Uratuj mnie 1 (część 2 Zaufaj mi Caterina)

Rok 2007. Adriatyk.
     Dobrze zbudowany młody mężczyzna siedział na brzegu podwójnego łóżka, w którym leżała pogrążona we śnie kobieta. Patrzył na nią z czułością, z jaką patrzy się na śpiące dziecko. Była naprawdę piękna, jej ostre rysy łagodziły pełne usta i wyjątkowo długie rzęsy, rzucające cienie na jej blade policzki. Twarz okalały kasztanowe loki rozrzucone na poduszce. Przeniósł wzrok na jej lewe ramię, pokryte starannie założonym opatrunkiem. Kołdra ledwie zakrywała pełne piersi, tak by nie urażać okolicy osłoniętej gazą. Oddychała głęboko i spokojnie. Nic dziwnego, pomyślał, zerkając na szafkę zastawiona środkami przeciwbólowymi i nasennymi. Spojrzał w podłużne okienko, za którym przesuwał się krajobraz pełen wody i poszarpanych skał. Znajdowali się oboje w kabinie luksusowego jachtu.
     Ktoś cicho zapukał do drzwi.  
- Proszę – rzucił półgłosem.
- Jak ona się czuje? - spytała ciemnowłosa korpulentna kobieta około czterdziestki i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi.
- Śpi. Dostała tyle leków, że nawet konia zwaliłoby z nóg – spróbował zażartować, ale jego głos był pełen troski.
- Przynieść Ci coś do jedzenia?  
- Nie – odparł – Za chwilę zejdę do kuchni. Za pół godziny mam popracować z De Luka, więc szybko coś przegryzę.
- Nie martw się, Stefano. Zajrzę do niej, jak będziesz zajęty – uśmiechnęła się do niego ciepło i wyszła tak samo cicho, jak się zjawiła.  
- Dzięki – rzucił za nią i kiedy zamknęła za sobą drzwi, potarł twarz dłońmi.
     Jak to się mogło stać? Zadał sobie to pytanie chyba ze sto razy.
     Poznał ją zaledwie pięć dni temu. Pilnował Fabrizia de Luca i jego towarzystwa, kiedy postanowili spędzić szalony wieczór w jednej z knajpek w Trogirze. Jak zwykle zajął miejsce na brzegu sali, zamówił sok pomarańczowy z lodem i obserwował jak szóstka jego podopiecznych bawi się w najlepsze. Wolał Chorwację od riwiery włoskiej czy francuskiej. Było tu zdecydowanie spokojniej i nie plątali się tu wszędobylscy paparazzi. To był wieczór, jak inne. Dla zabicia czasu zaczął obserwować ludzi przechodzących obok restauracji. W pewnej chwili zauważył hałaśliwą grupkę młodych ludzi. Zatrzymali się, niezdecydowani, czy podejść do baru i wtedy ja zobaczył. Wysoka szczupłą szatynkę ubrana w białą sukienkę na ramiączkach.  
     Nie był typem podrywacza, ale też nie miał problemów z dziewczynami. Jednak tym razem go zamurowało! Odwróciła się i spojrzała w jego kierunku. Chciał przybrać obojętny wyraz twarzy i odwrócić wzrok, by potem spokojnie ją obserwować, ale coś go powstrzymało. Ich oczy spotkały się na baaardzo długa chwilę... uniosła dłoń i odgarnęła włosy. Zauważył, że ma na nadgarstku masę bransoletek z kolorowych koralików. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Posłała mu uśmiech, który sprawił, że zrobiło mu się gorąco.  
     Od kilku lat pracował jako ochroniarz, a przedtem w wywiadzie wojskowym, więc potrafił utrzymać emocje w ryzach. Zdradzały go tylko oczy wpatrzone w dziewczynę.  
