Pani Dwóch Krajów cz. 11

XLIII

     Trapiąc się myślą o nadchodzącym polowaniu długo nie mógł zasnąć. Nie był nigdy żadnym myśliwym. We wczesnej młodości polował na ptaki i pustynne króliki, ale to było bardzo dawno temu. Na szczęście Królowa nie wybierała się na lwy czy hieny, a jedynie na ptactwo i antylopy. Tylko dlaczego uparła się zabrać go ze sobą i w dodatku oczekiwała, że czymś się wykaże? Cóż, proca wyglądała na porządnie wykonaną. Kiedyś posługiwał się tą bronią całkiem nieźle, a ostatnio miał okazję przypomnieć sobie te umiejętności dzięki Irias. Co prawda niezbyt nadawała się do użycia na chybotliwej łódce myśliwskiej czy na platformie pędzącego rydwanu – łuk i oszczep były tam znacznie bardziej przydatne - ale może trafi się okazja do wypuszczenia pocisku stojąc pewnie na ziemi. Ołowiane kulki miały swój ciężar i uderzając precyzyjnie, z duża szybkością, mogły powalić nawet spore zwierzę.
     Nadal jednak odczuwał niepokój i obudził się na długo przed świtem. Zapowiedziane łodzie jeszcze się nie pojawiły. Przy nadbudówce oczekiwał już natomiast czarnoskóry gwardzista, uzbrojony w kilka oszczepów oraz w łuk i strzały. Cięciwa nie została naciągnięta. Widząc, że olbrzym z osobistej straży Królowej też weźmie udział w łowach Nefer uspokoił się nieco. Gwardzista samą swoją obecnością wzbudzał zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Korzystając z pustego pokładu i snu załogi, kapłan postanowił poćwiczyć z procą. Podszedł do żołnierza i skłonił się lekko. Nie znał nawet jego imienia i nie wiedział jak go pozdrowić. To Melegar wydawał się bardziej przyjaznym z obydwu olbrzymów. Murzyn nie odpowiedział na powitanie, ale nie przeszkadzał też Neferowi. Zająwszy miejsce przy ścianie nadbudówki, kapłan wybrał jako cel uniesione zwieńczenie dziobu barki. Wcześniej upewnił się, że królewski okręt stoi w pewnej odległości od wszystkich innych i pociski z procy nikomu nie zagrażają. Eksperymentując z różnym zasięgiem oraz siłą obrotowego ruchu ramienia i rzemieni wypuścił kilka kulek, z których prawie wszystkie trafiły. Uderzały z zadziwiająca siłą, wyrzucone na pełnym zasięgu ramienia potrafiły odłupać spore drzazgi z solidnej konstrukcji okrętu. Gwardzista przyglądał się w milczeniu tym ćwiczeniom.
     Przy dziesiątym czy dwunastym pocisku Nefera zaskoczyła Amaktaris, która niespodziewanie wyłoniła się ze swych apartamentów w pełnym stroju myśliwskim. Nie brakowało nawet kosztownych, skórzanych butów. W dłoniach także trzymała łuk.
     "Witaj Amarze. Jesteś jak zawsze niezawodny.” - Murzyn bez słowa skłonił się w odpowiedzi.
     "A ty Neferze, dobrze ci idzie. Byłabym jednak wdzięczna, gdybyś powstrzymał się przed czynieniem kolejnych szkód na tym okręcie. Królowa będzie go jeszcze potrzebować.”
     Aby uniknąć konieczności udzielenia odpowiedzi poszedł na dziób pozbierać pociski, które nie wpadły do Rzeki. Gdy wrócił, Władczyni niespodziewanie podała mu łuk przyniesiony przez Amara. Murzyn przewidująco naciągnął tymczasem cięciwę.
     "Weź to, na wodzie, w szuwarach, trudno będzie używać procy.”
     Z Rzeki dobiegły ciche nawoływania. To przybyły łodzie myśliwskie. Było ich razem osiem, cztery większe wykonane z drewna i cztery jednoosobowe czółna z trzciny. W prowadzącej łodzi stał Horkan, komenderując całą flotyllą. Królowa podeszła do wolnej burty.
     "Miło cię widzieć, żołnierzu. Czy wszystko gotowe?”
     "Tak, o Najwspanialsza Pani. Mój ojciec będzie oczekiwał w umówionym miejscu z rydwanami i tropicielami, a tymczasem możemy zapolować na ptaki. Wybrałem wczoraj odpowiednie zakole Rzeki. Powinniśmy dotrzeć tam tuż po wchodzie słońca.” - Oficer nakazał dwóm wioślarzom swej łodzi by ustawili ją przy barce.
     "Doskonale, setniku.” - Królowa zręcznie zeskoczyła z burty, Horkan z całym należnym szacunkiem ale i zdecydowanie – jak na wojownika przystało - podtrzymał Władczynię, pomagając Jej zachować równowagę. Nie miała zamiaru protestować. Na polowaniu nie obowiązywała najwidoczniej sztywna, dworska etykieta. Kiwnęła ręka na Nefera.
