Udane przedstawienie

Udane przedstawienieJestem prze­ko­nana, że każdy z Was kie­dy­kol­wiek czy­tał lub cho­ciaż sły­szał legendę o Smoku Wawel­skim. Potwór zie­jący ogniem, prze­ra­żony król i jego pod­dani, ginący ryce­rze pró­bu­jący uwol­nić mia­sto od bestii i sprytny szew­czyk, który w zamian za zabi­cie smoka dostaję pół kró­le­stwa i kró­lewnę za żonę. W zdu­mie­nie wpra­wił Was zapewne moment, kiedy smok pęka, albo kiedy nic niezna­czący szew­czyk okazuje się boha­te­rem, ale mogę się założyć, że nikt nie pomyślał o bied­nej kró­lew­nie. Ojciec zade­cy­do­wał o jej losie i musiała wyjść za jakie­goś nie­do­my­tego wie­śniaka. No dobra, wiem, że tak naprawdę żaden roz­sądny król nie oddałby takiej partii, jaką była kró­lewna, jakie­muś bie­da­czy­nie z pobli­skiej wio­ski, nawet za nie wiadomo jaki wyczyn, ale sam fakt, że ojciec fak­tycz­nie może zade­cy­do­wać o losie córki jest dość nie­spra­wie­dliwy. Co ja gadam… Kurew­sko nie­spra­wie­dliwy!

Oso­bi­ście też mia­łam przy­wi­lej wycho­wy­wać się na dwo­rze. Mia­łam dwóch braci, ale nie rywa­li­zo­wali ze sobą o tron, bo jeden z nich, mimo że star­szy, był bękar­tem i nie przysługi­wały mu prak­tycz­nie żadne prawa. Ja byłam naj­młod­sza. Zna­czy, przez pewien czas nie, ale młodsze dzieci zmarły na gorączkę i od czternastu lat znów cieszę się przy­wi­le­jami „naj­mniej­szej i bez­bron­nej”, a przy­naj­mniej w oczach ojca. Mama… No cóż, wysłała mnie, powiedzmy, że z dala od dworu (zade­cy­do­wała o moim losie, jak król z legendy), kiedy w świat poszły plotki o moim boga­tym życiu sek­su­al­nym. Nic nie poradzę, od początku mówiłam, że służ­bie języki nie są do niczego potrzebne, ale moja matka, zamiast pouci­nać je tym plot­ka­rom, zde­cy­do­wała się wysłać mnie na jakąś wieś.

W sumie zabieg sprytny, bo w życiu bym się nie prze­spała z jakimś bru­da­sem, ale, na litość boską, ile można?! Na szczę­ście wszyst­kie rządy kie­dyś się koń­czą i nade­szła pora na sta­rusz­ków. Król umarł, a jego miej­sce zajął mój brat. Natu­ral­nie zosta­łam zapro­szona na cere­mo­nię, która była połączona od razu ze ślu­bem z jakąś księż­niczką. Nie muszę chyba wspo­mi­nać, z jaką ulgą przy­ję­łam tę wia­domość. Brat nie pozwoli mi się mar­no­wać wśród pospól­stwa i ubó­stwa. A poza tym sły­szałam, że przy­bę­dzie dużo lordów.

Kiedy przy­je­cha­łam, przy­jęto mnie z otwar­tymi ramio­nami. No może nie w każ­dym przy­padku, ale kto by się przej­mo­wał matką. Nato­miast moją uwagę przy­kuła skromna postać sto­jącą w cie­niu bal­ko­nów. Mój bękarci bra­ci­szek. Uśmiech­nę­łam się na samo wspo­mnie­nie naszych przy­gód.

– Dzisiaj odbędzie się uczta z oka­zji przy­jazdu wszyst­kich gości i przy oka­zji pierwszego dnia wio­sny. Klau­dio, liczymy na Cie­bie – uśmiechnął się do mnie.

– Cóż mogłoby mnie powstrzymać? – odparłam, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.

No więc powstrzy­mało mnie dwóch przy­stoj­nych lor­dów. Ale na litość boską, mieli takie… penisy, że nie mogłam sobie odmówić. Wycho­dząc z własnej sypialni, tro­chę uma­zana spermą na twa­rzy i popra­wia­jąc gor­set, wpa­dłam na kogoś.

