Uratuj mnie 15

Niewielka galeria sztuki należąca do Alessandry mieściła się przy Via Madonnina, jednej z ulic Brery, modnej artystycznej dzielnicy Mediolanu. Mając w pobliżu Akademię Sztuk Pięknych, Galerię Sztuki i Ogród Botaniczny, nie narzekała na brak popularności, ani wśród turystów, ani zainteresowanych kupnem amatorów sztuki. Dzięki umiejętnościom architektów Fabrizia, ciasne pomieszczenia kamienicy połączono, usuwając część ścian i uzyskano przestronne, a jednocześnie przytulne wnętrze. Wewnętrzny dziedziniec przykryto szkłem wspartym na żeliwnych konstrukcjach. Na piętrze mieściło się niewielkie biuro Alessandry i gustownie urządzony pokój spotkań. Dizainerskie meble doskonale komponowały się z nowoczesnymi obrazami i rzeźbami ustawionymi w rogach pomieszczenia.  
     Mila od kilku minut kontemplowała dwa ogromne płótna wsparte o ściany. Obydwa doskonale pasowały charakterem do surowego industrialnego wnętrza fabryki, którą mieli przekształcić w dom mieszkalny. Krótki termin wyznaczony im przez szejka zmuszał ich do intensywnej pracy, ale za to mieli prawie nieograniczony budżet. Szejk chciał dać synowi prezent, którym ten olśniłby swoich europejskich przyjaciół.  
- Załatwione! - Alessandra wkroczyła do pokoju z triumfalną miną – Wstępnie zgodził się namalować ten fresk. Za godzinę mamy spotkanie i wtedy omówimy szczegóły. Zdążymy jeszcze coś zjeść, bo pracownia jest niedaleko.  
- Jesteś boska! – Mila odetchnęła z ulgą – Zawołam Lukę i możemy iść.
- Może tu zostać. To niedaleko, a po drodze mamy taką niedużą trattorię. Robią polentę, jak nigdzie na świecie! – Alessandra już wybierała numer, żeby zamówić im jedzenie.
- Zamów też dla Luki. Pójdzie z nami. – Mila wzięła z fotela torebkę.  
- Strasznie jesteś posłuszna. – Roześmiała się Alessandra – Ze mną by to nie przeszło.
- Pewnie tak, ale wiem, że to dla mojego dobra. – westchnęła – Muszę cię o coś spytać – dodała, kiedy schodziły w dół niezbyt szeroką klatką schodową, również obwieszoną obrazami. – Pamiętasz taką niedużą ciemnowłosą dziewczynę w fioletowej sukni? Tańczyła z Angelo…
- Jasne, to Chiara, siostrzenica Conte Marchello. Nie przepadam za nią. – Skrzywiła się. – Podrywała kiedyś Paula, jak byłam w ciąży. Myślałam, że Angelo się z nią ożeni. Spotykali się przez jakiś czas.
- Och, nie wiedziałam.  
- Dokąd idziemy? – Luca wyrósł przed nimi, jak spod ziemi.
- Do pracowni jednego z moich malarzy. To dwie przecznice stąd. Po drodze wstąpimy na lunch. – Zarządziła Alessandra biorąc pod rękę Milę.
     Luca ruszył za nimi, pozwalając im swobodnie rozmawiać, ale cały czas trzymał się blisko.
- Dlaczego mnie o nią pytasz? – Alessandra rzuciła Mili uważne spojrzenie zza szkieł ciemnych okularów, z którymi chyba nigdy się nie rozstawała, wychodząc na dwór.
- Zdaje się, że jest zainteresowana Stefano – przyznała niechętnie – Niechcący słyszałam, jak rozmawiały z Valerią.
- No, to powiem ci, że powinnaś jak najszybciej przyjąć ten pierścionek – Alessandra zrobiła minę, jakby jej coś zaszkodziło.  
- Kurde, to ty wiesz? – O mało nie padła z wrażenia.  
- Przepraszam. Fabio mi powiedział. – Alessandra wyglądała na zakłopotaną – On nie jest taki skryty jak Stefano. Naprawdę nie chciałam się wtrącać, ale sama zaczęłaś…
- W porządku – Kurwa, zaklęła w myślach. Akurat teraz musiała się napatoczyć ta zdzira!
- Wiesz przecież, że przyjaźnią się ze Stefano. Są trochę jak bracia – Spojrzała na Milę uważnie – Naprawdę mu jeszcze nie odpowiedziałaś?  
