Uratuj mnie 20

Silne podmuchy wiatru uderzały raz po raz w okna, szarpiąc niedomkniętymi roletami. Przy kolejnym podmuchu o parapet zabębniły ciężkie krople deszczu, po czym zaczęły chłostać szyby niczym ukręcone z lodowatej wody bicze. Sceneria za oknem pasowała doskonale do nastrojów zgromadzonych w pokoju komputerowym ludzi. Punktowe światło biurkowych lampek oświetlało cztery postacie. Mila skuliła się na jasnej sofie ustawionej w kącie pomieszczenia, wyglądającej jakby zawieszono ją w powietrzu, bo gięte nogi ze stalowych rurek ginęły w mroku. Miała przed sobą dwie komórki i kilka kartek z rozrysowaną siecią przecinających się strzałek i kresek. Niektóre łączyły ze sobą ramki z tekstem, inne kończyły się znakami zapytania. Wpatrywała się w nie uparcie, jakby tam spodziewała się zobaczyć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Przy najbliżej usytuowanym biurku usadowił się Franko. Usiłował śledzić coś w komputerze rzucającym na jego twarz niebieskawą poświatę, ale oczy przymykały mu się raz po raz i widać było, że przegrywa walkę ze zmęczeniem. Odwrócony do nich tyłem, wpatrzony w jedyne całkowicie odsłonięte okno, stał Luca. Założył ręce do tyłu i kołysał się nieznacznie w przód i w tył: pięty, palce, pięty, palce... Wszyscy pogrążeni byli w swoich niewesołych myślach. Czwarta postać zupełnie do nich nie pasowała. Młody chłopak z burzą jasnych dredów na głowie, w kolorowej koszuli i poszarpanych dżinsach siedział, a właściwie balansował na obrotowym odchylanym fotelu przy jednym z biurek w takt muzyki reggae, dobiegającej z jego kanarkowożółtych słuchawek z literką "b”. Ręce założył na kark i przyglądał się ekranom dwóch ustawionych obok siebie laptopów. Po jego twarzy błądziły różne kolorowe plamy światła odbijanego to przez jeden, to drugi z ekranów. Od czasu do czasu uśmiechał się do siebie, całkowicie wyalienowany z otaczającego go świata.
- Skąd go, kurwa, wytrzasnęłaś? - Luca odwrócił się nagle w stronę Mili – On w ogóle wie, co robi?
     Mila poderwała głowę zaskoczona tym nagłym pytaniem. Spojrzała na chłopaka. - Stefano mówił, że on jest najlepszy "w te klocki” - odparła, wzruszając ramionami.
- Ile on ma właściwie lat? - Luca posłał chłopakowi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Z tego, co wiem, to jakieś 18, może 19? - zastanowiła się – Jak go znaleźliśmy, to miał 15...
- Nie mów mi, że to ten sam gnojek, po którym sprzątałem pety! - najeżył się Luca.
- Chyba ten – roześmiała się – Trochę wyrósł.
     Wróciła pamięcią do wieczoru sprzed czterech lat, kiedy Stefano przywiózł pobitego nastolatka do ich apartamentu. Pozwolili mu zostać tydzień. Odkarmili go i doprowadzili do porządku, zanim oddali matce. Stefano pomógł mu wyplatać się z problemów z dilerami narkotyków w zamian za obietnicę, że chłopak skończy szkołę...
- Ty, Marley! - Luca stanął nad chłopakiem i przyjrzał się ekranom laptopów – Można wiedzieć, ile to potrwa?  
- Jasne – chłopak zsunął podłączone do i-Pada słuchawki – Jakieś półtorej godziny, czyli jeszcze czterdzieści jeden minut – wyszczerzył do niego zęby.
- Słuchaj, nie znam cię, a jestem odpowiedzialny za ochronę. Powiesz mi coś o sobie? - Luca nawet nie starał się ukryć niechęci.
- A co chciałbyś wiedzieć? - Chłopak zdawał się nie wyczuwać sarkazmu swojego rozmówcy.
