Pani Dwóch Krajów cz. 15

XLVII

     Do Mewer płynęli dwa dni. Wyruszyli późnym rankiem, po odbyciu stosownych ceremonii pożegnalnych. Przy tej okazji ogłoszono wiadomość o szybkim powrocie Monarchini celem dokończenia sądów. Tak jak przewidywał nomarcha, mieszkańcy przyjęli nowinę z niekłamanym entuzjazmem, chociaż tylko niewielu z nich mogło przecież planować przedłożenie swoich spraw u stóp Tronu. To z kolei sprawiło przyjemność Amaktaris. Dobry nastrój Władczyni objawił się promiennym blaskiem bijącym od Jej postaci, gdy łaskawie żegnała miejscowych dostojników, a następnie wstępowała na pokład okrętu. Nawet długie zasiadanie w królewskiej pozie na niewygodnym tronie nie zdołało tego blasku przygasić. Wreszcie miasto Nennesut zniknęło w oddali i Amaktaris mogła porzucić rolę Bogini. Początkowo płynęli w górę szerokiego koryta Nilu, około południa dotarli jednak do miejsca, w którym od głównego nurtu odchodziła znacznie węższa odnoga, śmiało kierując się w głąb zachodniej pustyni. Był to właściwie uczyniony ludzką ręką kanał, doprowadzający wodę i żyzny muł do położonego wśród skał i piasków wielkiego jeziora Mewer oraz rozciągającej się wokół oazy. Flotylla przeformowała teraz szyk, okręty musiały płynąć jeden za drugim, by móc mijać się z licznymi łodziami podążającymi w przeciwną stronę i wyładowanymi najczęściej ziarnem. Ich załogi z ochotą oddawały hołd królewskiej barce i jej pasażerce. Przebrana w strój mniej oficjalny, Amaktaris poleciła podać spóźnione śniadanie na zamienionym ponownie w Jej prywatny taras dachu nadbudówki. Zażyczyła też sobie towarzystwa osobistego niewolnika, któremu pod pretekstem poszukiwania śladów trucizny pozwoliła obficie skorzystać z przygotowanych potraw i napojów. Najwidoczniej nie zamierzała tego dnia zajmować się dokumentami. Nadal w dobrym nastroju, rozkazała Neferowi wymasować swoje stopy oraz gawędziła z nim przyjaźnie, wysłuchując opowieści na temat kanału, którym żeglowali. Wykopano go przed kilkuset laty, z rozkazu odległych poprzedników Władczyni. Prace trwały przez kilka pokoleń, angażując dziesiątki tysięcy ludzi. W ich rezultacie zapewniono dopływ wody z Rzeki do jeziora i oazy, a regularne wylewy użyźniały glebę. Było to olbrzymie przedsięwzięcie, porównywalne z budową piramid. Nefer wyraził opinię, że dzieło to przewyższa nawet piramidy, bo od wieków przynosi pożytek Krajowi i jego mieszkańcom, znacznie powiększając powierzchnię upraw. Istotnie, wzbogacane dorocznym wylewem jezioro, przy pomocy sieci kanałów dostarczało życiodajną wodę rozległym obszarom pokrytym uprzednio piaskami pustyni, a obecnie przekształconym w pola i ogrody. Królowa podzieliła zdanie swego niewolnika, dodając, że budowę kanału uważa za dzieło ważniejsze nawet od wygranej wojny. Zadziwiła tym Nefera, który wiedział wprawdzie, iż dawni władcy - budowniczowie kanału - przez całe pokolenia unikali zbrojnych zatargów, pomimo tego powiększając trwale obszar Kraju, ale przecież Amaktaris sama była wspaniałą wojowniczką i przeprowadziła już kilka zwycięskich kampanii, nie wspominając o wyczynach Jej ojca.
     "Tak, musiałam walczyć i zwyciężać. Nie miałam innego wyjścia, gdy wrogowie zagrażali Egiptowi. Nie uważam jednak tego wcale za najważniejsze zadanie władcy. Co prawda, ktoś musi bronić naszej ziemi. Dopiero potem można myśleć o podobnych budowlach. Zauważ, że po rządach budowniczych tego kanału nadeszły czasy zamętu, a potem obcych najazdów. Dopiero po wielu latach Moi przodkowie, którzy wszyscy byli żołnierzami, przepędzili z Kraju Hyksosów. Obecnie sami zajmujemy liczne ziemie i miasta w Syrii. Egipt jest jednak najpiękniejszym i najbogatszym krajem na świecie, wielu pragnęłoby go podbić i złupić. Jeżeli nie będę gotowa bronić naszych granic, z pewnością ktoś tego spróbuje. Tak więc podobnymi dziełami zajmę się może kiedyś... Teraz nie czas na to...” - zakończyła z lekkim westchnieniem.
     Nefer przyznał Jej w duchu rację i tym bardziej podziwiał swoją Panią i Królową. Potem rozmowa zeszła na mniej poważne tematy. Amaktaris poleciła podać wino i zażądała, by Jej osobisty niewolnik raz jeszcze upewnił się, czy nie domieszano do niego trucizny. Zapadał już zmierzch, gdy flotylla wypłynęła na szeroki przestwór jeziora. Kapłan nigdy dotąd nie widział tak rozległej tafli wody. Na lewym brzegu majaczyła groźna i tajemnicza bryła Labiryntu. Nie ona była jednak najbliższym celem Władczyni.
     "Pamiętam o Mojej obietnicy, Neferze. Zatrzymamy się tu jednak dopiero w drodze powrotnej. Teraz musimy bez zwłoki udać się do Mewer, żeby zdążyć na święto Boga Sebeka.”
