Moje marzenie. Rozdział 21

Moje marzenie. Rozdział 21Artur skończył rozmawiać, odłożył słuchawkę na bazę telefonu i spojrzał na swoje odbicie w szybkach eleganckiej szafki z ciemnego drewna. Patrzył na zadowolonego z siebie faceta. Rozejrzał się po pokoju. Był to gustownie umeblowany gabinet, bardziej damski, biorąc pod uwagę delikatne meble, jasne kolory obić lekkich foteli na wygiętych nogach i bukiet świeżych kwiatów na małym stoliczku ustawionym między fotelami. W powietrzu unosił się zapach cytrusów i Artur szybko zlokalizował jego źródło. To maleńki szklany flakonik z kilkoma drewnianymi patyczkami emanował tą wonią. Natychmiast przyszło mu do głowy, że Kaśka byłaby zachwycona. Flakonik i telefon stały na przystawionym do ściany sekretarzyku z mnóstwem szufladek i przegródek. W jednej z nich Artur zauważył coś znajomego. Obejrzał się za siebie, a nie widząc nikogo, szybko sięgnął po fotografię. Było to zdjęcie Kaśki z jednej z paryskich sesji. Stała w bieliźnie i lekkim szlafroku oparta o balustradę balkonu, wpatrzona przed siebie. W oddali widać było panoramę Paryża. Wydało mu się, że słyszy kroki, więc szybko odłożył zdjęcie na miejsce i nadstawił ucha, ale kroki ucichły. Już miał wyjść, kiedy nagle dobiegły go głosy z dołu. Męski? Kobiecy?  
- Zaczekaj! - teraz usłyszał wyraźnie podniesiony kobiecy głos – Zaczekaj!     
     Rozległy się szybkie kroki i po chwili wszystko ucichło. Nie czekając, wybiegł z pokoju i szybko pokonał kawałek korytarza i schody. W holu nie było nikogo, za to w drzwiach kuchni zauważył bladą Marię. Rzut oka na białe fotele. Leżała tam torebka Kaśki, ale jej samej nigdzie nie było.
- Kaśka! - zawołał – Gdzie Kasia? - zwrócił się do Marii – Where is Kasia? - powtórzył po angielsku, zanim zdał sobie sprawę, że kobieta go nie rozumie. Nagle wybuchnęła płaczem i zaczęła lamentować po włosku.  
     Tego było już za wiele. Artur skoczył do drzwi i w jednej chwili znalazł się na ulicy pełnej przechodniów. Stanął niezdecydowany, nie wiedząc, w którą stronę powinien pójść. Wydało mu się, ze słyszy głośne wołanie: "Kasiu!” Zrobił kilka kroków w tamtą stronę. Wysoki mężczyzna w czarnym ubraniu szedł szybko środkiem ulicy, nie zważając na przechodniów ani samochody. To on wołał. Artur rzucił się biegiem w jego kierunku. Musiał uskoczyć przed nadjeżdżającym skuterem, ale nie stracił z oczu celu. Mężczyzna poruszał się wyjątkowo szybko, ponieważ ludzie schodzili mu z drogi, natomiast Arturowi szło znacznie gorzej. Wymijał z trudem grupki ludzi i pojedyncze osoby, ale systematycznie zbliżał się do mężczyzny.  
     W jakim języku mam go zapytać, przemknęło mu przez myśl, i czy on na pewno szuka Kaśki? Nagle mężczyzna zatrzymał się i Artur o mało nie wpadł na jego plecy. Wyminął go i już miał się odwrócić, gdy...  
- Artur! Dzięki bogu – Marianna wykrzyknęła jego imię z wyraźną ulgą – Dokąd ona mogła pójść? - podbiegła do niego.  
- Jak to pójść? - poczuł, że włosy stają mu dęba – Co tu się do cholery dzieje? Gdzie jest Kasia?
- Nie wiemy. Wybiegła z domu – mężczyzna za jego plecami miał spokojny głos, ale można w nim było wyczuć napięcie – Próbowaliśmy ją zatrzymać...
- Ale dlaczego w ogóle wyszła? - Artur odwrócił się powoli i stanął jak wryty. Patrzyły na niego brązowe, jakby złożone z bursztynowej mozaiki oczy. Przełknął głośno ślinę, czując, że za chwilę zwariuje, ale zaraz się pozbierał. Strój mężczyzny świadczył o tym, że był księdzem i to nie byle jakim, biorąc pod uwagę elegancki jedwabny garnitur i złoty sygnet z czarnym kamieniem – Czy ktoś mi powie, co się stało? - zwrócił się już spokojniej do Marianny, obserwując jednocześnie nad jej głową, czy gdzieś nie dostrzeże Kaśki.
- Teraz nie ma czasu na wyjaśnienia. Trzeba ją znaleźć – mężczyzna wyciągnął do Marianny dłoń – Nie martw się – powiedział wyjątkowo miękkim, wręcz aksamitnie brzmiącym głosem. Następnie wyjął z kieszeni marynarki telefon komórkowy i szybko wybrał numer – Felipe? Torna subito a casa mia. (Filip? Wracaj szybko do mego domu).
- Artur, to jest ksiądz Andrzej. Może Kasia mówiła Ci o nim? My... - Marianna zawiesiła głos i spojrzała mu w oczy. Artur poczuł się nieswojo, kiedy zdał sobie sprawę, co ona próbuje mu powiedzieć.  
- Tak, Kasia coś mówiła – przerwał jej szybko – Może poszła do samochodu? Zostawiliśmy go niedaleko, bo tu nie można było wjechać bez pozwolenia – zmienił temat rozmowy.
- Gdzie dokładnie jest ten samochód? - ksiądz Andrzej zdążył schować komórkę do kieszeni.
- Zaznaczyłem miejsce na planie. Jest w torebce u Kasi. Leży na fotelu w domu – dodał szybko widząc miny swoich rozmówców – mogę stąd dojść, ale nie pamiętam nazwy ulicy.
- Bardzo mądrze – pochwalił go ksiądz i odwrócił się do Marianny – Zostań tu, na wypadek, gdyby zawróciła. Zaraz przyjedzie Felipe i pojedziecie na ten parking, a my pokręcimy się po uliczkach, kierując się w tamtą stronę. Spotkamy się przy samochodzie Artura? - upewnił się, czy dobrze zapamiętał imię.  