- Co robisz? - spytał – Mam na myśli, co robisz w życiu? Studiujesz? Pracujesz? Gdzie mieszkasz?
- Co robię? - chłopak zatrzepotał rzęsami – To, co teraz. Odnajduję rożne rzeczy – roześmiał się – Nie studiuję, to nie dla mnie. Zresztą, po co mi to? Potrafisz zarobić 5 tysięcy euro w godzinę? - zawiesił głos, a nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował – Tak myślałem... A ja potrafię. I dlatego nie wybieram się na studia. Jakiś dupek z tytułem nie będzie mi tłumaczył, jak działa coś, co JA stworzyłem. Jasne?  
     Luca nie wyglądał na przekonanego.
- Ondrasz tworzy oprogramowanie dla dużych firm – Mila, do tej pory spokojnie przysłuchująca się wymianie zdań, postanowiła zabrać głos – Jest ekspertem od programów śledzących ludzi i miejsca w sieci. Dobrze mówię? - zwróciła się do chłopaka z dredami.
- Bardzo dobrze! – Posłał jej promienny uśmiech.
- Programy śledzące? - Luca zmarszczył brwi.
- Właśnie tak. Ty masz zdjęcie miejsca i chcesz wiedzieć, gdzie to jest, tak? - Chłopak utkwił w Luce pogodne spojrzenie jasnych oczu – Ludzie robią zdjęcia i wrzucają na Facebooka, są kamerki internetowe, kamery przemysłowe... To wszystko jest gdzieś w sieci. Ja tylko muszę znaleźć pasujące obrazki. - rozłożył ręce.  
- To w tej chwili robisz? Szukasz pasujących zdjęć? - Luca wydawał się zszokowany.
- Dokładnie. Z tą różnicą, że robi to za mnie program, który napisałem. Wujek G był zachwycony! - znowu wyszczerzył zęby – Zjadłbym coś – zwrócił się do Mili, jakby ich rozmowa dotyczyła czegoś w stylu "jaka dziś będzie pogoda?”
- Przepraszam, kiepska ze mnie gospodyni – Mila sięgnęła po telefony. W myślach odmierzała czas do chwili lądowania samolotu Stefano.
- Ja to załatwię – Franco podniósł się ociężale zza biurka – Trochę ruchu dobrze mi zrobi, a Pietro pewnie jeszcze nie śpi.
- Dzięki – Mila posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie. Nie chciała ani na chwilę ryzykować braku zasięgu w telefonie.  
     Dopiero teraz zdała sobie sprawę, dlaczego Stefano chciał, żeby właśnie Franco odpowiadał za jej bezpieczeństwo. Był kimś w rodzaju starszego brata. Chronił, ale też pomagał i czasem wyręczał. Jednak nie byłby w stanie narzucić jej swojej woli. Zupełnie inaczej miała się rzecz z Luką. On zawsze budził w Mili coś na kształt lęku. W otwartej konfrontacji nie potrafiłaby mu się sprzeciwić, dlatego nie przepadała za jego towarzystwem, choć doceniała jego profesjonalizm i doświadczenie. Łagodny olbrzym Franco, budził w niej cieplejsze uczucia, choć wiedziała doskonale jaki potrafi być groźny. Kiedy przedwcześnie zakończył karierę sportową i rozpoczął pracę jako ochrona osobista, dał się poznać jako wyjątkowo cierpliwy i spokojny człowiek, ale Mila widziała jak trenowali wspólnie ze Stefano...  
     Telefon, który dał jej Franco zaczął wibrować, a po chwili rozległ się cichy dzwonek. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany Mili numer. Odebrała natychmiast.
- Cześć skarbie – głos Stefano zabrzmiał miękko – Wszystko w porządku?
- Och, Stefano! - prawie krzyknęła. Nagle cały jej niepokój, złość i frustracja przemieszały się i zlały w jedną całość – W porządku? Nic nie jest w porządku! Jak mogłeś? Odesłałeś mnie do domu, a sam... Nic mi nie powiedziałeś!
