Cena Władzy, cz 3

- Ah, gińcie wy sługusy klerykalno-teokratycznego układu! Gińcie wy siewcy głupoty i hamulce postępu! Gińcie wy nietolerancyjni fanatycy, tępiący wszelką odmienność! Gińcie wy wyzyskiwacze, na ludzkiej krzywdzie budujący złote kaplice! - wrzeszczał dobijający rannych Erekhand - Gińcie wy... e... po prostu gińcie!  
- Francesko, czy jesteś pewna, że nikt z wioski nie przeżył? - zapytał ponownie Christopher
- Tak, wszystko spopielone, jedynie ten kościółek i dom gdzie siedział rycerz nietknięte... - odpowiedziała, po czym nachyliła się do jego ucha i szepnęła - Ten stary zbok złapał mnie za tyłek gdy wchodziliśmy do jednej z chat, dlatego nie pytaj się mu, dlaczego ma złamaną rękę.
Christopher zauważył już wcześniej, że Toraxin jakoś dziwnie trzyma się za prawą rękę.
Był jednak zadowolony. Konie, które zdobyli w wiosce były jednym z najlepszych nabytków jakie mieli otrzymać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na widok wypadających z zasadzki ludzi, dwóch jeźdźców natychmiast zawróciło i rzuciło się w zaskoczeniu do ucieczki, nie mieli jednak szans, Franceska i Erekhand z pomocą kuszy i kuli ognia nie pozwolili im na więcej niż kilka kroków.
Na trzech pozostałych, gotowych desperacko bronić karety wpadli Christopher i Grishmun, który dwa konie powalił potężnym toporem dwa konie, tnąc je toporem po nogach, by potem zmasakrować zbrojnych. Christopher natomiast zamłynkował, podniósł się w siodle i uderzył, unosząc się w strzemionach, jeździec jednak zdołał zablokować cios tarczą, jednak Christopher był zręczny i natychmiast uderzył drugi raz, tym razem ukośnie, a wątpliwej jakości kolczuga przeciwnika nie wytrzymała uderzenia i padł on na ziemie, by po chwili udusić się we własnej krwi.
Erekhand powstrzymał karetę, uczepiwszy się uzd pary lejcowych.
Christopher i Grishmun znaleźli się przy drzwiczkach, po czym ten drugi z niewielkim wysiłkiem wyłamał je.
W karecie siedziała już dojrzała kobieta w bogatej sukni, obejmująca młodą, bardzo wystraszoną dziewczynę.
Grishmun spojrzał łapczywie na kobietę, czemu Christopher się nie dziwił. Miała ona krótką, sięgająca do łydek suknie, bez kołnierza i rękawów, która odkrywała jej nadal zgrabne i miłe dla oka nogi. Ponadto, suknia odkrywała również biust, który również kobieta, mimo prób zakrycia, posiadała i to spory.
- Błagam... - zajęczała kobieta - Apeluje do waszego honoru! Wszak nie pohańbicie tej młodej dziewicy.
- Powiedz panienko - Christopher uśmiechnął się do dziewczyny - Nie świerzbi cię czasem miedzy nóżkami? Nie ma się czego wstydzić, to nawet i lepiej, jeśli będziesz współpracowała.
- Błagam! To córka tutejszego pana! On wam nie wybaczy, jeśli coś jej się stanie - kobieta zauważyła jednak, że groźby nic nie dadzą, więc postanowiła zmienić taktykę - Cassino, zostań - powiedziała po czym wstała i wyszła na zewnątrz - Błagam panie, zostaw ją, a weź mnie, ją jedynie oszczędźcie.
- Hm... Erekhand! Pojedź sobie za ten zakręt, o tam karetą i czekaj na nas. A ty Francesko, dotrzymaj towarzystwa młodej szlachciance.
