Pani Dwóch Krajów cz. 21

LIII
     Poprzednia wizyta pod pokładem dała mu wyobrażenie, czego może się spodziewać. Było to jednak wyobrażenie tylko ogólne. Wtedy pozostawał w istocie kimś w rodzaju gościa, któremu przeszkadzały twarde deski podestu przy tronie Władczyni, gdy musiał na nich jakiś czas klęczeć. Obecnie, nie tracąc czasu, posadzono go na ławie obok jednego z niewolników, umieszczając skuwający mu dłonie łańcuch w metalowym pierścieniu wbitym w drzewce uchwytu wiosła. Mógł poruszać nieco rękoma, tak by zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby, jak jedzenie czy picie, gdy przydzielano mu jego racje, było to jednak wszystko. Albo prawie wszystko, bo mógł jeszcze poruszać wiosłem. Wciągać je albo wysuwać przez otwór w burcie, w zależności od tego czy okręt żeglował czy też stał na kotwicy albo cumował w porcie. Wymagało to dużego, ale przynajmniej jednorazowego wysiłku, gdy wydano stosowny rozkaz. Wioślarze przemieszczali się wówczas na swoich ławach razem z drzewcem, przysuwając lub odsuwając się od burty. W nocy wiosła były, rzecz jasna, schowane i tylko ich pióra wystawały przez otwory w poszyciu – zbyt małe, by wciągnąć drzewce w całości. Przy okazji uniemożliwiało to też niewolnikom opuszczanie przydzielonych im miejsc, gdyby oczywiście ktoś miał dość siły, aby próbować wlec za sobą ciężkie wiosło. Najważniejszym i najczęstszym sposobem poruszania się na jaki im pozwalano, a raczej jakiego od nich wymagano i w razie potrzeby wymuszano, było samo wiosłowanie. Należało wówczas nacisnąć na drzewce, tak by pióro uniosło się z wody, pochylić się do przodu pchając przed sobą wiosło na ile starczało miejsca, ponownie opuścić pióro i z całych sił, odchylając się, ciągnąć do tyłu. Zapewniało to okrętowi zdolność ruchu, wymagało jednak, dużego, skoordynowanego wysiłku. Wiosłowano w rytm uderzeń bębna i Nefer szybko nauczył się rozpoznawać najmniejsze nawet zmiany tempa tych dźwięków. Każda taka zmiana oznaczała dla niego i innych niewolników zwiększenie wysiłku lub chwilową ulgę. Nad wszystkim czuwali strażnicy, nie żałując opornym, nieudolnym, leniwym lub tracącym siły uderzeń bicza.
     Posiłki wydawano dwa razy dziennie, rano i późnym popołudniem, przy okazji zwyczajowej kąpieli. Jedzenie było pożywne, o czym Nefer miał już okazję wielokrotnie się przekonać. Przynajmniej w ten sposób dbano o zachowanie sił wioślarzy. Wodę także otrzymywali w wystarczających ilościach, ale tylko wtedy, gdy pracowali. Gdy okręt stał w miejscu, racje drastycznie ograniczano. Szybko zrozumiał dlaczego... Wiedział już, jak bardzo Bogini lubi przyjemne zapachy kwiatów, olejków i perfum. Żadna ilość kadzidła czy mirry nie byłaby jednak w stanie zagłuszyć woni setki nie mytych ciał wioślarzy, a zwłaszcza smrodu ich moczu i ekskrementów. Czyniłoby to pobyt Królowej na Jej barce znacznie mniej komfortowym, dbano więc także o zachowanie czystości. Jeden ze sposobów, ten najmniej przyjemny dla niewolników, stanowiło właśnie ograniczanie racji wody podczas postojów. Pozwalano im też jednak na codzienne kąpiele w Rzece, które Nefer nauczył się wkrótce cenić jako największy luksus. Tym bardziej wyjątkowy, że na zwykłych okrętach nie zaprzątano sobie czymś takim głowy. Bo też i cała procedura była dość skomplikowana, wymagała czasu i zaangażowania sporej liczby dodatkowych strażników. Niewolników uwalniano od wioseł, otwierając specjalnymi kluczami umieszczone w drzewcach pierścienie. Kajdany na rękach i nogach oczywiście pozostawiano, ale i tak - na wszelki wypadek - kąpali się w mniejszych grupach, liczących około 20 wioślarzy. W tym czasie wyznaczeni do tego funkcyjni sprzątali i szorowali deski pokładu. Jeden z niewolników był zresztą zawsze wyznaczony do natychmiastowego usuwania szczególnie przykrych i śmierdzących odchodów. Była to nieprzyjemna praca, ale przynajmniej uwalniała w danym dniu od wiosłowania i umożliwiała stosunkowo częste wizyty na górnym pokładzie. Chętnych nigdy nie brakowało i dlatego każdy miał szansę wykonywać te obowiązki tylko raz na jakiś czas. Zresztą wioślarz, który zanieczyścił pokład w sposób wymagający podobnej interwencji, mógł się spodziewać dodatkowego i soczystego smagnięcia biczem przez plecy.