- Przepraszam. Powinienem cię uprzedzić, ale nie chciałem cię martwić. - Starał się wyrazić skruchę – Ustaliłaś coś? Mam na myśli Chiarę.
- Zapomnij o tym – prychnęła – Mamy prawdziwego zleceniodawcę. Właśnie dlatego jestem taka wściekła! To Łucja zadzwoniła do Nikołaja, a teraz próbuje dostać się do pieniędzy Zawadzkiego, żeby go wyciągnąć z więzienia. Zamiast tam lecieć, powinieneś być tutaj i coś robić! - głos jej się załamał – Nie ufaj temu człowiekowi, proszę. Ona mogła opłacić kogoś jeszcze. O, boże!
- Mila, uspokój się i powiedz mi, co wiesz i skąd – tym razem głos Stefano zabrzmiał spokojnie i nawet chłodno.
- Rozmawiałam z porucznikiem Kitą. Podałam mu twojego maila, tego wiesz... - zawiesiła głos, mając nadzieję, że zrozumiał, iż udostępniła jego "bezpieczny” adres – Odezwij się do niego. Stefano, nie spotykaj się z tym Nikołajem. Najlepiej nie wychodź z lotniska!
- Spokojnie. Nikołaj będzie tu dopiero za dwie godziny. Mam czas... Skąd wiesz o pieniądzach?  
- Kita wiedział, że Zawadzki wywiózł pieniądze do Argentyny, a Caterina poprosiła tego doktora, żeby jej pomógł... Mamy zdjęcia i Ondraszek je teraz obrabia w komputerze. Stefano, proszę...
- Wow, jestem pod wrażeniem. Ty to zorganizowałaś? - poczuł coś w rodzaju dumy.
- Razem z Luką i Franco – przyznała – Jak znajdziemy bank, to odetniemy ją od pieniędzy.
- W jaki sposób? - spytał z niepokojem.
- Jeszcze nie do końca wiemy – zawahała się – Ona nie ma paszportu, a ja jestem do niej podobna, więc mogłabym...
- Nie zgadzam się! - przerwał jej natychmiast.
- Stefano, proszę.  
– Nie! Zapomnij o Argentynie. Nie po to tu jechałem, żebyś ty się teraz narażała! - jego głos brzmiał stanowczo. - Daj mi Lukę.
- Stefano – starała się mówić spokojnie – Rozumiem twoje obawy, ale to jedyne sensowne wyjście. Jeśli ona zdobędzie te pieniądze, to kto ci zagwarantuje, że nie wynajmie kolejnego człowieka? Będzie też mogła zapłacić kaucję i oboje uciekną z Polski. Kto nas wtedy ochroni?
- Nie! Daj mi Lukę. - Nie chciał słuchać jej argumentów.  
- Słuchaj, jestem dorosła i nie potrzebuję niańki! - oburzyła się – Skoro mnie prosisz, to się zastanowię. Może tak być?  
- Nie jedź do żadnej Argentyny. To niebezpieczne. Ty nawet sobie nie zdajesz sprawy, w co się pakujesz – w jego głosie słychać było niepokój – Luca i Franco powinni cię powstrzymywać, a nie zachęcać - stwierdził z wyrzutem.
- Wcale mnie nie zachęcali. To mój pomysł i jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Wydawało mi się, że najpierw powinnam powiedzieć tobie – wydęła wargi. - Nawet jeszcze nie wiemy, gdzie jest ten bank. Mamy tylko zdjęcia zrobione w jego pobliżu... Myślałam, że mi zaufasz, zrozumiesz... A ty od razu: "daj mi Lukę”.
- Sikorko – Dopiero teraz dotarło do niego, że ją uraził – To dlatego, że się o ciebie martwię. Skarbie...
- Wiem i dlatego ci to mówię – Nie dała się łatwo udobruchać.
- Mila, obiecaj mi, że nie będziesz się narażać. To niebezpieczny kraj. Dlatego właśnie tam wywiózł pieniądze.