Czarodziejka nie była zadowolona z tego, co ma się stać, jednak oboje wykonali polecenie po czym Christopher zwrócił się do Grishmuna.
- Jest twoja, widzę, że ją pragniesz- zauważył jej przerażone oczy - masz być jednak delikatny i nie zrób jej krzywdy. A ty bądź mu posłuszna. To tyle, idę obejrzeć kufry, znajdę tam może coś ciekawego - opuścił ich, idąc śladem karety.
- Ty się przytulić, Grishmun dobry - wykonała jego polecenie, ale po chwili odskoczyła, bowiem gdy się przytuliła, poczuła na swoim kolanie jakby coś na nią napierało. A wiedziała co to. Ork jednak natychmiast znalazł się przy niej i objął ją jedną ręką w tali, a drugą masował jej udo.
- Ty piękna, Grishmun być dla ciebie dobry, jeśli ty dla niego. Rozebrać się - powiedział i puścił ją.
Bez szemrania zabrała się za rozsznurowywanie gorsetu, po czym zdjęła również reszte ubrania. Nie była pięknością, lata świetności jej ciało miało już za sobą, lecz nie wyglądała też źle.
Grishmun natomiast w tym czasie rozsznurował przepaskę i rzucił ją, bez zbędnych ceregieli na ziemię.
Kobieta pisnęła ze strachu. Widziała wcześniej orków, ale jedynie pobitych i wziętych do niewoli. Tamci jednak byli może i lepiej zbudowani od ludzi, ale też niżsi. Grishmun natomiast był wyższy niż najwyższy człowiek jakiego widziała. Podobnych rozmiarów nigdy wcześniej też nie zaobserwowała.
Ogromny, zielony, żylasty penis dyndał mu między nogami w półerekcji.  
Z lekko chwiejącymi się nogami, zbliżyła się do orka, po czym padła na kolana.  
Nie wiedziała jak zacząć. Był zbyt gruby by go wzięła do buzi, ale jednocześnie bała się, że jeśli to jej się nie uda, ork może zachcieć czegoś więcej, co doprowadziłoby prawdopodobnie do jej kalectwa.  
Wzięła go do ręki, nie zdołała połączyć kciuka z palcem wskazującym i środkowym. Przesuwała dłonią, powoli go masując, pobudzając, by później wspomóc się drugą ręką.  
Po chwili, gdy ten już osiągnął swój najtwardszy stan, zdjęła lewą rękę, którą zaczęła pieścić owłosione jądra orka, a ustami zaczęła ssać cześć żołędzia.
Jej głowa była w ogóle się nie ruszała. Lewa ręka natomiast miętosiła nabrzmiałe jaja, druga zaś z całej siły waliła konia. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Zakrztusiła się i natychmiast wypuściła fiuta z ust. Wciąż waliła orkowi, a on nie przestawał tryskać nasieniem. Kolejne strzały lądowały na jej buzi, włosach, piersiach i brzuchu.
I gdy ta scena się zakończyła, z zarośli wypełzał Toraxin. Brakowało mu jednej ręki, a chwile później zabrakło też tchu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Cholera! Jeden z ochroniarzy musiał się przedostać! – gniewnie powiedział Christopher
- Niekoniecznie, mogli to być bandyci, albo Zakonni… - powiedziała Franceska
- Tutejsi bandyci ukrywają się w lesie, nie używają koni. A Zakonni nie daliby mu uciec. Musiał się przedostać.
- I co z tego? Komu o tym powie? Imperialnym? Zakonnym? Przecież oni dobrze wiedzą już o naszej obecności.  
- Cholera, to ziemie tego szlachcica, którego mieliśmy przekonać... Teraz, jeśli się dowie prawdy…

