---
     Stefano pozamykał wszystkie otwarte dokumenty i witryny, wylogował się zgodnie z obowiązującymi procedurami i wyłączył komputer, nie zapominając o odłączeniu go od sieci. Pomieszczenia biurowe już dawno opustoszały, więc nie zapalał górnego światła. Jedynym oświetleniem była niewielka lampka na jego biurku, ale nawet ona nie była mu potrzebna. Rozkład pomieszczeń miał w głowie, a do pisania nie potrzebował wzroku. Jego telefon zamrugał dwa razy, nie wydając żadnego dźwięku. Sprawdził SMS-y.
     "Jestem w hotelu, w łóżku. Wszystko OK. Kocham Cię”
     Przymknął oczy, przywołując obraz kasztanowych włosów rozrzuconych na poduszce. Miał taką ochotę posłuchać jej ciepłego głosu.  
          "Zmęczona?” - wystukał szybko i wcisnął "wyślij”.
     Po dłuższej chwili telefon zaczął intensywnie migać, a na wyświetlaczu pojawił się napis "Tit” (Sikorka).
- Jeszcze nie śpisz? - Spytał, zdając sobie sprawę, że głos go zdradza. Cieszył się, że zadzwoniła.
- Nie chce mi się spać. Myślę o Tobie – Odpowiedziała powoli, przeciągając słowa.
- Mmm, uwielbiam, jak mi to mówisz – Zsunął się na obrotowym krześle, odchylając oparcie – Czy to przyjemne myśli?
- Och, teraz tak – Westchnęła zmysłowo – Chociaż... - Zawiesiła głos.  
- Tak? - W jego głosie pojawiła się czujność.
- Myślałam o wielu rożnych rzeczach – Zaczęła wymijająco – Ale teraz nie mogę się skupić na niczym innym, niż... no wiesz – Jej głos znów nabrał przyjemnej ciepłej barwy.
- Zdajesz sobie sprawę, co ze mną robisz w tej chwili? - Spytał, zerkając na swoje coraz bardziej opinające się spodnie.  
- Wiem... to może Ty mów do mnie? – Wyszeptała i pozwoliła mu słuchać swojego przyspieszonego oddechu.
- Przywieźli dziś stołki barowe, które zamówiłaś – Rozmawiając z nią, nie musiał panować nad głosem – Są obite białą skórą... Wyobrażałem sobie twój śliczny tyłeczek na tym stołku... Jak uklęknę, to mam głowę dokładnie na wysokości twojej... - Zawiesił głos chłonąc ciche westchnienie – Ta skóra jest taka miękka... a i tak Twoja jest delikatniejsza – Z namaszczeniem wypowiadał kolejne słowa.
- Ja wolę myśleć o twoich umięśnionych pośladkach na tym miejscu – Jej głos emanował podnieceniem – Niech pomyślę... twarde i napięte, kiedy klęczę między twoimi udami... mam cię w ustach...
     Nagle poczuł, że zaschło mu w gardle, a spodnie za chwilę go wykastrują. - Kurwa, Mila! – Wyjęczał chrapliwie – Wiesz, że łamiemy zasady... - Zawsze pamiętaj, że nie wiesz, kto tego słucha. To były jego własne słowa.
     Odpowiedział mu cichy gardłowy śmiech – Przecież ja nie użyłam żadnego słowa... nawet takiego niewinnego, jak... il limone (cytryna) – limonata, pomyślał, mokre, głębokie pocałunki, w jej wykonaniu, mistrzostwo świata – la fragolina (poziomka) – Wyliczała powoli, dając mu czas na przywołanie obrazu jej szeroko rozwartych ud, jej zapachu i smaku, kiedy sięgał językiem do najwrażliwszych miejsc – il fi...