- Od razu pójdę jej szukać – Artur chciał ruszyć w stronę, którą wskazała mu Marianna.
- To nie ma sensu. Zaraz oboje się zgubicie, a poza tym ja mam telefon, a w samochodzie jest drugi. Chyba, że Ty też masz komórkę? - zatrzymał go ksiądz.
- Nie mam – przyznał niechętnie Artur – No dobra, chodźmy – ponaglił.
     Wrócili do salonu, z którego wybiegła Kaśka, wydobyli z jej torebki plan i ksiądz Andrzej natychmiast zadzwonił do Marianny podając jej nazwę ulicy, na której został zaparkowany samochód oraz jego rejestrację. Następnie przeprowadził Artura na drugą stronę domu do "kuchennego” wejścia. Znaleźli się w obszernym garażu na dwa samochody. Teraz stała tam granatowa lancia i kremowobiała Vespa, kultowy skuter.  
- Pojedziemy tym, jest bardziej zwrotna i wszędzie wjedzie – ksiądz zdjął marynarkę i na chwilę zawrócił do holu. Zawołał coś do Marii.  
     Artur potarł dłońmi twarz. Co jej strzeliło do głowy, pomyślał z dezaprobatą. Z drugiej strony, dla niego też sytuacja była, delikatnie mówiąc, dość kłopotliwa. Nie miał jednak czasu na rozważania, bo oto pojawił się jego towarzysz. Tym razem miał na sobie krótką kurtkę z ciemnego zamszu, a w ręce niósł granatowy sweter z białymi wykończeniami. - Załóż to – podał go Arturowi – nie wiadomo jak długo będziemy szukać, a wieczorem robi się chłodno, szczególnie nad rzeką.  
     Artur bez słowa naciągnął sweter na swój T- shirt. Wyprowadzenie skutera zajęło im chwilę. Zrezygnowali z kasków, żeby nie ograniczać sobie pola widzenia. Objechali rząd domów i po kilku minutach Artur rozpoznał znajome drzwi i fragment ulicy. Jechali teraz powoli, przyglądając się ludziom po obu stronach ulicy. Byli już prawie przy samochodzie, ale nie udało im się nigdzie zauważyć Kaśki. Z daleka Artur zauważył czarny lśniący samochód i na jego tle jasną sukienkę Marianny.
- Nic – rozłożyła ręce i kiedy zatrzymali się obok niej, spojrzała na nich z desperacją.
- Spokojnie, to duża dziewczyna, poradzi sobie. Jak się zorientuje, że nie zabrała pieniędzy to przyjdzie tu, a jak nie trafi, to zawróci. Twój adres na pewno zna na pamięć – ksiądz Andrzej ujął jej dłoń i gładził ją przez chwilę – Powiem parkingowemu, żeby ją tu zatrzymał i dał natychmiast znać, gdyby się pojawiła – Sięgnął do kieszeni i ruszył w kierunku przyglądającego im się strażnika.  
- Artur, dlaczego nie zadzwoniliście? - Marianna z trudem powstrzymywała łzy – miałabym szansę się przygotować... wytłumaczyć jej.
- Kaśka chciała zrobić pani niespodziankę – odparł ostrożnie. Było sporo czasu na załatwienie tej sprawy, dorzucił w myślach, ale nie odważył się powiedzieć tego głośno – Znajdę ją, choćbym miał szukać całą noc – dodał, zaciskając bezwiednie pięści.
- Nie ma takiej potrzeby – usłyszał z boku niski przyjemny głos – Parkingowy ją pamięta. Myślę, że najbardziej prawdopodobne, że przyjdzie tutaj? - ks. Andrzej spojrzał pytająco na Artura – Przejedźcie kilka razy ulicami prowadzącymi do domu – zwrócił się do Marianny - a potem czekaj tam. My poczekamy tutaj, pokręcimy się tu w pobliżu...  
- Może ja tu poczekam, a Wy poszukacie jeszcze wśród ludzi? - w głosie Marianny przebijał niepokój.
     Zrobili tak, jak prosiła, ale Kaśka jakby zapadła się pod ziemię. W końcu zaczęło zmierzchać, więc ksiądz Andrzej przywołał Felipe, polecając mu wcześniej odwieźć Mariannę do domu.  
- Mam jeszcze jeden pomysł – powiedział ostrożnie Artur, kiedy zostali sami – Myślę, że powinienem czekać na moście Świętego Anioła. Gadaliśmy w drodze o skokach do Tybru.
- Już tam byliśmy – głos księdza już nie był taki spokojny – a poza tym skaczą z Mostu Cavour, a nie Świętego Anioła.
- Tak, ale nie wiedzieliśmy. Mówiliśmy o moście Świętego Anioła. Cholera, mam nadzieję, że nie zrobi jakiegoś głupstwa! - Artur potarł twarz dłońmi – Sprawdzę oba. Faktycznie robi się chłodno, a ona jest w byle czym.
- Najwyżej będzie miała katar – ksiądz Andrzej położył mu dłoń na ramieniu – Bardzo się o nią troszczysz. Bardziej niż my... - dodał w zamyśleniu. W jego głosie słychać było smutek i jakąś tęsknotę.
     Artur spojrzał mu głęboko w oczy. Poczuł się dziwnie, widząc jak bardzo były podobne do oczu Kaśki. Pomimo spokoju, jakim emanował ksiądz, jego spojrzenie wyrażało najwyższy niepokój. Artur głośno wypuścił powietrze z płuc.
- Nie o to chodzi... – zaczął. Jego rozmówca uniósł brwi w wyrazie zdziwienia – Czy dochowa ksiądz tajemnicy? - spytał – Powiedzmy, że tak, jak na spowiedzi?
- Oczywiście – teraz niepokój pojawił się również w jego głosie – Wiesz... może mów mi po imieniu? - wyciągnął do Artura dłoń – Jestem księdzem, ale pewnie już się zorientowałeś... - przełknął głośno ślinę.
- Właśnie dlatego wybiegła? - upewnił się.
     W odpowiedzi ksiądz Andrzej kiwnął mu głową, ale nie spuścił wzroku - Dochowam tajemnicy – dodał. Nagle Artur ujrzał przed sobą nie księdza, lecz człowieka pełnego obaw i poczucia winy.