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Hej ty! Czego stąpasz po mojej ziemi?! Imperium zabrało mi wiele, ale nie prawa do wypraszania gości! Może mi zabrało prawo do wycinania drzew na korzyść tej spółce drwali. ZWYKŁYM CHŁOPOM!
- Masz problem z drwalami? – zapytał Christopher, ciesząc się w duchu, że ocalały ochroniarz nie uciekł do tego szlachcica.  
- Tak! Trybunał odebrał mi stary las! Las będący w posiadaniu mojej rodziny od początku rodu! Od dziada mego dziada!  
- Hm… Nie myślałeś, by pozbyć się tych drwali siłą? Rozpoczęło się powstanie przeciw Imperium, nikt nie będzie zawracał sobie głowy jakimiś drwalami. Widzę, że masz zbrojnych, co za problem?
- Chłopów pobić łatwo. Ale kiedy Imperium zdławi powstanie, wróci tu i zaprowadzi od nowa porządek… Wiem! Może wy się zajmiecie tymi drwalami? Obiecuję, że się odwdzięczę.
- Uczciwy układ, nas nikt nie rozpozna.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Tu się pracuje! Nie przeszkadzać! – wykrzyknął bogato ubrany, tłusty mężczyzna. Wyglądał dość komicznie, gdy stał wokół dobrze zbudowanych drwali.
- Pan tutejszych ziem kazał was przepędzić z tych ziem, wiecie o tym? – poinformowała Franceska
- A to sukinsyn! Trybunał przyznał mi ten las! Mógł się nie buntować! Teraz płacze i ciągle próbuje mi odebrać to co moje. Ale ja stąd nie odejdę, po moim trupie. A on i tak was oszuka. Boi się Imperium, jego zemsty. Lepiej pozbądźcie się go dla nas, a my wspomożemy was. Nie bójcie się, mam kontakty, zatuszuje to. Zginie dzielnie broniąc Imperium przed powstańcami. – uśmiechnął się tłuścioch.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Grishmun jako pierwszy wbiegł na dziedziniec zamku, gdzie też czekał już szlachcic.  
Wyciągnął swój topór, po czym potężnym uderzeniem zmiażdżył stojącego najbliżej, niczego nie spodziewającego się mężczyznę. Zaraz po nim wpadł Christopher, nurkując pod płotem i zabijając już celującego w orka kusznika. Franceska telekinezą zrzuciła z murów dwóch stojących obok siebie strażników, a ci spadając, przygnietli kolejnego, nieszczęśliwie stojącego pod ścianą żołnierza.
- Ah! Zaraz wam pokażę co robi się z takimi, co nie dotrzymują umów! – wydarł się szlachcic, biegnąc jedynie z mieczem na przygotowującego się do odparcia ataku Christophera.
Zaatakował cięciem od góry, obok którego Christopher prześlizgnął się piruetem.  
Szlachcic chciał odbić w bok i nie stracić inicjatywy, ale nie zauważył pewnego szczegółu.  
Doktora Ekrehanda i jego bełtu wystrzelonego sekundę po uniku Chistophera. Sekundę po tym, pocisk znalazł się w trzewiach szlachcica, a Christopher dokończył dzieła.
Reszta załogi się poddała, w sumie, dwunastu ludzi, którym Christopher kazał załadować na wozy tyle zapasów ile się da. Byli oni pierwszymi członkami Żelaznego Legionu, jak się później okazało.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Brawo, należy się ci nagroda – powiedział tłuchcioch, po czym podał Christopherowi dwie, wypełnione sakiewki brzęczących monet – Dodatkowo, jako, że nie ma zagrożenia ze strony szlachcica, część mojej straży może dołączyć do ciebie, jeśli zechcesz. Ale to ty im będziesz teraz płacił, nie ja.
- Hm… Dobrze… Wezmę wszystkich, jakich możesz mi dać.  
I tak oto, oddział zwerbowany przez Christophera zwiększył swoją liczbę do trzydziestu trzech.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- No cóż… Nie jest to szczyt moich marzeń. Prawie trzy tuziny zbrojnych i sześćdziesięciu dwóch orków. W pobliżu, jeżeli będziecie się kierować na północ znajdziecie cmentarz. Francesko, potrafisz odczytać ten zwój? – zapytał lisz.
- Ja nie potraf… - ucięła sarkastycznie czarodzejka – Nekromancja?
- Niełatwo jest znaleźć posłuszne i niemyślące sługi. Nieumarli doskonale się do tego nadają. Już na was tam czekają, jedynie ich wyekwipuj Christopherze – odparł Hareth Damask – Idąc dalej na północ znajdziecie miasteczko. Wysłana przeze mnie zjawa zauważyła zebrany tam batalion legionistów. Będzie to doskonały chrzest bojowy dla naszej małej armii oraz najlepsza możliwość na oficjalne obwieszczenie mojego powrotu. Ruszajcie bezzwłocznie.  