     Od strony stołu Fabia dobiegły go głośne śmiechy i odwrócił głowę w tamtą stronę. Valeria, dawna przyjaciółka Fabia i matka jego jedynej córki, próbowała wejść na krzesło dopingowana przez resztę towarzystwa. Kiedy znowu spojrzał w stronę dziewczyny, już jej nie było. Rozejrzał się szybko po sali. Stała wraz ze znajomymi przy barze. Nie widział jej dokładnie, bo zasłaniali ją pozostali. Przez następna godzinę obserwował ją bez przeszkód. Śmiała się i rozmawiała ze wszystkimi, nie poświęcając jednak nikomu szczególnej uwagi. Podświadomie pragnął, by żaden z otaczających ją chłopaków nie okazał się tym "najważniejszym”.  
     Nagły wybuch śmiechu znów zmusił Stefano do skupienia uwagi na stole Fabia. Valeria tym razem postanowiła wejść na stół, co jednak napotkało gwałtowny sprzeciw ze strony pozostałych kobiet. Po kilku minutach przepychanki Stefano postanowił interweniować. Ostatnio i tak sporo napisano o ekscesach Fabia w nocnych klubach Turynu. Stefano z niechęcią pomyślał o tym, co powiedziałby matka Fabia, gdyby zobaczyła ich zdjęcia w którejś z plotkarskich gazet. Wstał i powoli ruszył w stronę Fabia, ten jednak uprzedził go ruchem dłoni i sam przywołał towarzystwo "do porządku”. Stefano wrócił na swoje miejsce i poszukał wzrokiem dziewczyny. Nie było jej wśród młodzieży przy barze.  
- Are you looking for somebody? - niski kobiecy głos zabrzmiał tuż za nim.
     Drgnął nieznacznie i powoli odwrócił głowę. Napotkał parę bursztynowych oczu spoglądających na niego spod długich rzęs.  
- Szukałem Ciebie – odparł, powoli wstając z miejsca. Dopiero, kiedy wypowiedział słowa, zdał sobie sprawę z banalności swojej odpowiedzi. Zaklął w duchu.  
- Naprawdę? - uniosła nieco brwi.
     Jej zdziwienie wydało mu się szczere, a przecież kilka razy uchwyciła jego spojrzenie.  
- Zaskoczona?
- Wstałeś, gdy podeszłam. Nikt już tak nie robi...
     Teraz on był zaskoczony. Uśmiechnął się, by pokryć zmieszanie.  
- Usiądziesz? - spytał, wskazując na krzesło.
- A może Ty przyłączysz się do nas?  
     Zauważył, że ma olśniewająco białe zęby, gdy uśmiechnęła się zachęcająco.  
-Chciałbym, ale jestem w pracy – westchnął przepraszająco i spojrzał nieznacznie w stronę swoich "podopiecznych”.  
- Tak myślałam – znów się roześmiała – W takim razie usiądę.
     Stefano przywołał kelnera i spojrzał pytająco na dziewczynę.
- Dla mnie Mohito – szepnęła.  
- Mohito dla pani i sok z lodem dla mnie – rzucił do kelnera i znów spojrzał na dziewczynę – Stefano De Biasi – przedstawił się.  
- Włoch – stwierdziła, unosząc brwi – Ja mam na imię Mila i jestem Chorwatką. Mówię trochę po włosku. Więcej rozumiem..., więc, jeśli chcesz, możemy spróbować rozmawiać w twoim języku.  
     Słuchał, jak mówiła, kiwając głową na zgodę. Starała się powtórzyć wszystko po włosku. Nie do końca jej się udało, ale i tak był zachwycony. Miała niski głos o ciepłej barwie i doszedł do wniosku, że mogłaby mu czytać książkę kucharską, a on i tak by się nie nudził. Mówiąc, gestykulowała żywo tak, jak robią to Włosi. Kiedy kelner podał im drinki, wyjęła ze swojego słomkę i upiła spory łyk wprost ze szklanki. Oblizała pełne usta koniuszkiem języka. Podobała mu się. Bardzo!