     Wszystkie te szczegóły Nefer poznał w ciągu kilku pierwszych dni spośród wielu, które przyszło mu spędzić przy wiośle. Inni niewolnicy potraktowali go w większości obojętnie. Musieli, rzecz jasna, zapamiętać ostatnią wizytę Królowej oraz leżącego u Jej stóp i świadczącego także inne usługi ówczesnego faworyta Bogini, ale byli najwidoczniej zbyt skupieni na własnym losie, by szczególnie się tym przejmować. Może widywali już zresztą podobne sytuacje i podobne upadki? To nawet go ciekawiło, ale nie miał okazji, by tę ciekawość zaspokoić. Wszelkie rozmowy pomiędzy niewolnikami były surowo zakazane i strażnicy pilnie nad tym czuwali, razem ze swymi biczami. Pierwszego dnia zezwolono tylko, by sąsiad Nefera udzielił mu kilku praktycznych wskazówek dotyczących techniki wiosłowania. Wkrótce jednak przeniesiono go na inną ławę i kapłan pozostał sam ze swoim ciężkim drzewcem, podobnie jak większość pozostałych wioślarzy. No tak, Władczyni zabroniła przecież okazywania mu jakichkolwiek, specjalnych względów... Kilku współtowarzyszy niedoli zachowało jednak najwidoczniej urazę wobec byłego ulubieńca Najjaśniejszej. Może sami pragnęliby znaleźć się na jego miejscu i cierpieli męki zazdrości oraz pożądania, gdy na ich oczach pieścił ustami stopy, uda i tajemne źródło rozkoszy Bogini? A może po prostu sprawiało im przyjemność dręczenie kogoś, kto jeszcze niedawno stał nieporównanie wyżej od nich, chociaż też był niewolnikiem? Na szczęście, nie mieli wielu możliwości, by tę niechęć okazać w bardziej groźny dla Nefera sposób. Ktoś napluł mu w twarz w trakcie codziennej kąpieli, ktoś inny - niby przypadkiem - zepchnął z burty podczas schodzenia do Rzeki... Pilnowano ich zbyt uważnie, także nocami, by mogło wydarzyć się coś więcej. Za to przynajmniej mógł być wdzięczny surowym i bezlitosnym nadzorcom. Poprzedni pobyt w pałacowych lochach nauczył go przy tym, że wywoływanie awantur czy kłótni w związku z tymi złośliwościami na pewno nie wyjdzie mu na dobre. Poprzestał więc na zachowywaniu czujności i unikaniu tych kilku spośród wioślarzy, którzy byli ich sprawcami.
     Dużo trudniej przyszło mu poradzić sobie z samym wiosłowaniem. Dzięki pomocy bezimiennego sąsiada opanował technikę poruszania drzewcem, była to jednak ciężka, jednostajna praca bez wytchnienia, do której nie był przyzwyczajony. Nawet pobyt na folwarku nie mógł go przygotować na coś takiego. Tam pracował najczęściej sam, w razie potrzeby robiąc krótkie przerwy. Tutaj nie było o czymś takim mowy. Wszyscy niewolnicy musieli wiosłować w równym rytmie, wyznaczanym przez dźwięk bębna, dźwięk, który Nefer wkrótce znienawidził. Gdy ktoś nie nadążał, mógł się spodziewać razów bicza. Już pierwszego dnia przydarzyło mu się to kilka razy. Potem starał się walczyć ze swoją słabością, rozkładał siły, dobywał ich ze wszystkich zakamarków ciała w rozpaczliwym, i nie zawsze spełnionym, pragnieniu uniknięcia kolejnych uderzeń. Na szczęście płynęli wolno, chociaż prąd przybierającej Rzeki przysparzał dodatkowych trudności. Wolał nie myśleć o tym, że musiałby siedzieć przy wiośle podczas owej szalonej nocy, gdy królewska barka podążała z pełną prędkością do Nennesut. No tak, ale wtedy miał inne zajęcia...