- I tak na razie wciąż szukamy tego banku – przyznała niechętnie.
- Sikorko, kocham cię i chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Tylko wtedy mogę się skupić na swoich sprawach, rozumiesz?  
- Rozumiem...
- Doskonale sobie poradziłaś. Jestem z ciebie dumny, ale zostań tam, gdzie jesteś. W razie czego chłopaki sobie poradzą.
- A ty?
- Jestem dużym chłopcem. Mam tu do załatwienia ważną sprawę, a przy okazji będę miał Nikołaja na oku. Nic mi nie będzie. - Starał się ukryć przed nią trawiący go niepokój – Jak tylko ustalicie, gdzie jest ten bank, daj mi znać. Postaram się jak najszybciej odczytać tego maila od Kity.  
- Chcesz rozmawiać z Luką? – spytała z niechęcią w głosie.
- Nie, nie muszę – odparł powoli, jakby z namysłem – Skoro wszystko mi już powiedziałaś i ustaliliśmy, że nie będziesz się narażać bez potrzeby… - zawiesił głos – Ustaliliśmy, tak?
- Tak – westchnęła z rezygnacją.
- Kocham cię.  
- Ja też cię kocham i dlatego się martwię – poczuła drapanie w gardle – Uważaj na siebie, błagam.
- Nie zamierzam rezygnować z tych przyjemności, które jeszcze przed nami – rzucił wesoło i się rozłączył.
     Mila wpatrywała się w milczącą komórkę z trudem powstrzymując łzy. Dlaczego jesteś takim upartym dupkiem, pomyślała, ale zaraz wydało jej się, że to jawne świętokradztwo, więc odepchnęła tę myśl ze wstrętem. Uniosła głowę i napotkała badawcze spojrzenie Luki. Czekała ją niełatwa rozmowa.
--------------------------------------------------------
     Stefano wysiadał z samolotu ostatni. Większość pasażerów była zaspana i z trudem kompletowała bagaż podręczny, więc nikt go nie popędzał. Również prowadzona po włosku rozmowa nikogo szczególnie nie interesowała. Większość osób rozmawiała przez komórki w różnych językach. Opuszczając samolot poczuł powiew ciepłego, przesyconego wilgocią powietrza dochodzący ze szczeliny powstałej między bramką rękawa, a kadłubem samolotu. Szybko przestawił godzinę na jednym z trzech cyferblatów swojego zegarka. Musiał zacząć funkcjonować w lokalnym czasie, a więc o szóstej rano. Informacje, które przekazała mu Mila nie napawały optymizmem. Miał do czynienia ze zdesperowaną kobietą, a to czyniło ją nieobliczalną i przez to naprawdę niebezpieczną. Musiał przyznać, że coraz wyraźniej obserwował u siebie symptomy strachu. Co gorsza, podjęte ostatnio decyzje wynikały w dużej mierze właśnie z niego. Świadomość, że komuś depcze mu po piętach popchnęła go do działania. Teraz zdał sobie sprawę, że gdyby wiedział, kto jest zleceniodawcą, być może podjąłby inną decyzję. Szybko przeanalizował, jakie ma szanse, na wypadek gdyby się jednak pomylił co do Nikołaja.  
- Statystyka to tylko manipulacja – powiedział do siebie i sięgnął po komórkę – Dzień dobry Tan, mam do ciebie prośbę… - powiedział po angielsku, kiedy zgłosił się jego rozmówca.

- Mr Stefano De Biasi oczekuje w biurze Informacji w Holu głównym – nieco piskliwy kobiecy głosik rozlegał się ze wszystkich głośników. Po komunikacie pojawiły się kolejne, o opóźnionych lotach i zagubionych pasażerach.  