     Stefano starał się zapamiętać jak najwięcej z tego, co mówiła. Nie było to łatwe, bo gdy nie znała włoskich słów płynnie przechodziła na angielski. Dowiedział się, że jest nauczycielką, a w czasie wakacji prowadzi też sklepik z obrazami przy nadmorskiej uliczce, że włoskiego nauczyła się podczas trzymiesięcznego pobytu na stypendium w jednej z mediolańskich galerii, gdzie wyjechała w trakcie studiów w Zagrzebiu.
- Jesteś bardzo cierpliwy – zauważyła w pewnej chwili.
- Masz bardzo ładny głos – odparł z uśmiechem – i ciekawie opowiadasz – dodał.
- Muszę wrócić do przyjaciół – stwierdziła nagle.
     Zaskoczyła go tym stwierdzeniem tak, że nie udało mu się ukryć zawodu.
- Będę tu do świtu – powiedziała wstając – Jeśli do tego czasu skończysz pracę, to pokażę Ci, gdzie mam sklep.
     Wracając do restauracji po odwiezieniu Fabia i reszty na "Stellę Marinę”, jak nazywał się jacht, właściwie nie liczył na to, że Mila jeszcze tam będzie. Dlaczego wrócił? Nie potrafił powiedzieć. Coś kazało mu mieć nadzieję. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale wschodnia strona nieba była już wyraźnie jaśniejsza. Z daleka zobaczył jasna plamę sukienki. Wstała na jego widok i bez słowa podeszła, zanim wszedł w krąg światła rzucany przez lampę zawieszoną nad stołami.
- Wróciłeś – powiedziała z tajemniczym uśmiechem.  
     Stefano wstał i otrząsnął się ze wspomnień. Ściągnął przez głowę koszulkę i sięgnął dłonią do podłużnego czerwonego śladu po oparzeniu na lewym barku. Podszedł do szafki nocnej i wziął z niej tubkę kremu, wycisnął trochę na palce i rozsmarował sprawnym ruchem na przypieczonej skórze. Skrzywił się lekko, gdy sięgnął do części, gdzie widniały jasnoróżowe ślady po pęcherzach. Spojrzał na dziewczynę. Poruszyła głową i cicho jęknęła, ale spała dalej. Stefano podszedł i odgarnął kosmyk włosów z jej bladego policzka. Powrócił myślami do ich spotkania.
     Dlaczego wrócił do tej restauracji? Ciągnęła go tam jakaś niewidzialna siła, z którą nie miał ochoty walczyć...  
- Pokażę Ci, gdzie pracuję w wakacje, kiedy nie uczę w szkole. Otworzyłam mała galerię. Pochłonęła całe moje oszczędności, ale było warto. Sama nie maluję, ale mam oko – posłała mu długie spojrzenie spod rzęs – Zresztą, studiowałam historię sztuki, dlatego dostałam ten staż w Mediolanie... Był tylko dla najlepszych... - oddychała płycej i szybciej, idąc pod górę.
     Uwielbiał słuchać, a ona mówiła bez ustanku. Odkrył, że jej głos zmieniał barwę, w zależności od tego, o czym mówiła. Kiedy zwracała się bezpośrednio do niego, nabierał wyjątkowo ciepłego brzmienia...
     Stanęła obok pustego budynku z zakratowanym oknem wystawowym pełnym drobnych figurek i kilkoma niewielkimi ikonami. W głębi wisiały obrazy przedstawiające fragmenty architektury. Czekał, aż otworzy, ale ona oparła się plecami o kratę i przyglądała mu się wyczekująco.
- Nie otworzysz? - spytał. Czyżby źle ją zrozumiał? Nie chodziło jej o "szybki numerek”? Właściwie, to poczuł się lepiej, wiedząc, że nie była "taka”.