     Siedzieli jeszcze jakiś czas w osobistym sanktuarium Królowej, popijając wino i przyglądając się złocistym smugom rzucanym na bezchmurne niebo przez zachodzące słońce. Amaktaris zrezygnowała nawet ze zwyczajowej kąpieli. Gdy w zapadających ciemnościach okręty stanęły na kotwicy, Bogini raz jeszcze zażyczyła sobie masażu stóp. Nefer włożył w to zadanie całe swoje oddanie i uwielbienie, licząc w duchu na wieczorne zaproszenie do Jej prywatnych apartamentów. Nie zawiódł się, najwidoczniej spokojna żegluga, wino i przyjemny wieczór pobudziły także inne pragnienia Najjaśniejszej. Podobnie jak przed kilku dniami, służył następnie Świetlistej Pani ze wszystkich sił dłońmi, ustami i językiem. Tym razem nie zdjęła jednak obręczy, nagrodą niewolnika stały się więc pieszczoty złocistego bicza, przejmujący i podniecający zarazem ból w lędźwiach, kolejny kielich wina oraz pragnienie, by w przyszłości zasłużyć na inne jeszcze łaski.
     Mewer powitało Boginię z większym nawet entuzjazmem niż Nennesut. Wojsko i prości ludzie byli tak samo pełni zapału, nie dawało się natomiast wyczuć ledwie maskowanej, wrogiej niechęci obecnej w świątyni Chnuma. Sebek, Bóg-Krokodyl, był czczony głównie przez żołnierzy, a armia zawsze stała murem za swoją Księżniczką. Wpływało to także na postawę kapłanów. Ceremonialne odwiedziny w świątyni odbyły się w dużo cieplejszej atmosferze. Neferowi ponownie przypadł w udziale obowiązek nadzorowania transportu darów. Posiadając już niejakie doświadczenie, wywiązał się z niego bez zarzutu. Osobiście przejawiał wobec Boga-Krokodyla nieco mieszane uczucia. Zwłaszcza żywy obraz Bóstwa, olbrzymi, leniwy gad żyjący w świątynnej sadzawce, nie wzbudzał jego entuzjazmu. Nie zdołał wykręcić się od obecności przy uroczystym składaniu w ofierze młodego koziołka i pocieszał się myślą, że przynajmniej dawno już porzucono starożytny zwyczaj poświęcania Bogu żywych ludzi, wywołujący w nim odrazę, choćby nawet winni byli oni najcięższych zbrodni. Zdecydowanie wolał oddawać cześć i służyć Świetlistej Izydzie, która wybrała akurat jako Żywe Wcielenie na Ziemi postać o wiele bardziej godną adoracji i wszelkiego rodzaju ofiar.
     Kilka dni spędzonych w mieście upłynęły Królowej bardzo pracowicie. Tym razem nie było mowy o żadnych rozrywkach. Spotkania z urzędnikami, przegląd wojsk strzegących oazy przed napadami pustynnych nomadów czy wymierzanie sprawiedliwości wypełniały czas Władczyni od wschodu do zachodu słońca. Nefer asystował na uboczu przy niektórych z tych czynności. Podczas tradycyjnych Królewskich Sądów Amaktaris ponownie okazywała inteligencję i zdecydowanie, szybko wnikając w istotę przedstawianych Jej spraw i wydając zdecydowane wyroki. Najwyraźniej tym razem pragnęła jak najszybciej zakończyć pobyt w Mewer. Kapłanowi to nie przeszkadzało, pamiętając o obietnicy swej Pani, cieszył się na wizytę w Labiryncie.
     Do stóp ponurej budowli, usytuowanej na południowo-wschodnim krańcu Wielkiego Jeziora, przybyli wczesnym przedpołudniem, opuściwszy uprzednio na dobre Mewer. Królowa nie zamierzała zatrzymywać się na noc w sąsiedztwie Labiryntu. Strzegący gmachu kapłani – zdaniem Nefera bardziej przypominali oddział wojowników – też do tego nie zachęcali. Powitali Najjaśniejszą z szacunkiem ale i pewną rezerwą. Służyli nie temu czy innemu władcy lecz samemu Labiryntowi i temu co zawierał oraz co sobą reprezentował. Królowie się zmieniali, a Labirynt trwał, razem ze swymi skarbami i tajemnicami. Potężna, kilkupoziomowa budowla wzniesiona została z olbrzymich głazów oraz częściowo wykuta w skale. Skalista, pustynna okolica uniemożliwiała tu prowadzenie upraw oraz osadnictwo rolników. To zresztą doskonale odpowiadało strażnikom Labiryntu. Gdy Królowa już na przystani wyraziła życzenie bezzwłocznego udania się do wnętrza tajemniczego gmachu, bynajmniej nie protestowali. Z czysto grzecznościowych względów zaproponowali poczęstunek, ale Amaktaris równie uprzejmie odmówiła. Tym razem Nefer wyjątkowo zgodził się w duchu ze swą Panią w sprawie okazanej wstrzemięźliwości. Kapłani też zresztą wyglądali na zadowolonych z takiego obrotu sprawy. Pewne zdziwienie wywołała dopiero odmowa przyjęcia przez Monarchinię przewodnika i strażników.
     "Czcigodny Panie!” - Zwróciła się do arcykapłana. - "Jako eskorta wystarczą gwardzista z królewskiej straży oraz Mój osobisty niewolnik. Przewodnika nie potrzebuję, jestem prawowitą Panią Dwóch Krajów i znam tajemnice Labiryntu. Jak pewnie pamiętasz, w swoim czasie wprowadził Mnie do Gmachu Mój Ojciec, Wielki Faraon Totmes.”