     Stefano stał dłuższą chwilę przy taśmie, na której piętrzyły się kolorowe walizki. Wyglądało na to, że niecierpliwie szukał swojego bagażu, ale w rzeczywistości uważnie obserwował otoczenie. Nigdzie jednak nie zauważył znajomej sylwetki. Wyjął z plecaka szarą bluzę z kapturem i maleńkie słuchawki, które założył na uszy. Kiedy nasunął na głowę kaptur, wyglądało na to, że słucha muzyki. Poruszył się kilka razy, jakby w takt melodii i ruszył przygarbiony do przejścia. Po chwili wtopił się w grupkę podobnie ubranych młodych ludzi. Powoli przemieszczał się razem z nimi. Kiedy zorientował się, że idą nie w tym kierunku, co on, powoli przyłączył się do innej grupy i tak, zmieniając towarzystwo jeszcze dwa razy dotarł do głównego holu, ogromnej szklanej kopuły, a właściwie pawilonu przypominającego szklarnię. Wyobraził sobie "ochy” i "achy” jakie wydawałaby Mila, gdyby była tu z nim... Zauważył Tana stojącego niedaleko wejścia. Nie podszedł jednak do niego, ale zaczął się dyskretnie rozglądać. Kontuar informacji usytuowano naprzeciw miniaturowego ogrodu pełnego przystrzyżonych drzewek i bajecznie kolorowych kwiatów. Dwie śliczne dziewczyny w turkusowych strojach, stały wkomponowane w ten ogród niby dwa rajskie ptaki i kłaniały się przechodniom. Zastanowił się, skąd ma najlepszy widok na Informację i tam skierował wzrok. Obok kiosku z napojami stał samotny turysta, od czasu do czasu zerkający na "Informację”. Na pozór niczym się nie wyróżniał, ale jego spokój i brak bagażu od razu zwróciły uwagę Stefano. Wczesnym rankiem na lotnisku nie stoi się bezczynnie jeśli jest się na wakacjach. Nie zwlekając, ruszył w jego kierunku.  
- Nikołaj – wyciągnął dłoń na powitanie.
- Stefano – turysta nie wyglądał na zaskoczonego.
- Wcześnie wstałeś.
- Nie kładłem się.  
- Mam zleceniodawczynię… – postanowił nie bawić się we wstępy.
-...I ona jest niewypłacalna - dokończył za niego Nikołaj – Kto ma dostęp do twojej skrzynki?
- Tylko jedna osoba. Zaufana – Kurwa, Mila, co ty wyprawiasz, zaklął w duchu.
- Jak zaufana? – Nikołaj mówił spokojnie, ale jego wzrok był czujny.
- Tak samo jak ja – Pewność, z jaką Stefano wypowiedział te słowa, zadziałała.
- W porządku – Nikołaj odetchnął – Kiedy dostałem inaczej podpisanego maila, nie wiedziałem, co myśleć.
- To prawdziwa wiadomość. Po prostu dotarła do ciebie trochę wcześniej – Chwilowa złość ustąpiła. Stefano poczuł w piersi ucisk. Aż tak się o niego bała? Mała, kochana sikorka, musiała sobie zadać wiele trudu, żeby odszukać Nikołaja.
- No, to skoro mamy dwie godziny zapasu, może pójdziemy coś zjeść? – Nikołaj wyraźnie się odprężył.  
     Stefano uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Skinął na przyglądającego im się z oddali chłopaka.
- Mam tu lokum z bezpiecznym Internetem, więc, jeśli pozwolisz, zamówimy coś na wynos. Poznaj Tana. – Wskazał młodego Taja, który ukłonił im się składając dłonie – Pracuje dla mnie. Gdzie pan Lee? – spytał.
- Jest w hotelu i pilnuje tego człowieka, co pan kazał. Znalazłem już dobry budynek poza miastem. – wyliczał chłopak – Mam samochód niedaleko, ale muszą panowie poczekać, to przyjadę przed drzwi – znów się skłonił.
- Nie trzeba. Przejdziemy się z tobą - Stefano spojrzał pytająco na Nikołaja.
- Też siedziałem parę godzin. Idziemy – rzucił z lekkim uśmiechem.