     To wspomnienie nieuchronnie przywoływało myśli o Najwspanialszej. O Jej Osobie nie pozwalał także zapomnieć pusty teraz fotel – tron, który mieli przed oczyma wszyscy wioślarze. Przez kilka pierwszych dni Nefer trwał w zapiekłej niechęci. Dawało mu to siły, by wytrwać. Jak Ona mogła postąpić w taki sposób... Wielokrotnie rozpamiętywał ich kłótnię, wynajdując za każdym razem nowe, celniejsze słowa, które powinny przynieść Jej większy ból, wstyd, upokorzenie... i żałując, że nie wypowiedział ich, gdy miał jeszcze ku temu okazję. Teraz taka szansa pewnie szybko się już nie trafi, o ile w ogóle dostąpi kiedykolwiek zaszczytu rozmowy z Władczynią. Później ten żal i uraza zaczęły powoli ustępować. Starał się je celowo podtrzymać, by mieć motywację do codziennych zmagań z wiosłem. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że coraz częściej uświadamiał sobie, że to on sam zachował się jak ostatni głupiec. Przecież wiele razy powtarzał sobie, że nie może oczekiwać zbyt wiele, że Ona jest Królową i Boginią, nie obowiązują Jej normalne zasady i ma pełne prawo zaspokajać swoje kaprysy w sposób, jaki zechce. On sam oraz łaski, którymi go obdarzała, były właśnie takim kaprysem Monarchini. Powiedziała to nawet wprost, co prawda w gniewie i może nie do końca szczerze... Tak czy inaczej, było to niezaprzeczalną prawdą, ale on zapomniał o tym natychmiast, gdy tylko uzyskał pewność odnośnie Jej potajemnego spotkania z Horkanem. To właśnie, jak teraz rozumiał, ugodziło go najsilniej. To, że zachowała się wobec młodego oficera jak zwykła kobieta, w sposób niegodny Bogini, którą wielbił... A może tak mu się tylko wydawało? Nic nie wiedział o przebiegu tego spotkania, a Horkan zawsze okazywał w stosunku do Amaktaris najwyższy szacunek. Nie robił sobie co prawda złudzeń, że skończyło się na rozmowie i podarowaniu sztyletu... W tym celu Królowa nie musiałaby zadawać sobie trudu potajemnego opuszczania okrętu, ale pojawiające się w przed oczyma natrętne obrazy Horkana, rzucającego się na Najjaśniejszą na podobieństwo dzikiego ogiera oraz Jej samej, zachowującej się niczym klacz w rui, pozostawały przecież wytworami jego wyobraźni... Ona miała zresztą wiele twarzy, zdążył się o tym przekonać, i może każdemu z nich ukazywała w takich chwilach tę, którą faworyt pragnął widzieć. Dla niego stawała się boską Władczynią, dla Horkana... wojowniczką i łowczynią? A może uzdrowicielką i pielęgniarką lub po prostu czułą kochanką? Tego zapewne nigdy się nie dowie...
     Tymczasem trzeciego dnia dopłynęli do Chemmis, kolejnego miasta w planie podróży Królowej. Oznaczało to, bardzo potrzebny Neferowi, dłuższy odpoczynek od wiosłowania. Przez te trzy dni zdążył nabawić się na dłoniach odcisków i bąbli, które następnie pękały, pozostawiając bolesne rany, z których sączyła się krew. Był to jeszcze jeden dowód na to, że nie przywykł nigdy do prawdziwie ciężkiej pracy. Przyłapał się na tym, że podczas codziennych kąpieli wypatrywał widoku Najjaśniejszej. Podczas postoju w mieście zapewne przebywała za dnia poza okrętem, zajęta sprawowaniem sądów, wizytacjami czy bankietami. Wcześniej, na Rzece, też jednak nigdy nie zauważył Jej sylwetki na pokładzie lub dachu nadbudówki. Początkowo wmawiał sobie, że Ona celowo go unika, powodowana wstydem czy wyrzutami sumienia, i czerpał z tego bolesną satysfakcję. Teraz dopiero zdał sobie sprawę z nikłych podstaw do snucia tego rodzaju przypuszczeń oraz własnego pragnienia ujrzenia Bogini, choćby z daleka...
