O matce nimfomance - druga część

- Boża krówko, boża krówko, ile masz latek? Nie masz jeszcze latek? To zrobimy ci latka. Moja kochana boża krówko. Ile krówka chce mieć latek? – Dziewczyna gładziła policzek, wpatrując się nieobecnymi oczami. – Ile latek chce mieć krówka? Krówka nie powie? Powie… Powiedz, krówko…

Przechyliła głowę, aż oparła ją o ramię. Westchnęła.

- Niedobra boża krówko! Ile chcesz mieć latek! Mów! Mów, biedronko jedna, bo dostaniesz wielką kropę!

Odpowiedziała jej cisza gabinetu.

- No już dobrze. Nie będziemy się na siebie złościć. Przytulimy małą biedroneczkę. Cip, cip, taś, taś… Kici-kici... Chodź do mnie, mała boża krówko. Chodź… Nie wstydź się…
- Biedroneczko? Biedroneczko… Biedronko...  
- Ty wredna, mała suko!

............................................................................................................................

- Tylko pamiętaj, żebym miał raport najpóźniej o czternastej! – krzyknął w głąb korytarza i zatrzasnął za sobą drzwi. Obrócił się i zgrabnym ruchem rzucił teczkę na biurko. Śliska powierzchnia zadziałała jak wyrzutnia, posyłając dokumenty wprost za otwarte na oścież okno. Tuż za nim teczka przybrała kształtu zgrabnego samolotu i pofrunęła zataczając radosne kręgi.  

- Oż by to koń wyd… wyd... łubał… - skończył, wypuszczając z siebie powietrze jak z wielkiego miecha akordeonu. Zauważył dziewczynę. Przyjrzał się jej uważnie, po czym omiótł pomieszczenie wzrokiem, badając każdy fragment. Biurko – jest. Szafa – jest. Fotel – jest. Zamknięte okno – nie ma, zostało zastąpione otwartym. – Mączyński!!! – wrzasnął na cały regulator.

Mączyński ciekawie wsunął głowę przez uchylone drzwi i wybałuszył oczy w przestrachu. Dyrektor złapał go za zwisający krawat i silnym ruchem wciągnął do pokoju.  

- Możesz mi powiedzieć, co to jest? – wysapał.

- Ttto… Jest… Dzie… Dzie… Ddddziee…

- Dzięcioł? Cholera jasna, chcesz mi powiedzieć, że to jest dzięcioł? Czy ja się nie znam na ornitologii i pierwszy raz dzięcioła widzę na oczy? Toż to nawet ptak nie jest! Ja się pytam, Mączyński, co to jest… - wycedził, punktując palcem w rozanielone dziewczę, pochłonięte pracą.  

- Dzie… Dzie – nabrał powietrza, przywołany do pozycji oficjalnej zniecierpliwionym spojrzeniem przełożonego – Dziewczynka, panie dyrektorze – wypalił w końcu ciężko, po czym odetchnął z wyraźną ulgą.  

- Dziewczynka, powiadasz? – Dyrektor był już czerwony ze złości. Na twarzy pojawiła mu się mapa ZSRR za najlepszych jego czasów, przechodząca w równie czerwoną mapę Chin na karku. – Weź mi lepiej powiedz Mączyński, dlaczego ta, jak powiadasz, dziewczynka, zżarła zawartość tej tu torebeczki? - W dłoni trzymał mały woreczek ze struną, w którym faktycznie czegoś brakowało. Obecnie znajdowało się w nim tylko kilka centymetrów sześciennych powietrza.  

- Nnie wieem.. – wyszeptał zagadniony.

- Ty mi właśnie mówisz, że nie wiesz, dlaczego ta gadzina pożarła dowód rzeczowy, który to udało się przejąć z takim poświęceniem panu Kozłowskiemu?  

Zagadniony nie odpowiedział.  

- Biedroneczka ma tsy kropecki… - Zachichotała pochylona dziewczyna.  