     "Oczywiście, o Pani. Jesteś Władczynią zesłaną przez Bogów i masz pełne prawo, by samodzielnie wstąpić w głąb Labiryntu. Czy jednak jesteś całkowicie pewna, że chcesz to uczynić? To może być niebezpieczne dla kogoś kto... nie zna tajemnic Gmachu tak dobrze jak my, którzy służymy tu od lat. Jeżeli raz zejdziesz z właściwej drogi, nawet my, Twoi wierni słudzy, możemy nie być w stanie Ci pomóc.”
     "Mój Wielki Ojciec sam wkraczał do Labiryntu i Ja także chcę to uczynić.”
     Zdecydowane, choć uprzejme słowa Amakrais zamknęły dyskusję. Nefer zaniepokoił się przez chwilę czy aby pewność siebie Królowej ma wystarczające podstawy. Może raz czy drugi była tu ze zmarłym Faraonem, ale czy to wystarczyło do przeniknięcia tajemnic groźnej budowli? Po chwili zawstydził się jednak tego zwątpienia w rozum i wiedzę Monarchini. Tak czy inaczej, nie miał zresztą innego wyjścia. Odmowa towarzyszenia swej Pani w tej wyprawie z wielu powodów nie wchodziła w grę. Amaktaris pewnym krokiem ruszyła w stronę ciężkich, brązowych wrót gmachu. Nefer i Amar podążyli Jej śladem, przy czym Amar niósł niezbyt duży, ale najwyraźniej ciężki pakunek. Kapłani-strażnicy z pewnym wysiłkiem odryglowali i uchylili jedno ze skrzydeł bramy. Ukazał się rozległy przedsionek, z którego prowadziło w ciemność kilka korytarzy. Jeden z gospodarzy wręczył Królowej zapaloną pochodnię. Inny trzymał w pogotowiu wiązkę kolejnych.
     "Błagam Cię, Pani, pilnuj ognia... bez światła... Najlepiej, aby każdy z was niósł własną pochodnię.” - Arcykapłan udzielał ostatnich, niepotrzebnych rad.
     "Tak postąpimy, Czcigodny.” - Władczyni ruchem ręki nakazała Neferowi przyjąć zapasowe łuczywa. Jedno z nich podał Amarowi, drugie chwycił w wolną dłoń. Królowa osobiście usłużyła im ogniem.
     "Gdy wejdziesz do środka, o Najwspanialsza, musimy zawrzeć wrota. Zawsze pozostają zamknięte. Będziemy jednak czekać na Twój powrót do zachodu słońca. Gdybyś nie wróciła... wyruszymy na poszukiwania.”
     "Nie zabawimy aż tak długo. Co prawda, trudno będzie ocenić położenie słońca z powodu tych grubych murów” - zażartowała.
     "Zachód słońca nastąpi gdy wypalą się kolejno cztery pochodnie” - objaśnił hierarcha.
     "Dziękuję za Twą troskę, Dostojny. Myślę, że sobie poradzimy, ale dobrze jest wiedzieć, że ktoś oczekuje naszego powrotu. Chodźmy, marnujemy światło.”
     Gdy zamknęły się za nimi brązowe wrota, zostali sami w nagle zapadłej ciemności, rozświetlanej tylko pełgającym blaskiem ognia. Bogini najwyraźniej się tym nie przejęła, podeszła kolejno do wylotu wszystkich korytarzy. Każdy z nich zdobiła wykuta w kamieniu, może niezbyt wyszukanej roboty rzeźbiarskiej, ale jednak wyraźnie rozpoznawalna, postać takiego czy innego bóstwa: Ozyrysa, Seta, Horusa i innych. Amaktaris przyjrzała się im i wybrała jeden z korytarzy. Nefer i Amar podążyli za swoją Panią. Wkrótce dotarli do kolejnej, mniejszej tym razem sali, z której rozchodziły się następne przejścia. Ich wyloty również zdobiły postacie Bogów i Bogiń Egiptu. Władczyni obrzuciła je szybkim spojrzeniem, wyszeptała coś cichym głosem i podążyła w głąb budowli. Mijali coraz więcej sal, rozgałęzień korytarzy, schodów prowadzących na różne poziomy. Królowa wybierała drogę po krótkim namyśle ale bez wahania, zawsze jednak przyglądała się obecnym wszędzie wizerunkom bóstw. Nefer doszedł do wniosku, że muszą one stanowić znaki rozpoznawcze i drogowskazy pozwalające wtajemniczonym poruszać się po wnętrzu Labiryntu. Nie mógł jednak doszukać się żadnej prawidłowości w ich usytuowaniu. Amaktaris kierowała się ku przejściom oznaczonym podobiznami Chnuma, Izydy, Amona, Ptaha, Anubisa, znowu Izydy... bez żadnego dostrzegalnego porządku. Czasami słychać było jak wymawia sama do siebie ciche, niezrozumiałe dla innych słowa. Kapłan zdołał w końcu raz czy drugi zbliżyć się w takiej chwili do swej Pani na tyle, by posłyszeć wyraźniejsze strzępy zdań. Przekonał się, że Królowa recytowała modlitwę skierowaną do Izydy. Jedną z mniej popularnych, znaną jednak Neferowi z racji wykształcenia i obowiązków w świątyni. Czyżby zwracała się do Bogini o pomoc? A może to właśnie modlitwa stanowiła klucz do poruszania się po labiryncie? Nadal jednak nie potrafił dostrzec żadnego związku pomiędzy wypowiadanymi przez Amakrais słowami, wizerunkami Bogów i Bogiń oraz wyborem tego czy innego przejścia.
     Tymczasem dotarli do miejsc ciekawszych niż kamienne korytarze. Pojawiły się mniej lub bardziej bogato zdobione sarkofagi, kryjące szczątki świętych zwierząt – Żywych Wizerunków Bóstw na ziemi, o czym świadczyły stosowne napisy i reliefy. Nefer bardzo pragnął się im przyjrzeć ale Świetlista Pani nie zamierzała tracić czasu na zbędne postoje. Gdy jednak dotarli do sali z grobowcami dawnych władców, nie wytrzymał.
