Sebastian #5

Sebastian #5V. Wypad nad rzekę.

Wszedłem do domu. Zdjąłem buty i rozglądnąłem się po oświetlonym pomieszczeniu. Przecież zamykałem drzwi wejściowe, a rano światło było wyłączone. Wszedłem w głąb pokoju, a na kanapie leżała mama z tatą oglądający telewizje.
- Gdzie byłeś – wypytywała od wejścia.  
- Na mieście… - odpowiedziałem zmęczony.
- Pewnie znowu z tą swoją – wtrącił się tata.
- Kochanie, przestań! – uspokajała go.
- Nie mamo! To jest idealny moment by wam powiedzieć!
- Powiedzieć co?! – zdziwili się razem
- Zerwałem z nią, raz na zawsze!
- Kochanie tak mi przykro… - zasmuciła się – jeśli cię to pocieszy w kuchni jest porcja chińszczyzny, taka jaką lubisz, z twojej ulubionej restauracji.  
Popatrzyłem w stronę kuchni, gdzie stało pudełeczko. Podszedłem do niego wziąłem do ręki. Jeszcze było ciepłe. Usiadłem na fotelu obok rodziców i tłumaczyłem, że się cieszę z zerwania z nią, ale nie byłem pewny, czy mogę im opowiedzieć o tym, co się wydarzyło kilka dni temu. Bałem się, że zadzwonią na policję, więc poprosiłem ich, by tego nie robili. Stwierdziłem też, że lepiej jak się dowiedzą tego ode mnie, niż od kogoś innego na mieście, a to by było o wiele gorsze rozwiązanie. Wyłączyli telewizor, by nic nie przeszkadzało. Zacząłem im mówić, zajadając się jednocześnie przepyszną kolacją. Gdy skończyłem ich miny były nie najprzyjemniejsze.  
- To całkiem dobrze się składa… - zaczął tata – jako szef mogę zwalniać pracowników i jutro zwolnię jej ojca… i tak mi podpadł kilka razy, a teraz to mam konkretny powód tzw. Gwóźdź do jego trumny.
Ja wzruszyłem ramionami na znak, żeby ojciec robił co chce. Mnie jego sprawy biznesowe nie obchodzą. Na pocieszenie wręczył mi banknot stuzłotowy, chociaż mówiłem że nie jestem zawiedziony, ale kasa się zawsze przyda, i poszli spać. Ja wyrzuciłem puste opakowanie po zjedzonym chwilę temu posiłku, wypiłem małą cole i poszedłem na górę się myć i spać.


