Uratuj mnie 21

Fabio i Caterina słuchali w skupieniu relacji Luki, który wyjechał po nich na lotnisko. Kiedy doszedł do kwestii nagłego wyjazdu Stefano, Fabio stracił cierpliwość. - Nie rozumiem tego! Tutaj ma zaplecze do pacy i pomoc, a tam jest kompletnie sam, zdany na człowieka, któremu nie do końca ufa – burknął.
- Zostawił zapasowe numery telefonu, gdyby pan chciał zadzwonić... - Luca poruszył się niespokojnie i spojrzał we wsteczne lusterko. Mila kazała mu nie wspominać przy Caterinie, jakiego rodzaju zlecenie otrzymał Nikołaj.  
- Próbowałam zadzwonić do Mili, jak tylko wylądowaliśmy... - powiedziała, łapiąc w lusterku jego spojrzenie.
- Siedziała z tym chłopakiem od śledzenia całą noc. Prosiliśmy, żeby się choć trochę zdrzemnęła, ale... - zawahał się – Rano przemyciliśmy jej tabletkę nasenną w kawie.  
- Jesteście niemożliwi! - westchnęła, ale w jej głosie słychać było bardziej troskę niż gniew.
- Ja was chyba zamorduję! - Fabio pokręcił głową z dezaprobatą – Wyjeżdżam na chwilę i proszę bardzo!  
     Nie miał jednak okazji dalej narzekać, bo właśnie dojeżdżali do bramy, która otworzyła się przed nimi tak, że nie zwalniając wjechali na teren posiadłości. Po chwili zatrzymali się przed głównym wejściem.
- Pójdę zajrzeć do Mili – Caterina nachyliła się do męża i musnęła delikatnie jego usta.  
- Idź skarbie, Concetta zajmie się bagażem – pomógł jej wysiąść, jakby w obawie, że się potknie.
- Panie De Luca, skoro dottoressa odeszła... - Luca przełknął głośno ślinę – Sprawa jest poważniejsza, niż powiedziałem. Nikołaj ma zlikwidować Stefano. Takie dostał zlecenie, a najgorsze, że nie wiemy, czy tylko on jeden.
- O, kurwa! - Fabrizio potarł palcami brodę – Co jeszcze?
- Nie możemy ustalić, gdzie jest bank, a Stefano jest poza zasięgiem od czterech godzin.
     Caterina przywitała się szybko z Pietro i Andreą, i nie zwlekając udała się do części domu zajmowanej przez Stefano i Milę. Te ostatnia zastała w łóżku. Spała niespokojnym snem i na dźwięk otwieranych drzwi usiadła gwałtownie. Przedstawiała dość żałosny widok, blada z podkrążonymi oczami, w pomiętym ubraniu.
- Caterina? Boże, która jest godzina? - Mila zamrugała szybko, starając się przywrócić zmęczonym oczom ostrość widzenia.  
- Spokojnie – usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na przyjaciółkę ze współczuciem – Jest chyba ósma.
- Zasnęłam... O kurde, chyba na trzy godziny... Muszę się pozbierać – spróbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie.
- Poczekaj. Luca mówił, że na razie i tak Stefano jest poza zasięgiem...
     Mila jęknęła żałośnie i ukryła twarz w dłoniach, ale po chwili spróbowała się opanować. - To tylko tak – szepnęła.
- Mila, wiem, co się dzieje – Caterina spojrzała na nią z politowaniem – Luca dwoił się i troił, ale nie byłoby takiej paniki, gdyby nie chodziło o poważne zagrożenie.
- Caterina, nie powinnaś się tym zajmować – spojrzała wymownie na jej brzuch – Przepraszam, że w ogóle cię w to wciągnęłam...
- Nie ty, tylko Kita – przerwała jej – Tylko ani słowa mojemu mężowi, bo wpadnie w panikę. Już nawet zaczął przebąkiwać o zwolnieniu z pracy na ten czas – pokręciła głową, wznosząc w górę oczy – Powiedz mi lepiej, jak się trzymasz?
- Och, Cateri', tak strasznie się boję – zwiesiła głowę, by ukryć łzy – On jest zdany na człowieka, którego ta suka wynajęła, żeby go... - głos jej się załamał. - Ale najgorsze jest to, że chyba wiem, dlaczego tam pojechał! To wszystko z mojego powodu!  