- Otworzę jutro... dzisiaj – poprawiła się - o dwunastej – dodała i uśmiechnęła się, ukazując białe zęby. Przechyliła lekko głowę.
     Podszedł blisko i oparł ręce o kratę po obu stronach jej głowy. Napotkał intensywne spojrzenie jasnobrązowych oczu. Przypominały bursztyn, albo słodki karmel, tak raczej to drugie... ciemny i aromatyczny... Pachniała słodko, delikatnie... Nachylił się do jej ust. Były miękkie i ciepłe. Westchnęła, kiedy sięgnął głębiej. Poczuł, jak sunie dłońmi po jego klatce piersiowej w górę, do szyi, kątów żuchwy, przytrzymuje mu głowę, jakby chciała kontrolować to, co się dzieje. Odurzyło go to. Zwykle to on sprawował kontrolę. Sięgnęła językiem do jego podniebienia i wpiła się mocniej. Poczuł ucisk w pachwinie. Świadomość, że nie może liczyć na seks, tylko podniosła mu ciśnienie. Nie miał pojęcia, jak długo się całowali, a właściwie, jak długo ona całowała jego. Kiedy odsunęła jego głowę od swoich ust, poczuł, że świat wokół wiruje. Nachylił się, by znów ją pocałować, ale odwróciła głowę.
- Kiedy odpływacie? - spytała.
- Około drugiej – wydyszał.
- Otwieram w południe, ale przychodzę tu wcześniej – powiedziała – Mieszkam w głębi tej uliczki, u ciotki – dodała, wskazując głową kierunek.  
     Objął ją w pasie. Była bardzo szczupła, ale miała duże jędrne piersi, które poruszały się przy każdym kroku. Z pewnością nie narzekała na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. On też był zainteresowany. Jeszcze jak?! Tyle, że nigdy dotąd żadna kobieta nie wywoływała w nim tak sprzecznych uczuć. Z jednej strony czuł prymitywne wręcz pożądanie, które w dość wyraźny sposób utrudniało mu w tej chwili chodzenie, z drugiej zaś miał ochotę się nią zaopiekować. Pragnął wejść w posiadanie jej ciała, z najbardziej intymnymi zakamarkami, ale chciał też jej pełnego ufności spojrzenia, jej podziwu, chciał jej opowiedzieć o sobie...  
- To tutaj – zatrzymała się gwałtownie i spojrzała mu w oczy – Przyjdziesz jeszcze? - wyszeptała bezgłośnie wprost do jego ust.
     Wiedział doskonale, że tak. Tym razem pozwoliła mu dowodzić. Jego język smakował wnętrze jej ust, omiatał zęby i podniebienie... Wciągnął powietrze nosem i sięgnął jeszcze głębiej. Nie broniła się, przyjęła go odginając się w tył. Jej piersi docisnęły się do jego umięśnionego torsu, gdy oplotła ramionami jego szyję, przesunęła paznokciami po karku. Ośmielony, sięgnął dłonią do piersi. Miał ochotę ścisnąć delikatne ciało, ale tylko musnął je opuszkami palców. Za nic na świecie nie chciał jej spłoszyć...
     Mila jęknęła cicho przez sen. Stefano odetchnął głębiej. Ile by dał za to, żeby jęczała tak z jego powodu? Sama myśl go podnieciła. Wstał gwałtownie, przeczesując palcami krótko ścięte włosy. Ta dziewczyna w ciągu kilku dni zawładnęła jego umysłem w sposób trudny do opisania. Nałożył świeżą koszulę i cicho wymknął się z pokoju. Ruszył wprost do kuchni, gdzie już czekał na niego kawał wyśmienitej wołowiny z rusztu, przyprawionej pieprzem i cytryną.  
- Pietro, jesteś boski – po raz pierwszy twarz Stefano rozjaśnił szczery i radosny uśmiech – Ty to wiesz, jak zrobić człowiekowi przyjemność!  