     "Pani, czy moglibyśmy...”
     "Nie przeszkadzaj, Neferze!” - Ofuknęła go niespodziewanie ostro i wróciła do odmawiania wciąż tej samej modlitwy, którą ciągle zaczynała od nowa, ale nigdy nie doprowadzała do końca. -"Może zatrzymamy się tutaj, gdy będziemy wracali, teraz nie mamy na to czasu” - rzuciła, gdy wybrała już jedno z przejść.
     Nefer był teraz pewien, że modlitwa odgrywa ważną rolę przy wybieraniu drogi i przy kolejnych rozgałęzieniach starał się stawać na tyle blisko Królowej, by móc w myślach odmawiać litanię razem z nią. Za każdym razem Amaktaris wypowiadała o jedno słowo więcej, po czym przyglądała się wizerunkom bóstw. Głowił się nad rozwiązaniem tej zagadki i bez żalu omijał sale z kolejnymi sarkofagami Żywych Obrazów Bogów czy dawno zmarłych władców. Szli już tak długo, że budowla musiała by sięgać daleko w głąb pustyni, gdyby maszerowali prosto. Kluczyli jednak nieustannie, zmieniając przy tym piętra. Po pewnym czasie pochodnia Królowej zaczęła przygasać i wszyscy troje odpalili nowe z wiązki niesionej przez Nefera. Wreszcie, po nieokreślonym bliżej czasie, dotarli do celu wybranego przez Boginię. Najpierw ukazała się ich oczom rozległa, okrągła sala. Jak zwykle rozchodziło się z niej kilka korytarzy. Pojawiło się jednak też coś nowego, w ścianach komnaty umieszczono nadto osiem solidnych, brązowych drzwi. Musiało kryć się za nimi coś więcej niż kolejne przejścia w plątaninie labiryntu. Spodziewając się, że osiągnęli może cel wędrówki, Nefer zapamiętał to, którym przyszli. Oznaczono je wizerunkiem Horusa. Uświadomił sobie nagle, że gdyby kontynuować odmawianie wybranej przez Królową litanii, słowem, które akurat teraz, w tej sali, należałoby dodać, było właśnie imię Boga-Sokoła. Po raz pierwszy dostrzegł taki związek. W poprzednich wypadkach bynajmniej jednak tak nie było, zresztą modlitwa nie składała się przecież z samych imion Bogów. A nawet, gdy już występowały, nigdy przedtem nie trafiali akurat na rozgałęzienie z odpowiednią podobizną. To musiało coś oznaczać, czuł że jest na krawędzi rozwiązania zagadki... Jego uwagę przyciągnął jednak głos Władczyni, wzywającej Amara, by otworzył jedne z brązowych wrót i chwila minęła.
     "Zbliż się, niewolniku” - rozkazała. - "Czy widziałeś kiedyś coś takiego? Oto skarbiec Królów Egiptu!”
     Sporych rozmiarów pomieszczenie, do którego z ciekawością zajrzał, wykute zapewne w litej skale, wypełnione było ułożonymi jedna na drugiej w wysokie sterty sztabkami metalu. Pełgający po nich blask płomieni sprawiał, że lśniły w półmroku.
     "Tak, to wszystko złoto” - objaśniła niepotrzebnie Władczyni. - "Złoto gromadzone przez Moich Przodków na wypadek wielkiej potrzeby. Wiele z tego złożył tutaj Mój Ojciec, po kolejnych zwycięskich kampaniach. Ja też chcę powiększyć ten zasób, ale jeszcze nie dzisiaj i może w inny sposób... Dwie następne komnaty są podobnie wypełnione. Chcesz je zobaczyć?”
     "Pani, jeśli wybaczysz, bardziej mnie ciekawią inne skarby, które zapewne można tu znaleźć, pamiątki po dawnych władcach, dzieła sztuki...”
     "O tak, jest tego sporo w kolejnych salach. Pomieszczenia ze złotem możemy pominąć, skoro nie wywierają na tobie odpowiedniego wrażenia. Nie chciałabym sprawić ci zawodu, skoro to twoja nagroda. Chodźmy, pokażę ci wszystko.”
     Nefer nie potrafił powiedzieć, ile czasu spędzili w poszczególnych komnatach. Wypełniały je wykonane z kosztownych materiałów i świetnej zazwyczaj roboty różnego rodzaju figurki, naczynia, puchary, biżuteria... Było sporo broni, mieczy, sztyletów, tarcz i pancerzy. Niektóre miały charakter ceremonialny, inne, pomimo bogatych zdobień, mogły też jednak posłużyć w walce wojownikom. W jednej z sal znajdowały się bogato zdobione meble z kosztownych gatunków drewna, inkrustowane złotem i srebrem. Wiele przedmiotów musiało być bardzo starych, sprzed setek lat. Wykonanie innych wyraźnie zdradzało cudzoziemskie pochodzenie. Były to zapewne łupy z kolejnych wypraw, może też dary obcych władców. Amaktaris znajdowała przyjemność w pokazywaniu tego wszystkiego Neferowi, zachęcała by przyglądał się z bliska, dotykał, brał do ręki. Zmusiła go wręcz do przymierzenia kosztownego, starożytnego pancerza. Gdy spostrzegła, że szczególnie zainteresowała go biżuteria jakiejś dawnej Królowej, stylizowana na podobieństwo stroju Izydy, sama przywdziała te ozdoby, zdaniem Nefera raczej śmiałe. Diadem, naszyjnik bransolety, napierśniki, pas i spódniczka z naszytych na skórę metalowych płytek, wreszcie ozdoby na kostki oraz sandały - wszystko to wykonane było ze szczerego złota i ozdobione szlachetnymi kamieniami. Całość sprawiała wrażenie barbarzyńskiego przepychu, ale osoba Amaktaris Wspaniałej podnosiła ogólną ocenę kreacji. Zaprezentowała się w niej Neferowi, obracając dookoła, by mógł podziwiać swoją Panią ze wszystkich stron, oraz wykonując różne monarsze gesty. Wreszcie zasiadła na szczególnie bogato zdobionym tronie jakiegoś dawnego Władcy i zażądała, by niewolnik, nadal w stroju starożytnego generała, oddał Jej hołd, padając na twarz i całując stopy.