- Ona jest w ciąży - Arturowi wydało się, że powietrze między nimi nagle zgęstniało – Chyba nie zachowałem się tak, jak oczekiwała... - ciągnął z trudem – A teraz jeszcze spadło na nią to - bezwiednie zacisnął szczęki - Boję się o nią i tyle!  
- Porka Ewa! - ksiądz Andrzej wyglądał na wstrząśniętego.
- To przekleństwo? - spytał Artur zanim zdążył się ugryźć w język. Ten facet coraz bardziej go zaskakiwał.  
- Nie gorsze niż "o kurcze”. Zakładam, że to Twoje dziecko? – wbił w Artura ponury wzrok.
- To chyba oczywiste! - poczuł się dotknięty samym pytaniem. Po chwili jednak się opanował – Powiedziałem jej tyle głupich rzeczy, ale nie sądziłem... Cholera! Przepraszam – odwrócił wzrok – Muszę sprawdzić jeszcze raz na tym moście.
- Poradzisz sobie z tym? - ksiądz Andrzej podał mu kluczyki od skutera i swoją komórkę – Ja poczekam tutaj na Felipe i sprawdzę most Cavour na wypadek, gdybyś się mylił.
- Jeśli ją znajdę, to zadzwonię, a jeśli nie, to będę tam czekał – odparł z determinacją i podał księdzu kluczyki od golfa.
     Pożegnali się krótkim ale mocnym uściskiem dłoni, jakby nawzajem chcieli sobie dodać otuchy. Dojechanie do zamku nie było trudne, ale zajęło Arturowi prawie dziesięć minut. Z bijącym sercem zatrzymał się na skraju ulicy, przy której rozpoczynał się most. Nie było jeszcze ciemno, jednak zapalono już latarnie, które oświetliły ciepłym żółtym blaskiem rzeźby ustawione na balustradzie wzdłuż całego mostu. W tle rysowała się monumentalna ciemna bryła zamku Świętego Anioła. Artur zsiadł ze skutera i poprowadził go obok siebie. Najchętniej skręciłby po prostu w bok i ominął żelazne słupki wbite w chodnik, ale zdawał sobie sprawę, że natychmiast miałby do czynienia z karabinierami, a nie chciał tracić czasu na tłumaczenia. Był prawie w połowie, kiedy wydało mu się, że obok jednej z rzeźb widzi skuloną postać ukrytą w cieniu kamiennej barierki. Po kilku krokach miał pewność. Nie zastanawiając się ani chwili, położył skuter na chodniku i rzucił się biegiem do przodu.
- Kocie! - opadł na kolana tuż obok zaskoczonej Kaśki – Tak mnie wystraszyć – chwycił ją w ramiona.
- Jesteś... - ledwie dosłyszał cichy szept. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.  
     Artur bez słowa gładził jej głowę i plecy. - Coś Ty sobie myślała? - spytał z wyrzutem, kiedy trochę się uspokoiła – Zdajesz sobie sprawę, że umierałem ze strachu? Zresztą nie tylko ja – dodał i czekał na jej reakcję.
- Nie wrócę tam – załkała – Nie chcę ich widzieć!
- Jak chcesz, ale tam została Twoja torebka, a kluczyki od samochodu ma ksiądz Andrzej – powiedział powoli - Mamy tylko to – wskazał porzucony na ziemi skuter.
     Ukryła się w jego ramionach i nie odpowiadała przez dłuższą chwilę. W jej głowie panował kompletny chaos. Bez trudu odnalazła drogę do samochodu, ale gdy z daleka zobaczyła sylwetkę matki na tle eleganckiej limuzyny, natychmiast zawróciła. Domyśliła się, że będą jej szukać na drodze między domem a samochodem, więc odeszła w zupełnie innym kierunku. Dopiero, kiedy ochłonęła z pierwszego szoku, zdała sobie sprawę, że bez spotkania z Marianną albo księdzem Andrzejem, nie uda jej się dostać do Artura. Chyba, że... - zapamiętałeś naszą rozmowę – powiedziała cicho.
- Ty głuptasie – Artur odsunął ją od siebie i ściągnął sweter – Załóż to natychmiast. Chcesz przeziębić moje dziecko?
     Kaśka utkwiła w nim uważne spojrzenie bursztynowych oczu. Broda zaczęła jej drżeć. Mówił to takim tonem, jakby nic się nie stało. Wzięła jednak sweter i zaczęła niezdarnie naciągać go na ręce. Zmarzła istotnie.  
- Chodź – Artur pomógł jej stanąć na nogach – Jeśli nie chcesz wrócić do mamy, to trudno, ale obiecałem, że zadzwonię, jeśli Cię znajdę. Oboje są przerażeni...
- Artur! Ty nic nie rozumiesz! - wybuchnęła – Wiesz, co to znaczy? Wiesz, kim ja jestem? Kim jest mój ojciec? - łkała – Jak ja stanę przed Twoimi rodzicami? O Boże! - ukryła twarz w dłoniach.  
- Kochanie – starał się ją uspokoić – To nie ma nic wspólnego z nami – przekonywał.
- Ale on jest księdzem! - wyrzuciła z siebie z trudem.
- Kaśka, to ich sprawa. My do tego nie mamy nic – objął ją ramieniem i poprowadził do skutera. Postawił go bez trudu na rozkładanych nóżkach – Siadaj i posłuchaj – polecił tonem nieznoszącym sprzeciwu – Twój ojciec nazywał się Leszek Kowalski i nie żyje. To jedyna ważna dla nas informacja. Jedyna potrzebna.  
     Kaśka podniosła na niego oczy pełne łez. Artur powoli wyjął z kieszeni spodni telefon komórkowy. - Powiem tylko, że jesteś ze mną – uprzedził jej ewentualny sprzeciw. Odszukał odpowiedni numer – Znalazła się – powiedział bez zbędnych wstępów – Dajcie nam chwilę na podjęcie decyzji, co dalej... - urwał i słuchał uważnie. Kaśka przyglądała się podejrzliwie jak marszczył brwi – Dobrze – powiedział w końcu i wyłączył telefon.
- Nie pojadę tam – stwierdziła kategorycznie i zwiesiła głowę. Jej wzrok padł na mały emblemat naszyty na swetrze – Armani? To nie Twój sweter! - chwyciła ze złością ściągacz, próbując pozbyć się okrycia.