- Miód na moje serce! – brzuchaty kucharz z rumianą twarzą roześmiał się na widok przyjaciela – Gdybym mógł gotować dla takich ludzi jak Ty... – rozmarzył się.
     Stefano naciął stek i ucisnął go lekko widelcem. Na różowej powierzchni świeżo rozkrojonego mięsa ukazała się cieniutka smużka krwi. Głuchy pomruk zadowolenia był dla Pietro komplementem najwyższej próby. Już miał klepnąć Stefano po plecach, ale zatrzymał dłoń w połowie drogi - Jak bark? - spytał, zamiast tego.  
- Lepiej – odparł Stefano, rozkoszując się smakiem mięsa i przypraw.
- A ta dziewczyna? - teraz na rumianej twarzy kucharza pojawiła się troska.
- Na razie śpi. Jutro się okaże, jak ją zobaczą w Turynie – odparł, odkrawając kolejny kawałek – Najważniejsze, że nie czuje bólu. Oparzenie to fatalna sprawa.
- Wiem, wiem – Pietro pokiwał głową, odruchowo sięgając do przedramienia ozdobionego pokaźną blizną – Najgorsze są te ślady – westchnął – będzie miała bliznę?
- Mam nadzieję, że nie. Dlatego zabieram ją do Turynu – Stefano nie zwykł się tłumaczyć ze swojego postępowania, ale tym razem nie był pewien... Nigdy nie podejmował pochopnych decyzji, nigdy pod wpływem emocji. Aż do tej chwili.
     Skończył jeść, upewnił się, że Andrea, z którą wcześniej rozmawiał, zajrzy do Mili i ruszył w górę, na wyższy pokład. Fabio siedział sam w pomieszczeniu obok sterówki, sącząc jakiegoś drinka z lodem - No i jak? - posłał wchodzącemu uważne spojrzenie.
- W porządku – Stefano usiadł w fotelu naprzeciw swojego pracodawcy i przyjaciela w jednej osobie.  
- Czy to będzie duży nietakt, jeśli poproszę Cię o więcej informacji, niż to co jest w raporcie policyjnym? - spytał łagodnie.
- Skąd? - rozluźnił się. Wiedział, że w końcu Fabio go o to poprosi. Ostatecznie, zgodził się przyjąć Milę na pokład, zadzwonił do znajomych lekarzy w Turynie i nie zadawał pytań. Był prawdziwym przyjacielem. Poza tym, był jedynym człowiekiem, przed którym Stefano nie miał tajemnic, i z którym mógł rozmawiać o wszystkim, także o sobie – Co chcesz wiedzieć?
- Że przylałeś jakiemuś draniowi z miejscowej "Cosa Nostry” to już wiem, że wyniosłeś tę dziewczynę z pożaru też wiem – Fabio starał się nadać swojej wypowiedzi lekkość, ale Stefano wiedział doskonale, do czego zmierzał jego przyjaciel.
- Poszedłem do jej sklepu zanim odpłynęliśmy – zaczął – Był tam ten facet i próbował wymusić na niej haracz. Chciała mu zapłacić, ale on chciał czegoś jeszcze, a ona nie miała na to ochoty.  
- Wpadła Ci w oko, co? - Fabio sięgnął do niewielkiej lodówki i wyjął stamtąd dwie butelki wody mineralnej. Jedną podał Stefano, a drugą otworzył i pociągnął spory łyk – Musiałeś go od razu bić?
- Wiesz, że jak nie muszę, to tego nie robię – westchnął i odkręcił butelkę – Bałem się, że będzie się na niej mścił, ale powiedziała, że sobie poradzi. Na wszelki wypadek pogadałem z miejscowym "stójkowym”. Nawet trochę go zachęciłem do współpracy – wykonał gest oznaczający pieniądze.
- Bardzo słusznie – Fabio był pod wrażeniem, choć wiedział, że Stefano byłby mistrzem szachowym, gdyby tylko miał ochotę zacząć grać – Zakładam, że miałeś własne plany, co do tej Chorwatki.
