Przyjaźń czy kochanie. Cz. 11

- Pić mi się chce. – powiedział Alex wstając. Poszedł do kuchni i wrócił po chwili ze szklanką wody w ręce. Monika przyglądała mu się z lubością.
- Dobrze, że nie powiedziałeś, że chcesz zapalić. – zaśmiała się. – Większość facetów pali po seksie.
- A co? Ma Pani fajki? – też się zaśmiał. Pokręciła przecząco głową. Zauważył jej wzrok. – Czemu mi się Pani tak przygląda? Mam coś na twarzy? A może "kaloryfer” ma za mało żeberek? – zażartował i znaczącym gestem pogładził się po brzuchu.
Monika roześmiała się.
- Nie, jest w porządku. – Wodziła spojrzeniem po umięśnionym torsie chłopaka rozkoszując się tym widokiem, po czym jej wzrok ześlizgnął się niżej. – Wszystko jest w najlepszym porządku. – dodała.
Alex odstawił szklankę i podszedł do łóżka.
- Mam wrażenie, że jeszcze nie ma Pani dość. – zauważył pochylając się i całując ją.
- Zdajesz sobie sprawę, że w obecnej sytuacji mówienie mi "na pani” jest trochę dziwne?
- Co zrobić? Kwestia nawyku. – On też był gotowy na kolejny raz. – Poza tym, jest w tym odrobina perwersji, nie uważa Pani? To podniecające.  
- Ty jesteś podniecający – Monika przyciągnęła go do siebie i odwzajemniła pocałunek.  
To była prawda. Kobieta uświadomiła sobie, że już dawno nie czuła się tak dobrze. Z Arturem było cudownie, ale inaczej. Obecność młodego mężczyzny w jej łóżku sprawiała jej niekłamaną przyjemność. Rozumiała teraz, dlaczego dojrzałe kobiety często biorą sobie młodych kochanków. Ba, nawet płacą za tę miłość. Ona nie musiała płacić. I za to była wdzięczna Alex. "Już dawno powinnam się na to zdecydować.” – myślała. – "Młode ciało, młoda krew.” Czuła ogromne podniecenie. Naprawdę chciała więcej.  
- Jestem mężczyzną. Nie mogę zostawić kobiety niezaspokojonej. – Sam się uśmiechnął na taką deklarację. W tym czasie jego usta po raz kolejny tego dnia pieściły ciało kobiety.
- Acha! Taki z Ciebie Casanova? To pokaż, co potrafisz. – Monika poczuła dłonie Alexa na swoich piersiach. Jego palce drażniły jej sutki, aż stały się twarde. Wtedy ich miejsce zajęły wargi. Język kręcił młynki dookoła zgrubień. Kobieta jęknęła i wygięła z rozkoszy.  
- Potrafię jednym pocałunkiem doprowadzić kobietę do orgazmu. – pochwalił się.  
- Tak? To ciekawe. – zainteresowała się. – A możesz to udowodnić?  
- Nie tylko mogę. Przede wszystkim chcę to Pani pokazać. – uniósł się nieco na łokciu i pocałował ją. Delikatnie. A potem odsunął się odrobinę.  
- I co? Już? – Monika była zaskoczona. – Jakoś nie czuję, żebym przeżyła coś szczególnie ekscytującego.  
- Spokojnie. – Alex uśmiechnął się. – To nie był ten pocałunek.  
A potem pokazał, o co mu chodziło. W jednej chwili jego głowa znalazła się między udami Moniki, a język dotknął ciała. Była już wystarczająco pobudzona poprzednimi pieszczotami. Teraz, czując język Alexa w swoim wnętrzu, doznawała rozkoszy tak wielkiej, że była bliska obłędu. Chwyciła chłopaka za włosy, przytrzymując jego głowę, aby ani na moment nie odrywał się od niej i nie przerywał przyjemności, jaką jej dawał. Nie trwało to długo. Z ust kobiety wyrwał się krzyk. W następnej chwili opadła na poduszki niemal bez czucia.
- Miałeś rację, Alex. – wydyszała, kiedy jako tako doszła już do siebie. – To nie były tylko czcze przechwałki. Naprawdę potrafisz jednym pocałunkiem sprawić kobiecie rozkosz. Boże! Ale co to był za pocałunek!  
- Mówiłem! – zaśmiał się. Położył się obok niej. Leżeli tak przez dłuższą chwilę. Monika czuła, że za tak ogromną przyjemność powinna jakoś się chłopakowi odwdzięczyć. Odwróciła się do Alexa i położyła dłoń na jego brzuchu. Przesunęła ją w dół, w stronę krocza, ale powstrzymał jej rękę. Zdziwiła się.
- Nie chcesz? – spytała.