     Tego wieczora wydarzyło się jednak coś niezwykłego. Oto pod pokład zszedł Amar. Czarnoskóry gwardzista niespiesznie przemierzył całą długość przejścia pomiędzy wioślarzami, tu i tam zatrzymywał się na dłuższą chwilę, mierząc niewolników uważnym spojrzeniem. Przystanął także przy Neferze, przyglądając mu się w milczeniu. Kapłan nie ośmielił się odezwać ani unieść głowy, podobnie postępowali zresztą wszyscy inni. Wreszcie, bez słowa, murzyn ruszył dalej i po pewnym czasie wrócił na górny pokład. Powodów jego wizyty Nefer zaczął się domyślać dopiero następnego dnia. Podczas rozdawania porannej porcji brei oraz skąpych racji wody ogłoszono, iż niewolnicy, którzy poranili sobie dłonie – a poza nim samym było jeszcze kilku takich nieszczęśników - otrzymają leczniczą maść. Nabierali ją z ozdobnego dzbanka, w którym pozwalano zanurzyć im palce. Wtarta w skórę, przynosiła odczuwalną ulgę. Procedurę tę powtórzono również wieczorem oraz następnego dnia. Sądząc po oznakach zdziwienia oraz wypowiadanych ukradkiem słowach, których nie zdołano przy tej okazji zabronić, nic podobnego nigdy przedtem się nie zdarzyło. Nie śmiał myśleć, że to Ona ulitowała się nad nim i przysłała tę maść, otrzymawszy relację Amara. Nie znajdował jednak innego wytłumaczenia, a uczynek taki dobrze pasował do Najjaśniejszej, oczywiście, gdy była w łaskawym nastroju. Dzbanek, starannie i elegancko wykonany, był identyczny z tymi, które widywał wśród leczniczych specyfików Amaktaris. No i maść rzeczywiście pomogła na jego rany i odciski, co sugerowało, że sporządził ją naprawdę dobry, znający się na rzeczy uzdrowiciel, a nie jakiś uliczny szarlatan, do którego mógłby ewentualnie zwrócić się Amar, gdyby był to jego własny pomysł – co także brał przez chwilę pod uwagę. Czy oznaczało to, że Najwspanialsza mu wybaczyła? A przynajmniej myśli o nim bez urazy? A może był to tylko kolejny kaprys, którym także przecież ulegała? Jeżeli nawet tak, błogosławił Ją samą i Jej talenty uzdrowicielki, dłonie zdążyły bowiem niemal się zagoić, zanim po pięciu dniach ruszyli w dalszą drogę.
     Nie doczekał się żadnego innego znaku życzliwości Władczyni, nadal Jej nie widywał, ale i tak otrzymany podarunek podniósł go na duchu. Nawet wiosłowanie przychodziło mu teraz nieco łatwiej. Kolejne etapy ich podróży stanowiły Souit i Tynis. Szczególnie to drugie miasto, najstarsza stolica Kraju i siedziba pierwszych jego Władców, pełne było starożytnych pamiątek przeszłości. Nefer już tam kiedyś był, leżało bowiem tylko o kilka dni żeglugi w dół Rzeki od Abydos. Z przyjemnością odwiedziłby je jednak ponownie. Poprzednim razem podróżował w sprawach swojej świątyni, mniej zresztą istotnych - bo tylko takie mu powierzano, i nie miał czasu na spacery. Obecnie szanse zaspokojenia tego pragnienia były, rzecz jasna, nieporównywalnie mniejsze niż wówczas, a ściśle rzecz biorąc - żadne.. Dłuższy pobyt w Tynis, była to bowiem znacząca miejscowość i odwieczny rywal Abydos, przyniósł tylko odpoczynek od pracy przy wiośle oraz kolejne rozmyślania. Oto jego rodzinne miasto znajdowało się już w zasięgu ręki, dopłyną tam najdalej w ciągu trzech, czterech dni po wyruszeniu w dalszą drogę. Przynajmniej nie musiał się już przejmować takim czy innym przebiegiem możliwego spotkania z Aną. Jako przykuty do wiosła niewolnik raczej nie będzie miał okazji przed nią stanąć. Odczuwał z tego powodu zarówno smutek, jak i – ku swemu wstydowi – ulgę. Oszczędzona mu zostanie bardzo prawdopodobna pogarda żony. Z drugiej strony, tęsknił także za jej widokiem, głosem, dotykiem, na równi z tęsknotą za obecnością Królowej. Nie potrafił sobie z tym wszystkim poradzić. Najwidoczniej ofiara, którą złożył w Nennesut Boskiej Izydzie, okazała się jednak zbyt skromna.