     Stefano nie odpowiedział od razu. Mówienie o własnych uczuciach nawet z Fabiem było trudne. Poza tym, skąd miał wiedzieć, czy ona była tak... zauroczona nim, jak on nią?  
- Stefano – Fabio nachylił się do niego i zniżył głos – Wiem, co się dzieje. Znam Cię nie od dziś. Zakochałeś się jak szczeniak i wiesz co? - wyprostował się – To dobrze! – roześmiał się, ale zaraz spoważniał – Pytanie brzmi: Co ona na to?  
- Zgodziła się pojechać do Turynu i zostać tam tyle, ile będzie trzeba – Stefano wiedział doskonale, że Fabio nie o to pyta – Słuchaj, ja jestem po części odpowiedzialny za to, że podpalili jej sklep. Gdybym nie przylał facetowi... Tylko, że nie chcę, żeby ktoś ją skrzywdził. Gdybyś widział, jaka była przerażona. Kompletnie ją sparaliżowało. Siłą wyciągnąłem ją przez płomienie. Nie wyszłaby sama...
     Fabio pokiwał głową ze zrozumieniem. Wiedział doskonale, że Stefano nie skrzywdzi Mili. Pytanie, czy Mila nie skrzywdzi jego?
- A nie przyszło Ci do głowy, że to dla niej doskonały układ? - spytał ostrożnie – Włoch z poczuciem winy, płacący za wszystko... Laski w portach są chętne, ale żeby od razu zabierać je do domu?
     Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, nie miałby już zębów, ale Fabio miał osobiste powody, żeby nie ufać żadnej kobiecie. Stefano przełknął głośno ślinę – Zaryzykuję – wycedził przez zęby.
- Skoro aż tak Ci zależy... - Fabio rozłożył ręce – trzeba będzie pomyśleć o jakimś "pobycie” dla niej.
- Na razie może być turystyczny – Stefano poczuł się udobruchany troską przyjaciela – A jak się sytuacja rozwinie, to zobaczymy.
- Tylko jej niczego nie obiecuj – głos Fabia zabrzmiał twardo - Żadnych fikcyjnych ślubów. Znajdziemy inne rozwiązanie.
- Fabio, wiesz jaki mam stosunek do małżeństwa, nawet fikcyjnego – Stefano również spoważniał. Patrząc na swoich rodziców, których małżeństwo zostało zaaranżowane przez rodziny i przez lata trwało mimo ewidentnego "niedobrania” w imię tradycji i poszanowania wyższych wartości, obiecał sobie, że dobrze się zastanowi przed tym krokiem. Tragicznie zakończone małżeństwo Fabia, oparte na wielkiej miłości z jego strony i wyrachowanej miłości do pieniędzy ze strony Tiziany, jego żony, tylko go utwierdziło w przekonaniach.  
     Fabio położył mu rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. Za nic na świecie nie chciał, by Stefano cierpiał. Tylko on wiedział, jak wrażliwe serce skrywało się w tym muskularnym ciele.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3372 słów i 19153 znaków.

5 komentarzy

 
  • Roksana76

    No, prawie osiem lat ;) Drobna nieścisłość :(

    6 mar 2015

  • LoveHaze

    No bo stwierdziłam, że skoro tu jest 2007 a w części Zaufaj mi Caterina jest mówione, że  Stefano i Mila są razem 8 lat to akcja Zaufaj mi Caterina toczy sie w 2015 roku czy nie zrozumiałam?? xD

    6 mar 2015

  • Paulaa

    Suuper!!!!!

    28 lut 2015

  • Roksana76

    Postaram się dodawać nową część co tydzień.

    28 lut 2015

  • Nikola

    Kiedy bedzie kolejna czesc :)

    28 lut 2015