- To tylko sweter – głos Artura brzmiał miękko, aksamitnie, ale władczo. Zwykle mówił tak, kiedy miał ochotę na seks. Ujął jej dłonie i unieruchomił je w swoich – Powiedziałem Ci, że to, co robi Twoja mama jest jej prywatną sprawą... Nie przerywaj mi – poprosił tonem, od którego przeszył ją dziwny dreszcz. Co się ze mną dzieje, pomyślała? Próbowała stawić opór, temu, co mówił Artur, ale emanował siłą, z którą nie miała wielkich szans – Wszyscy popełniamy błędy. On też popełnił...  
- No nie! - przerwała mu. Tego już za wiele, przemknęło jej przez myśl – Ciebie już przekabacił! Wszyscy jesteście tacy sami! - nawet nie starała się ukryć, jak bardzo ją zawiódł. Czy nie to było powodem dla którego jej nie chciał? Taki szlachetny! Zajmie się dzieckiem, ale jego matki nie weźmie, bo po co komu taka przybłęda, pomyślała z goryczą – A ja głupia, myślałam, że chodzi o pieniądze – uśmiechnęła się krzywo, kiwając głową – Że też serca nie można zmusić tak jak rozumu...
- Masz rację, nie można... – znów ten niski seksowny głos. On w ogóle nie słucha, co ja do niego mówię, pomyślała z irytacją. Chciała wstać, ale Artur nadal trzymał jej dłonie, skutecznie ją unieruchamiając – Ale można go posłuchać – powiedział spokojnie.
- Przestań... - czuła, że znów zbiera jej się na płacz – Wykorzystujesz to, że Cię kocham i jestem w ciąży... - Co ja mam ze sobą zrobić, dodała w myślach?
- Niczego nie wykorzystuję – spojrzał jej w oczy – Próbuję Ci powiedzieć coś ważnego... - zawiesił głos. Nagle zdała sobie sprawę, że ściska jej ręce. Spróbowała wyprostować zesztywniałe palce. Spojrzał w dół i rozluźnił uścisk – Przepraszam...  
     Pociągnęła nosem. Artur sięgnął do kieszeni spodni.
- Mam – chlipnęła i wyciągnęła z kieszonki chusteczkę. Wytarła nos i westchnęła ciężko.
- Próbuję Ci powiedzieć, że Cię kocham – ciągnął Artur – i chyba mnie to zaskoczyło. Wiele razy wydawało mi się, że czuję coś takiego... ale potem... to nie było to.  
- Czy Ty chcesz mi się wytłumaczyć z tych wszystkich... kobiet? - spytała z lekkim sarkazmem. No, ale sobie znalazłeś moment, dodała w duchu.
- Nie – odparł szybko - Chyba tak... – przyznał – Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza i nic tego nie zmieni. Jestem tego pewien, bo jak sama wiesz miałem czas i dużo okazji, żeby się przekonać – znów mówił głębokim, pewnym głosem. Odzyskał całkowicie panowanie nad sytuacją.
     Nie dam się przekonać, przyrzekła sobie w duchu Kaśka, starając się nie zwracać uwagi na jego emanujący ciepłem seksowny głos.
- Wyjdź za mnie – słowa dotarły do niej tak niespodziewanie, że w pierwszej chwili nie zrozumiała ich znaczenia. Trzy słowa, trzy sylaby, jedenaście liter. Tylko tyle i jej serce zamarło – Wyjdź za mnie – powtórzył i uniósł dłoń. Dwoma palcami trzymał pierścionek. Kaśka wpatrywała się w niego, jak zahipnotyzowana. Nigdy w życiu nie widziała czegoś równie pięknego. Ogromny różowy kamień otoczony był czymś, co przypominało przeplatające się gałązki zakończone maleńkimi diamencikami. Owal kamienia przepuszczał blask latarni, rzucając na opuszki palców Artura migotliwe światełko.  
- Ja... - otworzyła usta, ale brakło jej słów.  
- Bardzo tego chcę – miała wrażenie, że wypowiedział to przez ściśnięte gardło – Nie robię tego z powodu... - szukał odpowiednich słów – ostatnich wydarzeń. Ten pierścionek jest w mojej rodzinie od bardzo dawna i zabrałem go ze sobą specjalnie dla Ciebie.  
- Ja... - przełknęła głośno ślinę – Artur... - rzuciła mu się na szyję i przywarła do niego całym ciałem.
- To chyba znaczy, że się zgadzasz – usłyszała tuż przy uchu miękki szept.
- Zgadzam się. Oczywiście, że się zgadzam – odparła drżącym z emocji głosem – Przecież wiesz, że Cię kocham najbardziej na świecie.
- Mam nadzieję, bo nie przeżyłbym, gdybyś odmówiła – powiedział unosząc jedną brew – Podobno Tyber jest tutaj dość płytki – rzucił znaczące spojrzenie w kierunku rzeki – Czy w takim razie możesz go nałożyć? - podał jej pierścionek – Babcia by mi nie darowała, gdybym go zgubił – odzyskał dawny rezon.
- Jest przepiękny – Kaśka z drżeniem rąk wzięła pierścionek i wsunęła go na serdeczny palec – Zobacz, co zrobiłeś! - spojrzała na Artura przez łzy – Kompletnie się rozkleiłam.
- To nic - uśmiechnął się kącikiem ust, po czym uniósł delikatnie brodę Kaśki w górę i pochylił się do jej pełnych warg. Sięgnął śmiało językiem i skosztował jej słodyczy. Przyjęła go z głębokim westchnieniem, odchyliła głowę i poddała się jego zachłannemu pocałunkowi. Nagromadzone emocje opadły, by znów teraz zebrać się i wypełnić jej ciało czymś ciepłym, miękkim i jasnym... Artur trzymał ją w ramionach, całował i tulił. Była jego, cała jego. Chciał jej i dziecka, które miała w sobie... i już nie musiała się nikogo bać. Nikogo! Przyłączyła się z pasją do pocałunku. Czuła jak zimne początkowo złoto pierścionka rozgrzewało się od jej ciepła. To był znak dla całego świata, że nie jest już sama.