     Pierwszy znak, że ostatni etap podróży nie będzie tak zupełnie monotonny i pozbawiony wydarzeń pojawił się w chwili, gdy pracując ciężko wiosłami wypływali późnym przedpołudniem z Tynis. Oczywiście, nie był w stanie tego zobaczyć, mógł jednak wyobrazić sobie - ze wszystkimi zapamiętanymi przy poprzednich okazjach szczegółami - jak Najjaśniejsza, występując w roli Królowej i Bogini, przyjmuje pożegnalne hołdy miejscowych dostojników oraz ludu, wkracza na pokład i zajmuje miejsce na wyniosłym, niewygodnym tronie, po czym zasiada nieruchomo w hieratycznej pozie, oczekując cierpliwie, aż budowle Tynis znikną w oddali. Powtarzało się to w kolejnych, odwiedzanych miastach. Po wszystkim chroniła się zazwyczaj w zaciszu swych apartamentów i pozbywała ceremonialnego stroju, klejnotów oraz oznak władzy, podczas gdy wyznaczeni do tego niewolnicy demontowali tron i zamieniali dach nadbudówki w Jej prywatny, osłonięty taras. Mniej więcej w czasie, gdy należało się spodziewać tego rodzaju poczynań, jeden z służących zszedł pod pokład, niosąc niewielki, zrolowany kobierzec. Skierował się ku podestowi, po czym starannie rozłożył dywan u stóp fotela Władczyni. Wykonawszy swe zadanie, pospiesznie opuścił podpokładzie, jak gdyby obawiając się, że mógłby tu pozostać w roli skutego łańcuchami wioślarza. Przez szeregi niewolników przebiegło zauważalne poruszenie. Strażnicy szybko przywołali wszystkich do porządku, ale sami też sprawiali wrażenie zaskoczonych. Nie ulegało wątpliwości, kobierzec oznaczał zapowiedź wizyty Królowej. Nefer przypomniał sobie twarde deski podestu i niegdysiejsze myśli, iż wygoda stóp Najjaśniejszej wymagałaby właśnie jakiegoś dywanu. Jak się okazało, wtedy on sam miał spełniać tę rolę, co zresztą silnie go pobudziło... Teraz też, wbrew sobie, odczuł narastające ożywienie. Wiedział już, po co Bogini zwykła zstępować pod pokład królewskiej barki... Jej wizyta mogła też jednak oznaczać odmianę jego losu, jeśli naprawdę była gotowa mu wybaczyć...
     Oczekiwanie przeciągało się. Pomyślał, że Najwspanialsza chce się przebrać i odpocząć po trudach oficjalnych ceremonii. Może zamierzała też odczekać, aż niewolnicy zdążą już solidnie zmęczyć się pracą przy wiosłach, co doda specyficznego smaku Jej wizycie. Istotnie, narzucane przez bęben tempo wiosłowania było szybsze niż zwykle. Wreszcie, po dłuższym czasie - przysiągłby, że słońce minęło już najwyższy punkt swej wędrówki po niebie – pod pokład zszedł uzbrojony w bicz Amar, zajmując swoje miejsce za tronem. W tej sytuacji pojawienie się na schodni Boskiej Osoby Najdostojniejszej Amaktaris Wspaniałej, Pani Dwóch Krajów, Źródła Dobra i Światła, Żywego Obrazu Izydy na Ziemi, Królowej Królów, Władczyni Niebios i Ziemi i tak dalej i tak dalej... nie było dla nikogo żadnym zaskoczeniem. Niespodzianką, dla Nefera - ale chyba i dla innych - okazało się natomiast to, iż wygląd Najdostojniejszej odpowiadał najdokładniej właśnie tym wszystkim tytułom. Może odświeżyła się po opuszczeniu miasta, ale nie zmieniła ceremonialnego wizerunku Królowej i Bogini. Biało-złocista szata, klejnoty, makijaż, eleganckie sandałki oraz wszystkie oficjalne oznaki władzy były na swoim miejscu, tak, jak gdyby udzielała oficjalnej audiencji w Sali Tronowej swego Pałacu. Wrażenie to umocniło się, gdy dumnym krokiem zbliżyła się do podestu i zajęła przeznaczone dla siebie miejsce. Stopy oparła na dywanie, a nie na plecach nowego faworyta. Przynajmniej to było dla Nefera jakimś pocieszeniem wśród silnego bólu zniewolonych genitaliów, który pojawił się, gdy tylko Ją ujrzał.
     Nikogo już nie zaskoczyło wzmocnienie tempa uderzeń bębna, które wkrótce zarządzono. Nefer aż za dobrze wiedział, iż Monarchini lubi przyglądać się pracy skutych łańcuchami wioślarzy, poganianych na Jej życzenie razami biczów. Tylko dlaczego wystąpiła w aż tak ceremonialnej postaci? Czyżby dlatego, iż Ona z kolei doskonale wiedziała, że w ten właśnie sposób wywrze największe wrażenie na pewnym niewolniku? Dalsze rozważania na ten temat ustały wobec konieczności skoncentrowania się na poruszaniu wiosłem i próbach uniknięcia batów. Pomimo pewnej wprawy, którą zdołał osiągnąć, okazało się to trudne. Tempo zmieniano często, niekiedy zmniejszając je, ale częściej wzmacniając. Niewątpliwie kapitan chciał zadowolić dostojną pasażerkę, która okazywała może dość niezwykłe upodobania, ale była przecież Boginią i miała do tego pełne prawo. Strażnicy wychodzili zapewne z tego samego założenia i wymierzali razy wyjątkowo często. Co najgorsze, z jakichś powodów uznali, że największą przyjemność sprawi Władczyni widok smaganego biczem Jej byłego faworyta, toteż nie oszczędzali Nefera. Miał wrażenie, że niby przypadkiem, ale to jednak na jego plecy najczęściej spadały kolejne razy, niezależnie od tego, jak bardzo starał się pracować wiosłem mocno i równo. Na szczęście były to zwykłe, rzemienne biczyska, bez okrutnych kulek ołowiu.