- To skomplikowane – westchnęła ciężko. Jak miała odpowiedzieć na pytanie, którego nie zadał powtórnie, a jeszcze na koniec dodał, że właściwie nie potrzebuje obrączki? No, ale przecież była kobietą jego życia! – Wiesz, zastanawiamy się, czy ślub jest nam w ogóle potrzebny – dodała wymijająco. – Angelo ją zostawił, czy ona jego? – Spróbowała odwrócić uwagę Alessandry.
- Chyba się zorientowali, że są dla siebie za cwani – Wydęła usta w złośliwym uśmiechu. – Oboje kombinowali, jak się ustawić kosztem drugiej strony. Poza tym, ona nie wyjdzie za mąż bez przyzwolenia Conte.
- Cooo?
- No tak. Oni mają syna, który jest trochę… opóźniony. Jakieś problemy przy porodzie. – Alessandra wzruszyła ramionami. - Oczywiście skończył prywatną szkołę, odziedziczy tytuł i pewnie nawet się ożeni, ale nie jest zdolny zarządzać ich majątkiem.  
- A Chiara jest – wpadła jej w słowo Mila.
- Pewnie zwęszyła swoją szansę. Jej ojciec nie ma wielkiego majątku, ani książęcego tytułu. Nie wiem, jakim sposobem wżenił się w tę rodzinę?  
- Ale to zabrzmiało!
- Bo tak jest u tych szlachetnie urodzonych! - prychnęła - Pobierają się między sobą, ale od czasu do czasu potrzebują świeżej krwi. Myślałam, że padnie na Angelo, bo są spokrewnieni.
     Przerwały rozmowę, żeby zająć miejsca przy stoliku. Luca usiadł z nimi, ale to im nie przeszkadzało, bo temat nie dotyczył bezpośrednio żadnej z nich.  
- Z tego, co wiem, to ojciec Angelo i Benedetta są kuzynami – Mila wróciła do tematu.
- Ciotecznym rodzeństwem. Stefano i Conte nie są spokrewnieni, bo to matka Angelo jest jego krewną. Są tylko spowinowaceni, ale znali się bardzo dobrze z ojcem Stefano.
- Conte coś wspominał. Wydał mi się sympatyczny. – Uśmiechnęła się na wspomnienie komplementów, jakimi ją obsypał.
- Nie wierz mu. Jest wyrachowany i dba tylko o swoje interesy. – Alessandra przerwała, bo podano im talerze z parującą polentą, okraszoną pachnącym mięsem i grzybami sosem. Obok pyszniła się surówka z czerwonej cykorii i sałaty.
     Jakiś czas jedli w milczeniu. Wszyscy byli głodni, bo pora bardziej pasowała na późny obiad, niż lunch. Mila przeżuwała kawałki mięsa ze złością, jakby to miało jej pomóc w pozbyciu się obrazu ciemnowłosej piękności wyciągającej łapy do Stefano. Z zamyślenia wyrwał ich cichy dźwięk jej telefonu.  
- To Stefano. Przepraszam was – Wstała szybko i odeszła kilka kroków. – Cześć. Stęskniłeś się?
- Tak i jestem ciekawy, co robisz – Głos Stefano brzmiał ciepło.
- Siedzę z Alessandrą i jem lunch pod czujnym okiem Luki – wyrecytowała – Jestem bardzo grzeczna i bardzo zapracowana. Idziemy na spotkanie z malarzem, który może namaluje szejkowi fresk. Potem wracamy do Turynu. A ty? Co robisz?
- Ja od dwóch godzin podpisuję papiery. Uwielbiam to! – stwierdził sarkastycznie. – Chyba będziesz w domu przede mną, bo muszę jeszcze pojechać na jedno spotkanie.
- Będę czekała z kolacją – Uśmiechnęła się na myśl, że może znów zechce być nakarmiony.
- Wrócę późno – westchnął – Conte zaprosił mnie na kolację. Podobno ma jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki.  
- W porządku – Nie potrafiła ukryć zawodu. A może wcale nie chciała go ukrywać?
- Sikorko, na tym polega moja praca. Muszę się czasem z kimś spotkać, żeby spokojnie porozmawiać – W jego głosie zabrzmiała delikatna nagana – Nie idę tam dla przyjemności.
- Wiem. Przepraszam – Starała się zbagatelizować nieprzyjemne uczucia – Po prostu się stęskniłam.  