- Ćśśś, nie mów tak. On na pewno wie, co robi. - Caterina pogładziła opadające na ramiona Mili kasztanowe loki. - Weź prysznic i idź do chłopaków, a ja zarządzę jakieś śniadanie. Co prawda, u mnie jest jakaś trzecia po południu, ale przespałam prawie cały lot, więc mogę zjeść jeszcze raz.
     Sama jej obecność dodała Mili nieco otuchy. Wygramoliła się niezdarnie z pomiętej pościeli i powlokła do łazienki.  
     Kiedy wymyta i przebrana w czysty strój, wspinała się do części biurowej domu, przyłączył się do niej zapach świeżego pieczywa i kawy. Ze zdziwieniem odkryła, że burczy jej w brzuchu. W pokoju panowało nerwowe napięcie, ale od razu było widać, że wszyscy są w nieco lepszych humorach niż w nocy.
- Cześć wszystkim. Co jest? - zaczęła niepewnie.
- Twoje szczęście się odezwało – Franco mrugnął do niej przyjaźnie – Przysłał nam maila z SMS-ami Zawads..., no, tego złamasa i młody znalazł tam kod z banku.
- Z jakiego? - tętno podskoczyło jej chyba do stu.
- Zaraz będziemy wiedzieć. Zjedz coś.  
- Potem.
- Teraz! Potem możemy nie mieć na to czasu.
     Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie. Słowa Franco napełniały jej serce nadzieją. Wzięła rumianą bułeczkę z ogromnego kosza nakrytego białą serwetką i odkryła spodeczek na jednej z dużych filiżanek z grubej porcelany. Cappuccino już ostygło, ale pianka jeszcze się trzymała. Tak uzbrojona podeszła do Ondrasza i Luki siedzących zgodnie przy zastawionym sprzętem biurku.
- Szwajcaria... - rzucił nagle Ondrasz. W jego głosie słychać było niedowierzanie. - W tamtych dokumentach nie było nawet jednego przelewu do Szwajcarii! Co za sukinsyn!  
     Wyglądało na to, że wcześniejszy brak powodzenia w poszukiwaniach potraktował jak osobistą porażkę.
- Wiesz z jakiego banku, albo chociaż miasta? - Luca zareagował natychmiast – Dzień dobry. Lepiej wyglądasz – przywitał Milę.
- To jest generowane centralnie, więc na miasto bym nie liczył, ale na nazwę... - Ondrasz przebiegał sprawnymi palcami po klawiaturze swojego laptopa. - Daj mi chwilę.
     Dopiero teraz zauważyła, że obaj z Luką byli naprawdę niewyspani, a kosz obok biurka pełen był puszek po napojach energetycznych.  
- Swiss National Bank! Ma oddziały wszędzie, Genewa, Zurych... Kurwa, uwielbiam, jak coś ma w nazwie "Narodowy”. - gderał Ondrasz, przeglądając szybko przesuwająca się listę oddziałów w różnych miastach i miasteczkach. - Ale... bingo! Nie ma oddziałów w Europie! Nigdzie poza Szwajcarią!  
- To chyba dobrze...? - Mila starała się zmusić swój mózg do wysiłku.
- Dobrze? - Luca rozciągnął usta w uśmiechu – To fantastycznie! Żeby podjąć pieniądze, trzeba się dostać do Szwajcarii, a do tego potrzebny jest paszport.
- A Łucja go nie ma – dokończyła Mila i wepchnęła do ust resztkę bułeczki.  
- Nie rozumiem tylko, co on robił tym kodem? Nie przelał pieniędzy na żadne ze swoich kont. Chyba, że coś opłacił... coś bez rachunku... - zastanawiał się głośno Luca.
- Nikołaj dostał przelew gotówki – przypomniała mu.
- Kiedy dostał tego SMS-a? - odwrócił się w stronę drugiego laptopa i zaczął czegoś gorączkowo szukać – W dniu, kiedy cię porwali. - odpowiedział sobie na głos – W dniu, kiedy zatrzymali mu paszport.
- Może ma konto jeszcze w jakimś banku w Europie, o którym nie wiemy? Może w Wiedniu? - weszła mu w tok myślenia.
- Musiałoby być na kogoś innego – wtrącił Ondrasz – bo jego sprawdziłem.