– My się znamy? – usły­szałam hip­no­ty­zu­jący głos. Unio­słam wzrok na mojego najwierniej­szego kochanka sprzed wyjazdu.

– Znamy, ale już nie mam siły. – Wska­za­łam kom­natę. Mój roz­mówca uśmiech­nął się, sły­sząc te słowa. Zaw­sze mi powta­rzał, że mam wro­dzony dar dyplo­ma­cji.

– Jutro, przed cere­mo­nią w mojej kom­na­cie. Moi słu­dzy przy­niosą ci wia­domość. Zasto­suj się, pro­szę. – Przy­cią­gnął mnie bru­tal­nie za włosy, tak, że moje ucho zna­la­zło się tuż obok jego ust. – Stę­sk­ni­łem się – powie­dział przez zaci­śnięte zęby lord Hugon i odszedł. Roman­tyk.

– Domyślam się, że powo­dem twojego spóź­nie­nia, wcale nie był męż­czy­zna – powiedziała matka, nie patrząc na mnie, a zamiast tego uśmie­cha­jąc się, jakby to była jedna z towa­rzy­skich roz­mów.

– Nie. – odpar­łam zgod­nie z prawdą. Męż­czyzn było dwóch.

– Jutro przy­je­dzie lord San­dwich… – i zanim zdą­żyła powiedzieć coś jesz­cze, wybu­ch­łam histe­rycz­nym śmie­chem.

Wino­grono, które wła­śnie żułam, wle­ciało najwyraź­niej nie w tę dziurkę (i mowa tu o gar­dle), a ja zaczę­łam się dusić. Oczy­wi­ście zaraz wokół mnie zebrał się tłum, a jakiś czło­wiek pró­bo­wał mi pomóc. I w ten oto spo­sób pozna­łam męż­czy­znę, o którym Wam dziś opo­wiem. Zna­czy to nie ten, który ści­skał mój brzuch w nadziei, że wypluję wino­grono. Nie. On stał pomię­dzy lor­dem bodajże Tim­tleyem, dość przysadzistym mężczyzną, i lady Afe­lią, która słynęła z plotkarstwa. Wra­ca­jąc do mojego męż­czy­zny: czło­wiekowi, który mnie rato­wał, w końcu się udało, a wino­grono wylą­do­wało u stóp nie­zna­jo­mego.

Nie będę prze­cią­gać histo­rii naszego wza­jem­nego pozna­wa­nia się, ale mogę zdradzić, że jedze­nie jesz­cze nie raz wyla­ty­wało z moich ust. W każ­dym razie przejdźmy do bar­dziej pożą­da­nych scen.

– Klau­dio, przy­się­gam. Jestem w takim stanie, że mógł­bym zerżnąć nawet twoją matkę. – jęk­nął mi do ucha. – Zlituj się.

– Bie­daczku. – Pogładziłam go po policzku. – Jeżeli już takie despe­rac­kie myśli cię nacho­dzą – zachi­cho­ta­łam.

Wytar­łam usta, chcąc dać znać służ­bie, że skoń­czy­łam jeść i wsta­łam od stołu. Szep­nę­łam na ucho lor­dowi Fran­cisowi, żeby wyszedł chwilę po mnie i udał się do mojej sypialni, po czym ski­nę­łam głową gościom sie­dzą­cym naj­bli­żej i wyszłam z sali pio­ru­no­wana wzro­kiem matki. Nie­stety pech chciał, że wpa­dłam na lorda Hugona.

– Nie przyszłaś. – Przy­ci­snął mnie do ściany.

– Po co roz­trzą­sać stare sprawy. – zaczę­łam z ner­wo­wym uśmiechem. Nie mógł mnie zatrzymać kiedy indziej? – Prze­cież to było…

– Cztery dni temu. – No dobra, przy­znaję, sprawa nie była aż tak stara.
– Zapo­mniało mi się – powie­działam szcze­rze. – Ale ci to wyna­gro­dzę – doda­łam już szep­tem, mówiąc wprost do jego ucha.

– Podoba mi się ta sytu­acja… – Przyssał się do mojej szyi jak pijawka.

– …Tylko nie dziś. – dokoń­czy­łam zda­nie i wyrwałam się z jego ramion, czym prę­dzej udając się do swojej kom­naty.