     "Skacz, popłyniesz z nami!”
     Oczywiście Neferowi nikt nie zamierzał szczególnie pomagać, szczęśliwie zdołał jednak pewnie wylądować na chybotliwym pokładzie. Tymczasem Amar usadowił się na jednej z pozostałych większych łodzi, obsadzonych przez żołnierzy.
     "Ruszajmy!” - Rozkazała Amaktaris z ożywieniem.
     Prowadzeni przez Horkana popłynęli w górę Rzeki i przecięli Ją powyżej miasta. Tak jak obiecał, wschód słońca zastał ich w porośniętym trzcinami, płytkim zalewie. Dookoła słychać było liczne odgłosy ptaków. Myśliwi rozdzielili się. Dwie małe łódki oddaliły się, ich wioślarze mieli na dany sygnał płoszyć zwierzynę. Łódź Królowej przebiła się przez zewnętrzną linię trzcin i ustawiła na skraju wolnej od zarośli tafli wody. W jej ślady poszły łodzie z żołnierzami, rozstawiając się na rozlewisku. Żołnierze nie mieli uczestniczyć w polowaniu. Uzbrojeni w ciężkie oszczepy, wypatrywali ewentualnego pojawienia się krokodyli czy hipopotamów. Nefer ucieszył się w duchu, że Amaktaris i Horkan zadowolili się polowaniem na ptactwo, pozostawiając w spokoju tych groźnych władców Rzeki.
     Wkrótce pojawiły się pierwsze cele, kaczki, czaple, kormorany... Płoszone przez wysłanych w tym celu pomocników, zrywały się do lotu w mniejszych lub większych grupkach. Horkan dobrze wybrał miejsce, liczba ptactwa wydawała się niewyczerpana. Królowa i młody oficer ochoczo chwycili za łuki i wypuszczali strzałę za strzałą, rzadko chybiając. Dwa pozostałe przy flotylli czółna krążyły po rozlewisku, ich wioślarze zbierali upolowane ptaki i odzyskiwali strzały. Oczywiście, te które chybiły przepadały w trzcinach, ale było ich naprawdę niewiele. Nefer nie próbował swych wątpliwych talentów łuczniczych, wolał przyglądać się popisom towarzyszy. Bogini znakomicie posługiwała się łukiem, a Horkan niewiele Jej ustępował. Po jakimś czasie kapłan zauważył jednak pewną prawidłowość. Setnik chybiał raz czy dwa razy wkrótce po niemal każdym niecelnym strzale Władczyni. W innych wypadkach trafiał zwykle bezbłędnie.
     "Świetnie strzelasz, o Pani.” - Horkan skomplementował szczególnie udany strzał Królowej.
     "Bardzo lubię polowania. Pozwalają uciec od nudnych, dworskich pochlebców” - odparła nadspodziewanie chłodno.
     Od tej chwili strzały oficera zaczęły zawsze znajdować cel.
     "A więc, na dodatek, jest też niegłupi” - pomyślał kwaśno Nefer, tracąc resztki entuzjazmu myśliwskiego.
     Zachęcany przez Amaktaris, sam wystrzelił w końcu kilka razy, za każdym razem haniebnie pudłując. Nie zwróciła na to większej uwagi, zajęta zaciętą rywalizacją z Horkanem. Oboje wznosili się na wyżyny sztuki łuczniczej, raz po raz wybierając wyjątkowo trudne cele i najczęściej trafiając. W ocenie Nefera setnik okazał się odrobinę lepszy, ale Władczyni zdawało się to nie przeszkadzać. Odzyskała dobry humor i polowanie dawało Jej autentyczną radość. Tymczasem Nefer zmuszony był z całych sił ukrywać własny, kiepski nastrój i z niecierpliwością oczekiwał końca tej części łowów. Horkan przypomniał wreszcie Królowej o umówionym spotkaniu z jego ojcem. Niechętnie dała znak do powrotu.
     Łodzie ponownie przedarły się przez szuwary i skierowały się dalej w górę Rzeki, przybijając w końcu do wolnej od zarośli, piaszczystej plaży. Na pobliskiej łące czekały już przyprowadzone przez nomarchę Torkana rydwany, płonęło ognisko, na którym podgrzewano jakąś smakowicie pachnącą potrawę. Nefer liczył na solidne, myśliwskie śniadanie. Królowa, podniecona wiadomością o wytropieniu stada antylop w pobliżu jednego z folwarków, przynaglała jednak do szybkiego wymarszu. Kapłan zdążył więc tylko przełknąć w pośpiechu jakieś przekąski i zajął przydzielone mu miejsce w rydwanie powożonym przez Horkana. Zaprzęgiem Najjaśniejszej powozić miał gwardzista Amar. Nefer spodziewał się niechętnej reakcji oficera na wiadomość, iż jego towarzyszem wyznaczono niewolnika. Ten jednak w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że ta decyzja Władczyni mogła mu sprawić przykrość. Do Nefera odniósł się niemal przyjaźnie i dał mu kilka wskazówek, jak zachować się podczas pościgu za zwierzyną. Kapłan bez żalu rozstał się z łukiem. Rydwan wyposażony był w kilka umieszczonych w specjalnych uchwytach oszczepów ale Nefer liczył w duchu na to, że nie będzie musiał ich używać.