     "Wolałbyś być w takiej sytuacji zwycięskim wodzem Moich wojsk czy pojmanym, obcym księciem?” - spytała przekornie.
     "Pani, jako pokonany książę powinienem być skuty łańcuchami.”
     "To istotnie drobny problem. Jakieś łańcuchy dałoby się tu zapewne znaleźć, nawet złote – co byłoby bardzo stosowne w takiej sytuacji – ale to wszystko ceremonialne ozdoby, a nie solidne kajdany. Trudno, będziesz musiał zadowolić się rolą zwycięskiego generała” - zażartowała. - "Oddaj więc cześć swojej Królowej i Bogini!”
     Nefer, jak zawsze, uczynił to z żarliwą ochotą. Potem oglądali jeszcze umieszczone w misach szlachetne kamienie, skrzące się w blasku pochodni. Przypomniał sobie układankę, którą niegdyś bawiła się Irias. Te wyglądały identycznie i nie był już pewien, czy przypadkiem Najjaśniejsza i wtedy nie zażartowała sobie z niego, rozbijając o posadzkę jeden jedyny fałszywy klejnot z całej kolekcji Księżniczki. Skoro miała dostęp do takich bogactw, mogła sobie pozwolić na podarowanie kilku kamieni małej ulubienicy. Dalszy przegląd skarbów Labiryntu przerwał pilnujący ognia i światła Amar.
     "Najdostojniejsza Pani! Wypaliła się druga pochodnia” - obwieścił.
     "Tak, koniec zabawy” - stwierdziła z lekkim westchnieniem Królowa. - "Nie powinniśmy niepokoić Strażników Labiryntu, a chciałabym jeszcze zatrzymać się przy grobowcach dawnych Królów, skoro obiecałam to Neferowi. Ale mamy tu jeszcze coś do zrobienia.”
     Skinęła na Amara, który podniósł złożony pod ścianą pakunek i skierował się w ślad za Najjaśniejszą do komnaty z biżuterią i ozdobami. Władczyni odnalazła tam leżący na półce diadem, właściwie koronę. Bogactwo materiału, z którego ją wykonano, złota i szlachetnych kamieni, nie było w stanie przyćmić znakomitej pracy i dobrego smaku jubilera, widocznych w każdym detalu tego wyjątkowego klejnotu. Amaktaris ujęła diadem w dłoń i przypatrywała mu się przez dłuższą chwilę.
     "To Moja Korona Księżniczki Egiptu” - objaśniła. - "Złożyłam ją tutaj, gdy przybyłam po raz pierwszy do Labiryntu jako Pani Obydwu Krajów, wkrótce po śmierci Ojca. Szłam wtedy z kapłanami, chociaż Ojciec już wcześniej wprowadził Mnie w pewne tajemnice Gmachu. Potem nie miałam okazji aby tu wrócić, dopiero teraz...”
     "Czy to korona, którą chciał ukraść Pachos?” - Nefer, jak zawsze, pragnął zaspokoić swoją ciekawość.
     "A więc wiesz i o tym?” - Przyjęła to bez zdziwienia. - "Tak, to ten sam klejnot, który odmienił jego życie. Ponieważ i Moje życie odmieniło się wkrótce potem, postanowiłam złożyć go tutaj. To było jak pożegnanie z beztroską młodością. Miałam szesnaście lat i musiałam sprostać wielu wyzwaniom... Teraz chcę go jednak stąd zabrać, domyślasz się dla kogo.”
     "Dla Irias...”
     "Tak, obiecałam jej koronę godną Księżniczki i Królowej. Takiej nie kupi się na targu. A ona dorasta i sama stała się godna monarszego diademu. Miedzy innymi dzięki tobie, kapłanie. Nawet prawowity Władca Obydwu Krajów nie powinien jednak zabierać stąd niczego, jeśli Egipt nie jest w wielkiej potrzebie. A jeżeli już pragnie to uczynić, musi dać coś w zamian.”
      Amar podał Świetlistej ciężki pakunek, który pracowicie dźwigał przez całą drogę. Amaktaris wysypała jego zawartość do jednej z pustych mis. Zalśniły złoto i szlachetne kamienie. Naszyjniki, bransolety, kolczyki i wszelkiego rodzaju kosztowne ozdoby prawdziwą falą przelały się do glinianego naczynia, wypełniając je po brzegi. A więc skarbów Labiryntu nie wolno było jednak rozdawać ot tak sobie. Nefer zawstydził się poprzedniej myśli.
     "Wiesz co to jest, kapłanie? To prezenty ofiarowane przez kandydatów do Mojej ręki, najczęściej przez zagranicznych książąt, ale nie tylko. Ten komplet podarował Mój Kuzyn, którego zdążyłeś dobrze poznać”. - Z pewnym wstrętem wskazała na kosztowny, lecz pozbawiony dobrego smaku naszyjnik, do którego w powodzi wszelkiego rodzaju ozdób dałoby się zapewne dobrać kolczyki i bransolety. - "Te syryjskie świecidełka ofiarował z kolei Książę Mutawalis, by wymienić tylko tych, z którymi miałeś okazję się zetknąć” - Ujęła w dłoń inne, bogate ozdoby i pozwoliła im opaść między palcami. - "Chyba nie dziwisz się, że bez żalu składam tutaj te błyskotki? Co prawda Mutawalis przywiózł coś jeszcze.” - Skinęła na gwardzistę, który wydobył zza pasa ukryty w skórzanej pochwie sztylet. Królowa wysunęła ostrze. Zalśniło dziwną, srebrzysta poświatą. Może sprawiało to światło pochodni, Nefer przypomniał sobie jednak niezwykły miecz Opiekunki, który podobnie lśnił w pełnym blasku dnia. Sztylet, chociaż ozdobny, sprawiał przy tym wrażenie groźnego oręża wojownika.