Przepałem całą noc spokojnie, bez żadnych dziwnych snów itp. Standardowo z rana przeglądałem główną stronę na Facebook-u i napisał Konrad, czy bym się z nim nie przejechał po okolicy na rowerach po obiedzie. Zgodziłem się i wstałem z łóżka, by znaleźć rower, bo ostatniej przejażdżce gdzieś zniknął. Godzina dwunasta, a ja dopiero wstaje. Dotarło to o mnie dopiero, gdy zegar z korytarza zaczął bić. Bije tak tylko dwa razy w ciągu dnia, więc się nie da pomylić. Zbiegłem na dół i mama przywitała mnie wybuchem śmiechu, co mnie zdziwiło…
- Z czego się tak śmiejesz ?– wkurzyłem się.
- Masz na lewo ubrane spodenki – odpowiedziała
- Nie ważne.. wiesz może, gdzie jest rower?
- Za autem w garażu.. tata dziś pojechał służbowym – odparła bez zastanowienia
- Czemu ty nie w pracy?
- Mam wolne. Idź szybko, bo zaraz będzie obiad gotowy.  
Poszedłem do łazienki poprawić źle założone spodnie, co fakt były lekko niewygodne, po czym poszedłem do garażu przez drzwi boczne. Rozglądnąłem się i zaraz zauważyłem rower pod ścianą, a przed nim auto. Cholera nie będę wyciągać go, bo porysuje auto. Zawołałem więc mamę, żeby wyjechała autem, żeby nie poniszczyć. Tak się złożyło, że musiała akurat po coś do sklepu jechać. Wyprowadziłem rower na zewnątrz, i opłukałem go z pięciocentymetrowej warstwy kurzu i zostawiłem do wyschnięcia. Wróciłem do kuchni i zjadłem obiad. Nie zwróciłem nawet uwagi, że minęła już czternasta i miałem wiadomość od Konrada, że on już będzie wyjeżdżać. Szybko się zebrałem i przebrałem się w wygodniejszy strój spakowałem ręcznik, bo miałem plan. Wyjechałem i zmierzałem do zaplanowanego miejsca spotkania. Kilka minut zajęła mi droga na most, gdzie mieliśmy wspólnie wybrać miejsce podróży.  
- Siemka. Długo czekasz? – przywiałem się.
- Siema. Właśnie minutę temu przyjechałem… - zaczął, ale mu przerwałem.
- Mam świetne miejsce. Jedziemy, a następnym razem ty wybierzesz… - urwałem myśl i ruszyłem.  
Droga prowadziła przez łąki. Pogoda była idealna. Im wyżej wyjeżdżaliśmy tym piękniejsze widoki były. Zrobiliśmy odpoczynek nad rzeką. Położyłem plecak na rowerze i zbliżyłem się do rzeki i potknąłem się celowo, by wpaść, wcześniej biorąc głęboki oddech i na chwile zanurkowałem, udając topielca. Konrad bez wahania, rzucił się na pomoc. Zanurkował po mnie wyciągnął z pod wody i oparł mnie o nadpływającą wodę.  
- Stary.. nic nie jest? – zapytał wystraszony.
- Dziękuje – roześmiałem się – nic mi nie jest.
- Co Cię tak śmieszy? – poddenerwował się lekko
- Ty pływasz. I to świetnie. Plan się udał. – stwierdziłem.
Rozglądnął się wokół siebie. Przepłynął kawałek i chlusnął we mnie wodą:
- Tata namawiał mnie, bym do tego wrócił, jestem urodzonym pływakiem, mama zmarła bo nie posłuchała zaleceń lekarza…. Dziękuje ci za przywrócenie otuchy w wodzie, jest bardzo przyjemnie. Musze przyznać, że zrobiłeś to tak, że sam bym cię teraz chętnie utopił, ale zrobiłeś to dla mnie. – dziękował.
Podpłynął kawałek do mnie i oparł się po drugiej strony kłody. Spojrzał w moje oczy, a ja w jego. Zatraciłem się w jego pięknych, brązowych oczach i odpłynąłem. Jego usta zaczęły się zbliżać do moich, aż w końcu się pocałowaliśmy. Pocałunek to idealna wisienka do tortu relaksującej kąpieli. Teraz wiem jedno chociaż, że ostatni sen miał mi coś uświadomić, ale takie uświadomienie mi pasuje bardziej.  
- Czy ty?... Skąd ty?... Ale jak…? – próbowałem zapytać, lecz on by mnie uciszyć za każdym razem całował.
- Po prostu wyczuwam to w człowieku, nie że widać, tylko mam taki instynkt… - zaczął tłumaczyć i coś czuję, że mógłby tak długo, więc postąpiłem jak on.
Uciszyłem go i kierowałem się w stronę suchej powierzchni, bo ubrania już wcale takie przyjemne nie były. Tuż za mną przypłynął szczęśliwy przyjaciel. Rozebraliśmy się do bokserek. Ja wyciągnąłem koc i ręczniki wręczając je towarzyszowi do rąk. Wysuszyliśmy się jakoś, ale jednak nie do końca, więc rozłożyliśmy koc i położyliśmy się na nim wtuleni do siebie, wygrzewając się na słońcu, a na ręczniku obok położyliśmy ubrania, by szybciej wyschły. Czas leciał niezauważalnie szybko, zdążyliśmy nawet oglądnąć przepiękny zachód słońca. Nawet nie zdążyliśmy zgłodnieć, bo on taki kochany i pomyślał o jedzeniu i zabrał ze sobą wcześniej kupione tortille, szczelnie zapakowane. Było nam razem tak dobrze, że nie potrafię sobie wyobrazić czegoś lepszego, on mój ideał, w sumie to tak nazwę, chociaż trudno to określić, jak się jet świadomym od kilku godzin. Stwierdzę, że bardzo mi się bardzo podoba. Takiego chłopaka bym chciał mieć. Przepiękne wysportowane ciało, wprost grecki bóg, czułem się przy nim przewspaniale, że nie potrafię tego opisać. Ubraliśmy się i zaczęliśmy wracać do domu. Z górki się jechało o wiele szybciej. W miejscu, gdzie się pierwsze dziś spotkaliśmy dał ostatniego całusa, tak na pożegnanie, ale postanowił mnie odprowadzić do drzwi. Wymyślił chyba ściemę, by się dowiedzieć gdzie mieszkam, ale też można to potraktować jako dobry gest z jego strony. Na widok mojego domu lekko zdębiał, mówiąc:
- Wow, ty to masz chatę zajebistą.  
- Wszyscy nam tak mówią.
- Posłuchaj mnie twoja kasa nie interesuje, to na tobie mi zależy nie na hajsie, zapamiętaj.  
Chciałem go przytulić w znak zrozumienia, lecz przez okno patrzyła mama, więc przybiłem z nim grabę i odjeżdżał prawie, mówiąc: " Im też będziesz musiał powiedzieć, ale kiedy będziesz na to gotowy”.
- Wiem i jeszcze raz dziękuje za wspaniały dzień.
- Nie! To ja dziękuje.
Odwróciłem się by otworzyć furtkę, gdy się odwróciłem jego już nie było. Wprowadziłem rower na podjazd, wszedłem do domu, przebrałem się i poszedłem spać.

TeenBoy

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1510 słów i 8115 znaków, zaktualizował 16 lip 2015.

1 komentarz

 
  • Lula

    diametralnie ?....wiesz do czego służy sjp?

    14 lip 2015

  • TeenBoy

    @Lula żeby Cię nie raziło to słowo, to moja osoba zamieniła błędne na inne :)

    16 lip 2015