- Pierwszy dowód, jaki udało się zdobyć… - cedził dyrektor, jakby nie zwracając uwagi na małoletnią – po czterech miesiącach prób wywalenia Terkucia na zbity pysk z mojej szkoły, a ty pozwalasz, żeby pierwsze – uderzył w stół – lepsze – ponownie uderzył w stół - dziewczę – przywalił mocniej - poczęstowało się nim jak landrynkami… - uderzył w stół po raz ostatni, trafiając na pinezkę. Syknął z bólu i strzelił batem z oczu. – W dodatku bawi się moim kaskiem!  

Wyciągnął z dłoni pinezkę, odrzucił ją niedbale i łypnął w kierunku dziewczyny. Zaciekawiony podszedł bliżej. W końcu parsknął ze złości i wyrwał jej z dłoni podłużny przedmiot.

- I wypisała mi cały korektor! – jęknął przeciągle, przyglądając się wtulającej w oznaczony nierównymi kropkami kask dziewczynie. W końcu sapnął głośno i w odruchu bezsilności opadł na fotel.

- Wyjdź – powiedział, zakrywając oczy dłonią.

Dziewczyna zerwała się na równe nogi.

- Nie ty! – wrzasnął dyrektor, wychodząc z siebie na długą przerwę.  

- Ja? – zapytał cicho Mączyński.

- Nie, matka Teresa z Kalkuty i moja wredna teściowa… - Powiedział spokojnie dyrektor, wpatrując się w swojego najlepszego pracownika. Z uszu toczył nikłe obłoki pary, a piana zdobiła kąciki jego grubych ust. – Spieprzaj.  

- Mączyński! – wrzasnął, gdy drzwi dotknęły framugi zamykając proces wyjścia przerażonego Mączyńskiego. Drzwi otworzyły się z wolna ponownie i ponownie jak poprzednim razem, do środka wsunęła się głowa z przerażonymi oczami. – I przynieś dziennik. Wyleciał przez okno.

Gdy Mączyński zniknął, dyrektor zadzwonił do sekretarki. Poinformowała go, że dziewczyna przyszła złożyć zeznania dotyczące niewłaściwych zachowań swojej matki. Że te zeznania zostały już nawet spisane i po korekcie błędów, dyrektor otrzyma je do rąk własnych. Powiedziała również, że Mączyński umieścił ją w pokoju dyrektora, żeby nie czekała w sekretariacie z trzema wyrostkami z trzeciej D, którzy koniecznie chcieli jej zajrzeć pod sukienkę. Dwóch z nich dziewczyna zdążyła poturbować, traktując niezwykle celnym i zamaszystym kopniakiem w genitalia, co sekretarka umieściła w protokole.  

- Poczekamy więc na dokument – westchnął dyrektor i przetarł wilgotne czoło leżącą na biurku ściereczką. Nie poczuł nawet, jak osad z kredy oznaczył jego głowę białym pudrem.  

- Wygląda zupełnie jak pączek. – Pomyślała dziewczyna. Tylko nie jest pączkiem. I nie jest aż tak okrągły. I nadzienie ma pewnie inne. Poza tym, pączki nie mają oczu, co wiedzą nawet w podstawówkach. I te wąsy jeszcze. Pączki nie mają wąsów. Mam ochotę na pączka…

- Co mówiłaś? – zapytał dyrektor. Dziewczyna wbiła w niego wciąż nieobecne spojrzenie. Przecież nic nie mówiła…

- Nie patrz tak na mnie, Sieradzka, bo aż strach – jęknął i po skinięciu głową na wchodzącą do gabinetu sekretarkę, wyciągnął dłoń po spięte zszywaczem kartki. Pani Ela zamknęła za sobą drzwi. Zrobiła to znacznie ciszej, niż miał to w zwyczaju czynić niezbyt dziarski asystent dyrektora. Nim ta właśnie myśl znalazła swe szczęśliwe zakończenie, spinacz wypuścił z metalowego uścisku niesforne kartki. Rozbiegły się w locie, opadając na ciemne klepki podłogi. Dyrektor schylił się, posapując i próbował zgarnąć je jednym ruchem. Suchy trzask uświadomił mu, że zrobił źle. Powinien był mocniej ugiąć nogi. Wtedy spodnie wytrzymałyby napięcie i świeciłyby w dalszym ciągu wytartą na glanc fakturą. Teraz świeciły otworem, z którego wystawała okryta workiem białych majtek, moszna pana dyrektora. Dziewczyna zaśmiała się do rozpuku. Zdawało jej się, że z tyłka dyrektora wychodzi wielki, biały nochal. Duże guziki, zamykające kieszenie spodni, stanowiły oczy potwora. Dobrze, że nie zrobił "uuuu!”.
Sieradzka kręciła się po kącie, w dalszym ciągu bawiąc kaskiem. Dyrektor postanowił nie proponować jej nawet krzesła. - Lepiej nie ruszać – pomyślał i machnął dłonią. Niezgrabnymi ruchami zebrał kartki i ułożył we właściwej kolejności.  