- Na Łucję? Kita mówił, że zniknęła z pieniędzmi narzeczonego – Mila pochyliła się i wbiła wzrok w ekran komputera.  
- Facet i jego kobieta tracą paszporty, on natychmiast robi jakąś operację na tajnym koncie, ona jest bez pieniędzy, a w każdym razie nie ma ich wiele... - Luca podsumował wszystko jeszcze raz.
- On ją odciął od kasy – usłyszeli za plecami. Wszyscy natychmiast się odwrócili do Fabia, który podszedł do nich cicho jak kot – Rozmawiałem właśnie z porucznikiem Kitą. Wygląda na to, że to zlecenie, to jej własna inicjatywa. Zawadzki wie, że może liczyć tylko na siebie. Nie puścił pary z gęby na temat pieniędzy, ale informacja, że Łucja dotarła do Wiednia trochę go wytrąciła z równowagi. Kita jest skłonny dużo dać za odnalezienie tego konta.
- Kita? - Mila zareagowała pierwsza. Ze wszystkich obecnych najlepiej znała porucznika i miała okazje się przekonać, że co prawda był skłonny nieco naginać przepisy, ale zrobił na niej wrażenie uczciwego. Stefano także mu ufał. Na swój sposób, oczywiście.
- Nie osobiście on, ale jego przełożeni. Za tym biznesmenem stoją ważni politycy i odnalezienie tych pieniędzy jest tak samo ważne dla policji, jak dla nas, choć z różnych powodów – zawiesił głos, żeby dać im czas na zrozumienie tego, co chciał im przekazać – Jakie mamy szanse? - zwrócił się do Ondrasza.
- Żadnych – przyznał, zażenowany tym stwierdzeniem – Facet był ostrożny, a zna się na tym, co robi, albo ktoś mu doradzał. Nieprzypadkowo wybrał bank, który nie ma oddziałów w Europie. Tam trzymają pieniądze od czasów wojny. Żeby cokolwiek zrobić, musimy pokazać w banku dokumenty albo użyć hasła, jeśli takie jest, albo dogadać się z tym biznesmenem.  
- Nie dogadamy się z nim – W głosie Fabia zabrzmiała frustracja – Nawet jeśli zgromadzę taką gotówkę, on wie, że nie wyciągnę go z więzienia. Jego jedyną nadzieją jest chronienie teko konta, jak oka w głowie. Łucja jest dla niego takim samym zagrożeniem, jak dla nas.
- Dlaczego ona się boi Stefano? - spytała Mila. Wszystko wydawało jej się logiczne, poza tą jedną zależnością.  
- To nie ma znaczenia, a w każdym razie nie jest najważniejsze. - Fabio wbił poważne spojrzenie ciemnych oczu w Milę - Musimy porozmawiać w cztery oczy – powiedział powoli.
     Wiedziała doskonale o czym chciał z nią mówić. Wiedziała również, że nie jest przekonany do tego, co chciał jej zaproponować. A czy ona była? Szwajcaria, to nie Argentyna, ale w przypadku odkrycia oszustwa, z pewnością ich wymiar sprawiedliwości też potrafił dać się we znaki. Na myśl o więzieniu zrobiło jej się zimno. Niedawno doświadczyła zamknięcia i nie było to przyjemne. Doświadczyła też przemocy i choć Szwajcaria jawiła jej się jako kraj cywilizowany, przecież nie miała pewności, czy więzienia były równie cywilizowane. Ale stawką było życie jej ukochanego. Co znaczyła groźba więzienia w porównaniu z życiem bez niego? Co to w ogóle byłoby za życie? Była jak księżyc świecący blaskiem odbitym od słońca. Jeśli jej słońce zgaśnie, co pozostanie?  
- Mila - Fabio otworzył przed nią drzwi swojego gabinetu – Wiesz, że nie mamy czasu na szukanie kogoś innego...
- Wiem – na jej zmęczonej twarzy pojawił się smutny uśmiech – Tyle razy prosiłam los, żeby pozwolił mi się w jakiś sposób zrewanżować za tę miłość... - Jej oczy zalśniły od łez.
- Nie zostawimy cię bez opieki, ale i tak dużo ryzykujesz – Fabio westchnął ciężko – Naprawdę nie ma innego sposobu. Musisz wejść do tego banku.