- Miło to słyszeć. Wrócę do domu na deser, OK?
- OK. Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
     Stała jeszcze chwilę, wpatrując się w wyświetlacz komórki, po czym powoli wróciła do stolika. W milczeniu zajęła się swoim talerzem, ale apetyt jakby ją opuścił. Słowa Alessandry nagle nabrały dla niej zupełnie innego znaczenia. Ufała Stefano, ale... Nie, nie było żadnego "ale”! Chciał zmian, a Chiara była bardzo atrakcyjna, przemknęło jej przez myśl. No, i miała do zaoferowania zdecydowanie więcej niż ona. Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić natrętną muchę.  
- Jestem głupia – Nie zorientowała się, że powiedziała to na głos.
- Co takiego? - Alessandra spojrzała na nią zaskoczona.  
- Wściekam się, bo Stefano idzie dziś na kolację z Conte zamiast zjeść w domu – wypaliła.
     Mina Alessandry wcale jej nie uspokoiła.  
---
     Stefano wracał do domu taksówką, zostawiwszy swoją Alfę na podjeździe okazałej rezydencji Conte Marcello. Książęca piwnica słynęła z doskonałych win. Część z nich pochodziła z winnic należących do rodziny od pokoleń. Zwykle nie można ich było nigdzie kupić. Należący do ścisłego grona panowie, wymieniali się między sobą produkowanymi przez siebie trunkami. Tylko część win przeznaczali do sprzedaży, ale nigdy tych najrzadszych i przez to najcenniejszych. Za to potrafili doskonale "załatwiać” swoje sprawy, popierając prośbę butelką lub skrzynką trunku, w zależności od jej znaczenia. W bagażniku taksówki spoczywały omszałe butelki, spakowane do drewnianej kasetki z przegródkami. Pieczołowicie zabezpieczone szkło zawierało naprawdę cenny ładunek. Conte się postarał, ale jego prośba była absurdalna.  
     Stefano wrócił myślami do minionego wieczoru. Wyśmienite jedzenie, doskonałe wino. Towarzyszyły im Contessa i Chiara. Pod pretekstem doglądania przystawek zostawiły ich samych. Wszystko było wyreżyserowane, pomyślał, a Conte był przygotowany nawet na jego odmowę.  
- Nie udzielaj mi odpowiedzi. Przemyśl to – Zdawał się nie słyszeć, jak Stefano tłumaczył mu, że nie zrezygnuje ze spółki z Fabiem. - Nie proponuję ci tylko objęcia zarządu moim majątkiem. Moja propozycja znaczy dużo więcej... - zawiesił głos – Wiesz, że mój syn odziedziczy tytuł, ale prawdopodobnie go nie przekaże. No, ale mam jeszcze Chiarę.
     Stefano nie od razu zrozumiał aluzję. Kobiety wróciły do sali jadalnej i kolacja toczyła się dalej swoim leniwym tempem. Rozmawiali na neutralne tematy. Od czasu do czasu Conte wspominał ojca Stefano, podkreślając jego zalety. W pewnej chwili Stefano poczuł, jak czubek pantofelka Chiary trąca jego łydkę. Przypadek? Uniósł głowę i napotkał jej intensywne spojrzenie. O kurwa! Podrywała go. Sunęła stopą w górę, jednocześnie dłubiąc widelcem w resztkach jedzenia na talerzu.
- Czy do owoców nie moglibyśmy podać tego wyśmienitego spumante, które chowasz na najwyższej półce? - Zwróciła się z uśmiechem do wuja.  
     Stefano ostrożnie cofnął nogę.  
- Oczywiście! - Conte Marcello obdarzył dziewczynę serdecznym uśmiechem – Zechcesz przynieść butelkę? Powinna być w odpowiedniej temperaturze.
- Jeśli nasz gość zechce mi towarzyszyć... - Posłała Stefano słodkie spojrzenie – Nie lubię sama schodzić do lochów – Roześmiała się dźwięcznie.
     Oboje starszych państwa przyglądali mu się wyczekująco. - Jak sobie życzysz – Stefano odsunął krzesło, odkładając na bok serwetkę.  