"Mikołów 20 kwietnia, 2014 roku.
Nie chcę mówić źle o swojej matce bo ją kocham. Jednak wydaje mi się, że nie daje mi dobrego przykładu i jak na osobę w moim wieku, jestem pod presją zbyt wielkiej odpowiedzialności. Mam zbyt dużo obowiązków i jestem permanentnie zmuszona do organizowania sobie czasu. Matka nie zajmuje się mną należycie, ponieważ całymi dniami pochłania ją obciąganie wielkiego kutasa ojczyma, a czasami i innych wielkich kutasów."


Dyrektor powrócił wzrokiem do zdania, nie wierząc w jego treść. Po ponownym przeczytaniu ruszył dalej wzdłuż linijek tekstu.  


Dalej była już tylko prawda i moja smutna rzeczywistość

"Wróciłam do domu ze szkoły, rozmyślając o chłopaku, którego spławiłam. Łóżko w sypialni matki skrzypiało regularnym rytmem, zlewając się z ochami, achami i pod pachami.  
Wyła do księżyca dokładnie co dwie minuty, osiągając kolejne orgazmy z odstępami tak równymi, że mogliby według nich synchronizować zegary atomowe.  

Najpierw się wściekłam i rzuciłam plecakiem pod biurko. Usiadłam na łóżku ze skrzyżowanymi rękoma i zastanawiałam się, co mam zrobić. W końcu postanowiłam się zrelaksować. Cały dzień nauki i obcowania ze skretyniałą watahą, potem szybki spacer pod wiosenne słońce wymagały usunięcia.

Zamknęłam łazienkę i od razu odkręciłam prysznic. Lubiłam, gdy nagrzewa pomieszczenie, zanim zrzucę z siebie ubranie. Po chwili weszłam nago do brodzika, zasuwając za sobą szklane drzwi. Usiadłam na zintegrowanym siedzisku i rozchyliłam uda. Woda spływała rozkosznie mocząc całe ciało. Włosy, ramiona, piersi, plecy. Pieszczota strumyków sięgała ud i kolan. Zamknęłam oczy, oddając się temu uczuciu. Po chwili nabrałam na dłonie żelu o intensywnym zapachu mango. Zakręciłam wodę, by nie spłukać się od razu. Rozprowadziłam żel po dłoniach i delikatnie wmasowałam w ciało. Błyskawicznie poczułam się czysta i orzeźwiona. Tego właśnie potrzebowałam. Długo rozcierałam pianę po piersiach, których sutki sterczały bezczelnie. Lubiłam je. Małe, twarde, z niewielką otoczką, brązowiejącą nieznacznie przy pieszczotach. Gdybym dała radę, wsunęłabym sutek w usta i nie wypuszczała go przez cały dzień.  

Albo…

Przypomniałam sobie o chłopaku z autobusu. Wyobraziłam sobie, jak klęka przede mną i wodzi palcami po nabrzmiałej piersi. Przygląda się z zafascynowaniem i próbuje przykryć coraz nowszymi przesunięciami szerokiego pędzla. Sutek jednak wyrywa się naprzód i nie poddaje. Nie pozwala zamalować mydlaną farbą. Woda… Puszczam mocny strumień i wchodzę pod kaskadę. Spłukuje włosy. Piana znika z ramion, piersi, brzucha. Tylko pod pachami i na cipce, czuję pozostałość pachnącego żelu. Sięgam dłonią, zostawiając uda na koniec.