     Bogini przyglądała się temu przez długą, bardzo długą chwilę. Nie mając nic do stracenia, starał się poszukać wzrokiem Jej spojrzenia. Było to, oczywiście, szczytem bezczelności ze strony niewolnika, ale i tak otrzymywał już więcej smagnięć niż inni. Oczy Najwspanialszej błyszczały ożywieniem, nie dostrzegł w nich jednak gniewu, raczej coś w rodzaju tajemnego uśmiechu. Poznał swoją Panią na tyle dobrze, że nie mógł się mylić. Cała ta sytuacja sprawiała Królowej satysfakcję, nie zamierzała przecież dopuścić do tego, aby byłego osobistego niewolnika zachłostano na Jej oczach. Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń kiwnęła niemal niedostrzegalnie głową, wstała z fotela i rzuciła na siedzisko ceremonialny, złocisty bicz oraz pasterską laskę. Skinęła na Amara, który podał Władczyni normalny, solidny bat, po czym ruszyła przejściem wśród wioślarzy. Powtórzyły się znane już Neferowi sceny razów wymierzanych własną ręka Bogini, rozdawanych na zmianę z pieszczotliwym niemal dotykiem dłoni, który rozdzielała pomiędzy kolejnymi smagnięciami. Strażnicy usunęli się Jej z drogi. Zapewne aby nie przeszkadzać Najjaśniejszej, zaprzestali też własnych uderzeń, co Nefer przyjął z ulgą. Siedział stosunkowo blisko podestu, minęła go więc szybko, wbrew nadziejom - czy też obawom kapłana - nie zatrzymała się jednak przy jego stanowisku. Poszła dalej, a do jego uszu dobiegały tylko dość częste odgłosy uderzeń bicza oraz ewentualne krzyki lub jęki towarzyszy niedoli. Musiał wprawdzie wiosłować w rytm szybkich uderzeń bębna, ale na jego plecy przestały spadać razy.
     Spacer Królowej nie trwał jednak długo, a w drodze powrotnej zatrzymała się przy nim. Mniej więcej tego właśnie się spodziewał, prędzej czy później. Pochylił głowę, i nadal wiosłując, wpatrywał się w Jej stopy. Owionął go silny zapach egzotycznych, ulubionych perfum Amaktaris. Oczywiście, schodząc pod pokład musiała użyć ich w znacznych ilościach, w trosce o Jej własne powonienie. Położyła dłoń na głowie Nefera i delikatnie rozczochrała odrastające włosy.
     "Unieś głowę, niewolniku i spójrz w oczy swojej Pani, skoro i tak byłeś już na tyle zuchwały, aby uczynić to wcześniej bez pozwolenia!”
     Wykonał ten rozkaz i nadal nie zauważył na Jej twarzy gniewu, a tylko delikatny ślad uśmiechu.
     "Widzę, że dobre jedzenie w połączeniu z brakiem piwa oraz ciężką pracą zdziałały dużo więcej, niż wszystkie poprzednie wysiłki, Moje własne i Harfana.” - Czy był to żart? Jak w dawnych, szczęśliwszych dla Nefera czasach? - "Już choćby z tego powodu warto było Cię tu przysłać. Pojawiły się też nowe pręgi na plecach, ale o to zawsze potrafiłeś się jakoś postarać.” - Teraz roześmiała się już otwarcie. - "Polubiłam cię i nie chciałam stosować wobec ciebie aż tak radykalnych metod, podobnie jak w przypadku nauczania Irias. Sam jednak stwierdziłeś, że tradycyjne, najprostsze sposoby są niekiedy najlepsze. Co do Irias, to pozostanę przy własnym zdaniu, ty jednak udowodniłeś słuszność tego spostrzeżenia, jeśli chodzi o twoje ćwiczenia. Niech taki będzie przynajmniej pożytek z krnąbrności, którą okazałeś, niewolniku.” - Nadal obdarzała go uśmiechem.
     "Jak myślisz, po co tu przybyłam?”