     "To wyjątkowa broń” - stwierdziła Królowa. - "Ostrze wykonano z niezwykłego metalu, twardego i sprężystego zarazem. Nie może się z nim równać żaden miecz czy sztylet wykuty z najlepszego nawet brązu. Tylko Hetyci znają tajemnicę jego pochodzenia i obróbki. Oczywiście, nie sprzedają takiego oręża. Doceniam więc ten dar Księcia, ale nie mam zamiaru się nim posługiwać.” - Zdecydowanym ruchem ukryła ostrze w pochwie i ruszyła ku sali, w której przechowywano narzędzia wojny. - "Mój Ojciec miał podobny sztylet, też hetyckiej roboty, ale zdobyty w walce. Bynajmniej nie wszyscy Hetyci mają takie – i całe szczęście – a tylko szlachetnie urodzeni i wyżsi oficerowie.”
     W sąsiedniej komnacie sięgnęła po umieszczony na jednej z półek oręż zmarłego Faraona. Sztylety różniły się wykonaniem, ofiarowany przez Księcia był bardziej ozdobny, ale ostrza lśniły identycznym, srebrzysto-szarym blaskiem.
     "Ojciec bardzo cenił tę broń. Chciał mi ją przekazać, ale gdy zginął, nie czułam się jej godna. Dopiero teraz, gdy dowiodłam, że potrafię mu dorównać, mogę ją stąd zabrać. W zamian zostawię sztylet Księcia Mutawalisa. Przypuszczam, że w całym Kraju jest zaledwie klika podobnych, może nawet te dwa to jedyne egzemplarze.”
     "Jest jeszcze miecz Talii” - zauważył Nefer, zakłopotany bardzo osobistymi słowami Władczyni.
     "To raczej miecz Królowych Amazonek” - poprawiła go Amaktaris. - Ich kraj sąsiaduje z państwem Hetytów. Ten niezwykły metal wydobywają i obrabiają mieszkańcy tamtejszych gór. Talia nigdy nie chciała wyjawić tajemnicy pochodzenia tej broni. Teraz miecz należy do Irias i zapewne oboje zdążyli opuścić już Egipt. Moje słowa były więc prawdziwe, niewolniku!”
     "Irias wkrótce wróci...” - Nefer nie przejął się żartobliwa przyganą Królowej.
     "Oby jak najszybciej i oby bezpiecznie. My także musimy już wracać.” - Bogini zamknęła dyskusję.
     Zaopatrzeni w nowe pochodnie, których zapas znacząco zresztą zmalał, stanęli ponownie w sali z rozchodzącymi się korytarzami. Amar starannie zamknął wszystkie drzwi do komnat ze skarbami. Królowa podeszła do wylotu korytarza oznaczonego podobizną Horusa.
     "Mam nadzieję Neferze, że skarbiec Labiryntu nie zawiódł twoich oczekiwań. Dzięki temu, że nie towarzyszyli nam Strażnicy, miałeś okazję zwiedzić go w sposób, którego nie dostępują nawet ci nieliczni, którzy tu trafiają. A i Ja z przyjemnością byłam twoją przewodniczką” - uśmiechnęła się, wspominając może hołd "zwycięskiego generała”. - "Teraz jednak muszę ponownie odnaleźć drogę i doprowadzić nas do wyjścia. Nikt inny nie zdoła tego uczynić.”  
     Wypowiadając ostatnie słowa wpatrywała się uporczywie w kapłana. On sam natomiast przyglądał się podobiźnie Boga-Sokoła. Królowa westchnęła leciutko, jakby z rezygnacją i zamierzała ruszyć naprzód.
     "Świetlista Pani?”
     "Tak Neferze?”
     "Czy mógłbym... Czy mógłbym odmówić modlitwę w intencji szczęśliwego odnalezienia drogi powrotnej?”
     Nie czekając na pozwolenie, zaczął recytować tekst litanii tyle razy wypowiadanej uprzednio przez Najjaśniejszą. W tym czasie obszedł wszystkie wyloty korytarzy, upewniając się, jakie Bóstwa przedstawiono na kolejnych wizerunkach. Można to było łatwo rozpoznać po tradycyjnych sposobach wyobrażania oraz atrybutach poszczególnych Bogów i Bogiń, ale sprawa była zbyt ważna, aby mógł się pomylić. Gdy w modlitwie doszedł do imienia Horusa i równocześnie stanął przed jego wykutą w kamieniu, schematyczną podobizną, już wiedział. A przynajmniej wydawało mu się, że wie...
     "Najdostojniejsza, mam jeszcze jedną prośbę...”
     "Mów więc!” - Zezwoliła, zaintrygowana jego postępowaniem.
     "Czy pozwolisz, abym to ja odnalazł drogę do wyjścia?”
     "To może być niebezpieczne, pamiętaj o tym.” - Wcale nie wydawała się zdziwiona tą propozycją. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie zadowolonej. - "Idź więc przodem, a Królowa tym razem wyjątkowo pójdzie za własnym niewolnikiem.”
     "Tylko po to, by oświetlić Ci drogę, o Wielka Pani.” - Dla podkreślenia swych słów uniósł wyżej pochodnię. Zapas niewykorzystanych łuczyw niósł teraz Amar, podczas gdy Królowa osobiście zaopiekowała się diademem i sztyletem