- Inamorati! (Zakochani) - dotarły do nich wesołe pokrzykiwania i błysnęły flesze. Oderwali się od siebie, łapiąc szybkie oddechy i spojrzeli w bok. Grupka młodych ludzi z aparatami fotograficznymi zbliżała się do nich od strony zamku. Idąca na czele, wyglądająca na przewodniczkę kobieta z rozciąganą wskazówką zakończoną jasną kokardą, tłumaczyła im coś po włosku. Kaśka spojrzała na połyskujący w świetle latarni pierścionek, a potem podniosła wzrok na Artura.
- Myślałem, że oświadczę się przy Twojej mamie... - zaczął Artur.
- Appena fidanzati?(dopiero co zaręczeni) – wykrzyknęła nagle przewodniczka - Auguri!
- Auguri! - zawtórowała cała grupka i nagle wokół nich zaroiło się od całkiem obcych ludzi, którzy poklepywali ich po ramionach, cmokali Kaśkę w policzki i ściskali Arturowi dłoń składając gratulacje.
- Chyba powinniśmy poinformować Twoją mamę – Kiedy w końcu zostali sami, Artur otoczył ramieniem oszołomioną Kaśkę – Naprawdę myślę, że zasługuje na drugą szansę. Chyba bała się konfrontacji bardziej niż Ty.  
- A on? - spytała ostrożnie – Jaki on jest?
- Opiekuńczy – odparł natychmiast – i opanowany, i... jest ciekawym człowiekiem – dodał po namyśle – Chciałbym go lepiej poznać. Myślę, że Ty też powinnaś. W końcu jesteście rodziną.
     Kaśka wpatrywała się w pierścionek. Musiał być bardzo stary i cenny. Nie chodziło jej nawet o jego cenę, ale o to, że był dla niej wart więcej niż wszystkie najnowsze i najpiękniejsze pierścionki świata. Jej mama nigdy nie dostała pierścionka i pewnie nigdy go już nie dostanie, a w każdym razie nie zaręczynowy. Coś musiało być w człowieku, dla którego poświęciła tak wiele. Spojrzała Arturowi w oczy. Czekał spokojnie na jej decyzję.
- No, to jedźmy... - stwierdziła z rezygnacją.
---
     Przez niedomknięte okiennice do pokoju docierały przytłumione odgłosy budzącego się do życia miasta. Jednak nie to było powodem, dla którego Artur nie mógł spać. Przeżycia poprzedniego dnia wywarły na nim większy wpływ niż przypuszczał. Mimo pozornego opanowania, wielokrotnie ogarniał go lęk i tylko on wiedział, ile razy serce o mało nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Jeszcze teraz na samą myśl czuł dławienie w gardle. Było ono jednak coraz słabsze i momentami nawet przyjemne. Jeszcze raz spróbował odtworzyć ich ponowne przybycie do tego domu. Marianna nadspodziewanie dobrze zniosła wiadomość o tym, że zostanie teściową i w dodatku babcią. Inna sprawa, że rozegrał to dość sprytnie. Najpierw pozwolili jej ochłonąć po stresie wywołanym ucieczką Kaśki i skrzętnie omijali temat podczas kolacji. Dopiero kiedy rozsiedli się wygodnie w fotelach, Artur w dość oficjalnej formie poprosił ją o zgodę na ślub. Kiedy ją otrzymał, przyznali oboje, że chcieliby z wiadomych względów pobrać się najpóźniej w październiku. Zanim wszyscy zdążyli ochłonąć zwrócił się do księdza Andrzeja. - Mam nadzieję, że jako najbliższy krewny Kasi ze strony ojca zechcesz nie tylko być naszym gościem, ale weźmiesz czynny udział w tej uroczystości.
     Spokojnie przyjął zaskoczone spojrzenie Kaśki i jej mamy. Zaległa taka cisza, że prawie słyszał bicie czterech serc.  
- Kasiu? - ksiądz po raz pierwszy zwrócił się bezpośrednio do niej – Co Ty na to?
- Ja chcę tego, co Artur – odparła przez ściśnięte gardło i utkwiła wzrok w swoim rozmówcy. Długo nie spuszczali z siebie wzroku, aż w końcu na ich twarzach pojawił się nieśmiały uśmiech.  
     Kaśka westchnęła przez sen i Artur odwrócił głowę w jej stronę. Spała na wznak, z lekko rozchylonymi ustami, na jej bladych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Wokół oczu wciąż widoczne były zaczerwienienia - pamiątka po przepłakanym popołudniu.  
Prześledził wzrokiem jej szczupłą sylwetkę wyraźnie zarysowaną pod cienkim prześcieradłem. Uśmiechnął się na widok dłoni z połyskującym na palcu pierścionkiem. Za nic na świecie nie chciała go zdjąć, nawet do snu. A więc mam narzeczoną, pomyślał, a niedługo będzie moją żoną. Jak to jest mieć żonę, zastanowił się? Jedynym żonatym facetem w ich otoczeniu był Pawełek, ale on akurat nie był najlepszym kandydatem do rozmowy. Adam pewnie już się zaręczył, wpadło mu do głowy. Przecież rozmawiali o tym przed wakacjami. Wszystko wskazywało na to, że on pierwszy się ożeni, a tymczasem los spłatał im figla. Przynajmniej będę miał świadka, roześmiał się w duchu.  
     Z korytarza dobiegły ciche kroki. Jakby ktoś w miękkich rannych pantoflach stąpał ostrożnie po kamiennej posadzce. Cały dom był nią wyłożony, zmieniały się tylko kolory w poszczególnych pokojach. Sypialnia, którą im wskazała Maria wyłożona była granitem w odcieniu brudnego różu, do tego meble z polerowanego orzecha z marmurowymi blatami. Gdyby nie zmęczenie, Kaśka pewnie obejrzałaby każdy najmniejszy fragment. Tymczasem ledwie skończyła krótki prysznic, padła do łóżka i zasnęła wpół zdania. Artur znów jej się przyjrzał. Spała tak spokojnie. Nie mógł się oprzeć myśli, że w dużej mierze było to jego zasługą.  