     "Aby ucieszyć swego ducha, o Pani, w sposób podobny Twemu przodkowi, Wielkiemu Snofru?”
     "Masz trochę racji, niewolniku” - znowu się roześmiała. - "Dowcip cię nie opuszcza, słyszę to z przyjemnością.” - Smagnęła go lekko po plecach. - "Dlaczego jednak Królowa poświęca czas na rozmowę właśnie z tobą? Bo szuka innej jeszcze rozrywki, którą tylko ty możesz Jej ofiarować, jeśli, oczywiście, zechcesz.”
     "Pani?”
     Znowu go uderzyła, tym razem silniej.
     "Nie pozwoliłam Ci mówić. Jeszcze nie. Pamiętasz, miałeś kiedyś opowiedzieć Królowej jak wspominasz pewien wieczór na pokładzie Jej okrętu... Nie usłyszałam wtedy wszystkich twoich słów wystarczająco wyraźnie, a chciałabym usłyszeć je wszystkie i zapamiętać. Nie przypominałam o tym wcześniej i nie trafiła się dotąd odpowiednia okazja, abyś je powtórzył, a tobie samemu wypadło to zapewne z głowy, ale to nic nie szkodzi. Powtórzysz je teraz i jeżeli nawet kiedyś znowu je zapomnę, ty powinieneś zapamiętać je bardzo dokładnie... Wiesz dlaczego?”
     "I tak będę je zawsze pamiętał, o Pani.”
     "Na wszelki wypadek każde z nich podkreślę uderzeniem bicza. Niekiedy stosuje się tę metodę w różnych prymitywnych, nie znających pisma krajach, aby dzieci zapamiętały na całe życie ważne wydarzenia, którym starsi każą im się wówczas przyglądać i przysłuchiwać. Mogą potem, po latach, świadczyć przed sądem. To, oczywiście, obrzydliwe barbarzyństwo, ale ty nie jesteś przecież dzieckiem...” - Pochyliła się i dodała tak cicho, że tylko on mógł usłyszeć Jej następne słowa. - "Mam nadzieję, że obojgu nam sprawi to przyjemność...”
     "Zaczynaj!” - Pogładziła go delikatnie po głowie. - "Mów głośno i wyraźnie! I nie przestawaj wiosłować! Okręt nie może przecież stać w miejscu!”
     "Byłaś cudowna, o Pani!”
     Uderzenie, które otrzymał, okazało się dużo silniejsze niż poprzednie.
     "Byłaś niezrównana! Byłaś wspaniała, o Wielka! Byłaś niesamowita!”
     Mówił tak i mówił, a kolejne smagnięcia stawały się coraz mocniejsze.
     "Byłaś niezwykła, Najjaśniejsza! Byłaś największa! Byłaś niezapomniana!”
     Obawiał się, że wkrótce może zabraknąć mu słów albo zacznie się powtarzać. A Ona wciąż nie sprawiała wrażenia usatysfakcjonowanej.
     "Byłaś po prostu boska, o Najgodniejsza!”
     Użył największego komplementu, jaki przyszedł mu do głowy, ale na Amaktaris, być może przyzwyczajonej do takich sformułowań w ustach dworzan oraz pochlebców, nie wywarł spodziewanego wrażenia i odpowiedzią było kolejne uderzenie bicza.
     "Byłaś... nie, jesteś Kobietą, Królową i Boginią! Byłaś nią wtedy i jesteś teraz, zawsze i wszędzie! Kobietą, Królową i Boginią!”
     Zamiast następnego uderzenia, poczuł jak ponownie gładzi go wolną dłonią po głowie. Mówiła teraz tak cicho, że znów tylko on mógł Ją usłyszeć
     "No i widzisz, jak tu cię nie polubić... Potrafisz wywołać gniew Kobiety, gniew Królowej i gniew Bogini... Ale każdą z nich umiesz też ułagodzić. Żaden dworski pochlebca ci nie dorówna... Żałuję, że doszło do tej kłótni, ale teraz musisz wytrzymać. Nie mogę cię w tej chwili uwolnić, już nie. Za jakiś czas to zrozumiesz.”
     "Pani...”
     "Nic już nie mów. Muszę wracać...” - uciszyła go, dyskretnie podsuwając ku jego twarzy dłoń, z której wypuściła bat, i którą mógł ukradkiem ucałować.
     Odwróciła się i ruszyła ku schodni. Amar podążył za Panią Górnego i Dolnego Kraju, nie zapominając o zabraniu laski oraz obydwu porzuconych biczy, ceremonialnego i tego najzupełniej prawdziwego. Mijając go, gwardzista, równie dyskretnie jak Królowa, położył rękę na ramieniu Nefera. Po chwili, po wizycie Władczyni pozostał tylko dywan u stóp Jej tronu, unoszące się w powietrzu ślady zapachu perfum oraz bardziej bolesne ślady na plecach kapłana.
     Podczas popołudniowego posiłku każdy z wioślarzy otrzymał dodatkowo koszyk owoców...