---------------------------------------------
     Mila czuła jak ogarnia ją senność. Rozmowa ze Stefano, a potem z Luką kompletnie ją wykończyły. Czas płynął, a oni wciąż nie znaleźli banku. Franco chrapał w najlepsze, wyciągnięty na podłodze z kocem pod głową. Nie chciał iść do siebie, ale zmęczonego organizmu nie dało się oszukać. Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie nie zmrużył oka, kiedy ona i Stefano byli razem w hotelu. Pilnował ich bezpieczeństwa, a oni... Na wspomnienie upojnej nocy ogarnęło ją miłe ciepło. Policzki lekko ją zapiekły, a gdzieś w dole brzucha odezwało się przyjemne łaskotanie. Spojrzała na Lukę, zajętego swoim laptopem. Nie nakrzyczał na nią za ten wyskok, a przecież musiał się zorientować, że nie nocowała w domu. Ciekawe, czy rozmawiali o tym ze Stefano? Przełknęła głośno ślinę.
- No dobra... - Ondrasz zsunął z uszu słuchawki i przeciągnął się spektakularnie. Przesunął palcem po talerzu pełnym okruszków, pozostałych po przyniesionych przez Franco barchettach, oblizał palec i odstawił naczynie na podłogę. - Mam adres knajpy widocznej na zdjęciach. - Oznajmił tonem jakby właśnie nastało Boże Narodzenie – Najbliższy oddział banku...
     Wszyscy, nie wyłączając Franco zerwali się na równe nogi i po chwili stali stłoczeni za plecami chłopaka, śledząc na ekranie laptopa ruch maleńkiej strzałki.  
- Jak mówiłem, najbliższy bank jest tu – wskazał na mapie jakiś punkt i wpiął tam wirtualną pinezkę – A knajpka tu – pokazał kolejny punkcik – Odległość to prawie trzy kilometry, krętymi uliczkami.  
- To nie ma sensu... - Mila wpatrywała się w mapę z dezaprobatą – Musi być inny bank. Bliżej. Caterina mówiła, że Zawadzkiego nie było mniej niż godzinę.
- Nie załatwił wszystkiego w takim czasie, nawet jeśli biegł – wtrącił się Luca – poszukaj innego banku.
- Nie ma innego banku – Ondrasz utkwił w ochroniarzu ostre spojrzenie jasnych oczu.
- Kurwa! Goniliśmy nie tego królika – Luca potarł dłonią brodę pokrywającą się szorstkim zarostem.
- Mógł założyć konto w stu innych miejscach w Santa Fe... – Do Mili dopiero teraz zaczęło docierać, że skupili się na jednym tropie, podsuniętym im przez Nowaka i nie mają planu "B”. Nic nie mają! Spojrzała z desperacją na Franco, który do tej pory nie wypowiedział ani słowa.  
- Tak się zastanawiam... - zaczął niepewnie. Wszyscy troje skupili swoją uwagę na nim – Dlaczego ona chce, żeby Stefano zginął?      
- Bo on jest w stanie odszukać bank, w którym są ich pieniądze - Mila powiedziała to takim tonem, jakby tłumaczyła coś przedszkolakowi.
- Ale skoro te pieniądze wpłacił osobiście i tylko tak można je podjąć, to nie można ich odszukać... - urwał, widząc na ich twarzach zdziwienie.
- Mów dalej – zachęcił go Luca.
- Nie ma "dalej” - wzruszył ramionami – Po prostu, to jest nielogiczne! Po co ryzykować zainteresowanie pana De Luca, Mili i nas wszystkich, jeśli wystarczy polecieć i wyjąć kasę?  
- Kurde, ty masz rację! - Mila ściągnęła brwi – Ale skoro ona to jednak zleciła, to oznacza, że Stefano jest zagrożeniem, a to z kolei oznacza, że jest inny dostęp do pieniędzy...
- Jeśli choć raz wykonali operację w sieci, to mogę ją znaleźć - głowa z dredami wykonała głęboki obrót i jasne oczy spotkały się z bursztynowymi. Mila poczuła się nieswojo – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ktoś chce zabić Stefano? Myślałem, że ma zwykłe kłopoty – w głosie Ondrasza dało się wyczuć żal.