Chłopak wodzi głodnymi dłońmi po moich ramionach. Ściska piersi, gładzi płaski brzuch i schodzi niżej.

- O nie. Jeszcze nie teraz – strofuję go w myślach.  

Dłonie wodzą silnymi palcami po udach, zsuwają się na łydki.  

Przełączyłam strumień z górnego natrysku na wąż z regulacją. Najpierw drobne krople dopadają łechtaczki. Budzi się błyskawicznie, jakby zaskoczona pieszczotą.  

Pozwalam, by jego palce dotknęły wilgoci…

Usiadłam na foteliku, opierając się wygodnie. Stopy zaparłam o podwyższenie kabiny i przekręciłam regulator. Drobne igiełki uderzyły między uda. Skóra zapłonęła, cipka próbuje się wyrwać w kierunku pieszczoty, wilgoć pulsuje, wypływając na zewnątrz i miesza się z niosącym rozkosz strumieniem. To istne szaleństwo… Przekręciłam na kolejne ustawienie. O tak. Idealnie. Grube, silne krople…

Chłopak wbija głowę między nogi. Jego szorstki policzek opiera się o udo, oddech ogrzewa rozpaloną cipkę. Wsuwam dłoń we włosy i przyciągam, aż usta dotkną mokrych warg. O tak… Machinalnie odbiłam głową w tył, jęcząc głośno. Język rozsunął delikatne płatki, torując drogę do zamkniętego wnętrza. Wskoczył na łechtaczkę i zakręcił na niej piruet. Wiłam się z rozkoszy, poruszając bezwiednie biodrami, wypychając je do przodu i pragnąc wciąż więcej.  

- Jeszcze, jeszcze, jeszcze! – wewnętrzny głos wręcz we mnie krzyczał. Usta zaciskały się na łechtaczce, język wywijał na niej esy – floresy, a silne dłonie trzymały pośladki.  
Jeszcze chwila. Jeszcze moment… Zaraz będzie… I… Już! Jest!  

- Tak! Tak! Tak! – krzyknęłam, zaciskając zęby na palcach. Prysznic upadł, wijąc się jak zraniony wąż.  

Skurcz wstrząsnął całym moim ciałem, mokra łechtaczka wyskoczyła spod palców, piersi zapłonęły żywym ogniem a fala obezwładnienia przeszyła mnie całą wielokrotnie. Cipka pulsowała dziko, jakby to właśnie w niej biło silne serce.  

Głośne pukanie do drzwi wyrwało mnie z krainy doznań. Trwało już dłuższą chwilę, lecz nie byłam w stanie dopuścić dźwięków do krainy rozkoszy. Niechętnie otworzyłam oczy. Chłopak zniknął. Gorące usta zsunęły się z gorącej łechtaczki, dłonie zniknęły z pośladków.  

- Co ty tam robisz? Nie można skorzystać z łazienki! – krzyczała nerwowo matka, szarpiąc za klamkę. – Karolina! Wychodź natychmiast!

- Czego chcesz? – zapytałam cedząc słowa.

- Inni też chcą skorzystać z łazienki! – krzyczała, dalej szarpiąc za klamkę.  

- Jakby nie było łazienki na dole – odparłam, spłukując się dokładnie. Zapach seksu spłynął do wąskiej rury.  

- Nienawidzę cię – warknęłam, przechodząc obok matki. Spojrzałam jej wtedy w oczy. Były lśniące. Źrenice błyszczały jak tarcza pełnego księżyca. – Nienawidzę! – dodałam, szczelnie otulając się ręcznikiem. Na jej twarzy mieniła się gęsta, kleista substancja.  

- Nienawidzę!  

Zapach nasienia był ciężki i intensywny. Nienawidziłam matki za to, że musiałam ją oglądać w takim stanie. Za to, że przeszkodziła mi w takiej chwili. Za to, że poznałam zapach spermy nie tak, jak tego pragnęłam. Postanowiłam się zemścić i przy najbliższej możliwej okazji odpłacić się za to, co teraz czułam."