     W lichym, skleconym z cegieł i gliny baraku panował nieprzyjemny zaduch. Lekkie powiewy przesyconego wilgocią wiatru poruszały brudnymi szmatami, zawieszonymi w maleńkich okienkach. Drewniana konstrukcja dachu nie runęła chyba tylko dlatego, że pokrycie stanowiło lekkie poszycie z trzciny, a nie blacha, jak w większości tego typu zabudowań, wchodzących w skład pobliskich slumsów. Jednak budynek znajdował się w pewnym oddaleniu od pozostałych i sprawiał wrażenie niezamieszkałego. Drzwi składały się z kilku odrapanych desek i nie miały zamka, ani nawet skobla.  
     Przed barak wyszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich, opalony, krótko przystrzyżony i potężnie umięśniony miał na sobie europejski strój, drugi w tradycyjnym tajskim stroju, składającym się z szerokich białych spodni i dłuższej koszuli, ukłonił się i wyciągnął dłoń po zwitek banknotów. Otrzymawszy go, przeliczył szybko i ukłonił się pierwszemu z wyraźnym zadowoleniem.
- A to, za milczenie – "Europejczyk” podał tajowi drugi zwitek – Nigdy cię tu nie było. Nie znasz mnie, a ja ciebie – ukłonił się Tajowi.
- Nie mam pojęcie, kim pan jest – wyrecytował tamten. Z cienia za budynkiem wyciągnął nieco zdezelowany rower i pospiesznie się na nim oddalił.  
     Stefano patrzył przez chwilę za odjeżdżającym, po czym odetchnął kilka razy, jakby chciał przeczyścić płuca i wszedł do baraku.
- Jak nasz klient? - zwrócił się do siedzącego na jednej z dwóch skrzynek po owocach Nikołaja.
- Budzi się – w półmroku błysnęły białe zęby obnażone w drapieżnym uśmiechu – To chyba nie będzie przyjemne przebudzenie?  
- Mam taką nadzieję.
     Stefano podszedł do rzuconego w kąt pomieszczenia materaca. Leżał na nim potężnie zbudowany mężczyzna o ciemnej skórze, wskazującej na jego mieszane pochodzenie. Ręce miał skrępowane eleganckim, skórzanym paskiem przytwierdzonym do wystającego z muru kawałka drutu. Spodnie od piaskowego garnituru spuszczono poniżej kolan, tak, że odsłaniały białe bokserki, zsunięte do połowy pośladków. Po uważniejszym przyjrzeniu się można było zauważyć duży tatuaż zaczynający się u dołu pleców i schodzący aż na pośladki, i składający się prawie wyłącznie z liter.  
     Mężczyzna poruszył się niespokojnie, naciągając pasek, krepujący nu ręce. Otworzył oczy i zamrugał gwałtownie, próbując przezwyciężyć ciężkość powiek.
- Radzę leżeć na boku – Stefano przykucnął tak, żeby mężczyzna mógł zobaczyć jego twarz – To niezdrowo upijać się z nieznajomymi – jego prawie dobrotliwa uwaga nie licowała z sytuacją.
- O kurwa! - Do leżącego powoli zaczynało docierać, że jest związany – Czego chcesz? - warknął, próbując się podciągnąć i uwolnić ręce. Okazało się jednak, że również jego kostki zostały obwiązane i przytwierdzone do przeciwległej ściany.
- Sprawiedliwości – odparł spokojnie Stefano.
- Chcesz kasy? - Mulat wbił w twarz Stefano ponure spojrzenie
- Nie. Czy ja coś mówiłem o pieniądzach? - Stefano wzdrygnął się z obrzydzeniem. - Cos ci opowiem... - zawiesił głos i spojrzał na Nikołaja z wahaniem.
- Chcesz, żebym wyszedl? - spytał tamten.