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 4903 słów i 28321 znaków, zaktualizował 17 lip 2015.

10 komentarze

 
  • AnonimS

    Z jednej strony niewolnik, który powinien być wdzięczny za każdą chwilę przebywania w otoczeniu Pani. Z drugiej strony zazdrosny mężczyzna, ryzykujący swoją skórą. Chyba ta krnąbrność powoduje , że się Pani nie nudzi. Choć rozumu i zdrowego rozsądku też mu nie brakuje. Ale zaślepiony uwielbieniem , nie umie zastosować to z korzyścią dla siebie.

    7 maj 2021

  • nefer

    @AnonimS Krnabrnosc to stala cecha Nefera. Na szvzescie, rownowazy ja wiekszymi zaletami. A przy tym, nie pozwala Wladczyni sie nudzic.

    7 maj 2021

  • nefer

    Dzięki za pamięć. Wróciłem z urlopu i za kilka dni powinienem coś wkleić. Ramzesie, zawodowym literatem nie jestem. Prawda, w pracy muszę od czasu do czasu sklecić z sensem kilka zdań, ale z beletrystyką ma to niewiele wspólnego. Mocnej erotyki (w lepszym lub gorszym wydaniu) jest na tym portalu sporo, nie staram się więc jej powielać - wolę pobudzać emocje i wyobraźnię. Marynistykę lubię, Forester, O'Brian, Parkinson, nie zapominając, rzecz jasna, o naszym rodzimym Meissnerze - czytam ich chętnie. Pisać trzeba jednak o tym, na czym autor się zna. Znam się nieco na historii, ale na żeglarstwie nie bardzo. Obawiam się, że Leksykon nie wystarczyłby do uniknięcia podstawowych błędów  :matko: Tymczasem mam też jeszcze trochę pracy z Neferem. Potem... no zobaczymy, ale to pewnie za kilka miesięcy albo i rok.

    3 sie 2015

  • Paczo

    Kiedy można się mistrzu spodziewać kolejnej części?  :P  :faja:   :question:

    2 sie 2015

  • RamzesXX

    Nienasycona ma rację - jesteś PISARZEM. (przypuszczam, że piszesz zawodowo , a jeżeli nie, to masz ogromny talent , z resztą czy tak , czy tak to masz talent- czuję dojrzałe pióro ) Operujesz oszczędnie erotyzmem , a masz tysiące czytelników, którzy z niecierpliwością czekają na następny rozdział, to o czymś świadczy. Mieszkam od urodzenia nad morzem i jestem hobbystą literatury marynistycznej  , a  w szczególności tej o romantycznym XVI - XIX wiecznym żeglarstwie. Może na "moje zamówienie" następne opowiadanie napiszesz na ten ten temat. Wystarczy poznać Mały Leksykon Morski ( a może go znasz?), a reszta to już bułka z masłem - co powiesz na to? W końcu duży Nil to prawie jak mały Bałtyk.

    19 lip 2015

  • nefer

    Macie wielkie i dobre serca ujmując się za Neferem. Nienasycona ujawniła za to rys okrucieństwa, pragnąc bardziej go dręczyć  :P  Ramol, napisz może Nienasyconej na priv jak widzisz ten kolejny rozdział, to osądzi na ile się sprawdzą Twoje przypuszczenia. Ale to za dłuższą chwilę, gdyż teraz wyjeżdżam i będzie przerwa. dziękuję wszystkim za komentarze i życzę udanych wakacji/urlopów.

    18 lip 2015

  • Funkykoval1972

    Przyłączam się do słów ~gabi. Ułaskaw Nefera.

    17 lip 2015

  • Szarik

    Kolejna wspaniała część. Dziękuję za tę porcję przyjemności.

    17 lip 2015

  • gabi

    Mistrzu nie wiem jak poprowadzisz  dalej naszego ulubieńca i jego boginie. Mam tylko nadzieję  że  znajdziesz  sposób  aby spotkał  swoją  An i wrócił  do  łask boskiej  Amaktaris.

    16 lip 2015

  • nienasycona

    Muszę Ci zdradzić tajemnicę- jesteś chyba jedynym pisarzem( mam świadomość znaczenia słowa, którego użyłam), u którego nie pomijam nawet cząsteczki opisów, wszytko chłonę. Poza niezaprzeczalnymi walorami artystycznymi, Twoje historie unaoczniają mi pewne aspekty psychiki obu płci. Jedno jest pewne- kobiety nie da się pojąć. Ale dziś uświadomiłeś mi pewien atawizm- już wiem, dlaczego tak bardzo lubię patrzeć, gdy mój mężczyzna pompki robi...Ps. Nefer się wykpił bardzo tanio- za mało zachwytów było:P

    16 lip 2015

  • Ramol

    Nie wiem (jeszcze) czy prawidłowo odgadłem jak pokierujesz akcją i spotkaniem Nefera z An, zobaczymy - jak sądzę - w następnym rozdziale. Sam początek obecnego odcinka ma jakieś "zachwiania" stylistyczne, albo mnie coś się w głowie miesza... Poza tym drobiazgiem nadal trzymasz wspaniały poziom swej sagi. Gratulacje!!

    16 lip 2015