  

- Mączyński!!! – wrzasnął dyrektor, wychylając głowę na korytarz – Pani Elu, proszę też na chwilę do mnie – zwrócił się do sekretarki.  

- Czy ona – wskazał dziewczynę – przyniosła ten oto dokument osobiście? – Zapytał, gdy drzwi zamknęły się, izolując od wścibskich poławiaczy głosek.  

- Tttak – wydukał Mączyński.

- Tak – wtórowała mu pani Elżbieta. – To znaczy ona to opowiedziała. Ja zapisałam. O tu – pokazała palcem spód ostatniej strony – tu jest mój podpis i pieczątka.  

Powiedziała to z taką dumą, jakby ogłaszała zlikwidowanie malarii na całym świecie.
Dyrektor jęknął.

- Ona to opowiadała w sekretariacie, prawda? – szepnął, mając w głosie maleńki ton nadziei.  

- Tak – palnęła dziarsko sekretarka, pozbawiając go złudzeń. Mączyński zawtórował skinieniem głowy.  

- Wyjdźcie – wyszeptał, czerwieniejąc jak rura kominowa przegrzanego pieca. Przetarł czoło szmatką, jeszcze bardziej rozmazując kredę po spoconej głowie.  

Wiedział już wszystko. W towarzystwie gówniarzy z trzeciej klasy i Bóg jeden raczy wiedzieć kogo jeszcze, ta mała gówniara opowiadała o wstrętnych zbereźnictwach, mających miejsce w jej domu. Nie dalej niż za godzinę, będą o tym mówić wszyscy z trzecich klas. Do końca dnia, wiadomość rozniesie się po całej szkole. Najpóźniej wieczorem, dowiedzą się o tym rodzice. A on będzie miał przesrane.

Mylił się jednak w ocenie czasu.

Sieradzka właśnie jechała do szkoły, by odebrać niesforną córkę.  

Osunął się ciężko na fotel, odnajdując pośladkiem pinezkę.

ErmonTwilight

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2652 słów i 15342 znaków.

9 komentarzy

 
  • Mario

    Bardzo zabawne, ale trochę mi nie pasuje bohaterka do tej z poprzedniej części. Tam (z zachowania) była nastolatką... tutaj jest siedmiolatką. O co chodzi?

    12 cze 2015

  • ErmonTwilight

    @Mario - w poprzedniej części nie była pod wpływem substancji z magicznej torebeczki.

    15 cze 2015

  • Mssk

    Kiedy trzecia część?

    29 maj 2015

  • ErmonTwilight

    @Mssk Niestety nie jestem w stanie podać konkretnego terminu. Czeka w kolejce ;)

    3 cze 2015

  • ErmonTwilight

    Cieszy mnie, gdy kogoś jeszcze cieszy :) A miasto jest zupełnie przypadkowe. Rzuciłem pierwsze, byle nie wojewódzkie.

    2 mar 2015

  • szybkamiska223

    Jak nazywa się to miasto? Skądś chyba znam tą nazwę......

    1 mar 2015

  • Sledzik985

    Niesamowite.. Nie śmiałem się tak jeszcze przy żadnym opowiadaniu.. :D

    28 lut 2015

  • ErmonTwilight

    Agulek, kochana moja perło nienasycenia, przecież to oczywiste, że wiem. Poza tym, kreowanie stanowi większe wyzwanie i to mój prawdziwy żywioł.
    Silent, dziękuję bardzo :) Cała przyjemność po mojej stronie, a biedronka musiała być i koniec!

    28 lut 2015

  • nienasycona

    Zatem zmień:) Doskonale wiesz, że nie erotyka, lecz absurd mnie cieszy najbardziej:)

    27 lut 2015

  • ErmonTwilight

    Uczenie się Ciebie za każdym razem od nowa jest znacznie przyjemniejsze... Tylko to pisanie scen erotycznych jest taaaakie nudne. Muszę zmienić dział :)

    27 lut 2015

  • nienasycona

    Ha! Mówiłam,  że dasz radę. Może się wreszcie nauczysz, że zawsze mam rację; )

    27 lut 2015