     Taksówka zatrzymała się na czerwonym świetle i Stefano oderwał się od swoich myśli. Rozejrzał się po pustoszejących ulicach. Mijali centrum miasta. Dwie ulice od miejsca, gdzie się zatrzymali, stała willa jego matki. Poprawka: Stała jego willa. Piękny, przebudowany w stylu secesyjnym budynek miał być jego domem. Jego i Mili. To miał być prezent ślubny dla niej, gdyby zechciała ślubu. Przypomniał sobie, jak oglądała ten dom, kiedy matka pierwszy raz zaprosiła ich na obiad. Była zafascynowana ilością zabytkowych mebli i bibelotów.  
     Do nowego apartamentu Benedetta zabrała osobiste rzeczy i wyposażenie swojego gabinetu: sekretarzyk, szezlong i zabytkowe foteliki ze stoliczkiem, przy którym pijała kawę. Z sypialni zniknęła tylko toaletka. Pozostałe meble kazała zrobić na zamówienie. Miały być lekkie, funkcjonalne i jasne.  
     Większość wyposażenia willi wykonano z ciemnego drewna. Wyjątkiem była ogromna kuchnia w stylu prowansalskim. Takiej zażyczyła sobie jego matka, wychodząc za mąż. Ciekawe, jakiej kuchni chciałaby Mila? Kazałaby je zmienić, czy nie?
     Taksówka zatrzymała się na kolejnych światłach. Myśli Stefano poszybowały w innym kierunku.
- Podobasz mi się – Chiara odwróciła się gwałtownie, stając z nim twarzą w twarz. Otaczający ich mrok rozpraszało tylko słabe światło zabytkowego ściennego kinkietu.  
- Chiara... - zaczął, ale ona położyła mu palec na ustach.
- Nie jesteś nieczuły. Nie cofnąłeś się – Oblizała wargi koniuszkiem języka. Była tuż, tuż. Nagle uniosła głowę i pocałowała go. Właściwie tylko musnęła.
- Nie jestem do wzięcia – Cofnął się odrobinę. Była tak cholernie atrakcyjna! Nie chciał, żeby to wyglądało na ucieczkę, ale też nie miał zamiaru ciągnąć dalej tej rozmowy.
- Każdy jest do wzięcia. Zależy, co się zaoferuje – odparła spokojnie, nie opuszczając dłoni. Przesunęła nią po jego klatce piersiowej. - Mój wuj właśnie zaoferował ci mnie. - powiedziała powoli – A ja nie mam nic przeciwko temu.
     Stefano posłał jej spojrzenie pełne niedowierzania. Wypite wino szumiało mu w głowie, ale powoli wszystko zaczęło mu się układać w jedną całość. Rozmowy w czasie balu, Angelo krążący wokół Mili jak wilk, Chiara robiąca do niego maślane oczy i ta propozycja Conte Marcello... A teraz to! Wybuchnął śmiechem.
- Myślisz, że mnie skusisz tytułem? - Nawet nie starał się ukryć drwiny – Jak ty mało o mnie wiesz... - Gardzę tytułami, intrygami, tym całym zakłamaniem, pomyślał zniesmaczony.
- To z jej powodu? Tej Chorwatki? - Chiara nie wydawała się ani trochę zbita z tropu.     
- Ma na imię Mila – Stefano przestał się śmiać – Tak. To również z jej powodu.
- Ona mi nie przeszkadza. Możemy być otwartym małżeństwem – Chiara spoważniała - Chociaż, jestem pewna, że potrafiłabym ci sprawić frajdę w łóżku.  
- Chiara – westchnął – Jestem pewien, że znajdziesz odpowiedniego faceta i dasz mu szczęście, ale ja nim nie jestem. Bierz tę butelkę i wracamy na górę. Nie chcę, żeby na nas czekali.
- Nie czekają – Wzruszyła ramionami – Wiedzą o czym rozmawiamy. Zastanów się. Nasz syn mógłby dostać tytuł. Marcello junior jest do niczego. Gdyby było inaczej, załatwiłabym nam dyspensę i wyszłabym za niego.  
- Boże, ale ty jesteś zepsuta – Nie potrafił się powstrzymać.  
- Wcale nie – Znów zrobiła krok do przodu, zmniejszając dystans – Ty też wróciłeś na łono rodziny. Potrzebujemy w życiu pozycji i pieniędzy. Razem moglibyśmy sporo zyskać.
- Dlaczego nie zajmiesz się Angelo? Jest młodszy, atrakcyjny i nie ma skrupułów, a przede wszystkim jest wolny.
- Wuj go nie akceptuje. Potrzebuje kogoś zaufanego, doświadczonego i... z zasadami. Ty mu pasujesz, nie masz żony... – Znów się uśmiechnęła – No, i odpowiadasz mnie. W końcu to też ma znaczenie. - zniżyła głos. Jej biust prawie oparł się o jego klatkę piersiową. Poczuł woń jej perfum i ciepło, jakie od niej biło.  
- Przykro mi, ale nie. Nie mam nic przeciwko tobie, ale uznajmy, że jednak jestem zajęty.