     Prowadził nomarcha, który wziął na platformę jednego z tropicieli. Rydwan Królowej podążał tuż za nimi, Horkan dotrzymywał mu kroku, ale nie próbował wyprzedzać. Z tyłu ustawiły się wozy eskorty. Wyjechali na pustynię i posuwali się skrajem pól uprawnych. Nefer pogratulował sobie w duchu, że nie jest to jego pierwsza jazda na platformie rydwanu. Za nic nie chciał się skompromitować w obecności Amaktaris i Horkana. Szczęśliwie jechali niezbyt szybko, by nie zmęczyć przedwcześnie koni. Gdy zbliżyli się do jednego z wyznaczających granice nawadnianych gruntów zagajnika palmowego, drogę zastąpiło im dwóch oczekujących tropicieli. Poszukiwane stadko antylop miało przebywać na przeciwległym krańcu dość gęstych i rozległych zarośli..
     "Zajmijmy tu pozycję i niech wypłoszą zwierzęta w naszym kierunku.” - Zaproponował Torkan.
     "Nie, mamy niekorzystny wiatr. Wieje w ich stronę i musimy sami dopaść zwierzynę. Chcę zresztą zapolować w pełnym pędzie.” - Sprzeciwiła się Władczyni.
     "Pani, to może być ryzykowne. Nie zdołamy osłonić Twego rydwanu.” - Zaoponował nieopatrznie nomarcha.
     "Czy myślisz, że szukam osłony i będę się chowała za waszymi plecami? Nic z tego, Mój wierny Torkanie! Ruszymy wzdłuż zagajnika i dogonimy antylopy, gdy będą przed nami uciekać.”
     "Świetlista Pani, w zeszłym miesiącu donoszono o obecności stada lwów w okolicy. Mówiłem o tym” - odezwał się Horkan.
     "Mówiłeś też jednak, że nie widziano ich już od dłuższego czasu. W przeciwnym razie polowalibyśmy dzisiaj na godniejszą zwierzynę.”
     Ruszyli początkowo niezbyt szybko, co pozwalało zachować zwartość grupy. Po dłuższej chwili dotarli na wysokość miejsca, w którym przebywały antylopy. Tropiciele dobrze wykonali swoje zadanie i wypłoszyli zwierzęta na otwartą przestrzeń. Piękny samiec i trzy samice pognały w ucieczce z szybkością i gracją właściwą dla swego gatunku. Gdy Amaktaris ujrzała ten widok, nic już nie zdołało Jej powstrzymać. Przynagliła Amara, by popędził konie i Jej rydwan natychmiast wysunął się do przodu. Miała najlepszy zaprzęg, a gwardzista był znakomitym woźnicą. Tylko Horkan mógł próbować dotrzymać im kroku, a i tak został nieco z tyłu. Teraz dopiero tak naprawdę przydały się Neferowi poprzednie doświadczenia. Trzymał się desperacko burty pojazdu, starając się zachować równowagę. Nie wyobrażał sobie, by mógł w tym pędzie użyć oszczepu. Ale Królowa potrafiła to zrobić. Amar w pełnym galopie zbliżył się do ostatniej z uciekających samic. Amaktaris wychyliła się niebezpiecznie poza osłonę platformy rydwanu i pięknym rzutem powaliła zwierzę, trafiając precyzyjnie w bok antylopy. Grot wbił się w płuca, może sięgnął serca, bo uciekająca samica w jednej chwili runęła na ziemię. Władczyni wydała okrzyk triumfu i nakazała Amarowi ścigać resztę stada. Nefer dostrzegł w przelocie, że pozostali myśliwi zostali daleko w tyle, nawet Torkan nie był w stanie nadążyć. Rydwany gnały na złamanie karku, ścigając się z wiatrem i równie szybkimi antylopami. Samiec zmienił nieco kierunek, by ominąć gęstą kępę zarośli, która wyrosła na drodze uciekających zwierząt. Amar zręcznie to wykorzystał, ścinając łuk i zmniejszając dystans. Królowa ujęła kolejny oszczep...