     Początek był oczywisty, pamiętał przecież, którym korytarzem tu przybyli. Następne rozgałęzienie było zaledwie podwójne. To dawało szansę sprawdzenia jego przypuszczeń. Imię Horusa zapisywano w świętym piśmie Kraju na różne sposoby, w zależności od awataru przyznawanemu akurat temu Bogu, ale zawsze rozpoczynał je znak wyprostowanego dumnie sokoła. Ten znak mógł mieć też inne znaczenia w innych wyrazach, w zależności od kontekstu w którym go użyto. Nie występował jednak w zapisie imienia żadnego z Bóstw, których wizerunki wykuto w pomieszczeniu, z którego wyruszyli. Właśnie co do tego się upewniał. Gdy dotarli do rozwidlenia, ponownie odmówił modlitwę, dodając kolejne słowo po imieniu Boga. Przypomniał sobie od jakiego znaku świętego pisma rozpoczyna się zapis tego słowa i rozpoznał Bóstwa przedstawione przy wylotach korytarzy. Potem wystarczyło już tylko odtworzyć w myślach zapisy ich imion. Właściwy znak znajdował się w imieniu Ptaha, boga rzemieślników. Wybrał ten korytarz, a Królowa bez protestu poszła za nim. Usłyszał, jak cicho odmówiła tę samą modlitwę. Najwyraźniej sprawdzała poprawność jego decyzji, nie chcąc zarazem przeszkadzać skupionemu Neferowi. Sytuacja ta powtórzyła się przy kolejnych rozwidleniach korytarzy. Niekiedy możliwych do wyboru dróg było kilka, zawsze jednak właściwy znak występował w zapisie imienia tylko jednego z przedstawionych tam bóstw. Kapłan kierował się właśnie tę stronę, a Władczyni, po bezgłośnym zmówieniu własnej modlitwy, zawsze akceptowała ten wybór. Czuł się coraz bardziej pewnie, wiedział jednak, że ktoś kontroluje jego tok rozumowania. Pojął teraz, jak musiała czuć się uprzednio Amaktaris, gdy tylko na niej spoczywała cała odpowiedzialność. Jakie skupienie i uwagę musiała zachowywać i dlaczego tak ostro zganiła go, gdy próbował nawiązać rozmowę.
     Po pewnym czasie dotarli do sal z sarkofagami. Stanowiło to kolejne potwierdzenie trafności dotychczasowych wyborów Nefera. Zgodnie z obietnicą, Monarchini zarządziła postój, aby mógł obejrzeć i tę część Labiryntu.
     "Tylko zapamiętaj, w którym miejscu przerwałeś modlitwę” - zaznaczyła.
     Odczytując umieszczone na ścianach oraz na samych sarkofagach inskrypcje przekonał się, że spoczywają tu przede wszystkim zabalsamowane ciała budowniczych kanału, prawdziwych twórców Wielkiej Oazy. Odmówił osobną litanię w intencji ich szczęśliwego trwania w Życiu Wiecznym, bo prawdziwie zasłużyli się dla Kraju. W sąsiednich pomieszczeniach złożono liczne przedmioty, których dawni Królowie używali za życia. Nie były może aż tak bogate jak te, które spoczywały w skarbcu Labiryntu, ale tym bardziej przyciągnęły uwagę Nefera. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie zostało dość czasu, aby spokojnie wszystko oglądać. Poprzestał na dokładnym zlustrowaniu kilku sal i pobieżnym pozostałych. Bogini nie ponaglała go, sam jednak zakończył zwiedzanie, gdy Amar odpalił kolejną pochodnię. Łuczyw zostało już tylko kilka i naprawdę musieli wracać. Sarkofagi Świętych Zwierząt, Żywych Obrazów Bóstw na Ziemi, potraktował już tylko przelotnym spojrzeniem. Szedł coraz pewniej i do przedsionka Gmachu dotarli na długo przedtem, zanim pojawiła się groźba wypalenia czwartej pochodni. Wrota zastali zamknięte, tak jak zapowiedzieli to Strażnicy.
     "Neferze, znakomicie wywiązałeś się z obowiązków przewodnika. Nie powiem, że zadziwiłeś dzisiaj Królową, bo liczyłam w duchu, że zdołasz rozwiązać zagadkę Labiryntu. Naprawdę, jestem jednak pod wrażeniem. Mój Wielki Ojciec wprowadził tu kilka osób, którym ufał. Z nich wszystkich tylko jeden jedyny Mistrz Apres potrafił samodzielnie odnaleźć drogę powrotną. Ja także to uczyniłam, ale przyznam, że Ojciec dawał mi wówczas pewne wskazówki, których tobie odmówiłam. Co prawda miałam wtedy zaledwie piętnaście lat... Nie umniejsza to jednak w niczym twojego osiągnięcia. Nie pomyliłam się co do ciebie...”
     "Pani, zaszczycasz swego sługę. To mnie uczyniłaś łaskę, uznając za godnego towarzyszenia sobie w tej wyprawie.”
     "Zasłużyłeś na uznanie Królowej i słusznie należą ci się pochwały, może nie tylko pochwały...”- tych słów już nie dokończyła. Podjęła inną myśl.
     "To, co tutaj się stało, oboje zachowajcie w tajemnicy. Strażnicy, jakkolwiek wierni i oddani, nie powinni wiedzieć, że ktoś jeszcze zna sekrety Labiryntu. Właściwie, to ich obowiązkiem jest zabić każdego, kto je przeniknął. Oczywiście, poza prawowitym Władcą Egiptu. Nefera trudno jednak za takowego uznać.” - Przy ostatnich słowach głos Bogini przybrał ton żartobliwy, kapłana przeszył jednak nagły dreszcz. - "A teraz, Neferze, uderz w drzwi wejściowe i zapowiedz powrót Pani Obydwu Krajów!”