     Kierowca zatrzymał się niezdecydowany na skrzyżowaniu i spojrzał do tyłu, szukając u Stefano wskazówki.
- W lewo – rzucił z roztargnieniem i sięgnął po komórkę – Franco? Za trzy minuty będę przed wjazdem. Taksówka, szare audi. - Rozłączył się.  
     Kazał zatrzymać samochód przed wejściem do ich apartamentu i zapłaciwszy, zabrał z bagażnika skrzynkę wina, którą dostał od Conte. Przypomniał sobie jego słowa, kiedy się żegnali. - Polecam ci zwłaszcza to – powiedział wskazując omszałą butelkę z ciemnego szkła – Osobiście sygnowałem etykiety – Dotknął palcem miejsca, gdzie widniał jego podpis. - Jestem pewien, że ty potrafisz docenić jego wyjątkowy aromat.  
- Z przyjemnością się przekonam – Wysilił się na uprzejmość. Zdawał sobie przecież sprawę, że takich propozycji nie otrzymuje się codziennie. Ba, większość ludzi nie otrzymuje ich nigdy.
     Chiara podeszła w chwili, gdy taksówkarz zamknął bagażnik. - Wypróbuj mnie, zanim powiesz "nie” - szepnęła mu do ucha, wsuwając coś do kieszeni jego marynarki – Wystarczy, że zadzwonisz... - dodała seksownie niskim aksamitnym głosem.
     Stefano miał ochotę powiedzieć, że gdyby potrzebował numeru jej komórki, zajęłoby mu to mniej niż 10 minut, ale ugryzł się w język. Mimo wszystko, jego męska próżność została mile połechtana.
     Wchodząc do mieszkania, zauważył na kuchennym blacie rozłożoną białą ściereczkę, czy obrus. Uniósł róg. Na blasze leżały równiutko poukładane drożdżowe rogaliki. Mila musiała je przygotować na jutrzejsze śniadanie, pomyślał z czułością. Cicho jak kot, zrzucił z siebie ubranie i wśliznął się do łóżka. Przygarnął do siebie zwiniętą w kłębek dziewczynę, tak, że jej plecy i pupa przylegały do jego torsu i podbrzusza. Westchnęła przez sen i wtuliła się w niego mocniej. Ogarnęło go błogie uczucie ciepła. Zasypiał, wsłuchując się z uśmiechem w jej miarowy oddech.  
     