Reszta podróży, ku mojej uldze, minęła bez prze­szkód. Kiedy dotar­łam do sypialni, mia­łam nawet chwilę na przy­go­to­wa­nie się i tym oto spo­so­bem… Drzwi mojej matce otwo­rzy­łam pół­naga.

– Szlag! – Szybko zatrza­snę­łam z powro­tem drzwi.

– Wychodź. Mam tu jed­nego gen­tle­mana, który chyba należy do cie­bie. – Fak­tycz­nie, po ponow­nym uchy­le­niu drzwi okazało się, że obok matki stoi lord Fran­cis.

– Matko? – Rzu­ciłam jej pyta­jące spoj­rze­nie.

– Milcz. Ubierz się i za kwa­drans widzimy się w sali kon­fe­ren­cyj­nej. Weź ze sobą swojego przy­ja­ciela. – To powie­dziaw­szy, zosta­wiła nas samych.

– Świet­nie. Czyli mamy kwa­drans – roz­pro­mie­ni­łam się i popchnę­łam męż­czy­znę na łóżko. Przy­war­łam swoimi ustami do jego i wbi­łam mu paznok­cie w kark, jed­nak on zła­pał mnie mocno za włosy i szarp­nął tak, żebym na niego spoj­rzała.

– Obawiam się, że nie mamy czasu na grę wstępną. – Szybkim ruchem pozbył się zbęd­nego okry­cia i już po chwili cał­kiem nagi podniósł mnie z łóżka i przy­parł do ściany.

– Dziesięć minut. – Z nie­na­wi­ścią spoj­rzał na zega­rek i zerwał ze mnie zbędne rze­czy.

Gorącz­kowo zła­pał mię­dzy zęby sutki i ści­skał je teraz, jakby chciał się na nich wyżyć. Bolało. Usły­szaw­szy mój syk, roześmiał się tylko i pchnął mnie na łóżko tak, że leża­łam w pozy­cji ide­al­nie eks­po­nu­ją­cej pupę. Momen­tal­nie zna­lazł się wła­śnie przy niej i zaser­wo­wał jej parę siar­czy­stych klap­sów. Nie kłamał przy stole. Jesz­cze w życiu nie widzia­łam tak napa­lo­nego męż­czy­zny.

– Chodź tu mała szmato – syknął z diabelskim uśmiechem na ustach.

Jako że jedyną mokrą rze­czą we mnie były w tym momen­cie oczy, od łez wywo­ła­nych bólem, wej­ście we mnie spra­wiło mu tro­chę trud­no­ści. Zły splu­nął ze zło­ścią na moją łech­taczkę, a gdy i to nie pomogło, zli­to­wał się nade mną i zszedł ustami między nogi. Jego język był, jak zauwa­ży­łam, doświad­czo­nym zawod­ni­kiem. Spraw­nie wier­cił przy moim najczulszym punkcie. Co jakiś czas poma­gał sobie zębami i przy­gry­zał któ­rąś z moich warg i gdy wresz­cie kubki sma­kowe kochanka roz­po­znały pierw­sze soczki… nasz czas się skoń­czył. Wście­kły Fran­cis złożył na moim pośladku jeszcze jednego klapsa i obie­cał, że jesz­cze mnie zerżnie i to tak, że go popa­mię­tam. No i po co marnował tyle czasu na moją cipkę, skoro kilka słów potra­fiło sprawić, że robiłam się cał­kiem mokru­sieńka?

W każ­dym razie po tym, jak ubrałam się w rekor­do­wym cza­sie i zbie­gli­śmy do sali kon­fe­ren­cyj­nej, okazało się, że pośpiech nie był potrzebny, bo dopiero po chwili dało się usłyszeć kroki mojej matki na scho­dach. Do sali weszła, trzy­ma­jąc pudło w rękach, a drzwi zamknęła za sobą na klucz.

– Rozbie­raj­cie się. – Opadła mi szczęka. Kiedy spoj­rzałam jednak na lorda Fran­cisa, stwier­dzi­łam, że na szczę­ście to nie ja wyglą­dam naj­głu­piej. – No raz, raz. Pomóc wam?

– Damy radę. – Po tor­na­dzie myśli typu „co ona wyprawia”, które prze­szło przez moją głowę, posta­no­wi­łam dać mojemu męż­czyź­nie przy­kład,  zaczę­łam od zdję­cia góry. – Rozwią­żesz mi? – wska­za­łam na gor­set. Lord Fran­cis po chwili zawa­ha­nia pomógł mi pozbyć się odzieży.

