List pożegnalny

Nazywam się Richard Pryor. Dokładnie dwadzieścia pięć lat temu wbrew swojej woli urodziłem się w szpitalu Carney w Dorchester. Po takim czasie człowiek jest pewnie jednego: czy chce żyć dalej. W moim przypadku odpowiedź brzmi nie. Po tych wszystkich latach przepełnionych cierpieniem, smutkiem i beznadzieją, gdzie każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego, wreszcie postanowiłem z tym skończyć. Pistolet leży już przygotowany na łóżku w pokoju hotelowym, gdzie przebywam od wczoraj. Zostało tylko napisać list pożegnalny. Kartka na stoliku, długopis w ręku, a ja tak siedzę i się zastanawiam. Bo o czym tu pisać? I do kogo? Myślę o matce. Co zrobi, gdy dowie się o mojej śmierci? Nie widzieliśmy się od lat. Czy jeszcze o mnie pamięta? Czy w ogóle się tym przejmie? Nigdy nie dałem jej powodu, by była ze mnie dumna. Jasne, kochała mnie, a przynajmniej tak się zachowywała. Jednak zawsze czułem, że robi to jakby z przymusu. Nie byłem przecież jej pierworodnym synem, idealnym dzieckiem, perfekcyjnym we wszystkim, co robił. Byłem tym drugim i zawsze czułem ciężar oczekiwań. Wyobrażałem sobie jej zawiedzioną minę, gdy znowu mi nie wyjdzie. Siedziałem sam w domu w urodziny, podczas gdy brat był otoczony wianuszkiem wyznawców. O adoratorkach nawet nie wspomnę. Ja w życiu kochałem tylko jedną dziewczynę. Chyba nawet ze wzajemnością...  Suzanne. Mała Suzie... Znałem ją od dziecka. Wspólnym zabawom nie było końca. Pod koniec gimnazjum zapytałem ją, co o nas myśli. Pamiętam to jak dziś. Roześmiała się i powiedziała, że mnie kocha. Nie wiem, czy mówiła poważnie, czy rzuciła tak w żartach, jednak ja wziąłem to sobie głęboko do serca. A potem wyjechała. Jej rodzina przeniosła się do innego stanu. Przed wyjazdem powiedziała, żebym się nie martwił i obiecała często pisać. Nie napisała ani razu. Często o niej myślę, zwłaszcza podczas bezsennych nocy. Myślę, czy ona też tęskni. Zastanawiam się, czemu nie dała znaku życia. Rozmyślam o tym, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby została przy mnie. Co teraz robi? Jak odnalazła się w nowym środowisku? Zawsze była taka niewinna, krucha... Zastanawiam się, czy przed śmiercią nie spotkać się z jakimś starym przyjacielem. Przyjacielem... Gdyby tylko kiedyś wiedzieli, do czego mnie doprowadzą. Ich niewinne żarty i docinki miały na mnie destrukcyjny wpływ. To przez nich mam tak niską samoocenę i boję się kontaktu z ludźmi. Przynajmniej tak sobie wmawiam. Tak naprawdę to wszystko moja wina... Odkładam długopis. Nie będzie żadnego listu. Biorę broń do ręki i przyglądam się jej. Wybaczam ci, braciszku. To nie twoja wina, że byłeś ode mnie lepszy. Zawsze byłem dla mnie miły. Wybaczam ci, mamo. Starałaś się, jak mogłaś, by twój synek wyszedł na ludzi. Wybaczam ci, Suzie. Na pewno odnalazłaś lepsze życie. Stare, niepotrzebne rzeczy trzeba odrzucić. Wybaczam wam, przyjaciele. Każdy ma swoją rolę. Ja byłem tym gnębionym. Nie wasza wina, że tak wygląda społeczeństwo. Pogodzony ze światem, odbezpieczam pistolet. Oby po drugiej stronie było lepiej...

PabloPicasso

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 560 słów i 3188 znaków.

3 komentarze

 
  • niezgodna

    smutne, ale mimo tego bardzo prawdziwe, czytając miałam wrażenie, że mogłabym napisać wiele rzeczy z tego tak samo... PIĘKNE.

    14 cze 2016

  • chaaandelier

    Mocne i dramatyczne. Ciekawe czy każdy z nas umiałby napisać list pożegnalny..

    12 sty 2016

  • Malolata1

    Zauważyłam, że lepiej pisze się o złych rzeczach, prawda? Podoba mi się to, co napisałeś.

    12 sty 2016

  • PabloPicasso

    @Malolata1 Owszem, jakoś tak same od razu przychodzą do głowy. Pewnie dlatego, że głównie takie nas otaczają i z nimi wiele ludzi się identyfikuje. O miłych rzeczach trudno pisać, nie popadając przy tym w lekką karykaturę. Dzięki za komentarz :)

    15 sty 2016