- Nie, zostań. Lepiej mnie zrozumiesz, kiedy poznasz moje motywy. - Odwrócił się do leżącego i przyklęknął na jedno kolano – Była sobie dziewczyna, wesoła jak sikorka piętnastolatka. Właśnie wchodziła w życie, przeżywała pierwszą młodzieńczą miłość, przetrwała w Dubrowniku wojnę i miała nadzieję na szczęście, ale pewnego dnia dopadło ją dwóch zboczeńców. Nosili mundury armii, która miała jej zapewnić bezpieczeństwo, więc nie uciekała...  
     W miarę, jak opowiadał, jego ton stawał się coraz bardziej zimny i złowrogi. Z twarzy Nikołaja również zniknął uśmiech.  
-...Widzisz, ona jest teraz ze mną i postanowiłem, że dam jej w prezencie wasze fiuty – zakończył Stefano, z satysfakcją obserwując, jak twarz jego słuchacza tężeje – Ale ona jest dobra i nie chce was okaleczać ani zabijać. Jej wystarczy, że pójdziecie do więzienia.  
- Zapłacę ci – wykrztusił Mulat.
- Na ile wyceniasz jej krzywdę? - Stefano zaśmiał się gorzko – Na ile wyceniasz krzywdę innych? Przecież nie była jedyna.
     Mężczyzna milczał, w napięciu obserwując twarze swoich oprawców.  
     Stefano wstał, wyjął z kieszeni telefon i zrobił zdjęcie pleców leżącego. Błysk lampy rozjaśnił na chwilę wnętrze baraku.
- Czytaj! - podstawił Mulatowi ekran pod nos.
- I like to fuck young white ass, fuck my ass if you want! - odczytał nie bez trudu i spojrzał na Stefano ze zgrozą. - To tatuaż? - wykrztusił z niedowierzaniem.
- Najprawdziwszy. W tutejszych więzieniach tatuaże są w modzie – rzucił w odpowiedzi.
- Nie zrobisz tego! Mam przyjaciół...
- Jeśli nie on, to ja – wtrącił się nagle Nikołaj – Tylko ja jednak najpierw wyrwę ci fiuta – dodał mściwym tonem.
     Zachowanie Nikołaja było dla Stefano zaskoczeniem. Jak dotąd, jego towarzysz był wzorem opanowania i spokoju.  
- Myślę, że już czas odstawić naszego przyjaciela do hotelu – Stefano skinął Nikołajowi głową i spokojnie obserwował, jak ten otwiera niewielkie blaszane pudełko, wyjmuje z niego strzykawkę z przeźroczystym płynem i zbliża się do leżącego.
- Ty skurwielu, dorwę cię jeszcze! Pożałujesz, że mnie znalazłeś! - Mulat szarpał się, uniemożliwiając Nikołajowi wbicie igły – Nie odpuszczę ci, póki żyję!
- Nie kuś – wysyczał Stefano, siadając na gołych umięśnionych udach szarpiącego się mężczyzny – Mam taką ochotę cię zabić, że aż mi głupio.
- Miłych snów – Nikołaj sprawnie wkłuł się w żyłę pod kolanem i nacisnął tłoczek strzykawki. Po niespełna minucie w baraku zapanował spokój.
     Dopiero teraz Stefano podniósł głowę i utkwił w Nikołaju uważne spojrzenie.
- Mam trzynastoletnia córkę – wycedził tamten przez zęby i nie poruszając więcej tego tematu zajął się uprzątaniem śladów ich bytności w baraku.  
     Po niespełna czterdziestu minutach zaparkowali samochód na tyłach eleganckiego hotelu. Z cienia wysunęła się odziana w hotelowy uniform postać i przyciągnęła do samochodu wózek na brudną bieliznę.  
- Pomóż nam Tan – rzucił do niego Stefano - Gdzie jest kamera?
- Była – młody Taj wskazał głową zwisające ze ściany szczątki kamery przemysłowej – Chłopcy grali w piłkę – wyszczerzył zęby.