– Wy tak… poważnie? – spy­tał wyraź­nie skrę­po­wany.

– Nie, rozbie­ram się, bo lubię. – odpar­łam, co w sumie nie było kłam­stwem, ale w tym przy­padku miało iro­niczne zna­cze­nie. – No rozbierz się, jak kró­lowa każe.

– Wła­ści­wie to była królowa…– moja matka spio­ru­no­wała go wzro­kiem, cho­ciaż w głębi duszy z pew­no­ścią cieszyła się jak dziecko, że zoba­czy nagiego, mło­dego męż­czy­znę. Kochanek powoli rozpiął guzik przy kołnierzu swojego stroju, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę. Nieśpiesznie zdejmował kolejne warstwy, aż został w samej bieliźnie.

– Wolałbym nie… – wciąż próbował jeszcze wykręcić się z tej niezręcznej sytuacji.

– Natychmiast. – przerwała mu władczo matka.

Zrezygnowany zsunął z siebie okrycie. Jego zapał, rozbudzony wcześniej w komnacie, chyba został ostudzony, ponieważ penis ewidentnie był w stanie spoczynku. Wciąż był dość pokaźny, ale żałowałam, że matka nie może zobaczyć go w pełnej krasie.

– No pięk­nie. A teraz przed­sta­wię wam mój plan. Jak wie­cie, lepiej lub gorzej, na naszym dwo­rze co roku orga­ni­zo­wana jest zabawa na pierw­szy dzień wio­sny.

– … który, jak mi się zdaję, był cztery dni temu. – weszłam jej w słowo.

– Milcz. – powie­działa spo­koj­nym tonem. – Co roku orga­ni­zo­wana jest zabawa, gdzie każdy może być każ­dym i zadawać się z każ­dym. Na otwar­cie zwy­kle goście mogą oglądać na para­wanie, cie­nie kocha­ją­cej się za nim pary. W tym roku nasze święto nie­for­tun­nie przy­pa­dło pod­czas zjazdu wielu waż­nych oso­bi­sto­ści, więc zostało prze­ło­żone.

– A sto­imy przed tobą nadzy, bo…

– W tym roku to wy znaj­dzie­cie się za para­wa­nem. – Po czym z dyplomatycznym uśmie­chem rzu­ciła w naszą stronę paczkę i wyszła, a ja zamilkłam z wrażenia.

Kiedy przy­wró­cona została mi zdol­ność mówie­nia i poru­sza­nia się, rzuciłam się z cie­ka­wo­ścią do pakunku. Po otworzeniu pierwszą rze­czą, którą zoba­czyłam, był bat. „Dzięki za tro­skę, mamo, ale ten pan i bez tego sobie świet­nie radzi.” – pomyślałam. Tuż obok bata leżało kilka sznurów i zaba­wek, któ­rych prze­zna­cze­nia jesz­cze nie znałam. Na końcu wycią­gnę­łam dwie maski. Czyż­by­śmy nie mieli być za para­wa­nem? Na samą myśl na twarz wpełzł mi uśmiech.

– Mam tremę – wyznał lord Fran­cis, kiedy ubrani jedy­nie w bie­li­znę zmie­rza­li­śmy ku tłu­mowi.

– Po pro­stu zachowuj się, jakby ich nie było – pora­dzi­łam mu, mimo że sama miałam ochotę wrócić do kom­nat.

Wesz­li­śmy na podwyż­sze­nie i z lek­kim roz­cza­ro­wa­niem stwier­dzi­łam, że para­wan jed­nak jest. Mojego kochanka najwyraź­niej nie zasmucił specjalnie ten fakt.

Odzy­skał pew­ność sie­bie, co poskutkowało tym, że już po chwili zosta­łam przy­gnie­ciona do… W sumie nie wiem, co to było. Jakaś leżanka? W każ­dym razie Lord Francis prze­szedł do ataku i agre­syw­nym ruchem zerwał ze mnie bie­li­znę.

– Twoja matka miała świetny pomysł – stwier­dził, prze­wią­zu­jąc moje ręce sznu­rem.

– Hola, hola… – zaczę­łam, ale zakrył mi buzię jakimś mate­ria­łem.

– Tak lepiej – powiedział, sły­sząc moje stłu­mione pro­te­sty.