     Wtem do pościgu przyłączył się nowy myśliwy. Z zarośli wypadł zwinny, płowy kształt, gromkim rykiem ogłaszając swoją obecność. Antylopy rozpaczliwie przyspieszyły, dobywając resztek sił i lwica nie zdołała ich dopaść. Rydwan Królowej pędził prosto na nią. Nawet Amar, pomimo olbrzymiej siły i doświadczenia, nie był w stanie zapanować nad przerażonymi końmi. W ostatniej chwili zepchnął Amaktaris z platformy wywracającego się rydwanu, sam odciął nożem oplątane wokół nadgarstka lejce i zeskoczył po przeciwnej stronie. Obydwoje upadli na porośnięty suchą roślinnością piasek. Spłoszony zaprzęg powlókł pojazd w ślad za uciekającymi zwierzętami. Lwica ponownie ryknęła, nie miała jednak zamiaru ścigać rozhukanych koni. Miękkimi, prawdziwie kocimi krokami zbliżała się ku podnoszącej się z pewnym trudem Królowej. Władczyni zdołała utrzymać w dłoni oszczep, czy jednak mogło to Jej pomóc w walce z najgroźniejszym na świecie myśliwym? Amar także to zrozumiał i zaczął głośno krzyczeć, wymachując rękoma. Jego jedynym orężem był nóż, starał się jednak rozpaczliwie ściągnąć uwagę zwierzęcia na siebie. Lwica zatrzymała się, niezdecydowanie kręcąc głową. Powoli ruszyła w stronę gwardzisty.
     "Amarze, nie! Nie masz broni!” - Murzyn zignorował okrzyk Monarchini i szykował się do nadchodzącego starcia.
     Horkan ponaglił zaprzęg, zamierzając obalić lwicę lub przynajmniej przeciąć jej drogę.
     "Chwytaj za oszczep, niewolniku!” - Rozkazał.
     Nefer nie był w stanie tego zrobić, nie potrafił oderwać dłoni od krawędzi osłony pędzącego rydwanu. Zresztą pomysł setnika i tak nie miał szans powodzenia. Jego konie również zaczęły się płoszyć i tracił nad nimi kontrolę. Chcąc zapobiec wywrotce rydwanu, oficer w ostatniej chwili wykonał ostry skręt, wytracając szybkość. Nefer częściowo wypadł, częściowo zeskoczył z pochylonego pojazdu, zdołał jednak utrzymać się na nogach. Horkan wytrwał na platformie i opanował konie. Sam chwycił za oszczep, ale rydwan stał teraz w miejscu, w sporej jeszcze odległości od Królowej i Amara. Lwica wpatrywała się przez chwilę w przybyły zaprzęg, po czym zwróciła się ponownie ku wydającemu głośne okrzyki i nadal wymachującemu rękoma Amarowi. Kapłan pospiesznie sięgnął po ołowiany pocisk i umieścił go w skórzanej kieszeni procy. Wprawił ramię i rzemienie w ruch obrotowy.
     "Wspomóżcie mnie teraz Izydo, Ozyrysie i Horusie!”
     Kula ugodziła lwicę w szczękę. Zaskoczona stanęła w miejscu, ryknęła wściekle i zaczęła kręcić pyskiem. To dało Neferowi czas na wypuszczenie następnego pocisku. Tym razem trafił nawet lepiej, w bok głowy, tuż za uchem. Był to szczęśliwy przypadek albo wola Bogów. Zwierzę nie wydało już groźnego dźwięku, zamiast tego opuściło łeb i sprawiało wrażenie oszołomionego. Amaktaris i Amar wykorzystali tę okazję. Nefer nie potrafił powiedzieć, które z nich ruszyło pierwsze. Dopadli lwicy niemal równocześnie, z obydwu stron. Królowa z rozmachem wbiła oszczep w bok zwierzęcia, celując w płuca. Amar ugodził szerokim cięciem w gardło drapieżnika. Potężna kocica zwaliła się na piach, brocząc krwią i wydając coraz słabsze, przerażające odgłosy bólu i agonii.
     "A więc jednak Bogini zapolowała dziś na szlachetną zwierzynę” - pomyślał kapłan.
     Ostrzegło go pełne strachu rżenie koni. Horkan zeskoczył już z rydwanu i pozostawione same sobie zwierzęta pognały teraz w panice w głąb pustyni.
     "Neferze, za tobą!” - To wołała Amaktaris.
     Odwrócił się i zamarł ze zgrozy. Prosto na niego pędziła długimi susami druga lwica, która ukrywała się dotąd w zaroślach. Była nieco mniejsza od martwej poprzedniczki, ale Neferowi nie robiło to żadnej różnicy. Nawet jego doświadczeni w łowach towarzysze zapomnieli wśród dramatycznych wydarzeń sprzed chwili, że lwice nigdy nie polują samotnie. Kątem oka zauważył, że Królowa rozpaczliwie usiłuje wydobyć zaklinowany między żebrami pierwszego drapieżnika oszczep, a Amar puszcza się biegiem w jego stronę. Nie miało to większego znaczenie, żadne z nich i tak nie zdążyłoby przed atakiem wielkiego kota. On sam stał jak sparaliżowany, ściskając rzemień procy, w tej chwili zupełnie bezużytecznej. Lwica rzuciła się do ostatniego skoku i wtedy wyrósł przed nią Horkan z nastawionym oszczepem. Będąc w powietrzu, nie zdążyła już zmienić kierunku lotu i nadziała się brzuchem prosto na brązowe ostrze. Siła uderzenia sprawiła, że oszczep wbił się głęboko, ale też zaraz potem złamał. Umierające zwierzę zwaliło się na żołnierza, drapiąc konwulsyjnie pazurami. Kapłan dostrzegł tryskającą z uda setnika krew. On sam wyszedł niemal bez szwanku, potłukł się tylko, gdy pęd zwierzęcia i jego obalił na piasek.