     Mila krzątała się po kuchni, starając się nie hałasować. Dopiero po wstawieniu rogalików i nakryciu do śniadania, wróciła do sypialni. Stefano jeszcze spał. Usiadła po turecku na brzegu materaca i przyjrzała mu się, przekrzywiając głowę. Musiał wrócić bardzo późno, ale wyglądał na wypoczętego. Pachniał winem i wodą kolońską. Wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć jego włosów, ale zatrzymała się wpół drogi. Obróciła się ostrożnie, żeby wstać.
- Nie odchodź – Ciepła dłoń spoczęła na jej biodrze.
- Nie chciałam cię obudzić.
- Nie obudziłaś – Przeciągnął się i usiadł. - Ufff! – Przeczesał palcami włosy, przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu.  
- Ciężka ta praca, co? - spytała z przekąsem, ale po chwili roześmiała się – Chcesz aspirynę?  
- Poproszę – westchnął – Conte ma doskonałe wina, ale mocne.
- W kuchni stoi cała skrzynka. Musi mieć do ciebie nie lada interes! - Zerwała się, nie czekając na odpowiedź i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła z tabletką i szklanką wody. Razem z nią do sypialni wdarł się zapach świeżego ciasta. - Dasz radę jeść? - Przyjrzała mu się z powątpiewaniem.
- Zobaczę, co da się zrobić – Zamiast wziąć tabletkę, chwycił dłoń Mili i zgarnął biały krążek językiem, wprawiając ją w lekkie zdumienie. Popił wodą, odrzucił kołdrę i nie przejmując się swoją nagością, najspokojniej w świecie ruszył do łazienki.  
     Czekała na niego w kuchni, zaglądając co chwila do piekarnika. Tysiące pytań cisnęły jej się na usta. Pewnie i tak mi nie powie, czego dotyczyło to spotkanie, pomyślała, ale przecież nie to najbardziej chciała wiedzieć. Powiedział, że mam pytać, usprawiedliwiała się w myślach. Alessandra nie pozostawiła jej złudzeń, co do intencji Chiary.  
- Życie mi wraca – Stefano, w białej koszulce i spodniach od dresu wkroczył do kuchni, pociągając nosem. - Mmm, czy ja czuję konfitury z pomarańczy?  
- Aha! - Pokiwała energicznie głową. - Opowiesz mi, jak było? - Starała się, żeby zabrzmiało to w miarę naturalnie.
     Usiedli naprzeciw siebie przy ogromnych filiżankach z cappuccino i półmisku pachnących rogalików.  
- No cóż, było elegancko. Przepiórki, szparagi, karczoch po rzymsku... - wyliczał – Gdybyś zobaczyła, jaką mają piwnicę win!  
- Próbkę mamy tutaj – Wskazała głowa skrzynkę.
- Taaak. Trochę się przeliczył, bo i tak nic z tego nie będzie – powiedział powoli. - Chciał, żebym zajął się jego majątkiem, ale ja cenię sobie obecną pracę. I wspólnika – dodał, wpychając do ust apetyczny rogalik.
- Uhm – Pokiwała głową, przyglądając mu się uważnie.  
- Co? - Zmarszczył brwi.  
- Jak się miewa Conessa? - spytała z miną niewiniątka, maczając kawałek rogalika w kawie.
- Dobrze. Dlaczego pytasz? - Czyżby wiedziała? Skąd?
- Przecież nie jedliście kolacji sami – Postanowiła spróbować swoich sił i zagrać w otwarte karty – Czy ich kuzynka też była zaproszona?  
- Chiara? - Starał się, żeby zabrzmiało to obojętnie. Dlaczego czuł się przyłapany? Przecież nie zrobił nic złego! - Chyba nie jestem najlepiej poinformowaną osobą w okolicy? – Spróbował zażartować. Nagle jego wzrok padł na marynarkę, którą poprzedniej nocy rzucił na oparcie jednego z foteli. Podszedł do niej powoli i sięgnął do kieszeni. Niewielka wizytówka w bladofiołkowym kolorze miała odciśnięty na odwrocie ślad uszminkowanych ust. Poczuł się głupio, że tego nie wyrzucił.
     Spojrzawszy na Milę, napotkał jej pytające spojrzenie. Popatrzył jeszcze raz na kartonik i zapamiętawszy numer telefonu, przedarł go na pół.