     Na końcu korytarza rozległ się hałas, jakby szum wody? Artur wstał ostrożnie, poprawił spodenki od piżamy i powoli zbliżył się do drzwi sypialni. Rzucił jeszcze okiem na łóżko, ale Kaśka pogrążona była w głębokim śnie. Wyszedł na korytarz i ruszył w kierunku, skąd docierały hałasy.
- Nie możesz spać? - ksiądz Andrzej w cienkim szlafroku i rannych pantoflach krzątał się po niewielkim aneksie kuchennym – Kawy?  
- Poproszę – Artur z zaskoczeniem odkrył, że na piętrze urządzono jakby dodatkową maleńką kuchnię ze stoliczkiem na dwie osoby. Przylegający do niej balkon umeblowany był niskimi rattanowymi fotelami ocienionymi płócienną markizą. Gęsto ustawione donice z drzewkami oliwnymi i pomarańczowymi zasłaniały widok przed ciekawskimi spojrzeniami. Inna sprawa, że na tyłach kamienicy przebiegała wąska uliczka używana prawdopodobnie tylko przez mieszkańców, a domy naprzeciw miały bardzo podobne dyskretne balkoniki.  
- Otwórz drzwi – usłyszał za plecami – wypijemy na zewnątrz, to będziemy mogli porozmawiać nie budząc nikogo.
     Na balkonie Artur znalazł dużą drewnianą tacę, która po rozłożeniu nóżek zamieniała się w stoliczek. Usiedli z filiżankami cappuccino w dłoniach. Na tacy pojawiła się fajansowa miseczka z drobnymi ciasteczkami maślanymi. Nieźle, pomyślał Artur, oceniając rozmiary domu. - Piękny dom – powiedział głośno – i w świetnym miejscu.
- Nie jest mój, ale mogę z niego korzystać wedle własnego uznania – ksiądz jakby czytał w jego myślach – To przywilej mojej pozycji – wydało mu się, że głos księdza pobrzmiewał goryczą.  
     Artur pokiwał głową i upił łyk delikatnej mlecznej kawy.
– Marianna wspaniale go umeblowała, choć część sprzętów już tu była – ciągnął ksiądz.
     Artur znów pokiwał głową, ale nie powiedział ani słowa. Zbytek w jakim żyli był dla niego szokiem, ale nie chciał tego oceniać.  
- Jesteś dobrym dyplomatą – ksiądz pociągnął łyk kawy i przyjrzał się Arturowi uważnie – Co będziesz robił w życiu? - spytał przyjaźnie – Marianna mówiła, że skończyłeś AGH. Będziesz inżynierem?
- Już nim jestem, ale nie planuję pracy w fabryce – odparł wpatrując się w swoje dłonie obejmujące delikatną porcelanową filiżankę – Miałem pomysł na sprowadzanie zachodnich samochodów, ale do tego potrzebny jest porządny warsztat, lakiernia, ludzie... czyli pieniądze – roześmiał się.  
- Mów dalej – ksiądz Andrzej wyraźnie się zainteresował.
     Artur streścił mu swoje dotychczasowe próby pomnożenia pieniędzy. Nie ukrywał przy tym roli, jaką odegrała Kaśka. - Na szczęście odzyskałem zainwestowane pieniądze - zakończył – Choć prawie straciłem już nadzieję na wygrzebanie się z długów. Gdyby nie Kaśka, to pewnie bym tu nie siedział i prawdę powiedziawszy, to nie chcę myśleć, gdzie bym był. Ona czasem potrafi zrobić coś tak szalonego... - przyjemne wspomnienia wywołały na jego twarzy ciepły uśmiech.
- Ma to po ojcu – ksiądz Andrzej wpatrywał się w srebrzysto-zielone listki oliwek z dziwnym uśmiechem.  
- I jest strasznie uparta – dodał z westchnieniem.
- No, to akurat ma po matce – ksiądz roześmiał się, ale zaraz spoważniał – Byłem w seminarium, kiedy to się stało. Każde z nas wróciło do swojego życia, ale kiedy się dowiedziałem... uznałem, że nie powinienem być księdzem, a wtedy Marianna spytała, co zamierzam robić w życiu... i wiesz co? Nie potrafiłem jej odpowiedzieć – umilkł i przez chwilę wpatrywał się w resztki mlecznej pianki oblepiającej wnętrze filiżanki, jakby tam szukał odpowiednich słów – Moja matka była załamana. Miała tylko mnie. Niczego na świecie nie pragnęła tak, jak tego, bym został księdzem – uśmiechnął się gorzko – Kobiety podjęły za mnie najważniejsze decyzje -przyznał smutno - Mój wuj był już wtedy bardzo chory... - ciągnął - Nie mogli mieć dzieci, a bardzo ich chcieli oboje z ciotką... miał żal do mojej matki, że mnie powstrzymała – westchnął – Zgodził się dać dziecku nazwisko.  
- Ale Kaśka nosi nazwisko matki – zauważył Artur.
- Marianna uznała, że tak będzie lepiej, bo mniej będzie to zwracało uwagę. Nie zapominaj w jakich czasach wtedy żyliśmy – dodał cicho i odstawił filiżankę na tacę     - Rzadko się spotykaliśmy i zawsze w tajemnicy przed Kasią... i moją matką. Dopiero, kiedy zmarła, wszystko się zmieniło.  
- Chyba powinniście jej powiedzieć wcześniej... - stwierdził ostrożnie Artur – Bardzo to przeżyła.  
- Wiem, ale baliśmy się, że to jej wypaczy obraz rodziny i związku między dwojgiem ludzi... Boże, to takie skomplikowane – ksiądz przeczesał dłońmi włosy. Pojedyncze srebrne niteczki zalśniły w porannym słońcu.
- Teraz już nie musicie się bać – Arturowi nagle zrobiło się go żal. Właściwie, ich obojga. Krótkie wyznanie nie oddawało w pełni tego, przez co przeszli. Nawet teraz nie mogli okazać sobie uczuć tak jak on i Kaśka.  
- Pomogę Ci – powiedział nagle ksiądz Andrzej – Skoro niedługo zostaniemy rodziną...
- Ale ja nie zamierzam zostać ani księdzem, ani zakonnikiem – zażartował Artur.  
- Mam nadzieję! - ksiądz Andrzej podniósł się energicznie z fotela – Zacznę od zrobienia kawy, żebyś mógł zrobić dobre wrażenie na swojej narzeczonej.  
     