     Amar przybiegł pierwszy i na wszelki wypadek wbił nóż w gardło lwicy. Było to w istocie zbędne, zwierzę już nie żyło. Wspólnie z Neferem, chociaż jego pomoc także była właściwie zbędna, uniósł ciało kota i odsunął na bok. Horkan zachował przytomność, poruszał się słabo, ale z rozdartego uda lała się krew. Mnóstwo krwi wsiąkającej w piasek. Królowa porzuciła daremne próby wyrwania oszczepu i także przybiegła na miejsce walki. Zrozumiała już, że bardziej będzie potrzebna jako uzdrowicielka niż jako łowczyni. Jednym spojrzeniem oceniła sytuację.
     "Dawaj to!” - Wyrwała z rąk Nefera procę i opasała jej szerokimi rzemieniami udo oficera powyżej straszliwej rany.
     "A ty ściągnij z całych sił!” - Rozkazała Amarowi, zawiązując węzeł i podając gwardziście wolne końce rzemieni. Krwotok zmniejszył się i zaczął stopniowo ustawać. Bogini poleciła swym pomocnikom przytrzymać setnika i obmacała jego nogę. - "Kości są całe, dzięki wszystkim Bogom, ale reszta...”
     Teraz dopiero na miejsce walki dotarły pierwsze rydwany eskorty.
     "Dajcie szybko bandaże!” - Zawołała Amaktaris do nadjeżdżającego Torkana. Nie czekając na reakcję osłupiałego nomarchy, Amar wyszarpał ze skrytki w jego rydwanie pas czystej, lnianej tkaniny. Królowa doświadczonymi ruchami dłoni nałożyła opatrunek.
     "Musimy go natychmiast zanieść do jakiejś osady. Tutaj nic więcej nie mogę zrobić!”
     "Pani, nie powinnaś...” - nomarcha usiłował słabo protestować, widząc Władczynię umazaną krwią jego syna.
     "Nie ma tu nikogo, kto zrobił by to lepiej ode Mnie! To Twój syn i żołnierz w Mojej służbie. Został ranny walcząc w obronie Królowej. Chcę i potrafię mu pomóc. Będą potrzebne nosze z oszczepów, szybko!”
     Nomarcha otrząsnął się wreszcie i zaczął wydawać rozkazy załogom przybywających rydwanów. Kilku żołnierzy wiązało oszczepy, innych posłano, by sprowadzili spłoszone zaprzęgi. Tropiciele przetrząsnęli fatalną kępę zarośli w poszukiwaniu kolejnych drapieżników. Nic już jednak nie znaleźli.
     "Synu...” - generał pochylił się nad Horkanem. - "Cokolwiek się stanie, jestem z ciebie dumny. Walczyłeś jak na polu bitwy.”
     "Tak, w Mojej obronie” - dodała Władczyni, także pochylając się nad rannym.
     "Przede wszystkim uratował mnie” - pomyślał Nefer, ale uznał, że lepiej zachować tę uwagę dla siebie.
     "Pani, ja...” - Horkan usiłował coś powiedzieć, widocznie także zaskoczony słowami Amaktaris.
     "Byłeś bardzo odważny” - przerwała mu Królowa. - "Bądź pewien, nie zapomnę o tym!”
     "Ojcze, zajmijcie się lwami. To piękne trofeum...” - powiedział słabo.
     "Nic już nie mów, Horkanie.” - Bogini uciszyła go, kładąc łagodnie dłoń na ustach żołnierza. Po chwili stracił przytomność.
     "Pani, w pobliżu znajduje się folwark, tak mówią tropiciele. To królewska posiadłość” - odezwał się nomarcha.
     "Wyślij jeden z rydwanów z rozkazami. Niech rozpalą ogień, potrzebuję gorącej wody, octu, bandaży... A my musimy przenieść tam twojego syna.”
     "Najwspanialsza... Czy on przeżyje? To mój jedynak...”
     "Przeżyje, zrobię wszystko, by go uratować. A jestem naprawdę dobrą uzdrowicielką. Wiele zależy jednak od woli Bogów.”
     "Sama jesteś Boginią, o Pani... dziękuję za Twe starania.”
     "Zostanę przy twoim synu. Ty zajmij się zabitymi lwami. To było życzenie Horkana... Zasłużył na to trofeum i chcę mu je wręczyć osobiście, gdy dojdzie do siebie.”
     Nieprzytomnego żołnierza złożono na związanych rzemieniami oszczepach, jego towarzysze ujęli te prowizoryczne nosze i ruszyli w stronę widocznego w pewnej odległości pasa zieleni. Była to granica pól uprawnych, nawadnianych dzięki wylewom Rzeki oraz skrzętnej pracy rolników. Bogini nie odstępowała rannego i całą drogę szła tuż przy noszach. Horkan nadal był nieprzytomny, prowizoryczny opatrunek zabarwił się na czerwono. Amaktaris spoglądała na to z zafrasowaną miną, upominała żołnierzy by nieśli nosze równo i bez wstrząsów, nie próbowała ich jednak poganiać. Po chwili znalazła też zajęcie dla Nefera.