     Po chwili Nikołaj wraz z Tanem popchnęli ciężki wózek w stronę windy towarowej, a Stefano okrążył budynek hotelu i wszedł do niego głównym wejściem. Wziął z recepcji klucz do "swojego” pokoju i bez pośpiechu ruszył do windy. Nawet, jeśli na korytarzu były ukryte kamery, nikt nie powinien zwrócić uwagi na sprzątacza z wózkiem. Otworzył drzwi do pokoju i wszedł do środka. Odszukał walizkę Mulata i pod warstwą podszewki przykleił rządek maleńkich torebeczek wypełnionych białym proszkiem. Następnie wyjął jeszcze jedną, rozerwał ją i usypał na stoliku dwa równiutkie rządki. Obok położył kilka poskręcanych banknotów. Z korytarza dobiegł go szmer przyciszonej rozmowy. Podszedł do drzwi i lekko je uchylił na widok dwóch znajomych postaci.  
     Prawie kończyli, kiedy komórka w kieszeni Stefano zaczęła wibrować. Wyjął ją i spojrzał na wyświetlacz.  
- Twoja kobieta? - głos Nikołaja zabrzmiał dziwnie łagodnie.
- Tym razem nie – westchnął, wiedząc, że za chwilę musi oddzwonić do Fabia – Ale powinniśmy pogadać o tej drugiej sprawie.
- Też tak myślę – zasępił się Nikołaj – Im szybciej, tym lepiej. Zakładam, że nie zamierzasz umierać – dodał.
- Dobrze założyłeś – zgodził się Stefano – Nie zamierzam.
- A dla niej?
- Nie ma rzeczy, której nie zrobiłbym dla niej – Na twarzy Stefano pojawił się tęskny uśmiech – Ale więcej pożytku będzie miała ze mnie żywego. - Sama myśl, jak mogliby spożytkować jego żywotność, przyprawiła go o przyjemny dreszczyk.  
- Podziwiam to, co zrobiłeś – Nikołaj spojrzał mu w oczy – Ja nie zrobiłem tego dla matki Nadii...  
     Stefano czekał.
- Nie ożeniłem się z matką mojej córki, więc poszukała sobie nowego faceta. Zginęła w wypadku. Prowadził po pijanemu, co w Rosji nie jest czymś wyjątkowym – powiedział z goryczą – Nadia mieszka ze mną i moją żoną. Czekam na drugie dziecko.  
- Masz niebezpieczną pracę – Stefano zdawał się powoli rozumieć, czego on niego chciał Nikołaj – Tak, jak ja.
- Taaak... Ktoś w końcu musi zginąć.- Nikołaj ściągnął lateksowe rękawiczki – Spadajmy stąd. Tan pewnie już odjechał.
- Chodźmy na drinka. Dają tu w barze świetną Pina-Coladę – Stefano również ściągnął rękawiczki. Wziął obie pary, zwinął w ciasny kłębek i wcisnął do foliowego woreczka. Następnie do jeszcze jednego i dopiero tak zabezpieczone schował do kieszeni.  
     Wyszli, zamykając za sobą cicho drzwi. Stefano wyciągnął z tylnej kieszeni spodni komórkę. - Wychodzimy – zakomunikował i rozłączył się.
     Zeszli do baru. Po drodze Stefano wysmarkał głośno nos i schował chusteczkę do kieszeni, by po chwili wcisnąć ją do worka ze śmieciami, który pokojówka właśnie miała zamiar zawiązać. Posłał jej przepraszający uśmiech. Odpowiedziała mu uśmiechem i spuściła wzrok.  
     Dopijali właśnie swoje drinki, kiedy w drzwiach pojawiło się czterech poważnych ludzi w garniturach, przypominających mundury. Od razu skierowali się do recepcji. Na spotkanie wyszedł im jeden z wyższych rangą menadżerów i natychmiast poprowadził ich do windy, starając się za wszelką cenę uniknąć zaciekawionych spojrzeń gości.