- To nie tak, że nie chcę. – odpowiedział. – Po prostu nie chcę, aby to miało taki przebieg. Dziś chciałem Panią kochać, a nie pieprzyć. Rozumie Pani różnicę?  
Pokiwała głową. Oj, tak. Rozumiała to bardzo dobrze. Położyła głowę na piersi Alexa i przytuliła się do niego z wdzięcznością. Nagle przypomniało jej się, co powiedział. Zastanowiła ją jedna rzecz.  
- Co znaczy "dziś?” Alex, chyba zdajesz sobie sprawę, że to, co stało się między nami, nigdy się nie powtórzy. Wiesz o tym, prawda? – uniosła się i popatrzyła na niego.
- Kto o tym zadecydował? Pani? – spojrzał jej w oczy z niejaką urazą.
- Tak, ja. A dlaczego? Bo jestem starsza i mądrzejsza – mam nadzieję.
- A czy ja mam tu coś do powiedzenia?
- Nie, nie masz. I nie kłóćmy się. Sam wiesz, że tak będzie najlepiej.  
- Jestem innego zdania. Ale zostawmy to – na razie. – Wydawał się zrezygnowany. – Wrócimy do tego tematu później, bo kiedyś na pewno. Było nam dobrze, szkoda byłoby tego nie powtórzyć.  
"To prawda” – Monika była tego samego zdania. – "Było nam dobrze. Ale Ty masz swoje życie. Potrzebujesz wiatru w żagle, a nie kotwicy. Żegnaj, Alex.”  

Oskar źle się czuł po kłótni z Moniką. "W cholerę z tymi babami.” – myślał idąc ulicą. Przechodził właśnie obok szkoły i przypomniał sobie o bibliotekarce. – "Najpierw trajkoczą ci nad uchem, kiedy jesteś w środku gry i właśnie zaliczasz kolejny poziom, a potem mają pretensje, że nie odpowiadasz. A jak wymsknie ci się jakieś ostrzejsze słowo, to się obrażają i każą przepraszać. Nie ogarniam tego.” Niemniej, nie było mu z tym najlepiej. Z drugiej strony jednak, przeprosić też nie chciał. Nie czuł się winny i według własnej opinii nie miał za co przepraszać. Właśnie ta patowa sytuacja wkurzała go najbardziej.
Dlatego ucieszył się, gdy pewnego dnia dostał wiadomość od Moniki. Pytała o coś, chodziło o jakąś informację, której tylko on mógł jej udzielić. Być może był to tylko pretekst, może ona też wolałaby, aby było jak dawniej. Mimo, że wiadomość utrzymana była w dość chłodnym tonie, dała chłopakowi nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Rzeczywiście, Monika wykorzystała sytuację, że musiała nawiązać kontakt z Oskarem. Nigdy nie lubiła zbyt długo żywić do kogoś urazy uważając, że w zgodzie żyje się o wiele lepiej. W przypadku Oskara wiedziała, że tym razem nie uda jej się wymóc na nim przeprosin – to nie był już ten etap ich znajomości. Kobieta instynktownie czuła, że byli na ostatniej prostej. Nie chciała tego. Rozumiała nieuchronność rozstania, ale coś w jej środku nie godziło się na to.  
Tymczasem zaczął się kolejny rok szkolny. Dla Moniki nastał okres przyzwyczajania się do szkolnego życia bez Oskara. Nie było to łatwe. Po każdym dzwonku na przerwę mimowolnie spoglądała na drzwi czekając, kiedy chłopak się w nich pojawi. "To głupie.” – mówiła sobie. – "Jego nie ma i już nie będzie. Oskar właśnie rozpoczął kolejny etap w swoim życiu i nie ma w nim dla mnie miejsca.” A jednak czekała. Nie chciała uwierzyć, że być może nie zobaczy go już nigdy więcej. Obiecał przecież, że będzie ją odwiedzał.  
Kontakty między nimi były w tym czasie bardzo rzadkie. Oboje mieli mnóstwo zajęć, jak zawsze na początku roku. Dla Oskara dodatkowym obciążeniem była aklimatyzacja w nowej szkole. Z jego trudnym usposobieniem i charakterem odludka było szczególnie ciężko odnaleźć się w obcym otoczeniu. Od innych uczniów do Moniki docierały wiadomości, że chłopak nie ma w szkole łatwego życia. Było jej przykro z tego powodu, nie mogła jednak nic na to poradzić.
Próbowała z nim o tym porozmawiać. Zagadywała, podchodziła do tematu z różnych stron, ale bezskutecznie. Nie odpowiadał, ignorując jej pytania. A jeżeli już, to odburkiwał coś na odczepne, dając wyraźnie do zrozumienia, że nie chce o tym mówić.  