Następ­nie zarówno moje ręce, jak i nogi przy­mo­co­wał do łóżka i zado­wo­lony splu­nął mi w twarz. Pomy­śla­łam wtedy, że pierw­sza rze­cz, którą zro­bię, kiedy zdejmie mi tą chustkę z buzi, będzie odgry­zienie mu kutasa.

– Od teraz to ja jestem twoim panem i tak się do mnie zwra­caj – wysyczał mi do ucha.

Cie­kawe jak, z zakry­tymi ustami. Szybko się jed­nak oka­zało jak, ponieważ  po wyda­niu tego roz­kazu, zdjął knebel z mojej twarzy i wepchnął mi do ust fiuta. Nie­stety pokrzy­żo­wał mi szyki, bo jak mia­łaby wyglądać reszta zabawy, bez jego wier­nego giermka? Posta­no­wi­łam, że innym razem go nauczę, iż na księż­niczki się nie pluje.

Tym­cza­sem lord Fran­cis najwyraź­niej bawił się prze­wy­bor­nie, szar­piąc moją głowę i dopy­cha­jąc coraz bli­żej swojego pod­brzu­sza. Jego wcale nie taki mały przy­ja­ciel nie­przy­jem­nie wciskał mi się do gardła, powo­du­jąc śli­no­tok i odru­chy wymiotne. Maska, szcze­rze mówiąc, trochę zawężała mi pole widze­nia, ale nawet bez patrze­nia wiedziałam, że mój kocha­nek odchyla głowę z zado­wo­le­nia. Posta­no­wi­łam mu dać go jesz­cze wię­cej i zaczę­łam cicho mruczeć. Nie wiem, jak to działa, ale faceci sza­leją, kiedy się to robi. Jed­nak mój męż­czy­zna chyba stwier­dził, że jestem za dobra i zaraz się spuści, bo wyrwał mi członka z gar­dła, aku­rat, gdy zaczy­nało mi się podo­bać.

– Dobra suczka. – Pogła­skał mnie po gło­wie. – A teraz zajmiemy się tobą.

– Czy ja wyglą­dam na psa? – Nie wytrzy­ma­łam.

– Milcz. – Zdzie­lił mnie po twa­rzy.

Jakby za karę, momen­tal­nie zła­pał za moje sutki i je wykrę­cił. Syk­nę­łam z bólu, ale ten zupeł­nie się nie przej­mu­jąc, dalej mal­tre­to­wał piersi. Zła­pał mię­dzy zęby jedną z bro­da­wek i zaci­snął na niej szczęki, tak, jakby chciał spraw­dzić monetę, czy ta, aby na pewno jest praw­dziwa. Po chwili zro­bił to samo z drugą, a z oczu popły­nęły mi łzy. Jed­nak kocha­nek wcale nie tak miał zamiar skończyć tę roz­grywkę, o czym dał mi znać, deli­kat­nie liżąc i ssąc po kolei każdą z piersi, jakby w prze­pro­si­nach. Teraz zamiast łez, popły­nęły pierw­sze soki z mojej cipki.

Partner meto­dycz­nie scho­dził coraz niżej, zosta­wia­jąc na ciele ślad ze śliny, jakby chcąc poka­zać, któ­rędy szedł do celu, który znajdował się  między nogami. Oczy­wi­ście, czego można się było spo­dzie­wać po takim zło­śliwcu, w ostat­niej chwili zbo­czył z trasy i zamiast do łech­taczki, w tym momen­cie prze­szedł od razu do mojego uda. Powoli, bez żad­nego pośpie­chu doszedł do łydek, pod­czas gdy mnie skrę­cało od środka. Przy­się­gam, że jesz­cze w życiu nie byłam taka napa­lona.

– Bła­gam, panie… zaj­mij się nią. – jęk­nę­łam, spe­cjal­nie uży­wa­jąc tego tytułu.

Mimo że to nie­sa­mo­wi­cie uwła­czało mojej god­no­ści, w tym momen­cie żądza okazała się sil­niej­sza. Mężczyzna zare­ago­wał jak pie­sek zawo­łany po imie­niu i w ciągu sekundy znalazł się między moimi udami. Przy­ssał się do łech­taczki, a palcami pene­tro­wał moją pochwę. Jego usta deli­kat­nie gła­dziły mój skarb, pod­czas gdy zęby bru­tal­nie przy­gry­zały wargi. Oka­zało się to mie­szanką wybu­chową i już po chwili wiłam się pod moim kochan­kiem. Węzły wpi­jały mi się w nad­garstki, a ja mia­łam ochotę rozwalić to łóżko i zmu­sić go siłą, żeby we mnie wszedł.