     "Ruszaj przodem, kapłanie i upewnij się, że wszystko będzie gotowe!”
     Pola i zabudowania folwarku były już dobrze widoczne, trafił więc bez trudu. Okazało się szczęśliwie, że nie musiał nikogo przynaglać: rozpalono ogień, gotowano wodę, zebrano czyste, lniane tkaniny na bandaże. To właśnie uderzyło Nefera, czyniono przygotowania na przyjęcie rannego, a nie na wizytę Monarchini. Zarządcę znalazł bez trudu. Stosunkowo młody, o twarzy ogorzałej od słońca szybko i bez wahania wydawał stosowne polecenia. Rychłe przybycie Osoby Królowej zdawało się nie robić na nim większego wrażenia, tak jak gdyby codziennie odwiedzała to zapadłe gospodarstwo.
     "Panie, z polecenia Najjaśniejszej mam prosić Cię o dopatrzenie wszystkiego...”
     "Tak, wiemy już co się stało. Nie przeszkadzaj teraz” - odprawił go zarządca.
     Wśród ogólnego gwaru Nefer posłyszał jego imię – nazywał się Toros. Natychmiast przypomniał sobie przestudiowane na okręcie dokumenty. Zarządca wywarł na nim korzystne wrażenie, pomimo szorstkiego sposobu bycia. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że na folwarku panował ład i porządek, dużo większy niż to, co widział niedawno w gospodarstwie Pachosa. Zabudowania wyglądały na solidne i niedawno odnowione.
     Dalsze obserwacje przerwało przybycie Królowej i rannego Horkana. Żołnierza złożono w jednym z budynków. Nefer wszedł tam za innymi. Nie potrafił jakoś polubić młodego oficera, ale nie mógł też zapomnieć, jak odważnie stanął on naprzeciw atakującej lwicy. Bo Horkan uratował przede wszystkim właśnie jego, niewolnika - niezależnie od tego, co mówiła potem Władczyni.
     Amaktaris pospiesznie wydawała rozkazy. Zażądała gorącej wody, octu, płóciennych bandaży, ostrego noża i wielu innych rzeczy. Rozcięła prowizoryczny opatrunek, a następnie rzemienie procy. Nefer nie cieszył się długo z posiadania tej broni. Krew popłynęła ponownie, sącząc się z rany z mniejszą już jednak siłą. Królowa odczekała chwilę, a gdy płynąca krew stała się jasna i intensywnie czerwona, ponownie zacisnęła na udzie rannego opaskę, tym razem był to solidny, skórzany pas. Raz jeszcze upewniła się, czy kości są całe i zaczęła delikatnie przemywać ranę. Przy tych czynnościach Horkan niestety się ocknął.
     "Trzymajcie go” - poleciła. Amar i kilku żołnierzy unieruchomiło oficera.
     Pochyliła się ku jego twarzy.
     "Takie rany często się jątrzą. Musimy ją przypalić. Sama to zrobię, ale nie mogę być delikatna.”
     Horkan powiedział coś tak cicho, że nikt poza Boginią nie był w stanie usłyszeć jego słów.
     "Cśśśiii...” - po raz drugi położyła dłoń na ustach rannego. - "Dajcie mu mocnego wina.”
     "Wybacz, o Pani, ale nie mamy wina na folwarku. Mogę posłać kogoś do sąsiadów ale...” - to odezwał się Toros.
     "Nie ma na to czasu. Musicie go trzymać naprawdę mocno” - spojrzała tu zwłaszcza na Amara. Olbrzym spokojnie i pewnie kiwnął głową, przyjmując polecenie. Królowa dostrzegła też kapłana. - "A ty, Neferze, wsuń mu to między zęby i nie pozwól, żeby wypadło” - wskazała na owinięty wyprawioną skórą kawałek drewna, zapewne do niedawna trzonek jakiegoś narzędzia.
     Gdy wszystko było gotowe, Amaktaris ujęła podgrzany w ogniu szeroki nóż o drewnianej rękojeści i rozpalonym do czerwoności ostrzu. Skropiła je lekko wodą, przekonując się, iż jest wystarczająco gorące.
     "Bądź dzielny, Horkanie. Pamiętaj, że żołnierz nie okazuje bólu...” - to nomarcha próbował podnieść syna na duchu.
     "Twój syn okazał już dziś wystarczająco wiele odwagi” - przypomniała mu Królowa. - "Krzycz, jeśli ci to ulży. Z pewnością nikt nie weźmie ci tego za złe. A ja najmniej...”