Rozsądek podpowiadał Monice, że nie powinna się w to mieszać. "To nie twoja sprawa, nie jesteś już jego nauczycielką.” Tak właśnie należało postąpić. I tak by zrobiła - gdyby chodziło o kogoś innego. Rzecz w tym, że sprawa dotyczyła Oskara, Monika nie mogła i nie chciała odpuścić. Nie tak postępują przyjaciele. "Właśnie!” – przyszło jej nagle do głowy. – "To jest to! Przyjaźń, miłość, zażyłość – to na tej strunie trzeba zagrać.” Spróbowała.
- No to jak tam jest, w tej nowej szkole? Liceum to już nie przelewki. – zagaiła.
- Normalnie, jak w każdej szkole. – Nie, taka odpowiedź w żadnym razie nie mogła jej zadowolić.
- A konkretniej? Przecież się przyjaźnimy. Wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko.  
- Ale o co Pani chodzi? Szkoła to szkoła. Raz jest lepiej, raz gorzej. Albo inaczej: raz jest bardziej chujowo, raz mniej.  
- Oskar, tylko bez takich wyrazów, dobrze? Nie będę tolerowała wulgaryzmów.
- Nie musimy rozmawiać. – wylogował się.
Monika zastanowiła się. " Dobrze.” – pomyślała. – "Nie chcesz o tym rozmawiać, okej. Chcesz iść dalej sam swoją drogą, w porządku. Nie mam zamiaru Cię zatrzymywać ani wtrącać się w Twoje życie.” Sama rozumiała, że nadszedł czas, aby odciąć pępowinę i pozwolić chłopakowi żyć na własny rachunek. " Jeszcze tylko ten jeden raz.” – mówiła sobie. – "Sprawdzę, czy w tej sprawie będę mogła mu pomóc, a potem dam mu spokój.”
Tym razem jednak postanowiła zagrać ostrzej. Wiedziała, że Oskar miał do niej słabość i zdecydowała się to wykorzystać.  
- Chcę tylko, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeżeli kiedykolwiek będziesz miał jakiś problem, możesz przyjść z tym do mnie. Wysłucham Cię i pomogę, jeśli tylko będę w stanie to zrobić.  
- Tak, tak, wiem. – odpowiedział lekko zniecierpliwionym tonem. – Coś jeszcze? Bo, z całym szacunkiem, ale zaczyna Pani przynudzać. Poza tym, niby dlaczego miałbym się Pani zwierzać? Opowiadać o swoich kłopotach? – Chciał powiedzieć: "kim Pani dla mnie jest?”, ale się powstrzymał. Wiedział, że to by ją zraniło, a tego nie chciał.
Monika jednak zrozumiała.  
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, Oskar. – powiedziała. Po czym dodała – Może nawet czymś więcej. – Wzięła głęboki wdech i odpaliła petardę. – Podobałam Ci się, prawda? Kiedyś, kiedy jeszcze chodziłeś do gimnazjum. Nie twierdzę, że nadal tak jest, zapewne nie, ale … W każdym razie to, co do mnie czułeś daje mi pewne prawa.
Przez chwilę nie odpowiadał, jakby zastanawiał się, co ma powiedzieć.
- Nie. – odpisał w końcu. – Nie ma Pani żadnych praw. Nie mam pojęcia, skąd wziął się pomysł, że kiedykolwiek coś do Pani czułem. Najwyraźniej ma Pani zbyt wysokie mniemanie o sobie. Niestety, prawda jest taka, że nigdy nie postrzegałem Pani jako kobiety. Przykro mi, że rozwiewam Pani złudzenia, ale tak właśnie było.  
W Monikę jakby piorun strzelił. Kłamał, ewidentnie kłamał, wiedziała o tym doskonale. Przecież pamiętała wszystko: jak ją adorował, jak na nią patrzył. Jego błyszczące oczy mówiły więcej niż słowa. Powiedziała mu o tym.  
- Może powinna Pani pójść do okulisty, skoro uważa, że oczy nie kłamią. – Czuć było narastającą w nim irytację. – Nie chciałbym Pani obrazić, ale nie mogłaby spodobać mi się kobieta o tyle starsza ode mnie, w dodatku tak mało atrakcyjna. – Najwyraźniej postanowił jednak ją obrazić.  
- Nie obraziłam się. Wiem, co widziałam i tego się będę trzymać. Możesz dalej zaprzeczać, jeżeli chcesz, ale okłamujesz sam siebie, bo mnie nie oszukasz. – Tak naprawdę czuła się urażona i to bardzo. Zabolały ją jego słowa, każda kobieta poczułaby się nimi dotknięta. Tym bardziej chciała mu udowodnić, że to ona ma rację. Może, gdyby głębiej się nad tym zastanowiła, zobaczyłaby, jak bardzo dziecinne to było. W tamtej chwili jednak nie myślała racjonalnie. Była do tego stopnia wściekła, że zapomniała nawet o pierwotnym temacie rozmowy. – Kochałeś się we mnie, Oskar. Byłam Twoją pierwszą miłością. I to jest jedyna prawda. – Aż w niej kipiało, kiedy to pisała.