- Mila, błagam – Przerwał jej głosem, który nawet dla niego brzmiał... nieprzyzwoicie erotycznie. Wiedział doskonale, że nie miała na myśli owocu. Odruchowo położył dłoń na pokaźnych rozmiarów wzwodzie - Jestem w biurze i jeśli spróbuję teraz dotrzeć do sypialni, to obawiam się, że zrobię sobie krzywdę.  
- Stefano, wiesz, że jestem mokra? Twój głos... jak pomyślę o tym, że mnie dotkniesz... że ja cię dotknę... - Jęknęła – Cała płonę...
- Moja maleńka – Dyszał – Uwielbiam powitania, uwielbiam, jak do mnie wracasz.  
- Och, przywitam cię! - Jej podniecenie było wręcz namacalne – Zostańmy w łóżku cały dzień... i noc... ile wytrzymamy...
- Wezmę cię w każdy możliwy sposób – Rozpiął zamek spodni i westchnął z ulgą – Dlaczego mi to robisz? Muszę czekać dwie noce...  
- Przecież możesz się rozłączyć... – Wychrypiała – Och, uwierz mi, że też cierpię. - Dodała szybko - Mam w sobie ogień!
- Ugaszę go – Wyjęczał. Choćbym miał sam spłonąć, dodał w myślach.
     Potrafiła słowami doprowadzić go do takiego stanu, że potem wystarczył jej dotyk, jej słodkie usta... Cholera, jak to możliwe, że ta dziewczyna tak na mnie działa? Zadał sobie to pytanie wiele razy, próbował panować nad sobą... Próbował. Właśnie tak. Podejmował nieudolne próby! Lubił seks już wcześniej, kurde, kto go nie lubi, ale seks z nią był taki inny, taki intensywny i...  
- Stefano? - Jej cichy aksamitny głos bardziej poczuł niż usłyszał.
- Mila, potrzebuję Cię. Pragnę. – Miał wrażenie, że kolejne porcje wyrzucanej do krwi adrenaliny lada moment odbiorą mu głos – Jak. Powietrza. Teraz!
     Ze słuchawki dobiegł go jej perlisty śmiech – Kocham cię i nie mogę się doczekać – Jej głos nadal brzmiał miękko i intensywnie, ale też wesoło.  
- Chyba Cię uduszę – Stęknął, poprawiając się na krześle.
- Bardzo proszę – Zachichotała – Ale wtedy nie możesz liczyć na to, że się tobą zajmę.
- Jak zostaniesz moją żoną, to nie puszczę Cię już nigdzie samej. – Kończąc zdanie już wiedział, że popełnił błąd.
     Po drugiej stronie zapanowała cisza.  
- Mila? - Nastrój diabli wzięli – Mila, przepraszam.
- Nie. W porządku – Jej głos brzmiał poważnie.
- Mila, kocham cię i nie potrafię przestać o tym myśleć.
- Wiem.
- Nie denerwuj się. Porozmawiamy jak wrócisz. Dobrze sikorko?
- Dobrze – odparła potulnie.
- Kocham cię. Bardzo.  
- Ja ciebie też.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3994 słów i 22634 znaków.

3 komentarze

 
  • Dominiani

    Ale oni sa smieszni dorośli ludzie a pesza sie gdy mowia o uczuciach, seksie w grupie.   A juz miedzy soba. Przecież Kasia ta Lucja powiedziala co nazwisko pewnego biznesmena wie dalczego nie wpadniesz na to

    4 maj 2019

  • an

    Przez to przedswiateczne szalenstwo komentuje dopiero teraz. Gorzko-slodki odcinek :D widze, ze ktos umie wladac wloskim? Wloski jest uroczy i bohaterowie naszego opowiadania rowniez sa fajni, sa tacy trojwymiarowi, nie plascy, jesli ktos rozumie co mam na mysli. Maja charakter. Moim ulubiencem chyba jest Stefano, jak na ten moment. Prosze go nie ruszac i niech boska reka dalszych kolei losu broni go przed zgubnymi dla mej sympatii czynami :D

    4 kwi 2015

  • an

    Przeczytane, jutro skomentuję wszystko ;)

    1 kwi 2015