– Bła­gam… – jeszcze raz poprosiłam cicho.

Lord Fran­cis oka­zał się łaskawy i po roz­wią­za­niu sznurów, popchnął mnie na naj­bliż­szy mur. Ludzie koor­dy­nu­jący cale wyda­rze­nie dawali nam znać, że wyszli­śmy za para­wan, ale żadne z nas nawet nie miało ochoty zwracać na nich uwagi. Kilka klapsów spa­dło na mój tyłek, a w dziurce poczu­łam roz­ry­wa­jący ból. Wszedł bez ostrze­że­nia. Piersi obcie­rał mi szorstki mur, a na gar­dle powoli zaciskała się ręka męż­czy­zny. Bru­tal­nie brał mnie od tyłu, czu­łam jego jądra na łechtaczce. Jego ruchy były coraz szyb­sze, głęb­sze i agre­syw­niej­sze. Wgryzł się w moją szyję i z każ­dym pchnię­ciem moc­niej zaci­skał zęby. Wbi­łam mu paznok­cie w pośladki, żebym nie wyszła z tego jako jedyna ze szwan­kiem. Dla ludzi musie­li­śmy wyglądać jak para nie­wy­ży­tych zwie­rząt. Ale… jak wyglą­dali ludzie?

Jako że para­wan już nas nie chronił, gdzieś mię­dzy stę­ka­niem i jękami odwró­ci­łam wzrok ku widowni. Kilka par leżało na ziemi, jedna na stole, pod sto­łem wię­cej i pano­wał wszech­obecny chaos. Pierw­szy raz w życiu poczu­łam, że naprawdę ist­nieje coś takiego, jak zapach namięt­no­ści… I wła­śnie ten zapach spra­wił, że moje ciało wygięło się w skur­czu. Ogar­nęły mnie spa­zmy i bez­sil­nie osu­nę­łam się, jesz­cze bar­dziej ocierając się piersiami o szorstki mur. Tego było za wiele. Krzyknęłam w uniesieniu i spa­ra­li­żo­wana tylko patrzy­łam na Lorda Fran­cisa, który rów­nież szczy­to­wał. Po chwili, kiedy tro­chę ochło­nę­li­śmy, pomógł mi wstać i poca­ło­wał mnie w czoło.

– Jak na pierw­szą kobietę, z którą przy­szło mi to robić, byłaś cał­kiem nie­zła. – Opa­dła mi szczęka. BYŁ PRAWICZKIEM?!

– Co… – zaczę­łam, ale coś mi prze­rwało.

– Czyżbym pozna­wał to ciało? – Usły­szałam głos lorda Hugona i zanim zdą­żyłam zacząć się przed nim tłu­ma­czyć i plą­tać w zezna­niach, męż­czy­zna wymi­nął mnie i dał klapsa lor­dowi Fran­cisowi. Nagle stwier­dze­nie „pierw­sza kobieta” nabrało nowego zna­cze­nia. Nie­wia­ry­godne.

– To ja was może zosta­wię. – powie­działam, cho­ciaż i tak chyba nikt mnie już nie słuchał.

gemma

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3957 słów i 20081 znaków, zaktualizowała 5 mar 2017.

2 komentarze

 
  • Siin

    Opowiadanie jakich mało, dawno tak przyjemnie się nie czułem podczas czytania. Autor może teraz wyjść za tego parawanu i dać nam szansę obsypać brawami, choć patrząc na bohaterkę nie brawa tu pożądane. Świetne :danss:

    18 maj 2015

  • nienasycona

    Och, Młoda Damo, jakże mi się to podobało... Było prawie wszystko, co lubię:) Poza drobnymi błędami, mam jeno jedno zastrzeżenie- dlaczego, na bogów, ona zostawiła ich samych? Dlaczego się nie przyłączyła? :redface:

    17 maj 2015

  • gemma

    @nienasycona damom po prostu nie wypada ;)

    17 maj 2015

  • nienasycona

    @gemma, tak, jakby to, co robiła wcześniej przystało czynić damom:P

    17 maj 2015