- Co to jest? - spytała z rosnącym zainteresowaniem.
- Nie wiesz? Przecież tu jest imię i nazwisko – stwierdził chłodno. Było oczywistym, że przeszukała jego kieszenie.  
     W oczach Mili pojawiła się irytacja. - Stefano, zadałam ci proste pytanie. Sam chciałeś, żebym pytała, a teraz odstawiasz jakieś przedstawienie – prychnęła – Nie mam pojęcia, co to jest! To znaczy..., teraz się domyślam, ale dopóki nie wyjąłeś tej wizytówki, nie miałam pojęcia o jej istnieniu. Chyba nie sądziłeś...? - Otworzyła szeroko oczy. - No, nie!  
- Przepraszam – wymamrotał zbity z tropu. Dopiero teraz poczuł się naprawdę głupio. Po prostu, jak skończony idiota! - Nadmiar wina wyraźnie mi nie służy.
     Mila siedziała naburmuszona.  
- Kochanie – Głośno wypuścił powietrze z płuc – Masz prawo być na mnie zła...
- Nie jestem zła, tylko mi przykro – odparła cicho. Uniosła głowę i posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu – Chociaż, tak, jestem zła! Siedziałam w domu, a ty piłeś sobie wino w towarzystwie tej... - W ostatniej chwili powstrzymała się, żeby nie nazwać Chiary zdzirą. Na pewno go podrywała!  
- Masz rację – przyznał – Ale nie ja ją zaprosiłem. Poza tym, mam o niej takie samo zdanie, jak ty. Zadowolona?  
     Mila wybałuszyła na niego oczy. Czy ona dobrze słyszała? - Właściwie, chodziło mi o to, że mnie podejrzewałeś. Nie sprawdzam cię, przecież wiesz - dodała pojednawczo.
- Wiem. - Rzucił marynarkę na fotel i podszedł do siedzącej na wysokim stołku Mili – Zawsze mi się to w tobie podobało. Nie gniewaj się na mnie – Zajrzał jej w oczy – Kochasz mnie jeszcze?  
     Kąciki jej pełnych ust zadrgały delikatnie, ale opanowała chęć roześmiania się. Zdradziły ją oczy. Nie potrafiła ukryć, jaką miał nad nią władzę.  
- Masz tu okruszki ciasta – Ujął dłonią jej brodę, dotykając kciukiem dolnej wargi. Schylił się, ale nie pocałował jej od razu.  
     Mila rozchyliła usta i spróbowała się oblizać. Wtedy poczuła jego wargi na swoich.   Język Stefano smakował jak konfitura z pomarańczy z miętą. Wessała go chciwie, jakby w obawie, że za chwilę się rozpuści. Wciągnęła z sykiem powietrze. Całowali się namiętnie, chciwie. Dlaczego tak bardzo go pragnęła? Jej pożądanie było wręcz namacalne.
- Jesteś zazdrosna? - wyszeptał cicho, odrywając się od jej ust.  
     Czytał jej w myślach? Zamrugała szybko, żeby pokryć zmieszanie.  
- Nie! Tak! Ja... Ona jest bardzo ładna - spuściła wzrok – Pamiętam, jakie to było podniecające na początku. To, jak się poznawaliśmy. Nasze pierwsze razy... - Spojrzała szybko w górę, ale zaraz znów przysłoniła oczy rzęsami – Boję się, że cię tym skusi! - Jak mi to przeszło przez gardło, zastanowiła się. Była bliska płaczu.
- Sikorko! Moja słodka! - Stefano ujął w dłonie jej śliczną twarz i zmusił, by na niego spojrzała. Napotkała dwoje pałających czarnych oczu. - Ale my się właśnie poznajemy na nowo. To nasze nowe pierwsze razy - dodał z uśmiechem.
- Nie mówisz tak, żeby mnie uspokoić? - Czuła, jak puls jej przyspiesza.
- Nie. Mówię tak, bo tak czuję. Poza tym, nie ma znaczenia, czy jest ładna, czy nie. Ona mnie nie interesuje. Nie masz konkurencji, wiesz o tym. - Schylił się, tak, że ich czoła się zetknęły. Ich oddechy zmieszały się ze sobą. - Nie wiem, jakich użyć słów...  
     Stali tak, oddychając ciężko, jak po biegu. Nagle Stefano sięgnął ręką w dół, chwycił dłoń Mili, położył ją sobie na brzuchu i przesunął w dół. Pod materiałem dresu poczuła wyraźne wybrzuszenie. - Teraz mi wierzysz? - spytał, wypychając biodra w przód.  