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 5855 słów i 34565 znaków.

8 komentarzy

 
  • AnonimS

    Ciekawi mnie ten labirynt/ szkoda że nie odnaleziony.

    6 maj 2021

  • nefer

    @AnonimS Przedstawiona tutaj wizja to, oczywiście, lcentia poetica, oparta częściowo na opisie Herodota, ale głównie na wyobraźni. Przyznam, że najwięcej trudu (ale i zabawy) przysporzyło swego czasu wymyślenie klucza, ktorego znajomość pozwalałaby wtajemniczonym poruszać się swobodnie w Labiryncie, a następnie wykoncypowanie sposobu, w jaki Nefer zdołałby przeniknąc tę tajemnicę, obserwując pczynania Amaktaris.

    6 maj 2021

  • AnonimS

    @nefer no to zrobiłeś po mistrzowsku. Żeby nie modlitwa to każde odkrycie drogi przez Nefera byłoby naciągane.

    6 maj 2021

  • Adam321

    Coś wspaniałego. Bardzo ciekawią mnie dalsze losy bohaterów. Z niecierpliwością czekam na kolejną część.  
    Pozdrawiam.

    15 maj 2015

  • Szarik

    Ogrom i efekt pracy budzi podziw.

    14 maj 2015

  • gabi

    Jestem jak zwykle  oczarowana . Padam do  Twych  stóp  jak co tydzień  mistrzu. I błagam  o  więcej.

    13 maj 2015

  • ramzesxx

    Czytałem dwa razy. Pierwszy raz , szybko jak zgłodniały treści po tygodniowym poście. Drugi raz wolniej ,dokładnie delektując się treścią . Ale nadal jestem głodny po tej przystawce i czekam na danie główne.
    Zastanawiam się co będzie lepsze , czy czytać po kawałeczku co tydzień , czy potrenować wolę  i nie czytać przez kilka tygodni ,  by zasiąść do uczty i spróbować się nią nasycić.

    13 maj 2015

  • nienasycona

    I znowu jestem oczarowana..

    13 maj 2015

  • pokuser

    Fenomenalne ☺

    13 maj 2015

  • Funkykoval1972

    Jak zwykle genialne. Czekam na dalsze losy Pani Obydwu Krajów oby żyła i władała wiecznie oraz jej osobistego niewolnika Nefera a także Królowej Irias,

    13 maj 2015