     Mila spuściła głowę. Wiedziała, ile Stefano znaczy dla tego młodego zbuntowanego chłopaka. Nie chciała go obciążać. Nerwy zaczynały jej odmawiać posłuszeństwa, z trudem hamowała łzy. Ukryła twarz w dłoniach i przygięła się, jakby nagle przygniótł ją ciężar nie do uniesienia. Z jej piersi dobył się cichy szloch. Zawaliłam sprawę, wyrzucała sobie, zawiodłam! Co teraz robić, co robić? Stefano by wiedział! On zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie.
     Franco otoczył ją ramieniem. - Zadzwoń do tego policjanta. Powiedz mu, co ustaliliśmy. Luca pogada ze Stefano, OK?  
- Ja chcę porozmawiać ze Stefano – załkała.
- Może lepiej, żeby cię nie słyszał w takim stanie, co? - Franco westchnął ciężko – Jest na twoim punkcie trochę... przeczulony – powiedział ostrożnie.  
     Luca posłał mu ostre spojrzenie, ale Franco go zignorował. Mila przestała szlochać, choć łzy nadal płynęły jej po policzkach.
- Wiem – szepnęła – I chyba wiem, dlaczego poleciał się spotkać z Nikołajem. Boże! - wybuchnęła nagle – Dlaczego wy jesteście wszyscy tak strasznie uparci? Dlaczego robicie wszystko po swojemu?  
- I kto to mówi? - w głosie Franco pobrzmiewała drwina, ale jego twarz rozjaśniał dobrotliwy uśmiech. - Nic go tak nie wytrąciło z równowagi, jak twój upór.  
- Ale on się niepotrzebnie naraża z mojego powodu! – upierała się, nie zważając na coraz bardziej zdziwione miny Luki i Ondrasza.
- No, nie powiedziałbym, że niepotrzebnie... - zawahał się – Znam go od lat, ale ostatnio tak się zmienił... Nie wiem, co mu zrobiłaś, ale chyba jeszcze w życiu nie był tak szczęśliwy... - Nagle odwrócił wzrok i potarł dłonią koniuszek nosa, jakby coś go zaswędziało.  
     Mila przypomniała sobie, jak Caterina śmiała się kiedyś, że mężczyźni nie płaczą oczami, bo łzy spływają im najpierw bezpośrednio do nosa. Natychmiast przyszła jej na myśl Valeria.  
- Wystarczy tego gadania – Luca sprowadził ich brutalnie na ziemię – Dzwoń do tego policjanta i zmuś go, żeby ruszył swoją zaspaną dupę i zabrał się ostro za to, co tam ma na temat tego Zawadss... no, w każdym razie jego i jego firmy. - rzucił do Mili – Ja pogadam ze Stefano i zobaczymy... Może coś mu przyjdzie do głowy?
- Gdybym mógł pogrzebać w plikach tej firmy, w ich komputerach... - Oczy Ondrasza zalśniły – Wystarczy, że ten policjant uruchomi swój komputer i pozwoli mi w nim pobuszować – złożył ręce jak do modlitwy, posyłając Mili proszące spojrzenie.
- Tak na odległość? - spytała z niedowierzaniem.
     Pokiwał głową i pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
- Ale to pewnie będzie po polsku... - zastanawiała się na głos.
- Interesują nas przelewy, a one zawsze wyglądają tak samo – uśmiechnął się – a poza tym, moja mama jest Czeszką, poradzę sobie - kusił.
- Dobra, zobaczę, co da się zrobić... - Czas naglił.
---------------------
     Łucja wpatrywała się w ekran swojego ultrapłaskiego laptopa z zaciętą miną.  
- Ty skurwielu! - krzyknęła nagle, waląc pięścią w blat hotelowego biurka – Ty pieprzony sukinsynu!  