     Kaśka przeciągnęła się leniwie i otworzyła oczy. Wydało jej się, że czuje obok siebie ruch. Artur usiadł ostrożnie na łóżku tak, by nie uronić nic z zawartości pękatej filiżanki.
- To dla mnie? - uniosła się na łokciach.
- Dla mojej narzeczonej, więc jeśli nią jesteś, to tak – odparł niskim czarującym głosem i uniósł jedną brew.  
     W odpowiedzi wyciągnęła przed siebie dłoń z połyskującym w półmroku pierścionkiem i uśmiechnęła się promiennie.  
- Tak, to na pewno Ty – Artur poczekał aż usiądzie wygodnie i podał jej filiżankę – Pij, a ja Cię trochę pozaczepiam – dodał, mrużąc oczy. Ułożył się na łokciu obok Kaśki i sięgnął ręką pod prześcieradło, którym była nakryta. Głaskał jej gładkie udo, posuwając się centymetr po centymetrze w górę. Wreszcie sięgnął dalej wsuwając palce między jej rozchylone nogi.
- Uważaj, bo się obleję! – aż podskoczyła z wrażenia.
- To się pospiesz, bo już nie dam rady czekać dłużej – niski seksowny głos i ciepłe palce bezczelnie wędrujące do jej wrażliwego miejsca uświadomiły jej, że nie żartuje.  
- Przestań! A jak ktoś wejdzie? - broniła się słabo, czując jak pod wpływem pieszczot wzbiera w niej wilgoć.
- Nie wejdzie – odparł pewnym siebie aksamitnym głosem – skoro dali nam wspólną sypialnię, to wiedzą, że trzeba poczekać, aż sami wyjdziemy, a poza tym w drzwiach jest klucz. Zgadnij, co zrobiłem? - jeden kącik ust uniósł mu się w filuternym uśmiechu.
     Kaśka przełknęła resztkę kawy i odstawiła drżącą ręką filiżankę na nocną szafkę - Naprawdę nie powinniśmy... - szepnęła bez przekonania.
- Ale ja mam gdzieś to, co powinniśmy, a co nie – czarował ją rozpalonym spojrzeniem – Poza tym wczoraj mama mi Cię dała, pamiętasz? - zniżył głos – Ciesz się, że pozwoliłem Ci spać, bo teraz już tak lekko nie będzie... - starał się, by to zabrzmiało groźnie.
- Taak? - udała oburzenie – Więc teraz jestem Twoją własnością? - nie mogła się powstrzymać, by jeszcze raz nie spojrzeć na pierścionek.
- W łóżku tak! - rzucił i nie czekając dłużej, zanurkował pod cienkie płótno przykrycia dokładnie między jej nogi. Chichotał w duchu na myśl, jak będzie się starała powstrzymać jęki rozkoszy. Chyba fajnie mieć żonę, przemknęło mu jeszcze przez myśl, zanim całkowicie pochłonęły go zupełnie inne zajęcia.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 6191 słów i 34485 znaków.