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na nieszczęście Christophera, legioniści byli na odprawie mającą poprzedzić dalszy marsz. Stojąc w szeregu i w będąc w pełni uzbrojeni, z łatwością odparliby szturm z niewielkimi stratami. Christopher postanowił poczekać i uderzyć w miotaczy, gdy ich kolumna wyjedzie jako pierwsza z miasteczka.
Wieleci i łucznicy nie mieli szans w starciu ze szkieletami, których imały się niemal wszystkie strzały i pociski. Równocześnie, natychmiast reszta batalionu odwróciła się i ustawiła w klin, mając na celu atak i rozbicie wroga. Ale gdy przeszli przez nieumarłych, natrafili na orków. Tu zauważalny był brak doświadczenia legionistów, gdyż nie utrzymali muru tarcz i niektórzy z przerażenia cofnęli się, skazując kompanów na śmierć. Dowódca legionistów, stary oficer, widząc nadchodzącą masakrę swoich ludzi, nakazał odwrót, po czym na orków zaszarżowało 10 konnych, robiąc to co zawsze konni robili z piechotą. Wygrywając. Uderzając z impetem w orków, wbili się między nich, a gdy stracili swój największy atut – szybkość, do akcji wkroczyła zreorganizowana piechota, ukazując wyższość taktyki nad dziką furią. Jednak w tym samym momencie z drugiej strony nadszedł dźwięk rogu i z lasów wyskoczyło kilkudziesięciu ludzi, z zaskoczenia atakując od tyłu piechotę i dowódcę pozbawionego szans.
Gdy rzeź się zakończyła, na rynek wkroczył przewodzący grupie ludzi mężczyzna.  
Ten wysoki blondyn stanął przed milicją zgromadzoną pod ratuszem i krzyknął:
- W imieniu Haretha Damaska, ja Christopher, generał Armii Mrocznego Oświecenia żądam bezwarunkowej kapitulacji! Poddajcie się, a uratujecie życie. Opór jest bezcelowy.
Z nieumiejętnie sformowanego muru tarcz wyszedł mężczyzna w sile wieku z przepaską na oku. Szedł z podniesioną głową, stanowczym krokiem.
- Jako przewodniczący rady miejskiej, odrzucam haniebną propozycje pokoju. Nie poddamy się umarlakom! Nigdy! – wykrzyczał, ale nagle w miejscu gdzie dotychczas znajdował się on, pojawił się kłąb dymu, a z niego wyłowił się zakapturzony starzec.
- Opór jest bezcelowy, Hareth Damask zna litość, lecz nie dla głupców, takich jak on – wskazał w górę. Po chwili spadł z niej dotychczasowy przewodniczący rady miejskiej. A raczej to co z niego zostało. Starzec zdjął kaptur i przemówił – Ja, Hareth Damask, ogłaszam powstanie nowego porządku, nowej ery. Lepszej ery. – na widok świecących oczu nawet najmężniejsi obrońcy rzucili broń.
.
.
.
.
.
Kto by się spodziewał, że wrócę do tej serii ;)
Mam nadzieję, że trzecia część "Ceny Władzy" spodobała się wam zarówno pod względem fabularnym, jak i erotycznym.

ReyRey

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2317 słów i 14130 znaków, zaktualizował 15 wrz 2015.

1 komentarz

 
  • nefer

    Z tego dałoby się sporo wycisnąć, masz talent i dynamikę. Lubię takie zbójeckie opowieści. Trochę zbyt wiele błędów stylistycznych.

    16 wrz 2015