     Trzeci raz logowała się do ich wspólnego tajnego konta i trzeci raz mogła jedynie sprawdzić jego stan. Nie brakowało ani centa. Co z tego, skoro nie miała możliwości wykonać żadnej operacji. Rafał Zawadzki zdążył zablokować jej elektroniczny dostęp do pieniędzy. Na szczęście nie zdążył cofnąć jej upoważnienia. Przewidziała to, ale nie przewidziała, że odbiorą jej paszport. Pociechą było to, że swojemu prawnikowi też nie ufał. No, cóż, paszport można kupić, pomyślała. Wstała i powoli podeszła do niewielkiego sejfu ukrytego na górnej półce szafy. Wyjęła stamtąd plik banknotów i przeliczyła. Na lewy paszport powinno wystarczyć. Wsunęła pieniądze do bocznej kieszonki pokaźnej torebki z logo LV i sięgnęła po telefon komórkowy. Zawahała się, ale był na kartę prepaidową, więc po chwili namysłu wstukała numer z maleńkiej karteczki.
- Czy to firma spedycyjna? Chciałabym się dowiedzieć, co z moją przesyłką? Zlecenie na likwidację, sprzed trzech dni – Jej angielski był perfekcyjny do tego stopnia, że rozmówca natychmiast wyczuwał obcokrajowca – Wpłaciłam zaliczkę.
- Witam. Wyznaczyła pani pięciodniowy termin, ale można powiedzieć, że mam ją w rękach – Nikołaj odwrócił się i oparł podstawą pleców o barierkę zadaszonego balkonu. Przez okno widział teraz Stefano przeglądającego pliki w swoim laptopie. - Czy chce pani zmienić zlecenie?
- Absolutnie nie! - rzuciła szybko – Chyba, że może pan to przyspieszyć.
- Mogę, ale... jest jeden problem – Nikołaj wciąż wpatrywał się w sylwetkę Stefano. Ten uniósł na moment głowę i wtedy ich oczy się skrzyżowały. Na jego twarzy pojawił się delikatny grymas, przypominający nieśmiały chłopięcy uśmiech. – Potrzebuję pani nazwiska lub depozytu kwoty. Nie znam pani, a muszę dbać o finanse firmy. - ciągnął spokojnie Nikołaj, odpowiadając na uśmiech Stefano kiwnięciem ręką.
     Zapadła niezręczna cisza.
- Mam pieniądze. Potrzebuję kilku dni, żeby je podjąć – powiedziała w końcu. - Likwidacja przesyłki zapewni mi bezpieczeństwo.
- Dlaczego mam pani wierzyć?  
- Proszę przetrzymać dla mnie tę przesyłkę, żebym mogła zrealizować przelew – zaproponowała, licząc, że na to pójdzie.
- Przykro mi, ale wtedy nie będzie pani zainteresowana dokończeniem zlecenia – Jego głos brzmiał cały czas uprzejmie, prawie przyjaźnie.
- Właśnie sprawdzam swoje saldo i powiem panu, że nie ma się pan czego obawiać. - uśmiechnęła się chytrze do lustra nad biurkiem – Jestem bogata.
- Tylko pani to wie – odparł spokojnie.
- Dobrze... - zastanowiła się – proszę mi dać godzinę do namysłu – Może uda mi się pana przekonać.  
- Zgoda. Godzina. – Nikołaj rozłączył się. Schował telefon do kieszeni spodni, odwrócił się i wyjrzał za barierkę.  
     U podnóża budynku, w którym się znajdowali toczyło się normalne życie. Ludzie poruszali się w dwóch kierunkach, wymijając samochody i skutery, co chwila tarasujące wąską uliczkę. Z wysoka wyglądali jak barwny korowód tancerzy. Nikołaj potarł dłonią kark. Koszula, którą miał na sobie przylgnęła do jego muskularnego ciała. Upał i wilgoć stawały się nie do zniesienia. Ruszył do drzwi balkonowych.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4735 słów i 27049 znaków.

1 komentarz

 
  • Domini

    No chyba Stefi nie wystawisz

    5 maj 2019