16 komentarzy

 
  • Roksana76

    Już piszę Kochani! Wczoraj wróciłam, dzisiaj wzięłam się do poprawiania. Myślę, że jutro będzie gotowe   :redface:

    6 sty 2015

  • Aneczkaaaa

    czekamy! :)

    5 sty 2015

  • nomore

    Kiedy kolejna część?

    2 sty 2015

  • Alla

    Dzien dobry :) Chciałam zlozyc Ci zyczenia na Nowy Rok Wszystkiego Najlepszego :) No i co jest bardzo wazne duzo weny w tym Nowym Roku 2015 ♡ ;* :*

    31 gru 2014

  • mariola

    Kiedy kolejna czesc? nie moge sie juz doczekac!:D

    28 gru 2014

  • Mia

    Podasz adres do Twojego bloga?

    23 gru 2014

  • Roksana76

    Piekę, gotuję, szykuję... Nie dodam tego "gniota", który wychodzi mi w międzyczasie. Muszę to poprawić :sciana:

    23 gru 2014

  • deka

    CZEKAM, CZEKAM ,CZEKAM z niecierpliwością...

    21 gru 2014

  • ola98

    Witam kiedy nowa czesc pojawi sie tu czy tez na blogu :)

    21 gru 2014

  • Roksana76

    A niby dlaczego? Tylko alkoholu nie powinna  :smh:

    21 gru 2014

  • yoy

    Super, ale skoro jest w ciąży to chyba nie powinna kawy pić:D

    21 gru 2014

  • Mssk

    Cud! Cud! Cud!

    20 gru 2014

  • XYZ

    aaaaaa nareszcie powiedział jej że ją kocha ;) podoba mi się ;)

    19 gru 2014

  • maya

    Najlepsze!!;-)

    19 gru 2014

  • jaaa

    Cudowne! Najlepsze! ;)))

    19 gru 2014

  • nickinakss

    genialne ale to jak zwykle czekam z niecierpliwoscia na kolejną część :)

    19 gru 2014