- Niech Pani wreszcie przestanie snuć te niedorzeczne fantazje! Poza tym, jeżeli chce Pani wiedzieć, to pierwsza była dziewczyna, która podobała mi się w przedostatniej klasie. Tyle w temacie. Serio, mam już tego dość.  
To był koniec tej rozmowy. Monika siedziała przez chwilę nie mogąc ochłonąć. Postanowiła, że tego dnia da sobie już z tym spokój. Następnego ranka, na spokojnie, cofnęła się do początku ich dziwnego dialogu i zaczęła czytać. "Co jest, do kurwy nędzy!” – zaklęła. – "O czym my w ogóle rozmawialiśmy? Przecież miałam mu pomóc rozwiązać problem w szkole. Jak to się stało, że zeszło na taki temat? I ta kłótnia! Po co to?”  
Była zła. Na siebie, na Oskara, na całą tę sytuację. Ale przede wszystkim na siebie. Jak mogła do tego dopuścić. Doprowadzić do takiej scysji. Przecież z nich dwojga to ona była dorosła, powinna w porę się wycofać, nie pozwolić, aby emocje wzięły górę. Oczywiście, nie wycofywała się z tego, co powiedziała. Wiedziała, że to ona ma rację. Rzecz w tym, że nie powinna tego mówić Oskarowi. Rozumiała, dlaczego zaprzeczał, to było naturalne. Co innego miał powiedzieć? "Tak, kochałem Panią?” To niedorzeczne. "Szlag!” – zaklęła ponownie. – "Po cholerę się w to wplątałam?” Postanowiła wyjaśnić sprawę.  
- Posłuchaj, Oskar. – zaczęła. – Odnośnie naszej wczorajszej rozmowy. Myślę, że oboje nas poniosło. Przyznasz chyba, że padło między nami wiele niepotrzebnych słów, których tak naprawdę nie myślimy. Dzisiaj, kiedy emocje opadły, wyjaśnijmy sobie wszystko na spokojnie. – Odpowiedź przeszła jej najśmielsze oczekiwania.
- Chyba zdaje sobie Pani sprawę, że ta sprawa nie zakończy się na tym. Tak się składa, że moja mama była świadkiem naszej wczorajszej rozmowy. Postanowiła, że cała sprawa zostanie przekazana dalej. To jej decyzja, nie moja. Tak więc, żegnam.  
Przez chwilę Monika nie była pewna, czy przypadkiem nie śni na jawie. Czy naprawdę dobrze zrozumiała wiadomość? Przeczytała ją jeszcze kilka razy. "Wtf?! Czy to jest to, co myślę? Czy on mnie o coś oskarża? O co właściwie? Molestowanie!? Bzdura! Przecież nie widzieliśmy się od miesięcy. Poza tym, między nami nigdy nic nie było – nie mogło być. Więc co? Zagroził, że na mnie doniesie? Tych kilka słów miałoby być podstawą oskarżenia? Jesus! W głowie się nie mieści!” W jej sercu i głowie panował chaos. Nie mogła się pozbierać. Wiedziała tylko, że musi coś odpowiedzieć. Pomyślała chwilę.
- Skoro tego właśnie chcesz, niech tak będzie. Przekaż, proszę, mamie, że jakakolwiek będzie jej decyzja, dostosuję się do niej.  
To tyle. To było wszystko, koniec ich znajomości. Dla Moniki, Oskara również, było oczywiste, że po czymś takim nie ma mowy o jej kontynuowaniu w jakiejkolwiek formie. Pomimo, że skończyło się tylko na groźbach, niesmak pozostał. Nie odzywali się do siebie, nie pisali, zaprzestali jakichkolwiek kontaktów.  
"Nadal jesteś mi winien za mangę.” – przypomniało się któregoś dnia Monice. Kiedy widzieli się podczas wakacji, chłopak nie miał przy sobie pieniędzy. Rozumiała to, były inne wydatki. Obiecał, że odda następnym razem. Tyle, że nie było następnego razu. – "A teraz już nie będzie.” – Nie, żeby aż tak zależało jej na pieniądzach. Te parę złotych mogła mu podarować. Ale chodziło o zasadę. – "Trudno, przepadło.” Nawet wolałaby, żeby jej nie oddawał. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Było w niej tyle żalu, a początkowo także i nienawiści, że nie miała ochoty go widzieć.

Erica

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2894 słów i 16164 znaków, zaktualizowała 1 maj 2016.

Dodaj komentarz