     Wolną dłonią ścisnęła rękę oficera. Gdy jego wzrok szukał twarzy Bogini, ta szybkim ruchem przyłożyła nóż do rany. Ciało Horkana wygięło się w łuk, rzucił się konwulsyjnie, ale Amar był przygotowany i utrzymał w bezruchu nogi setnika. Pozostali też szybko się ocknęli i wzmocnili uchwyt. Nefer z trudem przytrzymał głowę Horkana, chociaż zadanie ułatwiał wsunięty w usta rannego kawałek drewna, na którym oparł dłonie. Tłumił on przy okazji krzyki żołnierza, bo Horkan jednak krzyczał. I trudno było czynić mu z tego zarzut. Kapłan dopiero teraz poczuł autentyczne współczucie. Młody oficer, zawsze tak doskonały w tym co robił, okazał się w tej chwili zwykłym człowiekiem. Rozszedł się wstręty smród palonego mięsa. Ranny raz jeszcze rzucił się gwałtownie i ponownie stracił przytomność. Wyszło mu to na dobre, bo jak się okazało, Królowa nie poprzestała na tym jednym przypaleniu. Odwróciła ostrze i przyłożyła je do rany w innym miejscu, a potem użyła jeszcze dwóch kolejnych noży, które przyniesiono na Jej wezwanie. Nefer zrozumiał, że uprzednio nie chciała ich widokiem dawać Horkanowi dodatkowego powodu do obaw. Liczyła na to, że ranny straci przytomność. Sama pracowała szybko i pewnie, na wszelki wypadek niektóre miejsca przypaliła dwukrotnie. Wyglądającą okropnie oparzelinę przemyła wodą z octem i nałożyła nowy opatrunek.
     "Nic więcej nie możemy zrobić, reszta w ręku Bogów. Trzeba mu zapewnić najlepszą możliwą opiekę. Pewnie pojawi się gorączka.”
     "Sprowadzę łódź i jak najszybciej przewiozę go do domu” - oświadczył nomarcha.
     "W żadnym wypadku, to mogłoby poważnie zaszkodzić Horkanowi” - sprzeciwiła się Królowa. - "Mówię to jako uzdrowicielka. Przez jakiś czas musi zostać tutaj. Zarządco, przygotuj odpowiednie pomieszczenia. Ma to być najlepszy dom na folwarku!”
     "W takim razie oddam własną kwaterę, zaraz wydam odpowiednie rozkazy” - nie czekając na pozwolenie wyszedł na zewnątrz.
     "A ja sprowadzę tutaj służbę, pielęgniarki, najlepszych uzdrowicieli...” - dodał Torkan.
     "Tylko żeby nie było ich zbyt wielu, on potrzebuje spokoju. Co do uzdrowicieli... Mam zamiar odwiedzić Horkana za dzień lub dwa, ale nie mogę pozostać tu na stałe. Chciałabym jednak porozmawiać z tymi uzdrowicielami, zanim wyślesz ich w drogę.”
     Po dłuższej chwili powrócił Toros z wiadomością, że kwatera jest już gotowa. Pod czujnym nadzorem Bogini żołnierze ostrożni przenieśli Horkana do zaskakująco skromnego, porządnego jednak oraz czystego domostwa. Nie było tam wielu wygód, ale młody oficer nie wyglądał na kogoś, kto byłby do nich przyzwyczajony. Amaktaris uznała wyposażenie za wystarczające. Torkan zapowiadał już jednak, jakie sprzęty tu sprowadzi. Władczyni nie zwracała uwagi na jego nerwową gadaninę, wsłuchując się w oddech rannego. Był równy i spokojny, ale czy pozostanie takim gdy nadejdzie nieunikniona gorączka?
     "To koniec dzisiejszego polowania” - zwróciła się do Torkana, pragnąc zapewne przerwać jego wywody. - "Wrócę do miasta łodzią. Zechciej nakazać, by ją przysłano, generale. Tymczasem zostanę przy nim, ale chciałabym się obmyć.” - To ostatnie skierowane było do Torosa.
     "Oczywiście, o Pani. Nie mamy tu jednak żadnych luksusów...”
     "Wystarczy jakiś osłonięty zakątek, wiadro ciepłej wody i niewolnica do pomocy.”
     "Natychmiast wszystko przygotuję.”
     "Generale, zajmij się tym co ci zleciłam oraz sprowadzeniem potrzebnych synowi sprzętów. Tutaj w niczym mu już nie pomożesz.” - Najwyraźniej chciała się pozbyć zdenerwowanego nomarchy, dając mu przy okazji zajęcie, które pomoże opanować niepokój. Ten raz jeszcze spojrzał na rannego Horkana i wyszedł.
     "Popilnuj go podczas Mojej nieobecności” - poleciła Neferowi Królowa i opuściła pomieszczenie, prowadzona przez zarządcę.
     Został sam przy posłaniu Horkana. Ranny nadal oddychał spokojnie, ale kładąc dłoń na jego czole kapłan wyczuł narastającą gorączkę. Miał nadzieję, że Bogini potrafi sobie z tym poradzić.
     "Ciekawe, czy wyżyje. Jest młody i silny, ale otrzymał ciężką ranę.” - Wpatrywał się w przystojną twarz oficera. Horkan miał wszystko to, czego brakowało jemu samemu. Męską urodę, wyćwiczone ciało, umiejętności wojownika. Kilka razy dowiódł nadto, że jest niegłupi. Nie ulegało wątpliwości, iż wywarł korzystne wrażenie na Władczyni. Więcej niż korzystne... - "Czy to dlatego nie potrafię go polubić, chociaż uratował mi życie?”