     Przyciągnęła go do siebie i oplotła ramionami. Znów poczuła jego usta tuż przy swoich. - Długo dziś pracujesz? - wyszeptała.  
- Nie. Dzisiaj nie. - Urwał, jakby się nad czymś zastanawiał – Umówmy się o piątej. Co ty na to?
- Na randkę? - Czuła jak całe ciepło z jej ciała kieruje się w dół i spływa między nogi, wywołując przyjemne łaskotanie. - Dopiero o piątej? - Nic nie mogła poradzić na błagalny ton.
- Gdyby nie to, że mam umówione spotkania, wziąłbym cię teraz na tym stołku – Rozchylił jej uda i przycisnął ja do siebie – Ale to nawet lepiej, że będziemy mieli niedosyt. Mam dla ciebie niespodziankę.  
- Och!
- Och, to mało powiedziane! Niech Luca przywiezie cię do biura przed piątą. Dasz radę? - Spojrzał jej głęboko w oczy.  
- Tak – wyszeptała bez tchu. Było w nim coś władczego, a jednocześnie budzącego zaufanie. Dziwna sprzeczność. A może wcale nie?
- No, to mały przedsmak – Chwycił ją za włosy i pociągnął je lekko do tyłu, zmuszając do odchylenia głowy. Objął jej usta swoimi i wypełnił językiem. Silna dłoń opadła ciężko na jej pośladki i przycisnęła mocno, sprawiając, że jej wrażliwe miejsce otarło się o szorstki materiał dresu. To dziwne! Zawsze myślała, że jest miękki... Stefano przechylił ją w tył, napierając biodrami na jej uda. Oplotła go nogami, żeby nie stracić równowagi. Natarczywy język krążył w jej ustach, by po chwili się cofnąć. Podążyła za nim, nie wyczuwając podstępu. Nagle poczuła, że Stefano zaciska zęby na jej języku i zaczyna go ssać. Jęknęła cicho. Robił to mocno, zdecydowanie, z pasją, odbierając zmysły. Krew dudniła jej w skroniach. Czuła tę inwazję w całym ciele. Stwardniałe sutki mrowiły nieznośnie, a łechtaczka pulsowała pożądaniem, ocierana raz po raz twardym podłużnym kształtem. Brakowało jej tchu!
     Równie niespodziewanie, jak zaatakował, ustąpił. Przyciągnął ją do siebie, tak, że siedziała pionowo, ale po chwili odsunął się na długość ramion. Przyjrzał się swojemu "dziełu”.
     Mila stanowiła widok jedyny w swoim rodzaju, potargana, z zaróżowionymi policzkami, łapiąc powietrze rozchylonymi, obrzmiałymi od pocałunku ustami. Ale najpiękniejsze były jej oczy. Przymglone, na wpółprzytomne, z ogromnymi źrenicami... Drżała z emocji.
- To do wieczora, sikorko! - Stefano przesunął kciukiem po swoich ustach, jakby sprawdzając ich stan. - Bądź gotowa! - Mrugnął do niej, odwrócił się i po prostu poszedł do sypialni.
     Mila ścisnęła uda, czując, jak z jej wnętrza wypływa wilgoć. Jak, do cholery, miała się teraz skupić na pracy?

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4781 słów i 27227 znaków.

8 komentarzy

 
  • Domini

    To bylo dobre

    5 maj 2019

  • Margo

    Megaaaaaa ty wiesz że to jest genialne ;-)

    19 maj 2017

  • zakochana839393838829292

    Plis dodaj kolejna część, nie mogę się doczekać  :rotfl:

    20 maj 2015

  • ***Pozytywniezakręcona***

    To jest jedno z moich ulubionych opowiadań **--** KOCHAM ! <333

    17 maj 2015

  • monis

    super!!!

    16 maj 2015

  • Kika

    Uwielbiaaam <3

    15 maj 2015

  • ANITA

    mam nadzieje ze Stefano nie da się omotać :) pisz dalej! :*

    15 maj 2015

  • msb

    OOo podkrecasz akcjeB-) ciekawe do czego jest zdolna ta Chiara... pisz jak najwięcej twoje opowiadania swietne czekam na każd
    y rozdział i sprawdzamy codziennie czy cos dodalas. Dużo weny:-*

    15 maj 2015