- Możemy iść – Stefano położył przed barmanem dwa banknoty.  
     Wyszli bez pośpiechu i pokonawszy jakieś pięćdziesiąt metrów, usiedli w restauracji, z której mieli widok zarówno na główne wejście, jak i na podjazd na tyły hotelu. Zamówili talerz szaszłyków z mocno przyprawionego mięsa i piwo. Nie musieli długo czekać. Wkrótce pod tylne wejście podjechał samochód policji.  
- Skąd ten pomysł z tatuażem? Czyżbyś był wielbicielem skandynawskich kryminałów? - Nikołaj sięgnął po swoją szklankę i upił spory łyk chłodnego napoju.
- Można tak powiedzieć. Na szczęście moja dziewczyna nie ma za sobą aż tak traumatycznych przejść. Chociaż, nie miała lekko.
- Ożenisz się z nią?
- Jeśli przeżyję...?
     Zapanowało milczenie, przerywane tylko chrupaniem dwóch potężnych szczęk i odgłosami przełykanego piwa. Nikołaj odezwał się pierwszy. - Dałem jej 24 godziny. Może popełni błąd?  
- Może już popełniła? - Stefano wyciągnął telefon i wybrał ostatnie nieodebrane połączenie.
     Nikołaj spojrzał na niego zaskoczony. Stefano nie odszedł od stolika, pozwalając, by słyszał całą jego rozmowę, a przecież nie mógł mieć pewności, co do jego znajomości włoskiego.
- Fabio? Przepraszam, ale nie mogłem rozmawiać. Co macie? - spytał, a potem słuchał przez dłuższą chwilę.
     Fabio streścił mu, co udało im się ustalić, po czym przeszedł do najmniej przyjemnej części rozmowy. Reakcja Stefano była do przewidzenia.
- Nie mieszaj w to Mili – poprosił łagodnie.
- Stefano, zanim ci ją oddam do telefonu, chcę, żebyś przemyślał dwie sprawy. Po pierwsze, nie mamy czasu na szukanie innego rozwiązania. - W głosie Fabia wyraźnie słychać było frustrację – A po drugie... Wiem, jak to jest żyć ze świadomością, że nie zrobiło się dla ukochanej osoby wszystkiego, że czegoś się zaniechało...
- Fabio! - Znał motywy przyjaciela, wiedział, że ma rację, a mimo to, nie był gotów się z nim zgodzić.
- Nie przerywaj mi. Zanim zaczniesz ją straszyć konsekwencjami, przyjmij do wiadomości, że już podjęła decyzję, i że będzie potrzebowała dużo siły. Nie zostawimy jej samej, Luca i Franco będą tuż za nią. Jeśli będzie trzeba, użyję swoich kontaktów...
- Daj mi ją – Głos Stefano był pełen bólu – Sikorko – szepnął, słysząc w słuchawce jej przyspieszony oddech – Moja mała sikorko...
     Spojrzał na Nikołaja błagalnie. Nie chciał, by ktokolwiek był świadkiem tej rozmowy.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4114 słów i 23286 znaków.

6 komentarzy

 
  • Domini

    😭😭😭

    5 maj 2019

  • Nastya

    Tytuł skojarzył mi się z powieścią Jennifer Echols. A tak w sprawie opowiadania to zaje*iste. Pewien fragment szczególnie mnie rozbawił.

    15 lip 2015

  • Roksana76

    @Nastya, bardzo chciałabym wiedzieć, który???

    16 lip 2015

  • adusia

    jedynie co mi się nie podoba to odstęp czasu w jakim  dodajesz kolejne części. poza tym genialne!

    10 lip 2015

  • Monika 8478

    Uwielbiam. Twoje opowiadania są genialne.

    8 lip 2015

  • Nexti

    Dlaczego w takim momencie koniec ???? :'(

    8 lip 2015

  • nickinakss

    Dalej! Uwielbiam to

    5 lip 2015