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 5181 słów i 30184 znaków.

10 komentarze

 
  • AnonimS

    A fe. Brzydka zazdrość Nefera. Opis polowania emocjonujący.

    5 maj 2021

  • nefer

    @AnonimS Kazdy ma swoje slabosci.  :blackeye: Nie sa od nich wolne rowniez inne postacie. Od czasu do czasu nalezy zdynamizowac akcje.

    5 maj 2021

  • ramzes XX

    Masz całe noce do pisania - szukaj wydawcy

    17 kwi 2015

  • ramzes XX

    Jesteś perfekcyjnym profesjonalistą , przestań się lenić bo wszyscy czekają na więcej i nie koniecznie cały tydzień i kolejny tylko jeden rozdział

    16 kwi 2015

  • Szarik

    To już istna powieść, a ciągle mi mało. Proszę o więcej, bo naprawdę warto.

    16 kwi 2015

  • nefer

    "Nie jestem Panem tylko niewolnikiem" - Nefer powtarza to wiele razy  i kłaniać mu się nie trzeba (na razie)  ;) . Nie jestem w stanie pisać szybciej, robię to w wolnych chwilach, a tych każdemu brakuje. Coś tam jednak skrobię i za jakiś tydzień (jak trafnie przewidział Funky) pojawi się kolejna część.

    16 kwi 2015

  • nienasycona

    Nie będę przynudzała długą wypowiedzią, powiem tylko, że moim zdaniem jesteś piekielne utalentowany!!! Niziuteńko się kłaniam

    16 kwi 2015

  • gabi

    Dziękuję Panie za tą chwilę oderwania od rzeczywistości. Będę cierpliwie czekać na kolejne spotkanie z Tobą.

    15 kwi 2015

  • Tadzik101

    Pięknie przedstawiona historia. Porusza wyobraźnię aż miło :)

    15 kwi 2015

  • Funkykoval1972

    I znów będę musiał tydzień czekać. A może mniej Neferze? :-)

    15 kwi 2015

  • Ramol

    Każda kolejna część wydaje się lepsza od poprzedniej! Brawo Neferze!

    15 kwi 2015